Pytanie też, w jakim stopniu tzw. wielcy ludzie zawsze byli doceniani raczej po śmierci lub dopiero pewien czas po przejściu na "emeryturę". De Gaulle zrezygnował gdy miał poczucie, że stracił znaczną część poparcia i że opinia publiczna chce raczej aby ustąpił, niż aby trwał na urzędzie. To samo było z Thatcher. W pewnym stopniu ulegają chyba syndromowi Wałęsy - gdyby Wałęsa w 1990, a nawet w 2000 r. wziął i umarł, prawdopodobnie dzisiaj byłby uważany za dużo "większego", niż obecnie. Obecnie to, jak bardzo niedoskonały jest prawdziwy Wałęsa, przyćmiewa jego największe sukcesy z lat 80. 50 lat po śmierci pewnie też będzie uważany za "większego", niż obecnie, gdyż te sukcesy z kolei przyćmią dzisiejszą niedoskonałość. Widać to nawet po Lechu Kaczyńskim - ja go za żadnego "wielkiego" nie uważam, a jedynie za porządniejszego niż brat - ale z pewnością jego środowisku politycznemu dużo łatwiej jest go gloryfikować dzisiaj, gdy nie żyje, niż za życia, gdy był człowiekiem - cóż za bezczelność! - niedoskonałym.
To się czyta
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
- uzytkownik_konta
- Posty: 6112
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
- Baltazar221
- Posty: 251
- Rejestracja: 05-04-2025 23:21:49
- Lokalizacja: PL
Re: To się czyta
Ja tam nie wiem czy są częste takie zainteresowania. To, że ktoś jest konduktorem nie świadczy jeszcze, że interesuje się koleją. Zresztą praca w danym zawodzie nie = się zainteresowaniu nim.
Zapomniałeś jeszcze dodać, że naszych jest sporo jako kelnerów, fryzjerów, aranżatorów wnętrz, na recepcjach hotelowych itp.
Ja np. interesuje się sraniem. Dziennie się wypróżniam. No kto by pomyślał...
Zapomniałeś jeszcze dodać, że naszych jest sporo jako kelnerów, fryzjerów, aranżatorów wnętrz, na recepcjach hotelowych itp.
Bardziej nie dało się tego spłycić?
Ja np. interesuje się sraniem. Dziennie się wypróżniam. No kto by pomyślał...
- Walpurg
- Posty: 10095
- Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
- Lokalizacja: Śląsk
Re: To się czyta
Myślę, że tak nie da się rozmawiać.
- Baltazar221
- Posty: 251
- Rejestracja: 05-04-2025 23:21:49
- Lokalizacja: PL
Re: To się czyta
Staram się jak mogę, ale jak niektóre treści są tak b. upraszczane, to mnie trochę nosi.
- Hebius
- Posty: 16786
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: To się czyta
Nie tłumacz się. Tu nie można być miękką fają

Sami zaczęliście, Baltazar się dostosował. Jeśli chcecie go zniechęcić do korzystania z forum, to chyba idzie wam całkiem dobrze.



