Właśnie byłem w teatrze

Książka, kino, teatr, muzyka, telewizja...
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Achim
Posty: 1260
Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
Lokalizacja: Wrocław

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 167723Post Achim »

„ Nocny portier. Doświadczenie „
Teatr Dramatyczny im. Szaniawskiego w Wałbrzychu
Z uwagi na temat obawiałem się najnowszej premiery wałbrzyskiej sceny. Spektakl dyrektora artystycznego Seba Majewskiego przypomina los zapomnianych ofiar II wojny: więźniarek, pracownic seksualnych obozowych „ puffów” . Przywraca im godność i pamięć, choć po wojnie nie były traktowane jako ofiary i nie przysługiwał im taki status. Druga inspiracja to skandalizujący swego czasu film „ NOCNY PORTIER” w reżyserii Liliany Cavani, a trzecia to postać niemieckiej filozofki Hannah Arendt. Wszystkie trzy wątki spektaklu łączą się spójnie. Przedstawienie unika wszelkiej dosłowności: wszystko rozgrywa się poprzez rekwizyt, kostium/ Agata Bartos kostiumolożka jest stale obecna na scenie/ i emocje. Trzeba osobowości scenicznej Angeliki Cegielskiej, żeby uniknąć w postaci Hanny szufladki ofiary. Aktorka nadaje jej ciepło, godność, ale i w sekwencji powojennej poczucie humoru. Podobnie frapujący jest Dariusz Skowroński. Jego postać, więźnia z różowym trójkątem, choć tragiczna, okazuje się bardzo wieloznaczna. W sekwencji powojennej, kiedy przejmuje kino Leni Riefenstahl, to on rozdaje karty i zatrudnia tytułowego nocnego portiera. Odniesień do kultury niemieckiej jest tu mnóstwo : muzyka Bacha i Straussa czy filozofia ustępują tu miejsca fizjologii z krwią i spermą.
To mocny spektakl, przypominający słowa profesora Turskiego, że Auschwitz nie spadło z nieba. Naród muzyków, filozofów stworzył tak okrutną maszynę zbrodni. Miejscami groteska czy ironia w scenach powojennych „muzealnych” rozbrajają grozę tematyki, podobną rolę pełnią żarty, pokazujące, że przemoc tkwi w języku.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
Awatar użytkownika
Walpurg
Posty: 8874
Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
Lokalizacja: Śląsk

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168127Post Walpurg »

Mój dorobek z miesięcznej nieobecności:

F. Dostojewski, Biesy
Teatr STU, reż. K. Jasiński
Spektakl grany od bodaj 2007 roku, więc stary, z kolejną obsadą, ale przyzwoity. Nie da się oczywiście przenieść do teatru całej ogromnej powieści, z konieczności to wybór. Fajnie wykorzystana przestrzeń tego dość specyficznego teatru. Wspaniały w roli Piotra Wierchowieńskiego, tegoroczny absolwent AST, Kamil Pudlik - szalenie żywiołowy, dynamit, rozsadzający dość wyciszony spektakl.
Tak zachwyciłem się tymi Biesami (a zwłaszcza niemoralnością Stawrogina, że zacząłem czytać najnowsze tłumaczenie Biesów Adama Pomorskiego ze Znaku - polecam - czyta się rewelacyjnie!).

Koty
Teatr Rozrywki, reż. J. Szydłowski
W końcu dotarłem na mój ulubiony musical (nr 2 po Cabarecie). Odkąd pokazali w 1998 czy 1999 roku Cats na Canal+, oglądałem tę wersję ze sto razy a muzyki słuchałem z milion razy. Najpiękniejsza bajka mojego życia :P No więc i w teatrze cudownie się bawiłem! Koty przepięknie zrobione, świetnie się ruszają i śpiewają. Dodatkowy bonus to Patryk Rybarski w roli Mefistofeliksa (mistrz pole dance, był z nim wywiad w Replice, był na kalendarzu). Można pomyśleć, że to bardziej dla dzieci, tymczasem na sali średnia wieku była dość wysoka, bo zjechały jakieś emerytki autokarami :P Bawiłem się świetnie i na pewno wrócę na kolejne sety.

O. Tokarczuk, Empuzjon
Teatr Śląski (koprodukcja z warszawskim T. Studio i wrocławskim Instytutem J. Grotowskiego), reż. R. Talarczyk
Pierwsza inscenizacja nowej powieści Tokarczuk. Horror przyrodoleczniczy udało się całkiem sensownie pokazać na scenie. Fajny klimat dolnośląskiego sanatorium dla gruźlików. W głównej roli Mieczysława Wojnicza mój ulubiony katowicki aktor Michał Piotrowski. Sporo scen przebiegających na granicy płci (główna rola kobieca grana przez mężczyznę, jakiś gej, sam Wojnicz jest gejem). Plus szalenie zabawne sceny ośmieszające mizgonizm mężczyzn.
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13372
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168357Post Hebius »

Ktoś ma pakiet premium na Onecie? Bo widzę, że jest ciekawy tekst o Teatrze Dramatycznym

"Macki były wszędzie". Kulisy zarządzania Teatrem Dramatycznym
https://www.onet.pl/kultura/onetkultura ... b,681c1dfa
— Smok Kolektyw ma kilka głów. Monika Strzępka — owszem, jest główną, ale pozostałe też się liczą — wspomina były pracownik Teatru Dramatycznego. Inna osoba woli używać pojęcia "hydra" albo wręcz… "ośmiornica". — Macki były wszędzie. Łapaliśmy dziewczyny z Kolektywu (zwłaszcza jedną) na podsłuchiwaniu pod drzwiami. Tyle mam do powiedzenia na temat "instytucji opartej na zaufaniu" — mówi.
Awatar użytkownika
marcin
Posty: 11903
Rejestracja: 25-07-2018 22:48:12
Lokalizacja: PL

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168376Post marcin »

Tym wszystkim portalom odwaliło. Myślą że ludzie będą opłacać 50 subskrypcji miesięcznie.
Tu Onet chce, tu Wyborcza, tu skrzynka mailowa, tu YouTube... Powaliło ich doszczętnie.
Gdy ludzie spotykają się z górami, dzieją się wielkie rzeczy.
(William Blake)
Awatar użytkownika
OpusDei
Posty: 171
Rejestracja: 22-07-2018 11:52:17
Lokalizacja: Arlen, TX

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168385Post OpusDei »

Ja mam! To znaczy założyłem je specjalnie, żeby przeczytać artykuł - 10 zł za miesiąc to nie jest wygórowana cena, a przed rozpoczęciem kolejnego cyklu rozliczeniowego po prostu anuluję subskrypcję. Tekstem chętnie się podzielę, chociaż jestem świadom etycznych zagrożeń z tego płynących:
— Smok Kolektyw ma kilka głów. Monika Strzępka — owszem, jest główną, ale pozostałe też się liczą — wspomina były pracownik Teatru Dramatycznego. Inna osoba woli używać pojęcia "hydra" albo wręcz… "ośmiornica". — Macki były wszędzie. Łapaliśmy dziewczyny z Kolektywu (zwłaszcza jedną) na podsłuchiwaniu pod drzwiami. Tyle mam do powiedzenia na temat "instytucji opartej na zaufaniu" — mówi.

