Pięć minut z Magdą
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
- bolevitch
- Posty: 6291
- Rejestracja: 22-07-2018 14:45:00
Re: Pięć minut z Magdą
jestem urodzony wiosną i przed końcem podstawówki miałem skończone 15 lat. A maturę zdawałem jako 19 latek. Prawko na samochód jako 17 latek zrobiłem pod koniec II klasy liceum...
- Hebius
- Posty: 17316
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
- bolevitch
- Posty: 6291
- Rejestracja: 22-07-2018 14:45:00
Re: Pięć minut z Magdą
tzn. skoro tekst jest z lipca, to mamy wakacje. Zatem Magda dopiero skończyła 7 klasę
- Hebius
- Posty: 17316
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: Pięć minut z Magdą
Tekst, w których Magdę nazwano panną jest lipcowy, ten w którym się zastanawia nad pocałunkami (JESTEM romantycznie nastawiona) z listopada.

- Hebius
- Posty: 17316
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
(13/1974) Pięć minut z Magdą
Tym razem pisze o bardzo historycznych rzeczach, których większość z forumowiczów nie pamięta ze swojego życia bo nie miała okazji ich doświadczyć 
I tak, to nie fantazja ani PRL-owska propaganda sukcesu, Poczta Polska dostarczała kiedyś zwykłe listy czy pocztówki z jednego krańca Polski na drugi w 3 dni.

Świat Młodych
nr 69 (2403) wtorek, 27 sierpnia 1974 r.

Pięć minut z Magdą
POZNAŁAM w czasie wakacji Jacka. On mieszka w zupełnie innym krańcu u Polski. Wymieniliśmy więc adresy. Napisał pierwszy. Odpisałam tego samego dnia. Jego odpowiedź przyszła dopiero po 10 dniach. Obliczyłam sobie, że list idzie w jedną stronę powiedzmy 2 dni, 1 dzień na pisanie, znowu dwa dni wędrówki pocztowej… Możecie sobie wyobrazić, jak dłużyło mi się te 5 dni, które znalazły się poza rachunkiem! Myślałam, że coś mu się stało, że chory, że wpadł pod samochód… Gdy wreszcie nadszedł list, nie mogłam prawie uwierzyć, że jednak napisał. Stwierdziłam, że nie jest grafomanem. Wszystkiego półtorej stroniczki. Dużymi kulfonami. Postanowiłam też zwlekać z odpowiedzią i też napisać bardzo lakonicznie. Wytrzymałam jednak w tym postanowieniu zaledwie 3 dni, kiedy dopisałam do zaplanowanej jednej jeszcze trzy strony i osobiście udałam się na pocztę, aby przyspieszyć listu wysyłkę.
Tym razem odpowiedź nadeszła po… 3 tygodniach i… wcale mnie już nie wzruszyła. Zauważyłam, że kulfony są strasznie krzywe, a słowo „życzę” zaczyna się od „rz”. W ogóle powypisywał same bzdury.
Nie koresponduję już z Jackiem. Jego adres wymazałam z notatnika i mam wszelkie prawo przypuszczać, że on wymazał z pamięci moją osobę. Pewnie koresponduje teraz z jakąś Baśką albo inną Weroniką i to ona a nie ja wypatruje najdroższej osoby, czyli listonosza. Czuję do niej wdzięczność, że przejęła moje obowiązki i mam nadzieję, że równie łatwo jak ja wyleczy się z tej „choroby”.
Bo jestem przekonana, że to po prostu choroba i to choroba epidemiczna, taka, która ogarnia jednorazowo całe masy ludzi. Nie jest to wcale z mej strony odkrycie nowe. Wiedziałam o tym doskonale już w zeszłym roku, kiedy Hanka dostawała spazmów i histerii, bo jej Marek, ten sam, który na pożegnalnym obozowym ognisku obiecywał dozgonną miłość, przerwał korespondencję po 5 listach. Przekonywałam wtedy Hankę (która była gotowa do różnych samooskarżeń typu „pewnie jestem za brzydka dla niego” lub „na pewno się obraził o to, że nie zdążyłam wysłać mu zdjęcia”), że ona nie jest nic winna, a i on też na dobrą sprawę nie, bo po prostu obóz i pisanie listów do dziewczyny oddalonej o 300 kilometrów to zupełnie co innego i szybko mija. Mówiłam jej, że i ona zapomni. Przysięgała, że nigdy w życiu. Dzisiaj pewnie nie pamięta jak wyglądał.
Śmieszne! Wiedziałam o tej epidemii. Nie podobała mi się nawet — niektóre dziewczyny zupełnie zatracały granice jakiejkolwiek godności i narzucały się tym biednym chłopakom, którzy mieli nieszczęście razem z nimi spędzać wakacje, okropnie długo i natrętnie. Byłam pewna, że mnie to na pewno nigdy nie spotka, że nie dam się nabrać i co? I też wpadłam.
Czuję jednak do siebie szacunek, że wycofałam się już po 4 złotych — dwa znaczki na list po 1.50 zł i jeden znaczek na widokówkę za złotówkę (widokówkę miałam w domu). Bo ostatnim akordem naszej miłosnej korespondencji była ta widokówka. Napisałam: „Serdeczne pozdrowienia przesyła koleżanka z wakacji — Magda”. Niech wie, że to ja jestem górą!
MAGDA

I tak, to nie fantazja ani PRL-owska propaganda sukcesu, Poczta Polska dostarczała kiedyś zwykłe listy czy pocztówki z jednego krańca Polski na drugi w 3 dni.