- Yoda
- Posty: 2636
- Rejestracja: 18-07-2018 13:48:09
Re: To się czyta
Czas zawsze zmienia oceny różnych polityków. Taki Gomułka w latach 80-tych i 90-tych był uważany za obrzydliwego komucha i dyktatora, a od paru lat jest przedstawiany w bardziej jasnym świetle, głównie ze względu na większą niezależność od Moskwy. Może być również odwrotnie - elity sanacyjne II RP kiedyś były idealizowane, a dzisiaj pod wpływem popularyzacji dzieł Cata-Mackiewicza stały się archetypem beznadziejnej polityki zagranicznej, megalomanii i głupoty.uzytkownik_konta pisze: ↑26-05-2025 23:25:02 Obecnie to, jak bardzo niedoskonały jest prawdziwy Wałęsa, przyćmiewa jego największe sukcesy z lat 80. 50 lat po śmierci pewnie też będzie uważany za "większego", niż obecnie, gdyż te sukcesy z kolei przyćmią dzisiejszą niedoskonałość. Widać to nawet po Lechu Kaczyńskim - ja go za żadnego "wielkiego" nie uważam, a jedynie za porządniejszego niż brat - ale z pewnością jego środowisku politycznemu dużo łatwiej jest go gloryfikować dzisiaj, gdy nie żyje, niż za życia, gdy był człowiekiem - cóż za bezczelność! - niedoskonałym.
"Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić." - K.Marks
"Cała dotychczasowa historia była historią walk klasowych" - F.Engels
"Cała dotychczasowa historia była historią walk klasowych" - F.Engels
- uzytkownik_konta
- Posty: 6112
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
O tak, teraz wszyscy kochają Gomułkę. Zapomniałeś wspomnieć, że Gomułka przedstawiany jest przede wszystkim jako bardziej niezależny niż Gierek - czyli że z dwojga złego, pod tym akurat względem Gomułka był w jakimś stopniu "lepszy", podobnie jak był "lepszy" niż poprzednicy, gdyż nieco mniej krwiożerczy. Ale to wszystko w kontekście tego, że wszyscy żeście siebie warci.
Po raz kolejny wziąłem się za klasyki.
F. Kafka, "Proces", wyd. SAGA Egmont, czyt. J. German, 7 godz. 43 min.

Wcześniej, przy okazji "Palcie ryż każdego dnia" Hłaski napisałem, że:
M. Bułhakow, "Mistrz i Małgorzata", wyd. Audioteka, czyt. zespół lektorów, 16 godz. 49 min.

Jest to jeden z tych audiobooków, które - ze względu na poziom produkcji - są czymś zupełnie innym, niż sam tekst książki. To osobne, nowe dzieło, warte zapoznania się. Forma słuchowiska, wiernego tekstowi powieści, ale odegranego przez obsadę z którą można się zapoznać tutaj, a która obejmuje znakomitych aktorów.
"Mistrza i Małgorzatę" czytałem wcześniej dwa razy. Tym razem jednak po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że cała ta książka jest bardzo rozbudowaną wersją... "legendy o Czarciej Łapie", w Lublinie znanej każdemu dziecku. Dla tych, którzy nie znają - legenda opowiada o procesie toczącym się przed Trybunałem Koronnym. Uboga wdowa stracić miała - w wyniku przekupienia sędziów przez złego magnata - swoją ziemię, stanowiącą jej jedyne źródło utrzymania. Gdy usłyszała wyrok Trybunału, krzyknęła że "nawet diabeł rozsądziłby to bardziej sprawiedliwie". I rzeczywiście, tej nocy do Trybunału przybyli trzej sędziowie, którzy zażądali przedstawienia akt sprawy i natychmiast dokonali rewizji wyroku, i którzy równie nagle zniknęli, jak się pojawili - a którym, jak zaobserwowali świadkowie zdarzenia, spod tóg wystawały kopytka.
O czym jest ta legenda? Jak wiemy, mity i legendy odpowiadają zwykle na psychologiczne potrzeby ludów, które je tworzą. W tym wypadku współistnieje kilka tego rodzaju elementów. Po pierwsze i najbardziej oczywiste: przestroga skierowana pod adresem ludzi czyniących zło lub takich, którzy mogliby ulec pospolitej pokusie. Po drugie: przeświadczenie, że zło sposób stanowi element równoważący, utrzymujący świat w ryzach - że czyni świat sprawiedliwym, a więc paradoksalnie zaprzęgnięte jest w służbę dobru (element obecny w wielu kulturach, dość uniwersalny, bo i logiczny, choć bluźnierczy w chrześcijaństwie - u Bułhakowa przywołany wprost jeszcze przed pierwszą stroną powieści, gdzie zamieszczono motto złożone ze słynnego cytatu "Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro"). Po trzecie: wynikająca z drugiego nadzieja, że na naprostowanie niesprawiedliwości, skoro bóg i społeczeństwo na nią pozwalają, można jeszcze być może liczyć ze strony samego Szatana. Szatan staje się złem obłaskawionym, gdyż - skoro wiecznie zła pragnie, lecz wiecznie dobro czyni, to można być pewnym, że... tak naprawdę dobra pragnie.
Bułhakow zatem, samemu stanowiąc przynajmniej częściowo pierwowzór Mistrza - jak Kafka, wydał w formie książkowej swoją psychologiczną reakcję obronną wobec państwa i społeczeństwa (wpływem tegoż państwa przeżartego), które go otaczały. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Bułhakow się z tym nie szarpie - że wraz z akceptacją, że zło harmonizuje z dobrem tak, jak wyżej opisano, zaakceptował też otaczającą go rzeczywistość. Jest to zresztą, ponownie, całkowicie racjonalne i logiczne: skoro wszystko podporządkowane jest relacji ze złem czyniącym dobro, na koniec niesprawiedliwość zostanie naprostowana, a liczyć się będą intencje i uczciwość postępowania. To, w gruncie rzeczy, stoickie podejście.
L. Tyrmand, "Cywilizacja komunizmu", wyd. Audioteka & Matthew Tyrmand LLC, czyt. J. Brzostyński, 11 godz. 55 min.