We wrześniu 2022 r., trzy tygodnie po objęciu Teatru Dramatycznego przez Monikę Strzępkę i Kolektyw, odbyło się spotkanie z reżyserami, współpracownikami, twórcami i dziennikarzami na temat planów teatru na pierwszy sezon.

Monika Strzępka przedstawiła wtedy swoje współpracowniczki: — Agata Adamiecka jest moją pełnomocniczką do spraw transformacji instytucji. Po mojej lewej: Monika Dziekan — moja zastępczyni do spraw organizacyjno-finansowych. Małgorzata Błasińska — odpowiedzialna za dział produkcji. I Dorota Kowalkowska, która będzie kierowała działem programowym. Kieruje właściwie.

Podczas spotkania dziennikarz Radia Chilli Zet Rafał Turowski zadał pytanie, kto w pięcioosobowym zespole będzie ponosił odpowiedzialność za przyszłość teatru: — Wiadomo, że demokracji w teatrze nie ma i być nie może. Za wszystko, co się dzieje w teatrze: za to, czy pani bileterka jest miła, czy jest klapa, czy jest sukces, czy zatrudnia się zdolnego, czy mniej zdolnego aktora — odpowiada dyrektor teatru. (...) Rozumiem, że bierzesz na siebie całą i pełną odpowiedzialność za to, co się dzieje w Dramatycznym?

Monika Strzępka odpowiedziała wtedy: — Tak, dlatego, że takie mamy prawo. (…) I to się po prostu dzieje w zaufaniu. To jest o zaufaniu. To znaczy ja nie chcę żyć (…) w świecie opartym na nieufności, na podejrzliwości. Że jak sama sobie nie przeczytam tej sterty umów codziennie, to nie mogę złożyć podpisów. Ale czyta je Monika, czyta je Agata. Mogę złożyć ten podpis. (…) Ostatecznie ja odpowiadam. Ja to robię świadomie. Świadomie się narażam, dziewczyny (śmiech).

"Byłem traktowany jak osoba niewidzialna"

— Ten smok Kolektyw ma kilka głów. Monika Strzępka — owszem, jest główną, ale pozostałe też się liczą — zresztą członkinie Kolektywu o sobie jako o "smoku" żartem mówiły — wspomina były pracownik teatru.

Inna osoba woli używać pojęcia "hydra" albo wręcz… "ośmiornica". — Macki były wszędzie. Łapaliśmy dziewczyny z Kolektywu (zwłaszcza jedną) na podsłuchiwaniu pod drzwiami. Tyle mam do powiedzenia na temat "instytucji opartej na zaufaniu" — mówi.

Jeden ze zwolnionych jesienią zeszłego roku pracowników pytany był w zawoalowany sposób przez bezpośrednią przełożoną, czy nie kradnie kawy z pokoju.

— W pokoju, w którym pracowałem, zrobiła się tak koszmarna atmosfera, że wychodziłem na kawę na korytarz, żeby w nim nie siedzieć. Pamiętam, że byłem przez Kolektyw traktowany jak osoba niewidzialna (podobno widniałem na tej słynnej liście do zwolnienia) — mówi.

I dodaje: — To znaczy: zwracałem się do Małgorzaty Błasińskiej, mojej przełożonej z Kolektywu, a ona bez odpowiedzi odwracała się do mnie plecami i wychodziła z pokoju. Albo zarzucała mnie pasywno-agresywnymi pytaniami typu: "Czy brałeś kawę do naszego pokoju?". Odpowiadałem: "Tak". Po jej stronie… cisza. Nie wiadomo było, o co chodzi. A chodziło o to, że jedna z osób pracujących w teatrze oskarżyła mnie o kradzież kawy.

— A kradłeś? — dopytuję go.

— Nie. Chodziłem od pokoju do pokoju w innych działach pod pretekstem wypicia kawy. Z perspektywy czasu czuję się żałośnie, ale na tamtą chwilę to było idealne rozwiązanie, by tylko nie być w jednym pokoju z członkinią Kolektywu.

Za chwilę możliwości wypicia służbowej kawy i tak by się skończyły. Dostawy wstrzymano. Była dostępna tylko dla gości dyrekcji.

Monika Dziekan, członkini Kolektywu tłumaczy: — Sytuacja finansowa Teatru Dramatycznego jest bardzo trudna. Kiedy rozpoczęliśmy pracę w teatrze, każdy dział mógł zakupić nieograniczoną ilość kawy. Wydatki na ten cel sięgały kilkunastu tysięcy rocznie. Po zmianach kawa dostępna jest tylko dla gości teatru w sekretariacie. Chcemy równocześnie zaznaczyć, że w naszym teatrze funkcjonuje bufet pracowniczy, w którym można kupić kawę w przystępnej cenie. Jest także pokój socjalny wyposażony w czajnik i ekspres, gdzie można sobie przygotować wybrany gorący napój. Rozumiemy, że to bolesna z punktu widzenia pracowników zmiana, ale jesteśmy w trudnej sytuacji i musimy szukać oszczędności.

Były pracownik "kawosz" opisuje jeden z najgorszych dni w swoim życiu. Był umówiony z Kolektywem w sprawie jednego ze spektakli. — Ale w sekretariacie były już trzy panie: Strzępka, Błasińska i Dziekan. Opowiedziały mi, dlaczego mnie zwalniają. Nie było tam miło. Panie były agresywne. Argumenty, które słyszałem, były tak absurdalne, że nie dawało rady wejść z nimi w dialog — mówi.

— Po opuszczeniu waginetu miałem tego samego dnia opuścić teatr. Moja bezpośrednia przełożona chodziła za mną krok w krok, kiedy pakowałem swoje rzeczy. Czułem się jak przestępca: stała nade mną i patrzyła mi na ręce. A potem nastąpił pochód wstydu przez cały teatr: zdawałem kartę kredytową, laptopa... Zostałem zmuszony do tego, żeby opowiedzieć moim współpracownikom, dlaczego zdaję swój sprzęt. A ona stała niczym kat, którego jedynym celem było dopilnować, czy upokorzenie dobiegło końca — wspomina pracownik.

