
Świat Młodych
nr 155/156 – wydanie noworoczne, 27-30 grudnia 1975 r.

Pięć minut z Magdą
UMIERAM z radości – nowy rok, nowe życie. Postanowiłam, że zupełnie inne, że takie mądre, że poważne, że bez wygłupów szczeniackich. Wiecie, to nie bagatela, w 1976 roku skończę 16 lat. Jeszcze co prawda trochę czasu mi do lipca zostało, ale przecież liczy się rok kalendarzowy, nie?!
16 lat. Babcia moja miała właśnie tyle lat, gdy wyszła za dziadka za mąż. Okropność! Gdy sobie pomyślę, że i ja już niedługo miałabym zacząć spędzać życie na cerowaniu mężowi skarpetek i niańczeniu dzieci, to coś mną wstrząsa. Nie sądzę, żeby mi taka perspektywa w w nowym roku groziła – na szczęście – ale tak mi to do głowy przyszło, gdy o tych swoich 16 latach myślałam.
Uświadomiło mi to równocześnie, jaka jestem strasznie stara. I dorosła. Nie jest to świadomość, która sprawia zbytnią radość. No, bo z jednej strony – fajnie jest być dorosłym, ale z drugiej – jaka odpowiedzialność! Gdy się jest dzieckiem, to wiele uchodzi. Można głupstwa popełniać, zmyślać, bimbać sobie... teraz to już niemożliwe.
Więc fajnie, że zaczyna się nowy rok. Musze strasznie wiele rzeczy u siebie zmienić. Będzie okazja. Zaplanowałam sobie tych zmian bez liku – i że będę mniej leniwa, i że będę się do nauki bardziej przykładała, i że nie będę Tadeuszowi dokuczała, i że będę porządek w pokoju utrzymywała na stałe, a nie tylko od święta... To są plany. Ale mam również marzenia – żebym została przyboczną w drużynie, żebym dostała na wiosnę kostiumik z niebieskiego teksasu, żebym wyjechała w czasie wakacji na obóz żeglarski, żeby mi nogi zeszczuplały...
Ba! Fajnie tak sobie pomarzyć. I fajnie jest wierzyć, że marzenia się spełnią. I tak myśleć, że z nowym rokiem to wszystko jest możliwe, nawet... zmiana koloru oczu. Tylko, że... zdaje się, że przeholowałam. Że za bardzo liczę na tę jakąś cudowną granicę, dzielącą stary rok od nowego. Że niby tak się wszystko momentalnie zmieni.
Więc, czy w ogóle warto się cieszyć? Bo ja wiem... I czy w ogóle jest jakaś różnica między tymi moimi realnymi planami a abstrakcyjnymi marzeniami? Tak je sobie nazwałam – że te pierwsze to na mur, a te drugie, to już wola losu.
Teraz widzę, że nic tak na mur nie będzie od samego myślenia. Wiec chyba po prostu trzeba się będzie wziąć w garść – jestem taka dorosła, więc wszystko ode mnie zależy. Cieszyć się, czy martwić? Chyba jednak...
MAGDA
221/378394