Zestawiając "Cywilizację komunizmu" z "Dziennikiem 1954", nabrać można poważnych wątpliwości etycznych. Nie wiemy dokładnie jak i dla kogo (tzn.: dla siebie czy dla innych) powstawał "Dziennik...", ale wiemy z pewnością, że był on raczej pisany z myślą o rynku wewnętrznym (jeśli w ogóle z myślą o jakimś rynku), podczas gdy "Cywilizację..." Tyrmand jednoznacznie napisał dla zachodniej opinii publicznej. Wątpliwości etyczne polegają na tym, że o ile cel polegający na maksymalnym obrzydzeniu i obnażeniu komunizmu jest zawsze słuszny i szlachetny, o tyle Tyrmand w "Cywilizacji..." przesadnie popuszcza wodze fantazji. Rozumiem, oczywiście, że poniekąd była to "metoda Kapuścińskiego", tzn. zmierzanie ku lepszemu oddaniu stanu rzeczywistego (komunizm jest siłą destrukcyjną, niszczącą każdego człowieka jak nowotwór) dzięki fabularyzacji, stosowaniu dodatkowych środków wyrazu, za cenę odchodzenia od wierności faktom. Nie jestem przeciwnikiem tej taktyki co do zasady; problem polega jednak na tym, że istnieje zasadnicza różnica pomiędzy koloryzowaniem czy "lekkim podkręceniem" tego czy tamtego, a zwykłymi kłamstwami. Najgorzej jeśli kłamstwa są dość oczywiste nawet dla czytelnika niezaznajomionego z realiami państwa komunistycznego (o ile nie jest idiotą). Sprawa jest, oczywiście, polityczna - a więc czytelnik taki z miejsca zrazi się, i to nie tylko do "Cywilizacji...", ale do antykomunizmu. Podaję najbardziej jaskrawy przykład z "Cywilizacji...":
Dla odnotowania - bardzo ciekawie o Tyrmandzie pisał M. Urbanek w "Złym Tyrmandzie", dostępnym m.in. w szeregu nowszych wydań wyd. Iskry (ok. 300 s.) - albo w formie audiobooka wyd. Estymator, czyt. W. Masiak, 8 godz. 2 min.

Po raz kolejny wziąłem się za klasyki.
F. Kafka, "Proces", wyd. SAGA Egmont, czyt. J. German, 7 godz. 43 min.