Świat Młodych
nr 69 (2403) wtorek, 27 sierpnia 1974 r.

Pięć minut z Magdą
POZNAŁAM w czasie wakacji Jacka. On mieszka w zupełnie innym krańcu u Polski. Wymieniliśmy więc adresy. Napisał pierwszy. Odpisałam tego samego dnia. Jego odpowiedź przyszła dopiero po 10 dniach. Obliczyłam sobie, że list idzie w jedną stronę powiedzmy 2 dni, 1 dzień na pisanie, znowu dwa dni wędrówki pocztowej… Możecie sobie wyobrazić, jak dłużyło mi się te 5 dni, które znalazły się poza rachunkiem! Myślałam, że coś mu się stało, że chory, że wpadł pod samochód… Gdy wreszcie nadszedł list, nie mogłam prawie uwierzyć, że jednak napisał. Stwierdziłam, że nie jest grafomanem. Wszystkiego półtorej stroniczki. Dużymi kulfonami. Postanowiłam też zwlekać z odpowiedzią i też napisać bardzo lakonicznie. Wytrzymałam jednak w tym postanowieniu zaledwie 3 dni, kiedy dopisałam do zaplanowanej jednej jeszcze trzy strony i osobiście udałam się na pocztę, aby przyspieszyć listu wysyłkę.
Tym razem odpowiedź nadeszła po… 3 tygodniach i… wcale mnie już nie wzruszyła. Zauważyłam, że kulfony są strasznie krzywe, a słowo „życzę” zaczyna się od „rz”. W ogóle powypisywał same bzdury.
Nie koresponduję już z Jackiem. Jego adres wymazałam z notatnika i mam wszelkie prawo przypuszczać, że on wymazał z pamięci moją osobę. Pewnie koresponduje teraz z jakąś Baśką albo inną Weroniką i to ona a nie ja wypatruje najdroższej osoby, czyli listonosza. Czuję do niej wdzięczność, że przejęła moje obowiązki i mam nadzieję, że równie łatwo jak ja wyleczy się z tej „choroby”.
Bo jestem przekonana, że to po prostu choroba i to choroba epidemiczna, taka, która ogarnia jednorazowo całe masy ludzi. Nie jest to wcale z mej strony odkrycie nowe. Wiedziałam o tym doskonale już w zeszłym roku, kiedy Hanka dostawała spazmów i histerii, bo jej Marek, ten sam, który na pożegnalnym obozowym ognisku obiecywał dozgonną miłość, przerwał korespondencję po 5 listach. Przekonywałam wtedy Hankę (która była gotowa do różnych samooskarżeń typu „pewnie jestem za brzydka dla niego” lub „na pewno się obraził o to, że nie zdążyłam wysłać mu zdjęcia”), że ona nie jest nic winna, a i on też na dobrą sprawę nie, bo po prostu obóz i pisanie listów do dziewczyny oddalonej o 300 kilometrów to zupełnie co innego i szybko mija. Mówiłam jej, że i ona zapomni. Przysięgała, że nigdy w życiu. Dzisiaj pewnie nie pamięta jak wyglądał.
Śmieszne! Wiedziałam o tej epidemii. Nie podobała mi się nawet — niektóre dziewczyny zupełnie zatracały granice jakiejkolwiek godności i narzucały się tym biednym chłopakom, którzy mieli nieszczęście razem z nimi spędzać wakacje, okropnie długo i natrętnie. Byłam pewna, że mnie to na pewno nigdy nie spotka, że nie dam się nabrać i co? I też wpadłam.
Czuję jednak do siebie szacunek, że wycofałam się już po 4 złotych — dwa znaczki na list po 1.50 zł i jeden znaczek na widokówkę za złotówkę (widokówkę miałam w domu). Bo ostatnim akordem naszej miłosnej korespondencji była ta widokówka. Napisałam: „Serdeczne pozdrowienia przesyła koleżanka z wakacji — Magda”. Niech wie, że to ja jestem górą!
MAGDA

- Hebius
- Posty: 17316
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
(16/1974) Pięć minut z Magdą

Świat Młodych nr 79 wtorek, 1 października 1974 r.