— Jak w praktyce działa Kolektyw? — zastanawia się inny pracownik. — Myślę, że kilkugłowy smok to jest idealny symbol, ponieważ każda z tych głów jest obrócona w inną stronę: można odnieść wrażenie, że nie ma między nimi sprawnej komunikacji, co rzutuje na komunikację w całej ekipie. Każda z członkiń ma teoretycznie swój zakres obowiązków, ale uważam, że nie do końca jest on jasny dla współpracowników.

Ale "grillowanie" pracowników zwykle odbywało się jednomyślnie w kilka osób i ta formuła — jak domyślają się pracownicy — powstała z potrzeby chwili, kiedy Monika Strzępka była zawieszona w pełnionej funkcji i nie mogła oficjalnie podejmować decyzji.

Jak tłumaczy Onetowi Monika Dziekan z Kolektywu, formuła spotkań w kilka osób miała inną genezę. — W pierwszych miesiącach pracy w teatrze często spotkania odbywały w poszerzonym gronie, bo nowe kierownictwo chciało poznać cały zespół teatru. Później spotkania z aktorami w większości miały charakter indywidualny, choć w zależności od konkretnych potrzeb i tematów do omówienia odbywały się też w różnych konfiguracjach — odpiera zarzuty.

Faktem jest jednak, że rozmowy przybierały nieprzyjemną dla aktorów i pracowników postać "kilku na jednego".

— Trudno się rozmawia z trzema osobami, które są przeciwko tobie. Każdy mój argument był trzykrotnie zbijany, nie miałem żadnej szansy, żeby się przedrzeć ze swoją opinią. W dialogu argumentacja ma rację bytu, można siebie nawzajem przekonać. W sytuacji "trzy na jednego" traci kompletnie sens. Nawet gdybym był uczniem samego Demostenesa, najlepszego retora, i tak nie miałbym szans. Rozmawiałem głównie z Moniką Strzępką, ale kiedy ona nie była w stanie odpowiedzieć na moje pytania, jej rolę przejmowała następna z Kolektywu, a potem następna. Widać było, że są świadome tego, że jedna nie jest na tyle kompetentna, aby taką rozmowę przeprowadzić. Kiedy pytałem Monikę Strzępkę, czy może mnie obsadzić w "Heksach" (nie może), usłyszałem od Kowalkowskiej, że inni reżyserzy mają już gotowe obsady i nie ma dla mnie miejsca — mówi jeden z aktorów.

Usłyszał też od "trzyosobowego składu grillującego", że lepiej dla innych, gdyby odszedł, bo wtedy jego pensję podzieliłoby się pomiędzy grającymi teatrze aktorami. Była to sugestia, że za chwilę (na kilka godzin przed wyjściem na scenę na spektakl) zostanie mu wręczone rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Aktor poprosił, żeby obie strony dały sobie czas i zaufanie. Usłyszał, że nie ma czasu, za to są oczekiwania zmniejszenia zespołu.

Trzy tygodnie po tej rozmowie podtrzymywał to, co powiedział: "Czekam na to, aż przyjdzie reżyser, który da mi szansę". — Widzę siebie w tym zespole i czuję siebie w tym zespole — powiedział.

Tym razem — jak mówi aktor — "grillowała" go Monika Strzępka.

— Założyła magiczne, antymobbingowe rękawiczki i zaczęła przede wszystkim od pierwszego pytania: kim jest Grotowski? Kolejne pytanie: czym jest dla mnie teatr? Poczułem się trochę jak z pytaniami maturalnymi. I — oczywiście — cokolwiek bym nie odpowiedział, moje odpowiedzi były dla niej zbyt "ogólne". Starałem się w telegraficznym skrócie nakreślić, co robiłem przez ostatnie lata zawodowe, a pracuję od drugiego roku studiów, więc już 13 lat, i uważam się za aktora wszechstronnego. Przerwała mi, powiedziała: "Twoje doświadczenie to jest metryka, a tu chodzi o dojrzałość artystyczną". Odpowiedziałem, że czuję się dojrzały, że jestem artystą, na co sarkastycznie powiedziała: "Okej, jasne, okej".

W rezultacie odszedł z teatru, dostał wypowiedzenie. Przyczyny? Redukcja sceny na Woli, optymalizacja budżetu, brak aktorstwa performatywnego.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Niekończące się kolektywne spotkania

Kolektyw w swoim składzie był sformułowany na rok przed wygraniem konkursu na dyrektora Teatru Dramatycznego. Jak podkreśliła Monika Dziekan podczas wrześniowego spotkania, Monika Strzępka dość precyzyjnie dobrała sobie zespół.

— Kolektyw Dramatyczny to nie jest przypadkowy dobór kobiet. To jest świadomy dobór — każda z nas ma inne kompetencje, określone możliwości działania i odpowiedzialność.

Była pracowniczka teatru mówi: — De facto mam wrażenie, że z różnych powodów każda z nich potrzebowała tego kobiecego kręgu, żeby dostać "energetycznego kopa". Na początku wspierały się nawzajem, ale potem zaczęło coś pękać. Najbardziej z nich wrażliwa i empatyczna wydaje się Dorota Kowalkowska. Ona zresztą miała bardzo dobre opinie w środowisku, zanim tutaj przyszła. Ale musiała trzymać fason, nawet jak wiedziała, że średnio się dzieje. Szybko ją jednak koleżanki z Kolektywu odstawiły na boczny tor.

Kolejna zwolniona osoba szczerze żałuje: — Szkoda, że nie udało mi się zaczerpnąć z doświadczeń pedagogicznych Doroty, bo wiem, że jest świetną specjalistką. Niestety, była "używana" do innych celów, jak choćby słynne grillowania aktorów i wręczanie im wypowiedzeń. Stracony potencjał.

Byli pracownicy wspominają, że Kolektyw sugerował im od pierwszych dni premierowego sezonu, że rozpoczyna… akcję ratowniczą.

— To było najdziwaczniejsze: miało się wrażenie, że Kolektyw przyszedł po to, żeby nas wydobyć z okowów patriarchalnej, Słobodziankowej przeszłości i włożyć w nową rzeczywistość. Jakby miały misję nas pogłaskać po głowie, bo przez poprzednie lata na pewno byliśmy bici — opowiada jeden z pracowników.

— Dziewczyny nas poznawały. Myślę, że bardzo chciały nas poznać, wszystkich. Ale można poznać kogoś, bo się chce z nim współpracować, zaprzyjaźnić, czerpać z tej osoby, albo się tej osoby pozbyć, jeśli "nie pasuje". Albo lepiej: poczekać aż osoby same odejdą, bo wtedy to ich wybór, prawda? Czy ktoś pytał odchodzących pracowników o powody odejścia? Czy ktoś wysłuchał tych historii? Nie wiem. W ciągu sezonu odchodzili pracownicy i pracowniczki, ale w wielu przypadkach Kolektyw nie rekrutował nikogo na ich miejsce. Obowiązki osób, które odeszły, były rozdzielane na innych pracowników (dokładane do ich bieżących zadań). Odchodzili prawdziwi specjaliści, a ich kompetencje zostały spłaszczone do kilku spraw więcej "do ogarnięcia" dla innych.

Inny pracownik dodaje: — Były miłe, ale nigdy nie mieliśmy poczucia, że one tak naprawdę chcą się dowiedzieć, jacy jesteśmy. Dawały do zrozumienia: spektakle — fatalne. Aktorzy Słobodzianka — źli. Plakaty — okropne ("To są portrety trumienne, a nie plakaty"). Strona internetowa — pożal się Boże. Skoro plakaty były złe, zespół czekał na nowy projekt plakatu. Premiera za chwilę, a plakatu nie ma na mieście. Wymyśliły więc koncepcję haftowanych plakatów. "Heksy" mają taki. Mnie się nie podoba, ale to kwestia gustu.

Proces decyzyjny trwał w Kolektywie bardzo długo — tak uważają pracownicy.

— Drzwi gabinetu Moniki Strzępki, mimo początkowych deklaracji o otwartości, ciągle były zamknięte, a w środku toczyły się niekończące się kolektywne spotkania — wspomina ekspracownik.

— Oczywiście, były regularne spotkania organizacyjne z ekipą różnych działów, na których były omawiane ważne i mniej ważne rzeczy, ale często mieliśmy poczucie, że sprawy wciąż nie idą do przodu — brakowało pilotażu. Sprawy czasem były zostawiane same sobie i się rozjeżdżały.

Przy okazji pracownicy byli karmieniu fantazmatami o 4-dniowym dniu pracy, bo "musimy mieć czas dla rodziny, musimy mieć czas na odpoczynek na realizowanie swoich pasji, na zadbanie o siebie".

Podkreślała to także Agata Adamiecka-Sitek podczas wrześniowego spotkania programowego, mówiąc: — To jest ta instytucja, w której czujemy się bezpiecznie, w której zwracamy uwagę na to, co się dzieje. I zwracamy uwagę także na szacunek dla siebie, dla naszych ciał, przeciwstawiamy się na przykład nadprodukcji, ale też wszystkim takim głęboko zakorzenionym w naszej tradycji mechanizmom, które nas naruszają. I rzeczywiście taki proces rozpoczęliśmy. W programie zapowiedzieliśmy, że przyjrzymy się wszystkim narzędziom, jakie zostały definiowane w karcie praw i granic procesu twórczego.

Była pracowniczka: — Było to zupełnie nie do zrealizowania, ponieważ przy tylu wydarzeniach dodatkowych, braku decyzyjności, deficycie czasu, bez plakatów, bez decyzji co do repertuaru, najprostsze rzeczy robiło się o wiele dłużej niż przed nastaniem rządów Kolektywu. Jeżeli nie ma decyzji dyrekcji, co gramy w przyszłym miesiącu: stare spektakle, nowe spektakle, czy jeden tytuł gramy dwa razy, czy gramy pięć razy, które tytuły schodzą, a które zostają w repertuarze, paraliżuje to pracę wszystkich. A najgorzej mają ci, którzy muszą obdzwaniać wszystkich wykonawców pozaetatowych i pytać, czy mają wtedy czas — od muzyków po statystów.

"Demokratyczne zaakceptowanie nieobecności"

W pewnym momencie — jak relacjonują pracownicy — Kolektyw zauważył, że napięcie w zespole spowodowane niejasnością procesu decyzyjnego było tak duże, że nie dało się tego ukryć. Naprawdę źle się zaczęło dziać po premierze "Arki i Ego", która — jak określił to jeden z pracowników — poraniła zespół w sposób dotkliwy.

— Tego, co się działo na backstage'ach, trudno jest pominąć milczeniem. Monika Strzępka po premierze "Arki i Ego" mówiła o tym doświadczeniu, jak o czymś, co zespół umocniło. Ale ja uważam, że było totalnie odwrotnie — wspomina jeden z pracowników.

Kolektyw zaproponował zespołowi rodzaj mediacji. Zatrudniono do tego specjalistkę pracującą od ponad 30 lat w antymobbingowych klimatach. Kierownicy działów spotkali się z nią i opowiedzieli, co — ich zdaniem — nie działa. Ludzie mówili, co ich uwiera, co przeszkadza. Opowiadali o braku organizacji, o chaosie. Niektóre osoby wspominały o tym, że zaczynają się tutaj źle czuć. W tym czasie ludzie rezygnowali już z pracy, odchodzili. To był krok, który miał naprawić relacje między pracownikami a Kolektywem.

W czasie spotkania padła gorzka konstatacja: "Kolektyw przyszedł do naszego domu, zaczął go krytykować, że wszystko jest w nim niewłaściwie, kwestionując całą naszą dotychczasową pracę, czujemy się z tym po prostu bardzo źle".

— A na zakończenie tych spotkań Kolektyw spotkał się z nami. Nie w komplecie. W 3/5. Zabrakło na nim Agaty Adamieckiej-Sitek, która — jako pełnomocniczka do spraw transformacji i specjalistka od mobbingu — powinna być szczerze tym zainteresowana. Pamiętam, że bardzo uprzejmie prosiła o "demokratyczne zaakceptowanie jej nieobecności". Ok, ale to wciąż nieobecność, mimo że "demokratycznie zaakceptowana".

Na spotkaniu nie było też Małgorzaty Błasińskiej — wspomina były pracownik teatru. — Od Moniki Strzępki, Moniki Dziekan i Doroty Kowalkowskiej usłyszeliśmy, że "biorą do serca to, co wyszło w procesie rozmów, przyjmują krytykę i dołożą starań, by coś zmienić". Na chwilę może było lepiej, ale nie trwało to długo. Swoją drogą, pomysł tych spotkań był bardzo ciekawy, bo nowoczesny. Kto by tam po Słobodzianku się spodziewał, że zatrudni wewnętrzną firmę do mediacji — a tu proszę, wow, super. Tyle że w mojej ocenie na dłuższą metę nic się nie zmieniło.