Wcześniej, przy okazji "Palcie ryż każdego dnia" Hłaski napisałem, że:
Co dość zaskakujące, podobne odczucia mam względem "Procesu", przy czym nie chodzi oczywiście o erotykę, lecz o doświadczenie interakcji z państwem i biurokracją. Jeśli dobrze pamiętam, kiedy czytałem to po raz pierwszy, miałem paręnaście lat - i zarys fabuły nie zapadł mi w pamięć zbyt dobrze, prawdopodobnie dlatego, że trudno mi się było wczuć w tę atmosferę. Dopiero później złożyło się tak, że trochę przypadkiem, trochę z racji pracy, nauki, jakiejś-tam-działalności i zainteresowań, miałem okazję ze wszystkich stron zobaczyć działanie administracji państwowej, sądów, polityków i partii politycznych, kancelarii prawniczych itp. Być może zatem mierzę Kafkę swoją miarą, ale wydaje mi się, że "Proces" nie jest prostą (a w zasadzie prostacką, jeśli by przyjąć punkt widzenia niektórych interpretatorów) krytyką państwa autokratycznego czy biurokratycznego, lecz - obok sporej dozy krytycyzmu - zawiera w sobie coś z listu miłosnego, a przynajmniej z fascynacji. Absurd, do którego poprzez hiperbolę autor doprowadza obraz tego aparatu, karykaturuje go - to jednocześnie też strategia adaptacyjna, polegająca na uświadomieniu sobie, że otaczający nas świat jest z gruntu absurdalny - z państwem i wszystkim, co człowiek stworzył, na czele - i akceptacji tego faktu, która - siłą rzeczy - prowadzić musi do pewnej sympatii. Tak samo, jak czuje się sympatię do swojego starego domu, w którym dach przecieka albo ruszają się deski w podłodze. "Proces" jest moim zdaniem najbardziej całościowym wyrażeniem tej sympatii, wraz z jednoznaczną krytyką tego stanu rzeczy, jakie znam.uzytkownik_konta pisze: ↑10-05-2025 23:26:00Ja byłem chyba po prostu [kiedy czytałem to po raz pierwszy] za młody żeby wychwytywać dwuznaczności czy subtelności w relacjach o charakterze erotycznym, jako że sam nie miałem wtedy żadnych takich doświadczeń.
M. Bułhakow, "Mistrz i Małgorzata", wyd. Audioteka, czyt. zespół lektorów, 16 godz. 49 min.

Jest to jeden z tych audiobooków, które - ze względu na poziom produkcji - są czymś zupełnie innym, niż sam tekst książki. To osobne, nowe dzieło, warte zapoznania się. Forma słuchowiska, wiernego tekstowi powieści, ale odegranego przez obsadę z którą można się zapoznać tutaj, a która obejmuje znakomitych aktorów.
"Mistrza i Małgorzatę" czytałem wcześniej dwa razy. Tym razem jednak po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że cała ta książka jest bardzo rozbudowaną wersją... "legendy o Czarciej Łapie", w Lublinie znanej każdemu dziecku. Dla tych, którzy nie znają - legenda opowiada o procesie toczącym się przed Trybunałem Koronnym. Uboga wdowa stracić miała - w wyniku przekupienia sędziów przez złego magnata - swoją ziemię, stanowiącą jej jedyne źródło utrzymania. Gdy usłyszała wyrok Trybunału, krzyknęła że "nawet diabeł rozsądziłby to bardziej sprawiedliwie". I rzeczywiście, tej nocy do Trybunału przybyli trzej sędziowie, którzy zażądali przedstawienia akt sprawy i natychmiast dokonali rewizji wyroku, i którzy równie nagle zniknęli, jak się pojawili - a którym, jak zaobserwowali świadkowie zdarzenia, spod tóg wystawały kopytka.
O czym jest ta legenda? Jak wiemy, mity i legendy odpowiadają zwykle na psychologiczne potrzeby ludów, które je tworzą. W tym wypadku współistnieje kilka tego rodzaju elementów. Po pierwsze i najbardziej oczywiste: przestroga skierowana pod adresem ludzi czyniących zło lub takich, którzy mogliby ulec pospolitej pokusie. Po drugie: przeświadczenie, że zło sposób stanowi element równoważący, utrzymujący świat w ryzach - że czyni świat sprawiedliwym, a więc paradoksalnie zaprzęgnięte jest w służbę dobru (element obecny w wielu kulturach, dość uniwersalny, bo i logiczny, choć bluźnierczy w chrześcijaństwie - u Bułhakowa przywołany wprost jeszcze przed pierwszą stroną powieści, gdzie zamieszczono motto złożone ze słynnego cytatu "Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro"). Po trzecie: wynikająca z drugiego nadzieja, że na naprostowanie niesprawiedliwości, skoro bóg i społeczeństwo na nią pozwalają, można jeszcze być może liczyć ze strony samego Szatana. Szatan staje się złem obłaskawionym, gdyż - skoro wiecznie zła pragnie, lecz wiecznie dobro czyni, to można być pewnym, że... tak naprawdę dobra pragnie.
Bułhakow zatem, samemu stanowiąc przynajmniej częściowo pierwowzór Mistrza - jak Kafka, wydał w formie książkowej swoją psychologiczną reakcję obronną wobec państwa i społeczeństwa (wpływem tegoż państwa przeżartego), które go otaczały. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Bułhakow się z tym nie szarpie - że wraz z akceptacją, że zło harmonizuje z dobrem tak, jak wyżej opisano, zaakceptował też otaczającą go rzeczywistość. Jest to zresztą, ponownie, całkowicie racjonalne i logiczne: skoro wszystko podporządkowane jest relacji ze złem czyniącym dobro, na koniec niesprawiedliwość zostanie naprostowana, a liczyć się będą intencje i uczciwość postępowania. To, w gruncie rzeczy, stoickie podejście.
L. Tyrmand, "Cywilizacja komunizmu", wyd. Audioteka & Matthew Tyrmand LLC, czyt. J. Brzostyński, 11 godz. 55 min.