Pięć minut z Magdą
Wracałyśmy ze szkoły i Jagoda zaproponowała wypad na lody, Elżbieta na to, że nie ma pieniędzy. Chciałyśmy jej pożyczyć, powiedziała, że nie będzie mogła szybko oddać. Trudno się było na ulicy sprzeczać i Hanka zaprosiła nas do siebie. Elka sama wróciła wtedy do sprawy. Pewnie wydawało jej się, że musi wytłumaczyć dlaczego popsuła nam tamten pomysł. Mogłyśmy jej te lody zafundować, ale się uparła, że nie, że nie chce. Ona zawsze laka jest. My z Hanką na przykład kupujemy sobie czasami różne rzeczy do jedzenia i raz ona płaci, raz ja. Elka nikomu nic nie zafundowała i sama leż nigdy nie chce nic przyjąć. Opowiedziała nam, że nie ma żadnych swoich pieniędzy. To znaczy, owszem, ma, ale nie wie ile i na co może liczyć. Rodzice od czasu do czasu dają jej pewne sumy, nawet bardzo wysokie, ale raz dadzą nawet dwa razy w ciągu tygodnia, innym razem nawet przez miesiąc ani grosza. Najgorsze zaś to, że często po paru dniach odbierają jej to, co dali. Nazywa się to pożyczką, ale Elka tych pieniędzy już potem nie ogląda. Dostaje następne, zupełnie inną sumę, znowu ją od niej pożyczają i tak dalej. Właśnie kilka dni temu dostała od ojca 100 złotych. Dużo, nie?! Ja nigdy tyle naraz nie dostałam, ale wolę już swoją stałą dwudziestozłotową tygodniówkę, bo wiem czego się trzymać. Od elki zaś na drugi dzień tę samą stówę pożyczyła mama. Dlatego nie chciała iść na lody – kto wie, kiedy dostanie coś znowu?
Rozumiem ją już dlaczego ma taki wstręt do pożyczek.
Jagoda stwierdziła, że ona na miejscu Elki powiedziałaby mamie, że już wydała i najlepiej dla Elki byłoby, jak trochę forsy dostanie, by dała ją na przechowanie jej, jagodzie. Hanka też strzeliła kilku pomysłami typu książeczka PKO. Elka jednak na wszystkie kręciła głową. Z książeczki – powiedziała – każą jej wyjąć, tylko na pocztę będzie niepotrzebnie biegała, a na pomysł Jagody to wpadła już kiedyś sama. Niestety, gdy powiedziała mamie, że już wszystko wydała, to ta skrzyczała ją, że jest rozrzutna, że oni – znaczy się rodzice – ciężko pracują, a ona przepuszcza forsę nie wiadomo na co. Awantura była taka, że… przestraszona Elka wszystko oddała. Wtedy… skrzyczeli ją, że jest kłamczucha.
Żal mi Elki, ale nie widzę żadnej rozsądnej rady.
MAGDA

- bolevitch
- Posty: 6291
- Rejestracja: 22-07-2018 14:45:00
Re: (13/1974) Pięć minut z Magdą
szczególnie jak ktoś mieszkał w Warszawie, a to wszystko za sprawą transportowania listów nocnymi pociągami. Wagony pocztowe i elektryczne wózki z workami krążące po peronach to był stały element na dworcach jeszcze na przełomie l. 80/90
Historia z pisaniem miłosnych listów z rówieśnikiem ładnie ilustruje przyczynę, dla której nastolatki zwykle wolą starszych.
- Hebius
- Posty: 17316
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: Pięć minut z Magdą
A tak, było coś takiego - wagony pocztowe. Jak podaje Wikipedia:
Ostatnie wagony pocztowe kursowały na trasie pociągu d. „Przemyślanin” relacji Świnoujście/Szczecin Główny – Przemyśl Główny i z powrotem. Wagon był włączany do składu pociągu tylko na odcinku Szczecin Główny – Kraków Płaszów i z powrotem. Jego stacją macierzystą był Szczecin Główny. Ostatni kurs tego wagonu odbył się 29 maja 2011 w relacji Kraków Płaszów – Szczecin Główny.

- bolevitch
- Posty: 6291
- Rejestracja: 22-07-2018 14:45:00
Re: Pięć minut z Magdą
pamiętam takie wózki jeżdżące po peronach, słuzyły do przewożenia worków z listami i paczek


- uzytkownik_konta
- Posty: 6358
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: Pięć minut z Magdą
Gdzieniegdzie podobne jeszcze jeżdżą.
- Hebius
- Posty: 17316
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Pięć minut z Magdą
Dziś w odcinku dylematy biedaków.

Świat Młodych
nr 85 wtorek 15 października 1974 r.

Pięć minut z Magdą
Dzisiaj są imieniny Jagody. W związku z tym, prywatka. I kłopot - co dać Jagodzie w prezencie?
Głupia trochę sprawa. Jagoda wszystkim, do kogo idzie z takiej okazji, zawsze przynosi coś bardzo fajnego. Za bardzo fajnego. Mam na myśli stronę finansową tego zagadnienia. Ja np. dostałam od niej zagraniczną płytę długogrającą. Taka płyta kosztuje w komisie trzy stówy. Mama się polem dziwiła skąd ją mam, gdy dowiedziała się, że od Jagody, to gniewała się, że przyjęłam od koleżanki tak drogi prezent. Dobrze mamie mówić! Jagoda w stosunku do wszystkich wyskakuje z czymś zupełnie extra. I nie sposób powiedzieć jej, że nie, bo się zaraz obrazi. Więc nie chciałam jej obrazić - płyta jest fajna, ale ja nie wiem, co zrobić. Dysponuję w tej chwili zasobem gotówki w wysokości złotych trzydzieści pięć. Do mamy nie mam się po co zwracać, nic mi nie da i będzie miała rację. Ale co można kupić za 35 złotych? Pewnie. Książkę, kwiatek, maskotkę, chusteczki do nosa... każdej koleżance coś w tym rodzaju kupuję, ale Jagodzie?! Muszę się jakoś zrewanżować. Może niekoniecznie aż za 300 złotych, ale co najmniej za 200 — skąd je wziąć? Mam co prawda na książeczce trochę oszczędności, ale zbieram na magnetofon. Tata obiecał, że jak będę miała połowę, to dołoży mi drugie tyle. Gdybym teraz nadszarpnęła tę rezerwę, to odwlekę na kilka miesięcy moment zakupu magnetofonu. Żal by mi było strasznie.
Hanka ma zupełnie taki sam „zgryz”. Nawet zastanawiałyśmy się, czy może nie zrezygnować w ogóle z tej prywatki, ale to by wypadło jeszcze głupiej. Nie można!
Mama miała rację, że Jagoda nie powinna wysadzać się na takie drogie prezenty. I co z tego? Niech ktoś to powie Jagodzie, nie mnie. Ja to i tak wiem.
Myślę, że w końcu wezmę pieniądze z PKO i kupię Jagodzie coś extra, tak jak i ona. Chciałabym jednak, żeby to było ostatni raz. Nie wiem tylko w jaki sposób wytłumaczyć jej kiedyś później, że jej postępowanie w tej sprawie jest po prostu niedelikatne i niekoleżeńskie, bo stawia nas, swoje koleżanki w strasznie trudnej sytuacji. Jak by się tego nie powiedziało, obawiam się, że Jagoda i tak się obrazi. Po prostu nie zrozumie, powie, że nie oczekuje żadnego rewanżu, a to, co sama ofiarowuje to jej sprawa. Nie będzie w stanie pojąć, że nikt nie ma ochoty występować w roli takiej „ubogiej krewnej”, poryczy się pewnie... Oj, ciężki to będzie dzień! Ale trzeba to jakoś przeżyć, bo w innym wypadku, to nigdy w życiu nie będę miała swojego własnego magnetofonu.
MAGDA