Niektórzy byli pracownicy teatru mają dzisiaj wrażenie, że sesje miały na celu wyciągnięcie od nich osobistych informacji i wykorzystanie potem przeciwko nim.

Agata Adamiecka-Sitek, członkini Kolektywu, nieobecna na ważnych transformacyjnych spotkaniach z pracownikami, uważana jest za prawą rękę Moniki Strzępki.

— Jestem odpowiedzialna za transformację w tej instytucji. I właśnie słowa "odpowiedzialność" chcielibyśmy używać zamiast "władzy". I tak chcielibyśmy określać pozycję dyrektorki. (...) Kiedy mówimy o demokratyzacji, mówimy, na przykład, o komunikacji. Mówimy o tym, w jaki sposób możemy się słyszeć wzajemnie. W jaki sposób możemy siadać wspólnie do stołu, żeby razem radzić nad tym, jak chcielibyśmy pracować, z kim chcielibyśmy pracować. I jak uczynić to miejsce naszym miejscem wspólnym — określiła swoją rolę w instytucji podczas wrześniowego spotkania Adamiecka-Sitek.

— Ta funkcja Adamieckiej była od zawsze dosyć dziwnie określona: "pełnomocniczka do spraw transformacji instytucji". Okej, ale co to dokładnie oznacza? W pojęciu czy wyobrażeniu pracowników wydawało się, że będzie dbała, aby transformacja instytucji przebiegała w sposób możliwie bezkonfliktowy, że będzie dbała o dobrostan, żeby pracownicy się czuli bezpiecznie. Okazało się, że figa z makiem, bo ona się pojawiała w teatrze raz w tygodniu. Zamykała się na parę godzin w gabinecie… w waginecie ze Strzępką. Ludzie zgłaszali do niej niepokojące konfliktowe sytuacje do rozwiązania, ale nic z tym nie zrobiła. A wszyscy na nią liczyli, bo na Akademii Teatralnej zajmuje się walką z przemocą i mobbingiem. Myśleliśmy, że może tutaj również coś takiego zrobi. Ale się przeliczyliśmy. Nie mogła tego zrobić, bo była "team Strzępka". Mamy więc do czynienia z klasycznym konfliktem interesów: jak zgłaszać przypadki mobbingu koleżance mobberki? — dlaczego nikt na to nie wpadł?

Adamiecka-Sitek nie odniosła się do pytań Onetu o jej faktyczną rolę w zapobieganiu zachowaniom mobbingowym w Teatrze Dramatycznym.

Jesienią zeszłego roku w teatrze pojawił się "specjalista od energii" w pomieszczeniach. Po premierze "Arki i Ego" w teatrze zadomowiła się szałwia i sól rozsypywana po kątach.

— Jeden z aktorów — ulubieńców dyrekcji — przynosił zioła owinięte sznurkiem do teatru, a ona je odpalała, czasami machała nimi ludziom przed nosem. Myśleliśmy: "Niech macha, byle ogarniała pracę w teatrze". Natomiast nikt nie zajmował się nawet takimi codziennymi przyziemnymi rzeczami jak przedłużenie umowy aktorom. Kiedy Adam Ferency złożył wypowiedzenie i od 1 września 2022 r. nie był już na etacie, trzeba było dzwonić do niego i porozmawiać o stawce jego gościnnych występów — nikt tego nie robił miesiącami. A aktorów poza etatem co miesiąc było coraz więcej. Zdarzały się sytuacje: jutro gramy spektakl, a aktor mówi: "Sorry, mam niepodpisaną umowę, albo będzie umowa na jutro, albo nie gramy spektaklu" — mówi pracownik proszący o zachowanie anonimowości.

Inny pracownik: — Najbardziej mnie wkurzało, kiedy człowiek umawiał się np. sam na sam ze Strzępką na jakąś osobistą rozmowę i w trakcie jej trwania bezpardonowo wchodziła do waginetu któraś z Kolektywu i dołączała do dialogu. A potem zobaczyliśmy zbieranie haków na panie sprzątające.

Szukanie oszczędności w innych miejscach niż w zasobach ludzkich i kawowych zaczęło się mniej więcej po roku pracy Kolektywu.

Monika Dziekan podkreśla dzisiaj: — Sytuacja finansowa Teatru Dramatycznego jest bardzo trudna. W związku z tym, celem nowego kierownictwa teatru było trwałe ograniczenie kosztów funkcjonowania. Wdrożyliśmy plan, w ramach którego staramy się ograniczyć koszty bez uszczerbku dla działalności artystycznej teatru. Jednym z elementów tego planu było ograniczenie liczebności zespołu, tym bardziej że po odłączeniu od teatru Sceny na Woli w 2020 r. liczebność zespołu była nieadekwatna do realnych potrzeb. Na początku kadencji nowego kierownictwa w teatrze pracowało 141 osób. Po przeprowadzonych zmianach zespół został ograniczony do 130 osób, co przełoży się na oszczędności w kwocie ponad 50 tys. zł miesięcznie. W ramach planu staraliśmy się wdrożyć również inne działania ograniczające koszty, mając na względzie fakt, żeby nie odbijały się one na wartości artystycznej teatru.

Dziekan zaczęła interesować się obiegiem dokumentów, zakupami odzieży ochronnej, zamówieniami środków higienicznych i czyszczących. Koncentrowała się na artykułach higienicznych i sprawach odzieży ochronnej BHP.

Byli pracownicy krytykują to bezlitośnie.

— Uważała, że nie należy kupować tak drogiego papieru toaletowego. Szukała oszczędności "z d**y", np. uważała, że zużywa się za dużo ręczników papierowych i może lepiej zainstalować suszarki. Potem wymyśliła, żeby łączyć funkcje: czemu np. pan akustyk nie może być jednocześnie montażystą, a pani garderobiana — charakteryzatorką? I rozumiem, że w małym teatrze ma to sens, ale nie w takim jak Dramatyczny — wspomina jedna z byłych pracowniczek.

Zwolnione z teatru osoby mówią, że sprzątaczki z długoletnim stażem dowiedziały się, że do ich obowiązków należy sprawdzanie długości… rolki papieru toaletowego kupowanego przez teatr.

— Powinna mieć 60 m, tymczasem zdarzało się, że kupowanie rolki miały 50 m. Panie sprzątaczki tymczasem zanosiły zapotrzebowanie na papier toaletowy swojemu kierownictwu, które składało zamówienie, a one podpisywały fakturę. Oddawały rachunki kierownictwu i to ono miało sprawdzać, czy wszystko się zgadza — opowiada jeden z pracowników.

Pretensje dotyczyły nie tylko długości papieru toaletowego w rolce, także liczby zużywanych litrów płynu do prania (za dużo), płynu do mycia szyb (za dużo) i ilości zużywanych papierowych ręczników (za dużo). W teatrze jest 60 toalet. Jak wynika z relacji pracowników teatru, osobom sprzątającym grożono prokuraturą i policją, jeżeli natychmiast na miejscu nie podpiszą dokumentów — wypowiedzenia o pracę.

O weryfikację tej informacji poprosiłam Monikę Dziekan, członkinię Kolektywu. — W naszym Teatrze nikt nigdy nie nakazał żadnemu pracownikowi liczyć metrów papieru toaletowego. To całkowita nieprawda. Taka sytuacja nigdy nie miała miejsca i chcemy to jasno i wyraźnie zaznaczyć. Chcemy też wyraźnie podkreślić, że nie było to powodem zwolnienia z pracy żadnego z naszych pracowników — zaprzecza Dziekan.

— Doszło natomiast do sytuacji, w której nowe kierownictwo odkryło długotrwałe nadużycia związane z zakupem środków czystości, w wyniku których Teatr ponosił znaczne straty finansowe. Nie wiemy jak długo, wiemy jednak na pewno, że na fakturach zakupu były wykazywane inne środki lub środki o innej wartości niż de facto dostarczano. Mamy też powody przypuszczać, że przez dłuższy czas w teatrze dochodziło do sytuacji, w której regularnie i na dużą skalę ginęły tego typu środki. Potwierdzały to między innymi wyniki inwentaryzacji. I mówimy tutaj o wydatkach rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie. W związku z tym jedna z osób została zwolniona dyscyplinarnie, a inne odeszły z pracy.

"Jesteśmy w trakcie zmian"

Czy zarządzanie kolektywne w teatrze może się udać? — Były takie próby w teatrze moskiewskim i niemieckim w latach 70., ale nigdy nie trwały one długo, kończyły się niepowodzeniem — mówi Onetowi jeden z dyrektorów teatrów.

Sytuacja w Teatrze Dramatycznym jest bacznie obserwowane przez całe środowisko teatralne. Teksty o "nieprzemocowym" teatrze, grillowaniu aktorów i okadzaniu szałwią weszły do teatralnego żargonu. Mówi się o zdecydowanej opozycji środowiska wobec poczynań Kolektywu.

— Mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że środowisko aktorskie źle przyjmuje to, co się dzieje teraz w Teatrze Dramatycznym. I to powie pani duża część społeczności, obojętnie do którego teatru by pani nie zadzwoniła. Wejście z buta do tak specyficznego środowiska, "zamiatanie instytucji" z hasłami "nie grasz u mnie, bo grałeś u poprzedniego dyrektora, więc nie jesteś w moim ogródeczku" jest samonapędzającym się mechanizmem wiodącym donikąd — ocenia Michał Kocurek, aktor Teatru Nowego w Poznaniu, wykładowca STA.

— Uważam, że Monika Strzępka zwolniła ludzi, którzy chcieli wyłącznie profesjonalnie wykonywać swoją pracę zawodową. Takiej szansy im nie dała, bo nie wyrazili zgody na firmowanie ideologii, z którą się w Dramatycznym razem ze swym Kolektywem pojawiła.

Zdaniem Michała Kotańskiego, dyrektora Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, głównym problemem jest system, który zawsze będzie generował konflikty na linii dyrektor instytucji—zespół.

— Chroniczne niedofinansowanie, politycy nierozumiejący swojej roli wobec instytucji kultury, urzędnicy niewywiązujący się ze swoich obowiązków, brak komunikacji z instytucjami zarządzającymi — w takich okolicznościach prowadzenie teatru jest często misją samobójczą i wymaga zręczności oraz umiejętności zarządzania ciągłym kryzysem. Rozmowa o Teatrze Dramatycznym może być punktem wyjścia do dyskusji o tym, co jest do naprawienia, chociaż mam wrażenie, że przy obecnym rozemocjonowaniu tą sytuacją okazja do rozmowy powoli się oddala — mówi Michał Kotański. — Ostatnie działania biura kultury w warszawskim ratuszu w tej sprawie wydają mi się dosyć rozsądne, aczkolwiek równolegle mam wrażenie, że działalność instytucji kultury nie jest ulubionym tematem prezydenta Trzaskowskiego.

Rafał Turowski, dziennikarz Chilli Zet, wspominając ubiegłoroczne wrześniowe spotkanie programowe Teatru Dramatycznego, mówi, że zobaczył wtedy wyraźnie, jaka przyszłość teatru się rysuje.

— Mnie jest naprawdę wszystko jedno, czym Monika Strzępka okadza swój gabinet: szałwią czy rumiankiem. Byle robiła dobry teatr. Ale po pierwszym sezonie mamy następującą sytuację: jeden spektakl świetny ("Mój rok relaksu i odpoczynku"), jeden — niezły ("Chłopaki nie płaczą"), trzy — niedobre ("Piotruś Pan", "Arka i Ego", "Podwójny z frytkami") — mówi Turowski.

— Poza tym, jeżeli — jak twierdzi Monika Strzępka — brakuje jej półtora miliona złotych, to może warto pomnożyć cztery razy pensje otrzymywanie przez członkinie Kolektywu i jeszcze razy dwanaście. I tyle kosztuje Kolektyw. Taką rozbudowana dyrekcja ma sens w teatrze grającym codziennie na czterech scenach i dającym co miesiąc premiery. W przypadku Teatru Dramatycznego tak nie jest — wylicza.

I dodaje: — Sądzę, że to, co się dzieje w Dramatycznym, wyrządza krzywdę teatrowi w ogóle. Ludzi interesujących się kulturą jest i tak mało. Ci, którzy poczytają o tym, co się dzieje w środku instytucji kulturalnej zatrudniającej 150 osób, pomyślą: "Po co mamy płacić za spektakl 100 zł, żeby wspomagać dodatkowe zapasy szałwii?". Nominacja Moniki Strzępki jest polityczna. W moim przekonaniu nie podlega więc ona ocenie artystycznej. Musieliby się przyznać do błędu politycy odpowiedzialni za kulturę w Warszawie, a nie pamiętam, żeby kiedykolwiek jacyś politycy się do błędu przyznali. Konkurs na dyrektora Teatru Dramatycznego — w moim przekonaniu — powinien zostać unieważniony. Wygrała go osoba, która złożyła propozycję programową odbiegającą od tego, co było w regulaminie.