Zestawiając "Cywilizację komunizmu" z "Dziennikiem 1954", nabrać można poważnych wątpliwości etycznych. Nie wiemy dokładnie jak i dla kogo (tzn.: dla siebie czy dla innych) powstawał "Dziennik...", ale wiemy z pewnością, że był on raczej pisany z myślą o rynku wewnętrznym (jeśli w ogóle z myślą o jakimś rynku), podczas gdy "Cywilizację..." Tyrmand jednoznacznie napisał dla zachodniej opinii publicznej. Wątpliwości etyczne polegają na tym, że o ile cel polegający na maksymalnym obrzydzeniu i obnażeniu komunizmu jest zawsze słuszny i szlachetny, o tyle Tyrmand w "Cywilizacji..." przesadnie popuszcza wodze fantazji. Rozumiem, oczywiście, że poniekąd była to "metoda Kapuścińskiego", tzn. zmierzanie ku lepszemu oddaniu stanu rzeczywistego (komunizm jest siłą destrukcyjną, niszczącą każdego człowieka jak nowotwór) dzięki fabularyzacji, stosowaniu dodatkowych środków wyrazu, za cenę odchodzenia od wierności faktom. Nie jestem przeciwnikiem tej taktyki co do zasady; problem polega jednak na tym, że istnieje zasadnicza różnica pomiędzy koloryzowaniem czy "lekkim podkręceniem" tego czy tamtego, a zwykłymi kłamstwami. Najgorzej jeśli kłamstwa są dość oczywiste nawet dla czytelnika niezaznajomionego z realiami państwa komunistycznego (o ile nie jest idiotą). Sprawa jest, oczywiście, polityczna - a więc czytelnik taki z miejsca zrazi się, i to nie tylko do "Cywilizacji...", ale do antykomunizmu. Podaję najbardziej jaskrawy przykład z "Cywilizacji...":
Przecież to idiotyczne. Tyrmand co prawda prewencyjnie broni się na wstępie, że:Jeśli każda śrubka i każda zabawka muszą być uprzednio centralnie zaplanowane, łatwo sobie wyobrazić jak bardzo zaplanowany musi być cały most. (...) Tak więc lata upływały na przygotowaniach, projektowaniu, kreśleniach, organizowaniu zamówień materiałów w firmach i fabrykach, które oczywiście także podlegają centralnemu planowi i produkcja ich planowana jest w tym samym miejscu co most. Gdy zaś budowniczowie przybyli wreszcie na miejsce budowy okazało się, że zgodnie z planem most ów będzie łączył dwa brzegi rzeki pod kątem ostrym i rozwartym, a nie prostym, jak to się zazwyczaj robi z mostami. (...) Atrakcja ta zaczęła ściągać tłumy okolicznych włościan, którzy usiłowali wytłumaczyć budowniczym, że chyba zwariowali, na co główny inżynier, odpowiedzialny za budowę, odpowiadał, że on ma do wyboru albo wykonać bezsensowny most według planu, za co dostanie swą pensję, a może nawet i nagrodę za sumienność, albo skorygować go na własną rękę, omijając plan, za co pójdzie do więzienia. (...) Jak to zawsze jednak bywa z komisjami, przyjechała ona gdy most stał już gotowy i zgodnie z planem Komisja lojalnie stwierdziła niebywały skandal, władze bezpieczeństwa aresztowały inżynierów, a także, przy okazji, kilku chłopów z lokalnej rady narodowej, tych ostatnich pod zarzutem, że pozwolili wariatom bądź sabotażystom budować most na ojczystej rzece, drogiej sercu każdego patrioty. Komisja zaleciła także generalna korekturę mostu i rewizję planów Wkrótce więc przybyła nowa ekipa budowlana, która w oparciu o nowe plany, osiągnęła tyle, że nadała przebudowanemu mostowi kształt paragrafu, czyniąc zeń osobliwość na światową miarę. Na domiar złego, na skutek niewłaściwego stosowania przedziału zaplanowanych uprzednio surowców, w