Świat Młodych
nr 85 wtorek 15 października 1974 r.

Pięć minut z Magdą
Dzisiaj są imieniny Jagody. W związku z tym, prywatka. I kłopot - co dać Jagodzie w prezencie?
Głupia trochę sprawa. Jagoda wszystkim, do kogo idzie z takiej okazji, zawsze przynosi coś bardzo fajnego. Za bardzo fajnego. Mam na myśli stronę finansową tego zagadnienia. Ja np. dostałam od niej zagraniczną płytę długogrającą. Taka płyta kosztuje w komisie trzy stówy. Mama się polem dziwiła skąd ją mam, gdy dowiedziała się, że od Jagody, to gniewała się, że przyjęłam od koleżanki tak drogi prezent. Dobrze mamie mówić! Jagoda w stosunku do wszystkich wyskakuje z czymś zupełnie extra. I nie sposób powiedzieć jej, że nie, bo się zaraz obrazi. Więc nie chciałam jej obrazić - płyta jest fajna, ale ja nie wiem, co zrobić. Dysponuję w tej chwili zasobem gotówki w wysokości złotych trzydzieści pięć. Do mamy nie mam się po co zwracać, nic mi nie da i będzie miała rację. Ale co można kupić za 35 złotych? Pewnie. Książkę, kwiatek, maskotkę, chusteczki do nosa... każdej koleżance coś w tym rodzaju kupuję, ale Jagodzie?! Muszę się jakoś zrewanżować. Może niekoniecznie aż za 300 złotych, ale co najmniej za 200 — skąd je wziąć? Mam co prawda na książeczce trochę oszczędności, ale zbieram na magnetofon. Tata obiecał, że jak będę miała połowę, to dołoży mi drugie tyle. Gdybym teraz nadszarpnęła tę rezerwę, to odwlekę na kilka miesięcy moment zakupu magnetofonu. Żal by mi było strasznie.
Hanka ma zupełnie taki sam „zgryz”. Nawet zastanawiałyśmy się, czy może nie zrezygnować w ogóle z tej prywatki, ale to by wypadło jeszcze głupiej. Nie można!
Mama miała rację, że Jagoda nie powinna wysadzać się na takie drogie prezenty. I co z tego? Niech ktoś to powie Jagodzie, nie mnie. Ja to i tak wiem.
Myślę, że w końcu wezmę pieniądze z PKO i kupię Jagodzie coś extra, tak jak i ona. Chciałabym jednak, żeby to było ostatni raz. Nie wiem tylko w jaki sposób wytłumaczyć jej kiedyś później, że jej postępowanie w tej sprawie jest po prostu niedelikatne i niekoleżeńskie, bo stawia nas, swoje koleżanki w strasznie trudnej sytuacji. Jak by się tego nie powiedziało, obawiam się, że Jagoda i tak się obrazi. Po prostu nie zrozumie, powie, że nie oczekuje żadnego rewanżu, a to, co sama ofiarowuje to jej sprawa. Nie będzie w stanie pojąć, że nikt nie ma ochoty występować w roli takiej „ubogiej krewnej”, poryczy się pewnie... Oj, ciężki to będzie dzień! Ale trzeba to jakoś przeżyć, bo w innym wypadku, to nigdy w życiu nie będę miała swojego własnego magnetofonu.
MAGDA

- uzytkownik_konta
- Posty: 6358
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: Pięć minut z Magdą
A tak, czytałem o tym. Uwolnienie konsumpcji wśród elit powodujące ujawnienie nielegitymizowanej stratyfikacji społecznej. Od tego już tylko krok do podpalania komitetów. Widzę, że redakcja usiłowała profilaktycznie zasugerować Jagodom tego świata, żeby się tak nie obnosiły z dolarami tatusia, bo jeszcze przyjdzie Kuroń z Michnikiem i mu łeb urżną.
- Hebius
- Posty: 17316
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: Pięć minut z Magdą
Ależ ty się mądrzysz 
Jednak musisz przyznać, że życie w grupie, która nie prezentuje równego poziomu materialnego, jest utrudnione i może rodzić frustracje.

Jednak musisz przyznać, że życie w grupie, która nie prezentuje równego poziomu materialnego, jest utrudnione i może rodzić frustracje.

