No to mam już jasną sytuację. Ty polecasz - ja unikam Wolę kino dla mniej ambitnych.uzytkownik_konta pisze: ↑05-01-2023 23:23:17 Trudno powiedzieć. Fakt, że ja w ogóle nie dostrzegłem przegadanego początku, świadczy o tym, że zupełnie różnie to odbieramy - więc prawdopodobnie i ocena całości będzie różna. Ale tak, jeśli o mnie chodzi, to polecam. To, co mogę powiedzieć, to że na pewno akcja nabrała tempa.
Zresztą gdybym przeczytał wcześniej, że to wg powieści "kultowego amerykańskiego pisarza Dona DeLillo" to bym od razu wiedział, że to nie dla mnie (męczę się teraz nad jego "Ciszą" pełen oba, ze nie dam rady dobrnąć do końca choć to tylko 144 strony).
Dziękuję, ale nieŁukasz Muszyński zast. red. nacz Filmwebu pisze:Podążając wiernie za literackim pierwowzorem, reżyser portretuje świat, który w każdej chwili może załamać się pod własnym ciężarem. Choć akcja "Białego szumu" rozgrywa się w trakcie prezydentury Ronalda Reagana, ekranowa rzeczywistość wydaje się nieprzyjemnie znajoma. Rozpasany konsumpcjonizm kroczy pod rękę z chaosem informacyjnym, targani egzystencjalnymi lękami bohaterowie szukają ukojenia w "tabletkach szczęścia", a fałszywi prorocy zyskują poklask wśród podatnej na teorie spiskowe gawiedzi. (...)
Nieustanna fluktuacja nastrojów i konwencji filmowych to nadrzędna cecha "Białego szumu". Nie mogło być zresztą inaczej, skoro mamy do czynienia z ekranizacją klasyki literatury postmodernistycznej. Baumbach zaczyna opowieść od ironicznych scen z życia akademickiego, by następnie przejść do ironicznych scen z życia rodzinnego. I kiedy wydaje się, że wiadomo już, po jakim gruncie stąpamy, film robi niespodziewaną woltę. A potem jeszcze kolejną. Nie zdradzając za wiele, napiszę tylko, że znalazło się tu miejsce zarówno dla efektownych sekwencji rodem z imaginarium Stevena Spielberga, czarnej komedii à la bracia Coen, a także horroru spod znaku Jamesa Wana. Ba, wspierany przez LCD Soundsystem reżyser próbuje sił także w musicalu. Twórca "Walki żywiołów" wychodzi bez większego uszczerbku z potyczki z każdym gatunkiem. Cały czas pozostaje przy tym sobą: sarkastycznym, ale i współczującym portrecistą goryczy egzystencji. Choć nie wierzy w zdolność ludzi do przemian nawet pod wpływem granicznych doświadczeń, nie traci poczucia humoru. Jeżeli nasze życie jest niczym więcej jak chocholim tańcem, to powinniśmy czerpać z niego frajdę. Albo przynajmniej próbować.
Podobało mi się jedno - wysmakowana scena choreograficzna z supermarketu w tle napisów końcowych.
No i muszę przyznać, że nocna sekwencja horrorowa była naprawdę niepokojąca