moście o tak niezwykłym kształcie wystąpiły nieprzewidziane komplikacje. Między innymi przewody elektryczne uległy powikłaniom, co sprawia, że most jest pod napięciem i ktokolwiek nań wchodzi, pada porażony prądem. Najprostszym wyjściem byłoby zatem most ten rozebrać, zlikwidować, zbombardować, unicestwić — lecz właśnie to rozwiązanie nie wchodzi w rachubę. Most był w planie — w świętym i nienaruszalnym planie, w ostatecznym tabernaculum komunistycznego pojęcia sukcesu, osiągnięcia, dokonania, ulepszania świata. (...) Okazało się, że w planie owego regionu przewidziana jest specjalna pomoc lekarska dla obiektów znajdujących się pod niebezpiecznym napięciem elektrycznym. Przy moście postawiono więc karetkę pogotowia, która dyżuruje tam dzień i noc. Ktokolwiek wkracza na most i ulega porażeniu, jest od razu i sprawnie odwożony do szpitala. Co stanowi jasne i zrozumiałe zwycięstwo Planu nad człowiekiem.
Wszystko to bardzo pięknie - ale przy, jednak, budzącym pewne wątpliwości etyczne koloryzowaniu Kapuścińskiego, Tyrmand po prostu stworzył sporo fikcji literackiej, przeplatanej jedynie faktami. Jako taki, jest to ciekawy materiał do badań narracji - a więc do badań tego, jak pewne środowiska mówiły o komunizmie - ale nie jest to właściwa, a wręcz jest to szkodliwa książeczka, gdy rzeczywiście potraktujemy ją jako adresowaną do zachodniej opinii publicznej. Moim zdaniem komunizm nawet w sferze faktów niejednokrotnie dopuszczał się działań jednocześnie tak nonsensownych i obrzydliwych, że trudno winić ludzi z Ameryki i Europy Zachodniej, że mówili "To nie może być prawda - to musi być nasza propaganda!". Z czysto pragmatycznego punktu widzenia, chcąc maksymalnie obrzydzić im komunizm, należałoby go... wręcz trochę wybielić, aby jego zepsucie i destrukcyjny charakter wydawały się bardziej wiarygodnymi. Tyrmand zrobił rzecz zupełnie przeciwną.Ta książka nie ma pretensji naukowych, ani publicystycznych, ani dziennikarskich. Ma pretensje literackie Mimo to nie jest ani beletrystyką, ani literackim esejem. Jest ona pamfletem na komunizm, zamierzonym przejaskrawieniem istniejącej rzeczywistości. (...) Czytając tę książkę wielu powie, że przerysowuję, zniekształcam, popadam w groteskę i operuję efektem surrealistycznym. Chyba tak. Ale do tłumaczenia komunizmu realizm jest tak przydatny jak rower do lotu na księżyc W demokracjach brak jest systemu odniesienia dla tylu zjawisk stanowiących codzienność komunizmu, że mówienie o adekwatności procesów społecznych, czy ontologicznych, tak modne na Zachodzie, jest zwykłym bełkotem intelektualnym w uszach ludzi pod komunizmem. Mnóstwo z tego, co wyda się wielu nieprawdopodobne w tej książce, płynie z faktu, że staram się mówić o rzeczach, o których nie wie się na Zachodzie albo nic, albo bardzo niewiele, pomijam zaś to, o czym się już obficie mówiło i pisało Także moje interpretacje są interpretacjami człowieka stamtąd, co ludziom tutaj często może się wydać deformacją, irracjonalizmem i przesadą. Lecz ludzie tam przeważnie tak widzą rzeczy i to wiedzą o rzeczach.
Dla odnotowania - bardzo ciekawie o Tyrmandzie pisał M. Urbanek w "Złym Tyrmandzie", dostępnym m.in. w szeregu nowszych wydań wyd. Iskry (ok. 300 s.) - albo w formie audiobooka wyd. Estymator, czyt. W. Masiak, 8 godz. 2 min.