Zapytaliśmy Kolektyw o wysokość pensji. Odpowiedziała nam Monika Dziekan: "Jesteśmy w trakcie zmian regulaminu organizacyjnego, które są kluczowe dla prawidłowego działania Teatru. Po wdrożeniu tych zmian Monika Dziekan będzie Zastępcą Dyrektorki ds. organizacyjno-finansowych (już dziś pełni taką funkcję, ale formalnie jest pełnomocniczką dyrektorki do spraw organizacyjno-finansowych). Pani Dorota Kowalkowska będzie kierowniczką działu programowego (już dziś pełni taką funkcję), pani Małgorzata Błasińska będzie kierowniczką działu produkcji (już dziś pełni taką funkcję) a pani Agata Adamiecka-Sitek w dalszym ciągu będzie zatrudniona na pół etatu, jako pełnomocniczka dyrektorki ds. transformacji instytucji. W związku z pełnioną rolą Pani Monika Dziekan otrzymuje miesięcznie 18 tys. 117 zł 90 gr brutto. Chcemy jednocześnie zaznaczyć, że całe nowe kierownictwo teatru zarabia mniej niż poprzednie kierownictwo. To jedno z założeń programu oszczędnościowego, który wdrożyliśmy. Sytuacja wszystkich teatrów publicznych w Polsce jest obecnie bardzo trudna. W związku z tym każde działania, które przekładają się na oszczędności, a nie odbijają się na działalności artystycznej teatru uważamy za zasadne. Tym bardziej że Teatr działa dzięki dotacjom z miasta stołecznego Warszawy, dlatego też każdą złotówkę wydajemy w sposób racjonalny. Na koniec zawsze stoimy przed dylematem, jak trwale obniżyć wydatki Teatru, aby nie wpłynęło to na działalność artystyczną oraz na naszą publiczność, bo to ona ocenia efekty pracy Teatru".

"Zezwala się na molestowanie psychiczne ludzi"

Jak się dowiedzieliśmy, w teatrze jest w pośpiechu przygotowywane 15-stronnicowe zarządzenie antymobbingowe. W projekcie czytamy m.in.: "Osobom Pracującym i Współpracującym nie wolno: mobbingować innych osób, w szczególności wykorzystując podległość i zależność służbową; dyskryminować innych osób ze względu m.in. na ich płeć, tożsamość płciową, orientację seksualną, język, światopogląd, religię lub wyznanie, przekonania polityczne, narodowość, pochodzenie etniczne, wiek, cechy genetyczne, niepełnosprawność, status ekonomiczny czy przynależność do określonych grup społecznych".

Zarządzenie miało powstać w zeszłym roku, ale — jak wspomina jedna z byłych pracowniczek — Agata Adamiecka-Sitek nie przychodziła na spotkania zespołu roboczego.

Byli pracownicy mówią zresztą, że to szybkie tworzenie procedur to zaplanowany wspólny taktyczny krok Kolektywu i ratusza, żeby utrzymać status quo w Dramatycznym.

— Jest wielce prawdopodobne, że Kolektyw dostał zlecenie z ratusza, aby pokazać Inspekcji Pracy, że w teatrze są prowadzone działania antymobbingowe i żeby to wszystko było udokumentowane w protokole kontroli. To wszystko dzieje się w czasie kontroli i tuż przed premierą "Heks". Czyli po "Heksach" możemy spodziewać się konferencji, na której okaże się, że "wprawdzie było trochę uchybień, ale są już naprawione". Mam dziwne poczucie wyższości interesów ratusza nad człowiekiem. Bo co z tymi ludźmi, którzy odeszli z teatru i są na L4? Co z pracowniczką, która jest pod kontrolą lekarza, złożyła wypowiedzenie i nie ma innej pracy? Nikt nie pyta o ich zdrowie, nikt się nie interesuje, co się dzieje z tymi ludźmi. Czy pod osłoną papierowych procedur zezwala się na molestowanie psychiczne ludzi bez wyciągania konsekwencji?

15 grudnia — premiera spektaklu "Heksy". Dwa tygodnie temu z obsady odeszła jedna z aktorek.
Nie wiem, co lepsze. Zwolnienie "osób sprzątających" za zbyt długie rolki papieru toaletowego czy posypywanie teatru solą i okadzanie go szałwią. Jak to mówią - "natura horret vacuum".
That's my purse! I don't know you!
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13372
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168439Post Hebius »

Dziękuję!
Awatar użytkownika
Walpurg
Posty: 8874
Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
Lokalizacja: Śląsk

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168444Post Walpurg »

Od rewolucji prawicowych gorsze są tylko rewolucje lewicowe.

Strzępka była dotąd bardzo dobrą reżyserką. Niestety, jest na dobrej drodze, by tę opinię zniszczyć, będąc złą dyrektorką.

Choć trzeba przyznać, że jakiś problem z Dramatycznym od lat jest. Ale Strzępka go chyba nie rozwiąże. Nie wbrew aktorom.
Awatar użytkownika
uzytkownik_konta
Posty: 4518
Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168513Post uzytkownik_konta »

Przepraszam bardzo, ale chyba lepiej okadzać szałwią i rozsypywać sól, niż żeby komuś w niewyjaśnionych okolicznościach wielki żyrandol na łeb spadł.
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13372
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168516Post Hebius »

Ale to chyba możliwe tylko w operze.
Awatar użytkownika
uzytkownik_konta
Posty: 4518
Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168523Post uzytkownik_konta »

Ile kosztują szałwia i sól?! Chyba warto dmuchać na zimne.
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13372
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168529Post Hebius »

Jak się szuka oszczędności nawet na papierze toaletowym, to nie wiem, czy można sobie pozwolić na takie ekstrawaganckie wydatki. Ale jeśli ktoś to przynosił za darmo, to spoko. Też nie widzę powodu do oburzania się.
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13372
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168571Post Hebius »

Szop pracz imieniem Lucjusz został ostatnio opisany w wielu popularnych pismach, ponieważ wydry i bobry, z którymi pracował nad spektaklem wodno-baletowym „Jezioro cudów” oskarżyły go o niewłaściwe traktowanie. Zmuszał je do zadzierania ogonów i w ogóle nadużywał władzy. Kazał im całymi godzinami prać w nadziei, że lepiej go zrozumieją. Nie zrozumiały. Nie tylko wydry, ale i potulne zazwyczaj bobry podpisały oficjalny protest, który właściwie zakończył karierę reżysera Lucjusza. Sprawa była głośna i dyskutowana , mimo że zdarzyła się na terenach bardzo odległych zarówno od Strumienia jaki i od rzeki Chlipawki.*
Człowiek wychwyci aluzje i się cieszy, jak małe dziecko :D
Z tym, że Wojtyszko chyba przecenił wpływ afery na karierę Lucjusza. Widziałem w Wyborczej artykuł, że Lupa wrócił do gry i wystawia coś nowego we Wrocławiu na podstawie „Domu Bernardy Alba” Federica Garcii Lorki.