- bolevitch
- Posty: 6291
- Rejestracja: 22-07-2018 14:45:00
Re: Pięć minut z Magdą
nie byłem nigdy na imieninach czy urodzinach poza tymi u najbliższej rodziny, ale pamiętam, jak nauczycielka chyba w 3 klasie podstawówki zwróciła uwagę, żeby do szkoły nie przynosić rzeczy czy np. jedzenia, na które innych nie stać. Z czasów obecnych znam dwie historie, w których niezbyt zamożni rodzice posłali dzieci do szkół katolickich i bardzo tego żałowali właśnie z powodu poziomu zamożności większości uczniów (najnowszy iphone na gwiazdkę to podstawa, do tego egzotyczne wyjazdy itd).
Nie da się uniknąć napięć, gdy grupę społeczną tworzą ludzie z różnych społecznych warstw czy klas.
Nie da się uniknąć napięć, gdy grupę społeczną tworzą ludzie z różnych społecznych warstw czy klas.
- marcin
- Posty: 15708
- Rejestracja: 25-07-2018 22:48:12
- Lokalizacja: PL
Re: Pięć minut z Magdą
No dobrze, ale to jest nie do uniknięcia. I dotyczy to nie tylko szkoły ale i pracy, bloku, i w ogóle każdego środowiska.
I nie dotyczy to tylko pieniędzy, tak, jeden ma więcej niż drugi, ale tak samo jeden jest ładniejszy niż inny, cieszy się lepszym zdrowiem itd itp.
Nie jesteśmy równi i nie będziemy, więc z tego typu "napięciami" trzeba umieć się pogodzić i umieć sobie z nimi radzić.
I nie dotyczy to tylko pieniędzy, tak, jeden ma więcej niż drugi, ale tak samo jeden jest ładniejszy niż inny, cieszy się lepszym zdrowiem itd itp.
Nie jesteśmy równi i nie będziemy, więc z tego typu "napięciami" trzeba umieć się pogodzić i umieć sobie z nimi radzić.
Jutro będzie nowy, długi dzień. Twój własny, od początku do końca. To przecież bardzo przyjemna myśl.
(Tove Jansson, "Tatuś Muminka i morze")
(Tove Jansson, "Tatuś Muminka i morze")
- Hebius
- Posty: 17316
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
(20) Pięć minut z Magdą
Kończąc odcinki z 1974 roku:

Świat Młodych
nr 91 wtorek, 29 października 1974 r.

Pięć minut z Magdą
MAGDALENO — powiedział wczoraj mój rodzic, czyli tata – muszę z tobą poważnie porozmawiać. Postaraj się uwinąć tak z lekcjami, abyś o 8.00 wieczorem była wolna.
I poszedł a ja zostałam. Sam na sam z lekcjami i… nerwami. Zrobiłam błyskawiczny rachunek sumienia. Śmieci, porządek w moim pokoju, zakupy, późniejszy powrót do domu..? Nic z tego. Przeanalizowawszy dokładnie dzień po dniu ubiegłe dwa tygodnie, doszłam do wniosku, że jestem w nonsensowny wręcz sposób niewinna i porządna. Ze szkołą też nic się specjalnego nie działo. Jesteście więc sobie chyba w stanie wyobrazić, że lekcje mi wczoraj specjalnie nie szły.
Okazało się, że niepotrzebnie się przez tyle godzin dręczyłam. Poważna rozmowa dotyczyła nie mojej przeszłości lecz przyszłości. Tata chciał się dowiedzieć, co na ten temat myślę, jakie mam plany. Chyba go rozczarowałam. Nie mam żadnych planów, chociaż ten przyszłościowy temat rozmyślań nie jest mi obcy. Zdarzało mi się już nieraz wyskakiwać myślą na kilka lub nawet kilkanaście lat do przodu. Lubię wyobrażać sobie siebie samą jako osobę dorosłą. Zresztą, kto nie lubi? Tylko, ze to wszystko były takie wyobrażenia… bardziej niekonkretne, bardziej dotyczące sposobu bycia niż tego kim bym być chciała.
Jedno jest dla mnie pewne. Ze, o ile nie nastąpi jakiś kataklizm, to w ogóle będę. No, starsza, poważniejsza, mądrzejsza, może wyższa i może nogi mi trochę schudną… Kim? Może cybernetykiem, może filologiem, tłumaczem obcej literatury, może lekarzem, może prawnikiem, dziennikarzem, jeszcze kimś innym. Świadomość, że mogę być tym, kim tylko zechcę, spowodowała, że po prostu nie zastanawiałam się nigdy nad tym, jaką drogą będę swój cel realizować. Tata też mi wczoraj wcale nie pomógł. Jego deklaracja, że oni, rodzice, chcą abym uczyła się, to jeszcze jeden kamyczek do mojego ogródka lenistwa. Tak, chyba po prostu lenistwa, bo mnie się nie chce myśleć o tym CO i JAK. Jestem w głębi mej leniwej duszy wdzięczna tacie, że odwlókł moment podjęcia decyzji o 4 lata – uzgodniliśmy, że pójdę do ogólniaka.
Mam jednak żal do do niego o to, ze stworzył mi taką możliwość. Znowu będę miała świadomość, że… wszystko mogę. A z tego nic nie wynika.
Doszłam przy okazji do wniosku, że nasi rodzice, chcąc przecież naszego dobra, robią nam często na złość. Nieświadomie, ale to fakt.
Moi podarowali mi wczoraj 4 lata bezmyślności. Rodzice Hanki wymarzyli sobie, że będzie ona lekarzem. Hanka mdleje na widok krwi | umiera ze strachu, co to będzie. Nasz kolego, Bogdan, postanowił pójść do zasadniczej budowlanej. Pasjonuje go to, cały wolny czas spędza tam, gdzie buduje się nowe osiedle, ale jego mama wymaga, aby skończył studia i został bliżej nieokreślonym wielkim człowiekiem. Iwona marzy o zostaniu psychologiem, a rodzice jej chcą aby skończyła szybko jakąś zawodową szkolę i zaczęła zarabiać.
Jestem pozornie w lepszej sytuacji od Iwony. Tak naprawdę ogromnie jej zazdroszczę. Zazdroszczę też Bogdanowi. Mało jest takich ludzi, którzy wiedzą na pewno, czego by chcieli. W naszej klasie tylko oni dwoje. Reszta to albo tak, jak Hanka wie tylko czego by na pewno nie chcieli, albo tak jak ja — ma zupełny mętlik.
MAGDA

Świat Młodych
nr 91 wtorek, 29 października 1974 r.

Pięć minut z Magdą
MAGDALENO — powiedział wczoraj mój rodzic, czyli tata – muszę z tobą poważnie porozmawiać. Postaraj się uwinąć tak z lekcjami, abyś o 8.00 wieczorem była wolna.
I poszedł a ja zostałam. Sam na sam z lekcjami i… nerwami. Zrobiłam błyskawiczny rachunek sumienia. Śmieci, porządek w moim pokoju, zakupy, późniejszy powrót do domu..? Nic z tego. Przeanalizowawszy dokładnie dzień po dniu ubiegłe dwa tygodnie, doszłam do wniosku, że jestem w nonsensowny wręcz sposób niewinna i porządna. Ze szkołą też nic się specjalnego nie działo. Jesteście więc sobie chyba w stanie wyobrazić, że lekcje mi wczoraj specjalnie nie szły.
Okazało się, że niepotrzebnie się przez tyle godzin dręczyłam. Poważna rozmowa dotyczyła nie mojej przeszłości lecz przyszłości. Tata chciał się dowiedzieć, co na ten temat myślę, jakie mam plany. Chyba go rozczarowałam. Nie mam żadnych planów, chociaż ten przyszłościowy temat rozmyślań nie jest mi obcy. Zdarzało mi się już nieraz wyskakiwać myślą na kilka lub nawet kilkanaście lat do przodu. Lubię wyobrażać sobie siebie samą jako osobę dorosłą. Zresztą, kto nie lubi? Tylko, ze to wszystko były takie wyobrażenia… bardziej niekonkretne, bardziej dotyczące sposobu bycia niż tego kim bym być chciała.
Jedno jest dla mnie pewne. Ze, o ile nie nastąpi jakiś kataklizm, to w ogóle będę. No, starsza, poważniejsza, mądrzejsza, może wyższa i może nogi mi trochę schudną… Kim? Może cybernetykiem, może filologiem, tłumaczem obcej literatury, może lekarzem, może prawnikiem, dziennikarzem, jeszcze kimś innym. Świadomość, że mogę być tym, kim tylko zechcę, spowodowała, że po prostu nie zastanawiałam się nigdy nad tym, jaką drogą będę swój cel realizować. Tata też mi wczoraj wcale nie pomógł. Jego deklaracja, że oni, rodzice, chcą abym uczyła się, to jeszcze jeden kamyczek do mojego ogródka lenistwa. Tak, chyba po prostu lenistwa, bo mnie się nie chce myśleć o tym CO i JAK. Jestem w głębi mej leniwej duszy wdzięczna tacie, że odwlókł moment podjęcia decyzji o 4 lata – uzgodniliśmy, że pójdę do ogólniaka.
Mam jednak żal do do niego o to, ze stworzył mi taką możliwość. Znowu będę miała świadomość, że… wszystko mogę. A z tego nic nie wynika.
Doszłam przy okazji do wniosku, że nasi rodzice, chcąc przecież naszego dobra, robią nam często na złość. Nieświadomie, ale to fakt.
Moi podarowali mi wczoraj 4 lata bezmyślności. Rodzice Hanki wymarzyli sobie, że będzie ona lekarzem. Hanka mdleje na widok krwi | umiera ze strachu, co to będzie. Nasz kolego, Bogdan, postanowił pójść do zasadniczej budowlanej. Pasjonuje go to, cały wolny czas spędza tam, gdzie buduje się nowe osiedle, ale jego mama wymaga, aby skończył studia i został bliżej nieokreślonym wielkim człowiekiem. Iwona marzy o zostaniu psychologiem, a rodzice jej chcą aby skończyła szybko jakąś zawodową szkolę i zaczęła zarabiać.
Jestem pozornie w lepszej sytuacji od Iwony. Tak naprawdę ogromnie jej zazdroszczę. Zazdroszczę też Bogdanowi. Mało jest takich ludzi, którzy wiedzą na pewno, czego by chcieli. W naszej klasie tylko oni dwoje. Reszta to albo tak, jak Hanka wie tylko czego by na pewno nie chcieli, albo tak jak ja — ma zupełny mętlik.
MAGDA

- bolevitch
- Posty: 6291
- Rejestracja: 22-07-2018 14:45:00
Re: Pięć minut z Magdą
znalezione w serwisie X
dodajmy, że jesteśmy otoczeniu górami śmieciowego jedzenia, tonami niepotrzebnego plastiku i stertami ubrań nienadającymi się do niczego po kilku praniachRealna sila nabywcza zarobków z 2018 roku jest niższa od zarobków z 1978 o 40%
- uzytkownik_konta
- Posty: 6358
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: Pięć minut z Magdą

G. Ancyparowicz pisze:Na przykład, w 1970 roku czarnorynkowy kurs dolara oscylował wokół 100 zł (kurs oficjalny to 4 zł dewizowe), w 1988 roku wzrósł do około 3500 zł (kurs oficjalny był 7–krotnie niższy), osiągając rekordowy poziom 25 000 w listopadzie 1989 roku. Warto przypomnieć, że do połowy lat 80. XX wieku przeciętne wynagrodzenie miało równowartość ok. 22–23 USD, po uwolnieniu cen latem 1989 roku spadło do 7–8 USD. Sytuacja ta była jednak krótkotrwała, na skutek interwencji władz monetarnych (zabezpieczonej pożyczką stabilizacyjną udzieloną Polsce przez MFW5); w grudniu 1989 roku notowania USD w kantorach obniżyły się do 7500 zł (za przeciętne wynagrodzenie można było nabyć około 28 USD). Stracili na tej operacji drobni ciułacze, wzbogacili się spekulanci i aferzyści.
Gdybym był entomologiem i w tym tekście byłoby napisane, że po Jagodzie łaził złoty żuk, a ja bym napisał "Ach, charidotella sexpunctata!", zostałoby to uznane za ciekawy fakt, a nie za wymądrzanie się

W każdym razie - tak, zapewne jest. Za Gomułki ten problem nie miał jakiejś szczególnej wymowy politycznej. Pojawiały się, oczywiście, w przestrzeni publicznej uwagi odnoszące się do rozwarstwienia (tj. zbyt wysokiego poziomu życia osób wpływowych politycznie). Skala nie była jednak tak wielka. Za Gierka, kiedy ludzie aparatu nie mieli już tak silnego odgórnego nakazu, aby ukrywać się z konsumpcją, nabrało to głębszej wymowy politycznej.
A odchodząc od kontekstu PRL-owskiego - mam wrażenie, że tak naprawdę to jest problem tylko tam, gdzie ludzie się ze sobą dobrze nie komunikują. W szkołach to większy problem, bo tam generalnie obowiązuje pełny amoralizm, zezwierzęcenie i prawo pięści. W związku z tym, kiedy jeden dzieciak dostaje iPhone'a na gwiazdę, a inny nie, tak czy inaczej będzie to powodem organizacji pogromów, zarówno przez biednych przeciwko bogatym, jak i przez bogatych przeciwko biednym. ALE w prawdziwym świecie, w którym takie reguły nie obowiązują, zwykle tak to nie wygląda. Jak mi ktoś daje prezent, który jest tak drogi, że nie mogę mu kupić niczego podobnej wartości, to się cieszę z prezentu, a potem daję mu coś, na co mogę sobie pozwolić. Po drugiej stronie też byłem - i też do głowy by mi nie przyszło, żeby to komuś wytykać. W zasadzie, przepraszam za bezpośredniość, trzeba by było być nieźle pojebanym, żeby robić z tego problem.
- Hebius
- Posty: 17316
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
(10/1975) Pięć minut z Magdą
Wracamy do odcinków z 1975 roku. Ten jest dość słaby.

Świat Młodych
nr 30 – wtorek 11 marca 1975 r.

Pięć minut z Magdą
MOJA mama mówi, że jestem bałaganiara. Fakt, nie należę do osobników superporządnickich, takich jak Hanka, ale Bożena w porównaniu ze mną jest bałaganiarą kosmiczną. Gdyby moja mama obejrzała sobie szufladę jej biurka, to powinna się zawstydzić z powodu tych narzekań na własną latorośl.
No tak, ale mała jest szansa, żeby mama dokonała kiedyś wizytacji biurka Bożeny, a jeszcze mniejsza, żeby się zawstydziła. W myśl jej słów wstydzić powinnam się ja. Ponieważ zaś jestem istotą na ogół potulną (no, może z małymi wyjątkami) więc zabrałam się do porządków. Przyświecał mi w tej działalności świetlany ideał precyzyjnej w każdym calu Hanki. Zatemperowałam wszystkie ołówki i włożyłam je do drewnianego kubeczka, obłożyłam wszystkie zeszyty i wykaligrafowałam na nich własne nazwisko, powyrzucałam stare i niepotrzebne szpargały, poukładałam rzeczy w szufladach „w kostkę”… Gdy byłam bliska wymalowania na kawałku kartonu tygodniowego planu zajęć, coś się we mnie załamało. Niby dlaczego mam naśladować akurat Hankę?! Kto powiedział, że ona jest lepsza ode mnie, od Bożeny? A może to Bożena jest lepsza od nas obu, a może jeszcze ktoś inny?!
Zawsze muszę się na kimś wzorować. Czasami – jak tym razem – taki wzór podsuwa mi mama, czasami męczy mnie on po jakimś filmie czy książce, innym razem wynajduję go sobie sama. Ciągle więc naśladowania kogoś, dążenie, żeby upodobnić się do jakiegoś wzoru. W gruncie rzeczy, gdy głębiej się zastanowię, to wychodzi na to, że mnie jako mnie samej, wcale nie ma. Jestem zlepkiem bardziej lub mniej udanych imitacji innych ludzi.
A ja chciałabym być sobą. I wcale nie mam ambicji, żeby mnie stawiano komuś innemu za przykład, żeby mnie ktoś inny naśladował. O nie, za duża odpowiedzialność, mam tyle fatalnych wad. Hanka zresztą też nie jest ich pozbawiona, więc nie wiem jak mam ją naśladować – z wadami czy bez? Jeśli bez, to jak wybierać tę resztę, tę pozytywną? Przecież nie będę jej samej o to pytać. A nikt inny na to odpowiedzieć nie będzie potrafił, nawet mama.
Mam nadzieję, że kiedyś się z takiego „wzornictwa” wyrasta. Ciekawe, tylko kiedy. Czy ja już wyrastam, czy jeszcze nie?
Przy takiej głupiej sprawie zwyczajnych porządków okazało się, że wszystko jest bardzo skomplikowane. Tym niemniej trzeba przyznać, że porządek w biurku ułatwia trochę życie. Spróbuję więc sobie wyobrazić, że to był mój własny pomysł. Może mi się samopoczucie od tego poprawi?!…
MAGDA
Pięć minut z Magdą („Świat Młodych” 1975)