- Nathi
- Posty: 16793
- Rejestracja: 14-04-2019 19:03:47
- Lokalizacja: PL/FR
- Hebius
- Posty: 16786
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: To się czyta
Nie wiesz jak długo go oswajałem! Chyba z rok trwało, zanim się odważył i komentarz u mnie na blogu napisał. On jest bardziej wrażliwy i nieśmiały niż na to wygląda 




- Nathi
- Posty: 16793
- Rejestracja: 14-04-2019 19:03:47
- Lokalizacja: PL/FR
Re: To się czyta
No nie wiem ma tyle hujów na blogu, że śmiem wątpić 

- Baltazar221
- Posty: 251
- Rejestracja: 05-04-2025 23:21:49
- Lokalizacja: PL
Re: To się czyta
Organy na blogu są wyjściem awaryjnym. Mam telefon ze zwalonym aparatem po dziecku (nie będę tu numerka pisał, bo niektórych to razi), przeto nie bardzo mam czym teraz zdjecia robić, a screena robię przeważnie przy pisaniu.
A żeby było w temacie to obecnie trawię - Arek Borowik, "Z góry widać tylko nic."
Wiem, wiem, wyciąłem 5/6 treści z Twojego posta, a odnoszę się do jednego zdania, ale... to jest właśnie u mnie uzasadnienie, że w wyborach, które teraz są chyba jak nigdy przedstawiane tak karykaturalnie (jak byłem mały to coś podobnego było ze Stanym Tymińskim)nie biorę udziału. Nawet gdybym uczęszczał na nie, a nie chodzę już od dekad, to obecne nakłanianie do iścia w mediach wywołało by efekt odwrotny.uzytkownik_konta pisze: ↑27-05-2025 19:23:56 ... później złożyło się tak, że trochę przypadkiem, trochę z racji pracy, nauki, jakiejś-tam-działalności i zainteresowań, miałem okazję ze wszystkich stron zobaczyć działanie administracji państwowej, sądów, polityków i partii politycznych, kancelarii prawniczych itp....
A żeby było w temacie to obecnie trawię - Arek Borowik, "Z góry widać tylko nic."
- uzytkownik_konta
- Posty: 6112
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
To ja mam odbiór zupełnie odwrotny. Wiele spraw, które z zewnątrz wydawały się nonsensownymi czy dziwacznymi, nabrało sensu kiedy się zobaczyło konkretnie dlaczego kwestie te rozwiązano w taki, a nie inny, sposób.
- Czartogromski
- Posty: 6705
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
Re: To się czyta
No to można jeszcze dodać, że to w przekładzie Grzegorza, Igora i Leokadii Anny Przebindów, czyli najnowszym.uzytkownik_konta pisze: ↑27-05-2025 19:23:56
M. Bułhakow, "Mistrz i Małgorzata", wyd. Audioteka, czyt. zespół lektorów, 16 godz. 49 min.
- Baltazar221
- Posty: 251
- Rejestracja: 05-04-2025 23:21:49
- Lokalizacja: PL
Re: To się czyta
Część spraw od wewnątrz wygląda inaczej, to fakt, ale znaczna wygląda gorzej niż by się o tym nie wiedziało. A może mam po prostu inne spojrzenie.uzytkownik_konta pisze: ↑28-05-2025 11:07:16 To ja mam odbiór zupełnie odwrotny. Wiele spraw, które z zewnątrz wydawały się nonsensownymi czy dziwacznymi, nabrało sensu kiedy się zobaczyło konkretnie dlaczego kwestie te rozwiązano w taki, a nie inny, sposób.
- Czartogromski
- Posty: 6705
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
Re: To się czyta