_____
* Maciej Wojtyszko, Bromba i polityka (Ezop 2023), str. 57
Awatar użytkownika
Walpurg
Posty: 8874
Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
Lokalizacja: Śląsk

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168573Post Walpurg »

A dlaczego miałby nie wrócić?
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13372
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168602Post Hebius »

Bo jak mówił Cezary Baryka: Złe na świecie trzeba zabijać. W czasach obecnego moralnego wzmożenia nie ma miejsca w kulturze dla osób tak nieetycznych, jak Krystian Lupa, Jerzy Stuhr, czy Roman Polański.
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13372
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168609Post Hebius »

- Tylko co zrobić, skoro zespół chce nadal pracować z Krystianem Lupą? - ubolewała przed chwilą na antenie polskiego radia (PR2) jakaś pani :D
Awatar użytkownika
Walpurg
Posty: 8874
Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
Lokalizacja: Śląsk

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168630Post Walpurg »

Mnóstwo znakomitych aktorów daloby wszystko, by z nim pracować. Ale oni zazwyczaj mieszkają w Krakowie lub Wrocławiu.
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13372
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168631Post Hebius »

I dlatego w tym kraju nigdy nie będzie dobrze.
Awatar użytkownika
Walpurg
Posty: 8874
Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
Lokalizacja: Śląsk

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 168656Post Walpurg »

Ważne, że teatr w tym kraju mamy bardzo dobry.
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13372
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 169734Post Hebius »

Wyborcza pisze:Agnieszka Szpila odcina się od Moniki Strzępki. "Jej rewolucja to fejk"

13.12.2023, 21:05
Arkadiusz Gruszczyński


Znana pisarka Agnieszka Szpila wydała oświadczenie w sprawie współpracy z Moniką Strzępką, dyrektorką Teatru Dramatycznego w Warszawie. - Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów "heksowy przewrót" jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja - pisze autorka powieści "Heksy".
Spektakl Moniki Strzępki na podstawie powieści "Heksy" autorstwa Agnieszki Szpili od wielu miesięcy jest zapowiadany jako najważniejsza premiera Teatru Dramatycznego w obecnym sezonie artystycznym. Reżyseruje go osobiście dyrektorka teatru Monika Strzępka.

W środę, 13 grudnia wieczorem Szpila odcięła się od Strzępki. I zapowiedziała, że nie pojawi się na piątkowej premierze.

Na stronie internetowej teatru czytamy: "Okładka książki Agnieszki Szpili opatrzona została symbolem tej rewolucji: wagino-macico-czaszką. Teraz - we współpracy z autorką - tekst tej dzikiej, nawiedzonej, odlotowej powieści trafia na scenę, a symbol pozostaje żywy. >Heksy< - teatr, który chce towarzyszyć społecznej zmianie. >Heksy< - teatr-zmiana, spektakl-rytuał. >Heksy< - rytuał wyrywania knebla z ust, odzyskiwania mocy, seksualności, przyjemności, dobrego życia. Rytuał rypania martwiaków: odrzucania tego, co martwe i poszukiwania pod truchłami tego, co żyje. Tego, na czym można budować świat na nowo".

Autorka książki pisze w swoim oświadczeniu: "Ogrom cierpienia psychicznego i emocjonalnego, którego doznał zespół aktorski w ostatnim czasie jest tak dewastujący, że nie umiałabym oglądać tego spektaklu zapominając o tym, co widziałam i przeżywałam wraz z zespołem przez ostatnie dni, uczestnicząc w próbach w teatrze. Odcinam się od rewolucji głoszonej przez Monikę Strzępkę powołującą się na mój tekst, bo w jej wydaniu ów HEKSOWY PRZEWRÓT jest fejkiem. Tak jak cała głoszona przez nią rewolucja".

Pisarka dodaje, że" Monika Strzępka nie zrozumiała, że nie można rypać patriarchatu bez zrypania tego co patriarchalne najpierw w sobie. Tej wiedzy zabrakło głośnej ze swych feministycznych przekonań dyrektorce i reżyserce".

Dalej jest jeszcze ostrzej: "Jednocześnie cały czas wierzę w potężne przesłanie HEKS, zgodnie z którym to, co Sterczące, a zatem patologicznie utrzymujące hierarchię władzy i zależności, należy zastąpić tym, co płożące i miękkie, uwspólnione". Szpila wspomina o odejściu dwóch aktorów, którzy "jako pierwsi postawili granice". Nie wiadomo jednak, o kogo chodzi.

"Niemniej, z wielkim szacunkiem spoglądam na zespół, który mimo tak tragicznych okoliczności towarzyszących procesowi powstawania spektaklu, pozostał na scenie, by przeprowadzić proces HEKS do końca, czyli do spektaklu", kontynuuje Agnieszka Szpila. Przypomniała, że na konferencji prasowej kilka miesięcy temu w Teatrze Dramatycznym mówiła, że "Heksy" nie mogą skończyć się tylko spektaklem. "Wówczas nie wiedziałam jeszcze, że antycypowałam rzeczywistość". (...)
Awatar użytkownika
OpusDei
Posty: 171
Rejestracja: 22-07-2018 11:52:17
Lokalizacja: Arlen, TX

Re: Właśnie byłem w teatrze

Post: # 169794Post OpusDei »

Jaka jak berety. Spór Strzępki ze Szpilą można by określić z angielska "two retards fighting".

Niespodziewany (a może wcale nie?) zwrot akcji z ostatniej chwili. Jak pisze Wyborcza:
W czwartek po południu Teatr Dramatyczny rozesłał do widzów i widzek informację o odwołaniu premiery spektaklu "Heksy" na podstawie powieści Agnieszki Szpili. Reżyserką spektaklu jest Monika Strzępka, dyrektorka Teatru Dramatycznego, która w ostatnich tygodniach mierzy się z zarzutami o mobbing.

Informację o odwołaniu premiery potwierdziła w rozmowie z "Wyborczą" rzeczniczka prasowa teatru. Czekamy na oficjalne oświadczenie.
Cytuję - nomen omen - wybiórczo, bo całość za wallem, hue hue. Ale poza tym nie ma w tekście niczego, o czym nie byłoby już wiadomo.
That's my purse! I don't know you!
ODPOWIEDZ