To się czyta
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
- Achim
- Posty: 1271
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: To się czyta
„ Żebrowski. Hipnotyzer”
Jakub Socha przypomina w swojej książce postać Edwarda Żebrowskiego, reżysera, scenarzysty, pedagoga, wielkiego autorytetu w świecie filmowym. Od wojennego dzieciństwa, poprzez awanturniczą młodość, spędzoną z Hłaską i Iredyńskim, pobyt w więzieniu, realizację filmów i chorobę, która wyhamowała pracę na planie. O Żebrowskim mówią współpracownicy : Michał Komar, Janusz Zaorski czy Wojciech Marczewski, od którego wypowiedzi autor zaczerpnął tytuł „ fantastycznie pracował z aktorami, mówił niewiele, ale ich zwyczajnie hipnotyzował. Edward w ogóle był hipnotyzerem”, a także studenci Mistrza : Karolina Bielawska, Adrian Panek. Autor, pewnie świadomie, nie poprosił o wypowiedź Krzysztofa Zanussiego, długoletniego współpracownika Żebrowskiego. Książka Sochy to opowieść o autorytecie: postaci, która przebywała w tle, lecz pozostała ważna, znacząca, pełniła funkcję drogowskazu. Na jej kartach, poza wymienionymi, pojawiają się Stanisław Różewicz, Lem, Kutz, Zapasiewicz, Kieślowski. To także przypomnienie, dawnego, autorskiego kina i jego siły oddziaływania intelektualnego.
Jakub Socha przypomina w swojej książce postać Edwarda Żebrowskiego, reżysera, scenarzysty, pedagoga, wielkiego autorytetu w świecie filmowym. Od wojennego dzieciństwa, poprzez awanturniczą młodość, spędzoną z Hłaską i Iredyńskim, pobyt w więzieniu, realizację filmów i chorobę, która wyhamowała pracę na planie. O Żebrowskim mówią współpracownicy : Michał Komar, Janusz Zaorski czy Wojciech Marczewski, od którego wypowiedzi autor zaczerpnął tytuł „ fantastycznie pracował z aktorami, mówił niewiele, ale ich zwyczajnie hipnotyzował. Edward w ogóle był hipnotyzerem”, a także studenci Mistrza : Karolina Bielawska, Adrian Panek. Autor, pewnie świadomie, nie poprosił o wypowiedź Krzysztofa Zanussiego, długoletniego współpracownika Żebrowskiego. Książka Sochy to opowieść o autorytecie: postaci, która przebywała w tle, lecz pozostała ważna, znacząca, pełniła funkcję drogowskazu. Na jej kartach, poza wymienionymi, pojawiają się Stanisław Różewicz, Lem, Kutz, Zapasiewicz, Kieślowski. To także przypomnienie, dawnego, autorskiego kina i jego siły oddziaływania intelektualnego.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- uzytkownik_konta
- Posty: 4572
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
Miroslav Ivanov, "Zamach na Heydricha", Książka i Wiedza 1978, ss. 458.
Ciekawie się to czyta z perspektywy polskiej, bo zapewnia ona niezłą huśtawkę. Zaczyna się z podejściem nieco pobłażliwym, szczególnie że efekt ten wzmaga również przedmowa, a i działania czechosłowackich władz na uchodźstwie przypominają nieco "'Allo 'Allo". Straszna amatorszczyzna - skoczkowie zrzucani byle gdzie i byle jak, tułają się następnie po okolicy bez konkretnego planu i kontaktów, chodzą po domach; wszyscy rozpowiadają sobie nawzajem o tajnej misji, werbują do współpracy przypadkowe osoby. Nawet pobieżna lektura np. "Wielkiej gry" Kamińskiego czy - dużo późniejszego - "Małego konspiratora", wywołuje przekonanie, że Czechosłowacy nie mieli pojęcia co robią. Można się zdziwić, że dożyli zamachu. Później jednak robi się dużo poważniej, bo autor szczegółowo omawia konsekwencje zamachu - zarówno represje wobec ludności cywilnej, niejednokrotnie nacechowane niczemu niesłużącym okrucieństwem, jak i heroiczny opór, który - przy całej świadomości, że sytuacja jest beznadziejna - konspiratorzy stawiali do ostatniej chwili. W związku z czym polski czytelnik może się na koniec poczuć głupio, że na początku go to bawiło; szczególnie że - koniec końców - okazuje się, że być może Czechosłowacy nie mieli odpowiednich zasobów i wiedzy, a nawet rozsądku, ale nie brakowało im woli działania; byli też zakładnikami uwarunkowań politycznych - "większej sprawy", "wyższego dobra", które stanowiło motywację tej akcji, niemającej przecież szans na przyniesienie bezpośredniej korzyści militarnej. A to coś, co Polacy powinni rozumieć doskonale. Może nawet jest to w pewnym stopniu budujące, że nie tylko strona polska temu ulegała.
Natomiast co do samej książki, w zupełności podzielam opinie, które można znaleźć w internecie, tj. że jest świetnie napisana - jeśli nie wybitna, to na pograniczu tego określenia. Świetnym rozwiązaniem jest niespodziewany sposób prowadzenia narracji. Sądziłem bowiem, że będzie to typowa praca historyczna. Tymczasem - z wyjątkiem paru stron - są to monologi (przy czym przypuszczam, że fragmenty zatytułowane "Monolog historyka" to przemyślenia samego autora), które w większości można też określić mianem wypowiedzi świadków. Są dość surowe; nie usuwano z nich sprzeczności czy nieścisłości, a jedynie są one komentowane w "Monologach historyka" właśnie. Prawdopodobnie nie dla każdego będzie to łatwe w odbiorze, ale u mnie sprawdziło się znakomicie.
W międzyczasie próbowałem też zrobić zestaw z "Kosmicznego wyścigu" Stephena Walkera (Wydawnictwo Poznańskie, 2023, 17 godz. 22 min., czyt. Bartosz Głogowski) i Normana Mailera "Na podbój Księżyca" (Książka i Wiedza, 1978, ss. 551).
Z pierwszym poszło bardzo dobrze. Może nie jest to dzieło wybitne, ale w pełni poprawne pod każdym względem, dobrze (choć - ponownie - nie wybitnie) napisane; miejscami wątki biograficzne są zbyt rozbudowane, a kwestie techniczne niemal nieporuszone. Moim odruchem jest napisać, że nie jest to ani Capote, ani Kapuściński - ale przecież prawie wszystko nie jest ani Capotem, ani Kapuścińskim, toteż nie oznacza to, że praca Walkera nie jest godna polecenia. Przeciwnie - jeżeli tylko ktoś jest zainteresowany tematem, namawiam aby się z tym zapoznał. Mam jednak problem z napisaniem czegoś więcej, gdyż jest to "literatura dworcowa", którą się zwykle kupuje w celu przerzucenia w międzyczasie.
Gorzej z Mailerem - było to moje drugie podejście; po pewnym czasie od pierwszej próby zaczęło mi się wydawać, że być może poprzednio po prostu nie byłem w nastroju. Myliłem się. To po prostu do niczego się nie nadaje. Na kilka stron pieprzenia przypada jedna strona treści w jakikolwiek sposób dotyczącej tematu książki. Autor ma skrajnie pretensjonalne usposobienie (pisze o sobie w trzeciej osobie, na litość boską!), a przede wszystkim jest stale niezadowolony i znudzony. Pozwolę sobie podkreślić: NIEZADOWOLONY I ZNUDZONY, obserwując pierwszą wyprawę ludzkości na księżyc z samego centrum wydarzeń. Ale nie to jest najgorsze. Otóż Mailer był bliski Świętego Graala, a mianowicie zaczął się w pewnym momencie koncentrować nie na locie na księżyc, a na ludziach ten lot na księżyc obserwujących. Mógł na tej podstawie przygotować świetny reportaż z zacięciem socjologicznym; dokument tej części całej historii, która jako jedyna nie została wtedy, z perspektywy pierwszej osoby, wnikliwie opisana. Ale to też mu nie wyszło, gdyż - ponownie - na jedną stronę treści przypada kilka stron pieprzenia od rzeczy. Zmarnowana okazja. Ciekawym przedsięwzięciem byłoby natomiast, gdyby zdolny redaktor-ghostwriter wynotował z całego tego wytworu fakty, względnie wrażenia związane z tematem, a następnie napisał na ich podstawie tekst, który rzeczywiście opowiadałby o misji na księżyc bez żalu, że się musi w ogóle ten temat poruszać. Tymczasem jednak książka ta powinna nosić tytuł "Ględzenie znudzonego megalomana", a nie "Na podbój Księżyca". A największą zagadką w całej tej sprawie jest to, dlaczego ktoś nie dość, że przetłumaczył to na jakikolwiek język, to jeszcze wydał tę makulaturę po raz drugi - w 2019 r. wyszło bowiem drugie polskie wydanie. Obawiam się jednak, że - w przeciwieństwie do niejednej zagadki kosmosu - tajemnica tego zjawiska, jako niedostępna dla zdrowego umysłu, pozostanie niewyjaśnioną.
Ciekawie się to czyta z perspektywy polskiej, bo zapewnia ona niezłą huśtawkę. Zaczyna się z podejściem nieco pobłażliwym, szczególnie że efekt ten wzmaga również przedmowa, a i działania czechosłowackich władz na uchodźstwie przypominają nieco "'Allo 'Allo". Straszna amatorszczyzna - skoczkowie zrzucani byle gdzie i byle jak, tułają się następnie po okolicy bez konkretnego planu i kontaktów, chodzą po domach; wszyscy rozpowiadają sobie nawzajem o tajnej misji, werbują do współpracy przypadkowe osoby. Nawet pobieżna lektura np. "Wielkiej gry" Kamińskiego czy - dużo późniejszego - "Małego konspiratora", wywołuje przekonanie, że Czechosłowacy nie mieli pojęcia co robią. Można się zdziwić, że dożyli zamachu. Później jednak robi się dużo poważniej, bo autor szczegółowo omawia konsekwencje zamachu - zarówno represje wobec ludności cywilnej, niejednokrotnie nacechowane niczemu niesłużącym okrucieństwem, jak i heroiczny opór, który - przy całej świadomości, że sytuacja jest beznadziejna - konspiratorzy stawiali do ostatniej chwili. W związku z czym polski czytelnik może się na koniec poczuć głupio, że na początku go to bawiło; szczególnie że - koniec końców - okazuje się, że być może Czechosłowacy nie mieli odpowiednich zasobów i wiedzy, a nawet rozsądku, ale nie brakowało im woli działania; byli też zakładnikami uwarunkowań politycznych - "większej sprawy", "wyższego dobra", które stanowiło motywację tej akcji, niemającej przecież szans na przyniesienie bezpośredniej korzyści militarnej. A to coś, co Polacy powinni rozumieć doskonale. Może nawet jest to w pewnym stopniu budujące, że nie tylko strona polska temu ulegała.
Natomiast co do samej książki, w zupełności podzielam opinie, które można znaleźć w internecie, tj. że jest świetnie napisana - jeśli nie wybitna, to na pograniczu tego określenia. Świetnym rozwiązaniem jest niespodziewany sposób prowadzenia narracji. Sądziłem bowiem, że będzie to typowa praca historyczna. Tymczasem - z wyjątkiem paru stron - są to monologi (przy czym przypuszczam, że fragmenty zatytułowane "Monolog historyka" to przemyślenia samego autora), które w większości można też określić mianem wypowiedzi świadków. Są dość surowe; nie usuwano z nich sprzeczności czy nieścisłości, a jedynie są one komentowane w "Monologach historyka" właśnie. Prawdopodobnie nie dla każdego będzie to łatwe w odbiorze, ale u mnie sprawdziło się znakomicie.
W międzyczasie próbowałem też zrobić zestaw z "Kosmicznego wyścigu" Stephena Walkera (Wydawnictwo Poznańskie, 2023, 17 godz. 22 min., czyt. Bartosz Głogowski) i Normana Mailera "Na podbój Księżyca" (Książka i Wiedza, 1978, ss. 551).
Z pierwszym poszło bardzo dobrze. Może nie jest to dzieło wybitne, ale w pełni poprawne pod każdym względem, dobrze (choć - ponownie - nie wybitnie) napisane; miejscami wątki biograficzne są zbyt rozbudowane, a kwestie techniczne niemal nieporuszone. Moim odruchem jest napisać, że nie jest to ani Capote, ani Kapuściński - ale przecież prawie wszystko nie jest ani Capotem, ani Kapuścińskim, toteż nie oznacza to, że praca Walkera nie jest godna polecenia. Przeciwnie - jeżeli tylko ktoś jest zainteresowany tematem, namawiam aby się z tym zapoznał. Mam jednak problem z napisaniem czegoś więcej, gdyż jest to "literatura dworcowa", którą się zwykle kupuje w celu przerzucenia w międzyczasie.
Gorzej z Mailerem - było to moje drugie podejście; po pewnym czasie od pierwszej próby zaczęło mi się wydawać, że być może poprzednio po prostu nie byłem w nastroju. Myliłem się. To po prostu do niczego się nie nadaje. Na kilka stron pieprzenia przypada jedna strona treści w jakikolwiek sposób dotyczącej tematu książki. Autor ma skrajnie pretensjonalne usposobienie (pisze o sobie w trzeciej osobie, na litość boską!), a przede wszystkim jest stale niezadowolony i znudzony. Pozwolę sobie podkreślić: NIEZADOWOLONY I ZNUDZONY, obserwując pierwszą wyprawę ludzkości na księżyc z samego centrum wydarzeń. Ale nie to jest najgorsze. Otóż Mailer był bliski Świętego Graala, a mianowicie zaczął się w pewnym momencie koncentrować nie na locie na księżyc, a na ludziach ten lot na księżyc obserwujących. Mógł na tej podstawie przygotować świetny reportaż z zacięciem socjologicznym; dokument tej części całej historii, która jako jedyna nie została wtedy, z perspektywy pierwszej osoby, wnikliwie opisana. Ale to też mu nie wyszło, gdyż - ponownie - na jedną stronę treści przypada kilka stron pieprzenia od rzeczy. Zmarnowana okazja. Ciekawym przedsięwzięciem byłoby natomiast, gdyby zdolny redaktor-ghostwriter wynotował z całego tego wytworu fakty, względnie wrażenia związane z tematem, a następnie napisał na ich podstawie tekst, który rzeczywiście opowiadałby o misji na księżyc bez żalu, że się musi w ogóle ten temat poruszać. Tymczasem jednak książka ta powinna nosić tytuł "Ględzenie znudzonego megalomana", a nie "Na podbój Księżyca". A największą zagadką w całej tej sprawie jest to, dlaczego ktoś nie dość, że przetłumaczył to na jakikolwiek język, to jeszcze wydał tę makulaturę po raz drugi - w 2019 r. wyszło bowiem drugie polskie wydanie. Obawiam się jednak, że - w przeciwieństwie do niejednej zagadki kosmosu - tajemnica tego zjawiska, jako niedostępna dla zdrowego umysłu, pozostanie niewyjaśnioną.
- Czartogromski
- Posty: 5893
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
Re: To się czyta
Norman Mailer był już wtedy Wielkim Pisarzem i może uznał, że świat chce poznać, co Wielki Pisarz sobie roi na zadany temat? A wydawca podzielał to zdanie i książkę wydał.
- uzytkownik_konta
- Posty: 4572
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
- Czartogromski
- Posty: 5893
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
- jazzik
- Posty: 8954
- Rejestracja: 18-07-2018 22:26:03
Re: To się czyta
My w ogóle mamy w tym względzie pewną renomę. Ostatnio skończyłam czytać "Galicję", którą wymieniłyśmy się z mamą jako prezentem, i tutaj przychodzi mi na myśl przytoczona opinia austriackiego kanclerza Klemensa von Metternicha, że "Polska nie jest narodem. Polska jest spiskiem" i tak się kiedyś złożyło, że na pewnym forum o II WW użytkowniczka z Pragi mi napisała coś takiego: to było bardzo w waszym stylu, ale to myśmy to zrobili.uzytkownik_konta pisze: ↑04-05-2024 02:22:24 A to coś, co Polacy powinni rozumieć doskonale. Może nawet jest to w pewnym stopniu budujące, że nie tylko strona polska temu ulegała.
"Nie bój się doskonałości. – Nigdy jej nie osiągniesz." Salvador Dali
- uzytkownik_konta
- Posty: 4572
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
Z tym stylem nie do końca się zgodzę. Efekt końcowy wyglądał rzeczywiście jak nasza robota, ale gdyby robili to Polacy, nieprzynosząca wymiernych korzyści tragedia zostałaby przeprowadzona zgodnie z najlepszymi regułami konspiracji
- Achim
- Posty: 1271
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: To się czyta
„ Ciało huty „
Anna Cieplak już w tytule swojej prozy zapowiada i łączy dwie narracje : to opowieść o Hucie Katowice, ale opowiedziana poprzez osobiste doświadczenia młodych ludzi, którzy przybyli na Zagłębie jako jej pierwszy budowniczowie. Z jednej strony wielka polityka : Solidarność, stan wojenny, transformacja ustrojowa, a z drugiej prywatne, intymne doświadczenia : uczucia, związki ale i przemoc seksualna. Ta podwójna perspektywa obecna jest stale w obu płaszczyznach czasowych. W tej współczesnej mamy już wojnę w Ukrainie. To historia upadków i wzlotów, skomplikowanych relacji uczuciowych, ale także dziedziczenia traum z pokolenia na pokolenia, bo w warstwie współczesnej mamy opowieść o dzieciach pierwszych budowniczych Huty Katowice. Powieść ma bardzo precyzyjną konstrukcję fabularną, wydarzenia i postaci łączą się precyzyjnie.
Zachwyciło mnie pokazanie motyw siostrzeństwa, wspólnoty losu bohaterek przez symboliczne przekazywanie sobie szczepek roślin. Świat roślinny, ale i zwierząt- kanarek Ewy, jest towarzyszem losu bohaterów. Podoba mi się także opowiadanie o bohaterach, poprzez książki. Poznajemy lektury Mai i jej przyjaciółek, a ważną rolę pełni tez antologia tekstów o Hucie, pisana przez pierwsze pokolenie bohaterów, a odkrywana potem przez ich dzieci.
Świetna, współczesna proza.
Anna Cieplak już w tytule swojej prozy zapowiada i łączy dwie narracje : to opowieść o Hucie Katowice, ale opowiedziana poprzez osobiste doświadczenia młodych ludzi, którzy przybyli na Zagłębie jako jej pierwszy budowniczowie. Z jednej strony wielka polityka : Solidarność, stan wojenny, transformacja ustrojowa, a z drugiej prywatne, intymne doświadczenia : uczucia, związki ale i przemoc seksualna. Ta podwójna perspektywa obecna jest stale w obu płaszczyznach czasowych. W tej współczesnej mamy już wojnę w Ukrainie. To historia upadków i wzlotów, skomplikowanych relacji uczuciowych, ale także dziedziczenia traum z pokolenia na pokolenia, bo w warstwie współczesnej mamy opowieść o dzieciach pierwszych budowniczych Huty Katowice. Powieść ma bardzo precyzyjną konstrukcję fabularną, wydarzenia i postaci łączą się precyzyjnie.
Zachwyciło mnie pokazanie motyw siostrzeństwa, wspólnoty losu bohaterek przez symboliczne przekazywanie sobie szczepek roślin. Świat roślinny, ale i zwierząt- kanarek Ewy, jest towarzyszem losu bohaterów. Podoba mi się także opowiadanie o bohaterach, poprzez książki. Poznajemy lektury Mai i jej przyjaciółek, a ważną rolę pełni tez antologia tekstów o Hucie, pisana przez pierwsze pokolenie bohaterów, a odkrywana potem przez ich dzieci.
Świetna, współczesna proza.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- Achim
- Posty: 1271
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: To się czyta
„ Manifest“
Bernardine Evaristo kreśli w swoim „ Manifeście“ życiowym i twórczym portret osoby i artystki wielokrotnie wykluczonej : urodzona w 1959 w Anglii z angielskiej matki i nigeryjskiego ojca, biseksualna, musiała długo walczyć z różnymi uprzedzeniami. Po czterdziestu latach pracy twórczej dostała Nagrodę Bookera. „ Manifest” to także portret self-made woman. Evaristo poprzez studia aktorskie, prace w teatrze, pisarstwo, studia akademickie i pracę pedagogiczną osiągnęła sukces dzięki uporowi, pracowitości i wierze we własne siły.
Dla mnie najciekawsza była część biograficzna, w której autorka próbuje odtworzyć własną genealogię i analizuje skomplikowane małżeństwo rodziców : angielskiej białej nauczycielki i robotnika, pochodzącego w Nigerii. To niewiarygodne, ze pół wieku temu dzieci z małżeństw mieszanych musiały walczyć z taką ilością przesądów i uprzedzeń także ze strony kościoła katolickiego. Dziś mamy inne fobie i uprzedzenia, Evaristo pisze o „ społeczeństwie gerontofobicznym” . Ciekawy jest także wgląd w sam proces twórczy : pisania prozy, poezji, rzeczy dla teatru. Wierzę w siłę „ Manifestu” jako inspiracji twórczej i życiowej, jak pisze autorka : „ Nigdy nie chodziłam na terapię, bo lubię żyć z własnymi demonami/…/ nabrałam wprawy w prowadzeniu wewnętrznego dialogu i nigdy nie szukałam potrzeby szukania pomocy. Lubię sama rozwiązywać pewne sprawy i myślę, że ta książka to właśnie taki potężny autowywiad”.
Bernardine Evaristo jest znana an forum jako autorka " Mr Loverman"
Bernardine Evaristo kreśli w swoim „ Manifeście“ życiowym i twórczym portret osoby i artystki wielokrotnie wykluczonej : urodzona w 1959 w Anglii z angielskiej matki i nigeryjskiego ojca, biseksualna, musiała długo walczyć z różnymi uprzedzeniami. Po czterdziestu latach pracy twórczej dostała Nagrodę Bookera. „ Manifest” to także portret self-made woman. Evaristo poprzez studia aktorskie, prace w teatrze, pisarstwo, studia akademickie i pracę pedagogiczną osiągnęła sukces dzięki uporowi, pracowitości i wierze we własne siły.
Dla mnie najciekawsza była część biograficzna, w której autorka próbuje odtworzyć własną genealogię i analizuje skomplikowane małżeństwo rodziców : angielskiej białej nauczycielki i robotnika, pochodzącego w Nigerii. To niewiarygodne, ze pół wieku temu dzieci z małżeństw mieszanych musiały walczyć z taką ilością przesądów i uprzedzeń także ze strony kościoła katolickiego. Dziś mamy inne fobie i uprzedzenia, Evaristo pisze o „ społeczeństwie gerontofobicznym” . Ciekawy jest także wgląd w sam proces twórczy : pisania prozy, poezji, rzeczy dla teatru. Wierzę w siłę „ Manifestu” jako inspiracji twórczej i życiowej, jak pisze autorka : „ Nigdy nie chodziłam na terapię, bo lubię żyć z własnymi demonami/…/ nabrałam wprawy w prowadzeniu wewnętrznego dialogu i nigdy nie szukałam potrzeby szukania pomocy. Lubię sama rozwiązywać pewne sprawy i myślę, że ta książka to właśnie taki potężny autowywiad”.
Bernardine Evaristo jest znana an forum jako autorka " Mr Loverman"
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.