Wybrani / Patricia Nieto ; z hiszpańskiego przełożyła Aleksandra Wiktorowska. - ArtRage, 2024. - (Seria Reportażowa Luneta)
Jak dla mnie książka o tym, że zawsze może być gorzej. Subiektywna interpretacja. Zapach jaśminu strząsany przez pierwsze krople deszczu przypomina autorce, że "jest życie w tym poranku". Wokół mnie nie ma jaśminu.Ciała bezimiennych, N,N., nomina nescio, wplątują się w rybackie sieci, zahaczają o gałęzie, przybijają do plaż najdłuższej w Kolumbii rzeki. Następnie wyławiane przez mieszkańców spoczywają w ścianie na lokalnym cmentarzu w miasteczku Puerto Berrio.
- marcin
- Posty: 15302
- Rejestracja: 25-07-2018 22:48:12
- Lokalizacja: PL
Re: To się czyta
Polecam podróże, jak najbardziej mogą być takim jaśminem
Jutro będzie nowy, długi dzień. Twój własny, od początku do końca. To przecież bardzo przyjemna myśl.
(Tove Jansson, "Tatuś Muminka i morze")
(Tove Jansson, "Tatuś Muminka i morze")
- uzytkownik_konta
- Posty: 6112
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
I podobno jest to przekład kontrowersyjny, ze względu na zastosowanie bardziej nowoczesnego języka. Jak wspomniałem, czytałem to wcześniej dwa razy - w tłumaczeniu Ireny Lewandowskiej i Witolda Dąbrowskiego (wydanie "Czytelnika" z 1987 r.), które było "obowiązujące" przez dekady. Trochę się tego nowego przekładu obawiałem, gdyż - kiedy słyszymy o unowocześnianiu klasyki - od razu przychodzą do głowy potworki tworzone z myślą o uatrakcyjnianiu jej dla nastolatków. Tym niemniej, nie było się czego bać - nie rzuciło mi się w oczy nic niekorzystnego dla nowego przekładu; żadnych zgrzytów tam nie ma - tłumaczenie jest rzeczywiście na bardzo wysokim poziomie literackim.Czartogromski pisze: ↑28-05-2025 18:12:23No to można jeszcze dodać, że to w przekładzie Grzegorza, Igora i Leokadii Anny Przebindów, czyli najnowszym.
- Czartogromski
- Posty: 6705
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
Re: To się czyta
To się (chyba) będzie czytać:

Philip G. Zimbardo, Robert L. Johnson: Szekspir i psychologia : co o naturze ludzkiej mówią nam wielkie dzieła Szekspira? / przełożyła Dorota Przygucka. - PWN, 2025.
Dlaczego chyba? Otwieram książkę raz i drugi i trafiam na eksperyment więzienny Zimbardy,
co mnie nieco zaskoczyło. No ale może autorom uda się ściśle powiązać eksperyment z Szekspirem. 

Philip G. Zimbardo, Robert L. Johnson: Szekspir i psychologia : co o naturze ludzkiej mówią nam wielkie dzieła Szekspira? / przełożyła Dorota Przygucka. - PWN, 2025.
Dlaczego chyba? Otwieram książkę raz i drugi i trafiam na eksperyment więzienny Zimbardy,


- bolevitch
- Posty: 6157
- Rejestracja: 22-07-2018 14:45:00
Re: To się czyta
i ta nieszczęsna czaszka Yoricka, o której większość ludzi błędnie myśli, że skłoniła Hamleta do wypowiedzenie "Być czy nie być, oto jest itd"...
- Czartogromski
- Posty: 6705
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt: