Wiadomości mniej lub bardziej historyczne

Książka, kino, teatr, muzyka, telewizja...
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13488
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Wiadomości mniej lub bardziej historyczne

Post: # 182599Post Hebius »

Bo cóż my właściwie pamiętamy z lekcji historii? Że Zawisza Czarny wielkim rycerzem był na przykład, rycerzem szlachetnym i odważnym, wzorem dla wszystkich rycerzy i że można polegać jak na Zawiszy.

A tymczasem
Anna Brzezińska na Facebooku pisze:
W 1426 r. Zawisza Czarny z Garbowa, niedościgniony wzór rycerskiego męstwa, honoru oraz mocy rycerskiego słowa, stoczył najdziwniejszą bitwę w swojej karierze – o świnie. Niemetaforyczne.

Ale wszystko zaczęło się parę lat wcześniej, kiedy Zawisza Czarny był królewskim posłem na soborze w Konstancji (1414-1418). Zaciągnął wówczas dług u innego posła, kanonika Jana Białego. Posłowanie było intratnym zajęciem, lecz król nie płacił z góry, a Zawisza gotówki nie posiadał, gdyż swoją wielką karierę rozpoczynał jako właściciel zaledwie udziałów w 3 wsiach. Co tu kryć, Zawisza z Garbowa z pochodzenia był gołodupcem i nie posiadał nawet całego Garbowa.

Kanonik Jan Biały poczciwie zmarł podczas soboru. Ale kiedy Zawisza wrócił do Polski, teraz już opromieniony królewską łaską, o dług upomnieli się jego spadkobiercy. W 1420 r. Zawisza zobowiązał się go uregulować i przed krakowskim sądem ziemskim ustalił z przyrodnimi braćmi kanonika, Lambertem i Żegotą, terminy i wysokości kolejnych 5 rat z ostatnią płatnością do 13 maja 1421 r.

Jak się niebawem okazało, na słowie Zawiszy można było polegać jak na Zawiszy – chyba że szło o pieniądze. Bo wtedy to akurat nie.

Następnie Zawisza zajął się robieniem wielkiej kariery. Posłował w imieniu polskiego króla Władysława Jagiełły i wielkiego księcia litewskiego Witolda, wojował, odsiedział swoje w niewoli u księcia raciborskiego, a potem u czeskich taborytów i konsumował owoce swoich trudów, nabywając kolejne dobra. Część długu u braci zmarłego kanonika spłacił w 1423 r., ale nie wszystko. Nie pożałował za to grosza na promocję i własnym sumptem wyprawił na ucztę z okazji koronacji nowej królowej Zofii Holszańskiej, na którą zaprosił kilka koronowanych głów, z polskim królem, Zygmuntem Luksemburskim i duńskim królem na czele, oraz mrowie książąt.
Wiosną 1425 r., czyli już mocno po ustalonym terminie, spłacił braciom kanonika kolejną ratę. Ale spłata się ciągnęła: a to wierzyciele nie stawili się w sądzie, a to Zawisza znów gdzieś się w włóczył po świecie. Wierzyciele irytowali się coraz bardziej. W 1426 r. Żegota pozwał Zawiszę za to, że nie dopuścił do ciążenia (to czynność egzekucyjna polegająca na zajęciu przez woźnego sądowego ruchomości) swoich dóbr – najprawdopodobniej jednej z królewszczyzn, które w międzyczasie rycerz z Garbowa zaposiadł – na poczet długu. Sąd skazał wówczas Zawiszę na grzywnę.

Ale dług pozostał. Wkurzony Żegota zajął więc na jego poczet stado świń będących własnością Zawiszy. Nasz dzielny rycerz świnie rewindykował. Siłą - był wszak rycerzem. I znów został skazany na grzywnę. Ale długu nadal nie spłacił.

W czerwcu 1427 r. nieustępliwy Żegota uzyskał sądowne prawo do ciążenia dóbr Zawiszy Czarnego na poczet długu.

Jak widać, pieniądze nawet samego Zawiszę Czarnego potrafią zmienić w świnię.
Dla niezorientowanych Anna Brzezińska oprócz bycia cenioną pisarką jest też wykształconą mediewistka, doktorantką Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego w Budapeszcie.
Wikipedia pisze:Uniwersytet Środkowoeuropejski (węg. Közép-európai Egyetem, ang. Central European University) – uczelnia niepubliczna w Budapeszcie i Wiedniu, kształcąca w kierunkach nauk społecznych i nauk humanistycznych na poziomie podyplomowym. Językiem wykładowym jest angielski. Uniwersytet posiada podwójną akredytację: amerykańską i węgierską.
Z tym, że Viktor Orbán kampus węgierski już wykończył, stąd nowa siedziba w Wiedniu.
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13488
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: Wiadomości mniej lub bardziej historyczne

Post: # 183929Post Hebius »

W 1721 r. przed sądem wójtowskim w Nieszawie odbył się proces dwóch wieśniaczek, Anny Szymkowej i Zofii Pędziszki, oskarżonych o czary. Na torturach opowiedziały, jak ciężko im w życiu było, bo bieda i państwo niedobrzy. Żeby im było lepiej, zostały czarownicami, wyrzekły się Boga i na miejscowej łysej górze pożeniły z diabłami. Diabeł Anny miał na imię Bartek, a diabeł Zofii – Grzegorz. Na dodatek Anna hodowała tego diabła pod postacią kocięcia – co jest szczerą prawdą, bo każdy kot jest diabłem wcielonym – i wyprawiała z nim rozmaite lubieżności.

Można powiedzieć, że Anna i Zofia miały świadomość klasową: szkodziły czarami ziemiaństwu i psuły im zdrowie. Złośliwie zadały kołtuna dziedzicowi, jak również zadały jaśnie państwu diabła – w pasternaku – żeby ich po kościach łamał. Za to same jako czarownice na łysą górę podróżowały z pańska, nie na miotle, tylko w karecie, a diabła brały szlacheckiego.
Obie skazano na spalenie.

Tyle że ich nigdy nie było.
Wymyślił je niejaki Marian Wawrzeniecki (1863 – 1943), malarz, etnograf i miłośnik słowiańskich starożytności oraz wszelakiego pogaństwa. Wawrzeniecki, uczeń Matejki, z upodobaniem malował dorodne i obowiązkowo nagie dziewoje na torturach. Zapalony antyklerykał, czarownice przedstawiał jako wiedzące kobiety wyposażone w odwieczną wiedzę oraz erotykę – i z tego powodu stające się ofiarami Kościoła oraz szerzonej przez księży zabobonnej ciemnoty i pruderii.

Oprócz malunków, w tym cyklu „Martyrologia czarownic” wystawionego w Warszawie w 1905 r., Wawrzeniecki tworzył także literackie wizje wiedźmich prześladowań. Stylem nad wyraz afektowanym. „Odwracamy karty historii a fala krwi, fala głuchych jęków i nieludzkich łkań wali się na nas. Tyle cierpień!... Opar krwi przysłania purpurową wstęgą nasze oczy.” – pisał w książczynie „Krwawe widma. Ciekawe procesy, tortury i osobliwe egzekucje” (1909 r.).

Ponieważ opar autentycznej krwi oczy czytelnika przysłaniał niewystarczająco, Wawrzeniecki miał zwyczaj dodatkowe procesy i egzekucje wymyślać. W ten sposób egzekucję trucicielek ostatnich Piastów mazowieckich opisaną w kronice Marcina Bielskiego zmienił w "Kaźń warszawskich czarownic 1526 r.", kiedy to jakoby „wkopali słup pod Warszawą y dwa łańcuchy przy nim, któremi ie opak za ręce nago przywiązali y drew koło nich stosami nakładłszy zapalili: piekły się przez cztery godziny, biegając koło słupa, a gdy się z sobą zeszły, kąsały ciało na sobie wzajemnie, aż upieczone pomarły.” - powołując się na relację naocznego świadka.
Innym falsyfikatem Wawrzenieckiego jest właśnie nieszawski proces z 1721 r. czarownic, którego akta – sfabrykowane – opublikował w 1897 r. w czasopiśmie Wisła. Miesięcznik Geograficzno-Etnograficzny. Pecha miał, biedaczek. W Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie uchowała się księga wójtowska miasta Nieszawy w nienaruszonej oryginalnej oprawie, a w niej – brak jakichkolwiek wzmianek czarownic o procesach w latach 1708-1737.

Ale ja dzisiaj o czymś innym. Na przełomie XIX w. postępowa i antyklerykalna publika chciała czytać o martyrologii czarownic i okrucieństwach popełnianych z inspiracji Kościoła, więc z satysfakcją łykała rewelacje Wawrzenieckiego i fabrykowane przez niego kolejne opisy strasznych tortur, gwałtów i poniżeń doznawanych przez nieszczęsne naguśkie wiedźmy z rąk katów, okrutnych ciemnych sarmatów oraz podłych inkwizytorów. Chcieli wierzyć w tę wersję przeszłości, bo bardzo dobrze odpowiadała na ich oczekiwania i przekonania. A przy okazji mogli się na te gołe torturowane wiedźmy dobrze napatrzeć, w szczytnym celu oczywiście.
Prawie 7 dekad po elukubracjach Wawrzenieckiego prof. Janusz Tazbir ostatecznie, jak się wówczas zdawało, odesłał Annę i Zofię w niebyt. Niestety nie na dobre. Niedawno wznowiono „Krwawe widma”.

Krwawa i podszyta erotyką brednia bywa jednak nieprzyjemnie żywotna.
Obecnie postępowa i antyklerykalna publika jest bardziej uwrażliwiona, więc woli czytać o seksualnych bezeceństwach katolickiego kleru, molestującego nieletnie dzieci, ministrantów i niewinnych kleryków.

Obrazek
Marian Wawrzeniecki, Czarownica (gwasz na tekturze)
ODPOWIEDZ