Świat Młodych
nr 30 – wtorek 11 marca 1975 r.

Pięć minut z Magdą
MOJA mama mówi, że jestem bałaganiara. Fakt, nie należę do osobników superporządnickich, takich jak Hanka, ale Bożena w porównaniu ze mną jest bałaganiarą kosmiczną. Gdyby moja mama obejrzała sobie szufladę jej biurka, to powinna się zawstydzić z powodu tych narzekań na własną latorośl.
No tak, ale mała jest szansa, żeby mama dokonała kiedyś wizytacji biurka Bożeny, a jeszcze mniejsza, żeby się zawstydziła. W myśl jej słów wstydzić powinnam się ja. Ponieważ zaś jestem istotą na ogół potulną (no, może z małymi wyjątkami) więc zabrałam się do porządków. Przyświecał mi w tej działalności świetlany ideał precyzyjnej w każdym calu Hanki. Zatemperowałam wszystkie ołówki i włożyłam je do drewnianego kubeczka, obłożyłam wszystkie zeszyty i wykaligrafowałam na nich własne nazwisko, powyrzucałam stare i niepotrzebne szpargały, poukładałam rzeczy w szufladach „w kostkę”… Gdy byłam bliska wymalowania na kawałku kartonu tygodniowego planu zajęć, coś się we mnie załamało. Niby dlaczego mam naśladować akurat Hankę?! Kto powiedział, że ona jest lepsza ode mnie, od Bożeny? A może to Bożena jest lepsza od nas obu, a może jeszcze ktoś inny?!
Zawsze muszę się na kimś wzorować. Czasami – jak tym razem – taki wzór podsuwa mi mama, czasami męczy mnie on po jakimś filmie czy książce, innym razem wynajduję go sobie sama. Ciągle więc naśladowania kogoś, dążenie, żeby upodobnić się do jakiegoś wzoru. W gruncie rzeczy, gdy głębiej się zastanowię, to wychodzi na to, że mnie jako mnie samej, wcale nie ma. Jestem zlepkiem bardziej lub mniej udanych imitacji innych ludzi.
A ja chciałabym być sobą. I wcale nie mam ambicji, żeby mnie stawiano komuś innemu za przykład, żeby mnie ktoś inny naśladował. O nie, za duża odpowiedzialność, mam tyle fatalnych wad. Hanka zresztą też nie jest ich pozbawiona, więc nie wiem jak mam ją naśladować – z wadami czy bez? Jeśli bez, to jak wybierać tę resztę, tę pozytywną? Przecież nie będę jej samej o to pytać. A nikt inny na to odpowiedzieć nie będzie potrafił, nawet mama.
Mam nadzieję, że kiedyś się z takiego „wzornictwa” wyrasta. Ciekawe, tylko kiedy. Czy ja już wyrastam, czy jeszcze nie?
Przy takiej głupiej sprawie zwyczajnych porządków okazało się, że wszystko jest bardzo skomplikowane. Tym niemniej trzeba przyznać, że porządek w biurku ułatwia trochę życie. Spróbuję więc sobie wyobrazić, że to był mój własny pomysł. Może mi się samopoczucie od tego poprawi?!…
MAGDA
Pięć minut z Magdą („Świat Młodych” 1975)


- uzytkownik_konta
- Posty: 6358
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: Pięć minut z Magdą
A mi się właśnie podoba. Cieszy, że bohaterka w tak młodym wieku zaczyna dostrzegać w sobie pierwsze problemy z definiowaniem własnej tożsamości - słynne "Nie wiem gdzie kończę się ja, a zaczyna wychodzenie naprzeciw oczekiwaniom otoczenia" - i dostrzega podświadomy, automatyczny charakter tego procesu. Trafnie identyfikuje też źródło problemu, jako błędy wychowawcze popełnione przez matkę. W dalszej części - gdyby był to początek dłuższego dzieła literackiego - niechybnie doprowadziłoby ją to po latach do choroby psychicznej, załamania i albo alkoholizmu, albo samobójstwa, albo - gdybyśmy mieli szczęście - być może nawet samobójstwa rozszerzonego. Moment opisany w tekście byłby jak to pierwsze kaszlnięcie postaci w filmie, które może ujść uwagi widza, ale w dalszej części okazuje się pierwszym zwiastunem raka płuc; albo jak strzelba na ścianie, która musi wypalić. Doskonale.