To się czyta
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
- Achim
- Posty: 1362
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: To się czyta
Jestem bardzo za, można to połączyć z wizytą w Teatrze w Wałbrzychu
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- marcin
- Posty: 13426
- Rejestracja: 25-07-2018 22:48:12
- Lokalizacja: PL
Re: To się czyta
Widzę że niektórzy tutaj stali się fanami fantastyki
Gdy ludzie spotykają się z górami, dzieją się wielkie rzeczy.
(William Blake)
(William Blake)
- Hebius
- Posty: 15047
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: To się czyta
https://rynek-ksiazki.pl/aktualnosci/po ... torskiego/Po pierwszym spotkaniu Podkomisji stałej ds. Czytelnictwa i Prawa Autorskiego
21 marca odbyło się pierwsze posiedzenie nowo powołanej Podkomisji stałej ds. Czytelnictwa i Prawa Autorskiego, podczas którego ustalono harmonogram spotkań na najbliższe miesiące.
Spotkanie prowadziła przewodnicząca Podkomisji Paulina Matysiak.
Jak ustalono, na pierwszym posiedzeniu omawiany będzie aktualny stan czytelnictwa w Polsce.
Na kolejnym spotkaniu przewidziano wystąpienie Grzegorza Jankowicza, pełnomocnika ministra kultury i dziedzictwa narodowego, powołanego do przeprowadzenia czynności związanych z połączeniem państwowych instytucji kultury: Instytutu Książki i Instytutu Literatury oraz utworzenia nowego Instytutu Książki.
Podkomisja będzie omawiała także sytuację małych wydawnictw i autorskich księgarń, zajmie się również implementacją przepisów unijnych dotyczących prawa autorskiego na jednolitym rynku cyfrowym.
Jednym z poruszanych tematów na najbliższych posiedzeniach Podkomisji będzie także wprowadzenie zerowego podatku VAT na książki.
Przypomnijmy, że w skład Podkomisji stałej ds. Czytelnictwa i Prawa Autorskiego wchodzą: Paulina Matysiak – przewodnicząca (Lewica), Urszula Augustyn (PO), Marek Biernacki (PSL-TD), Piotr Gliński (PiS), Daria Gosek-Popiołek (Lewica), Barbara Okuła (Polska2050-TD) i Jacek Świat (PiS).
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- uzytkownik_konta
- Posty: 5387
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
Ależ żem się nasłuchał. Ale (prawie) same dobre rzeczy.
"Kuba. Syndrom wyspy" K.J. Hinza zdecydowanie jest najbardziej wciągająca - trzeba przyznać, że autor ma niezwykłą lekkość opowiadania historii. Jednocześnie dobrze pokazuje, że pod względem opresyjności i absurdu, Kuba za czasów jego tam przebywania (przełom lat 80. i 90.) to nie była żadna dobrotliwa dyktaturka, dużo bardziej śmieszna niż straszna, jak można by było sądzić. No bo ten nonsens, a jednocześnie tamtejszy styl życia i sposób bycia; i wreszcie ten dyktator, taki operetkowy... Tymczasem Autor użył w odniesieniu do niej nawet słowa "totalitaryzm" - i w zasadzie, w świetle tego, co tam opisuje, nie brzmi to jak coś dalekiego od prawdy.
"Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia" M. Grzebałkowskiej przygnębia, ale myślę, że warto. W szczególności fascynujące jest tam zestawienie historii dzieci Hansa Franka z dziećmi tych, których - i ich dzieci - Hans Frank pomagał mordować. Ale też zestawienie dzieci-ofiar totalitaryzmu sowieckiego z dziećmi należącymi do mniejszości japońskiej w USA w czasie II wojny światowej. Chciałoby się powiedzieć, że wojna jest bardzo demokratyczna w tym sensie, że niszczy wszystkich, ale... to nieprawda. Traktowanie obywateli narodowości japońskiej przez USA w czasie wojny to jeden z najbardziej niewybaczalnych epizodów w polityce wewnętrznej tego państwa, obok niewolnictwa i segregacji rasowej. Tym niemniej - bez wybielania skandalicznych działań rządu amerykańskiego - ani chwili bym się nie zastanawiał, gdyby postawiono przede mną wybór pomiędzy amerykańskim obozem internowania i sowieckim obozem koncentracyjnym.
"Kraj w stanie" A. Krajewskiego jest wciągający, chociaż poziom szczegółowości przytłacza. Tym niemniej, to bardzo ciekawa perspektywa - autor był współpracownikiem-tłumaczem korespondentów zagranicznych w PRL, w związku z czym podczas stanu wojennego korzystał ze swobody poruszania się i w zasadzie bezpośredniego dostępu do najważniejszych wydarzeń na terenie całego kraju. W związku z tym prezentuje perspektywę nie dość, że bezpośredniego obserwatora, to jeszcze "z lotu ptaka". Moim zdaniem ta książka dobrze się uzupełnia z "Dniem przed. Czym żyliśmy 12 grudnia 1981" I. Rakowskiego-Kłosa, który osiągnął podobny efekt, ale dzięki przedstawieniu losów kilku różnych ludzi. Nawiasem mówiąc, co do "Kraju..." - co za spieprzona robota, jeśli chodzi o realizację audiobooka. Czyta sam autor - i idzie mu bardzo dobrze. Problem polega na tym, że wrzucono surowy materiał (nawet bez pocięcia na rozdziały - wszystko jest jako pojedynczy plik, długi na wiele godzin), w którym słychać np. jak się myli i przeprasza, kaszle, cmoka z niezadowoleniem, a nawet jak ktoś mu mówi, że to miejsce trzeba będzie powtórzyć! W życiu nie widziałem czegoś takiego.
"Koronkowa robota. Sprawa Gorgonowej" C. Łazarewicza była z kolei ciekawa dla mnie osobiście. W podstawówce mój nauczyciel historii, mówiąc o jakimś procesie, użył określenia "jak sprawa Gorgonowej", mając na myśli głośny, budzący emocje i ciągnący się proces. Nie wiedziałem, kim była Gorgonowa, ale chciałem się dowiedzieć, i jakoś z tego samo wyniknęło, że starałem się czytać i oglądać na ten temat wszystko, co mi wpadło w ręce. Książka Łazarewicza jest chyba najbardziej kompleksowym opisem, na który dotychczas trafiłem. Łazarewicz - sądząc też po jego "Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa" - w ogóle ma talent do opisywania przypadków, w których jesteśmy prawie pewni, co się wydarzyło, ale zawsze pozostanie wątpliwość. Przy tym sama sprawa Gorgonowej - podobnie jak Pyjasa - byłaby idealnym materiałem na naprawdę porządny film. Wreszcie, ze względu na specyfikę oskarżonej, "Koronkowa robota..." dobrze się uzupełnia z "Chłopkami" i "Służącymi do wszystkiego" Kuciel-Frydryszak - te dwie książki z pewnością pomagają zrozumieć, w jakiej pozycji była Gorgonowa w momencie morderstwa.
Co do "Sowietów" P. Zychowicza - lubię tę serię, bo niewiele jest w niej samego Zychowicza. To w dużej części wywiady, które Zychowicz przeprowadził, ale nie on jest w nich najważniejszy. Tym niemniej, miejscami wychodzą spore niedostatki. Zwłaszcza było to widoczne w przypadku wywiadu dotyczącego śmierci Pattona. Facet mu wciska teorie spiskowe oparte na tym, że np. numery ramy samochodu Pattona, stojącego w muzeum (rozbitego i odrestaurowanego!!!), były zatarte - i amerykańskie służby specjalne nie zrobiły tego, co potrafi każdy paser, czyli nie przebiły numerów?! Albo że to by z jakiegoś powodu miało być mało prawdopodobne, że Patton odniósł poważne obrażenia w wyniku uderzenia głową w element konstrukcji pozbawionego pasów bezpieczeństwa, stref zgniotu i bezpiecznego wnętrza samochodu z lat 30. - a dużo bardziej prawdopodobne jest, że dokonano sabotażu polegającego na zablokowaniu okna w pozycji otwartej, a następnie postrzelono Pattona ze specjalnego karabinu, który "wyrzucał z potężną siłą kawał żelastwa czy twardej gumy". Piramidalny absurd. A Zychowicz to łyka, bo najwyraźniej jest w stanie uwierzyć kompletnie we wszystko, co mu opowiadają, byle było niezgodne z oficjalną wersją i świadczyło o perfidii polityków oraz wojskowych i dwulicowości aliantów.
A "Czerwonego głodu" A. Applebaum nie trzeba przedstawiać. Wspomnę tylko o tym, że autorka nie pozostawia żadnych wątpliwości co do tego, kto jest odpowiedzialny za rozmiary tej tragedii. W moim przypadku to przekonywanie przekonanego, ale podtrzymywanie nienawiści do totalitaryzmu, czy też w ogóle autokracji, to też jakaś wartość dodana.
Czytam teraz "Bralczyka o sobie" - wywiad P. Goźlińskiego i K. Oponowicz z prof. Bralczykiem. Muszę przyznać, że jakkolwiek cenię Bralczyka za wiedzę, o tyle od pewnego czasu wywoływał u mnie wrażenie, że ma o sobie trochę przesadne mniemanie. Ta książka bynajmniej mnie z tego nie uleczyła, a wręcz przeciwnie - nie tylko jego mniemanie o sobie jest wybujałe, ale i ma pewne problemy z rozliczaniem swojego własnego postępowania; a nawet kiedy się do tego zbliża, ma problemy z mówieniem o tym. Jest to natomiast książka o tyle ciekawa, że pokazuje środowisko i specyfikę czasów, w których Bralczyk przez większość swojego życia funkcjonował - interesujące jest to, w jakim stopniu środowiska dziennikarzy, badaczy, polityków, opozycjonistów się przenikały. A tak przy okazji, Bralczyk na pewno trochę zmienił moje podejście do "Pana Tadeusza". Wspominałem tutaj kiedyś, że moim zdaniem Mickiewicz w znaczącej części uprawiał tam grafomanię. Bralczyk przynajmniej w odniesieniu do niektórych z tych fragmentów twierdzi, że to zabieg satyryczny, a przynajmniej ironiczny. Może nawet powinno było to stanowić oczywistość, ale fakt, że nasz system edukacji zrobił z Mickiewicza postać spiżową, w przypadku której puszczanie do czytelnika oka byłoby nie do pomyślenia - mi tę ewentualność przysłonił. Nie zmienia to jednak tego, że nie jestem wielkim fanem "Pana Tadeusza", bo - nawet jeśli to satyra - to mnie nie bawi. Tym niemniej, to zupełnie co innego, jeśli Mickiewicz miał inne poczucie humoru niż ja, niż jeżeli by po prostu nie umiał pisać.
I na koniec, próbowałem czytać "Biegunów" O. Tokarczuk, ale - jakkolwiek doceniam i podziwiam styl; nie wiem ile bym musiał myśleć nad każdym słowem, aby się przynajmniej zbliżyć do tego poziomu - strasznie mnie to znudziło i w końcu dałem sobie spokój. Jest taki film Kieślowskiego, "Gadające głowy". Kieślowski zadawał pytania niezwiązanym ze sobą (jeśli dobrze pamiętam) osobom - i było to interesujące właśnie ze względu na ten niemal losowy przekrój, układający się w - jak to nazywa Wikipedia - "portret zbiorowy". Rzeczywiście, trudno o lepsze określenie. Problem polega na tym, że o ile "Gadające głowy" trwały kilkanaście minut, o tyle "Biegunów" czyta się godzinami. Jak dużo można wytrzymać niezwiązanych ze sobą wyrywków, które się nie układają ani w żadną koherentną historię, ani w żaden spójny wywód? Może w tym też ma tkwić jakaś prawda; zapewne nawet tkwi - ale ten brak związku pomiędzy kolejnymi fragmentami na tyle mnie zmęczył i znudził, że postanowiłem sobie tego nie robić. Podobnie miałem z "Ja, Piotr Rivière, skorom już zaszlachtował moją matkę, moją siostrę i brata mojego..." Foucaulta - bardzo dobry temat, z głębią i potencjałem, ale na broszurkę, a nie na knigę kilkusetstronicową.
"Kuba. Syndrom wyspy" K.J. Hinza zdecydowanie jest najbardziej wciągająca - trzeba przyznać, że autor ma niezwykłą lekkość opowiadania historii. Jednocześnie dobrze pokazuje, że pod względem opresyjności i absurdu, Kuba za czasów jego tam przebywania (przełom lat 80. i 90.) to nie była żadna dobrotliwa dyktaturka, dużo bardziej śmieszna niż straszna, jak można by było sądzić. No bo ten nonsens, a jednocześnie tamtejszy styl życia i sposób bycia; i wreszcie ten dyktator, taki operetkowy... Tymczasem Autor użył w odniesieniu do niej nawet słowa "totalitaryzm" - i w zasadzie, w świetle tego, co tam opisuje, nie brzmi to jak coś dalekiego od prawdy.
"Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia" M. Grzebałkowskiej przygnębia, ale myślę, że warto. W szczególności fascynujące jest tam zestawienie historii dzieci Hansa Franka z dziećmi tych, których - i ich dzieci - Hans Frank pomagał mordować. Ale też zestawienie dzieci-ofiar totalitaryzmu sowieckiego z dziećmi należącymi do mniejszości japońskiej w USA w czasie II wojny światowej. Chciałoby się powiedzieć, że wojna jest bardzo demokratyczna w tym sensie, że niszczy wszystkich, ale... to nieprawda. Traktowanie obywateli narodowości japońskiej przez USA w czasie wojny to jeden z najbardziej niewybaczalnych epizodów w polityce wewnętrznej tego państwa, obok niewolnictwa i segregacji rasowej. Tym niemniej - bez wybielania skandalicznych działań rządu amerykańskiego - ani chwili bym się nie zastanawiał, gdyby postawiono przede mną wybór pomiędzy amerykańskim obozem internowania i sowieckim obozem koncentracyjnym.
"Kraj w stanie" A. Krajewskiego jest wciągający, chociaż poziom szczegółowości przytłacza. Tym niemniej, to bardzo ciekawa perspektywa - autor był współpracownikiem-tłumaczem korespondentów zagranicznych w PRL, w związku z czym podczas stanu wojennego korzystał ze swobody poruszania się i w zasadzie bezpośredniego dostępu do najważniejszych wydarzeń na terenie całego kraju. W związku z tym prezentuje perspektywę nie dość, że bezpośredniego obserwatora, to jeszcze "z lotu ptaka". Moim zdaniem ta książka dobrze się uzupełnia z "Dniem przed. Czym żyliśmy 12 grudnia 1981" I. Rakowskiego-Kłosa, który osiągnął podobny efekt, ale dzięki przedstawieniu losów kilku różnych ludzi. Nawiasem mówiąc, co do "Kraju..." - co za spieprzona robota, jeśli chodzi o realizację audiobooka. Czyta sam autor - i idzie mu bardzo dobrze. Problem polega na tym, że wrzucono surowy materiał (nawet bez pocięcia na rozdziały - wszystko jest jako pojedynczy plik, długi na wiele godzin), w którym słychać np. jak się myli i przeprasza, kaszle, cmoka z niezadowoleniem, a nawet jak ktoś mu mówi, że to miejsce trzeba będzie powtórzyć! W życiu nie widziałem czegoś takiego.
"Koronkowa robota. Sprawa Gorgonowej" C. Łazarewicza była z kolei ciekawa dla mnie osobiście. W podstawówce mój nauczyciel historii, mówiąc o jakimś procesie, użył określenia "jak sprawa Gorgonowej", mając na myśli głośny, budzący emocje i ciągnący się proces. Nie wiedziałem, kim była Gorgonowa, ale chciałem się dowiedzieć, i jakoś z tego samo wyniknęło, że starałem się czytać i oglądać na ten temat wszystko, co mi wpadło w ręce. Książka Łazarewicza jest chyba najbardziej kompleksowym opisem, na który dotychczas trafiłem. Łazarewicz - sądząc też po jego "Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa" - w ogóle ma talent do opisywania przypadków, w których jesteśmy prawie pewni, co się wydarzyło, ale zawsze pozostanie wątpliwość. Przy tym sama sprawa Gorgonowej - podobnie jak Pyjasa - byłaby idealnym materiałem na naprawdę porządny film. Wreszcie, ze względu na specyfikę oskarżonej, "Koronkowa robota..." dobrze się uzupełnia z "Chłopkami" i "Służącymi do wszystkiego" Kuciel-Frydryszak - te dwie książki z pewnością pomagają zrozumieć, w jakiej pozycji była Gorgonowa w momencie morderstwa.
Co do "Sowietów" P. Zychowicza - lubię tę serię, bo niewiele jest w niej samego Zychowicza. To w dużej części wywiady, które Zychowicz przeprowadził, ale nie on jest w nich najważniejszy. Tym niemniej, miejscami wychodzą spore niedostatki. Zwłaszcza było to widoczne w przypadku wywiadu dotyczącego śmierci Pattona. Facet mu wciska teorie spiskowe oparte na tym, że np. numery ramy samochodu Pattona, stojącego w muzeum (rozbitego i odrestaurowanego!!!), były zatarte - i amerykańskie służby specjalne nie zrobiły tego, co potrafi każdy paser, czyli nie przebiły numerów?! Albo że to by z jakiegoś powodu miało być mało prawdopodobne, że Patton odniósł poważne obrażenia w wyniku uderzenia głową w element konstrukcji pozbawionego pasów bezpieczeństwa, stref zgniotu i bezpiecznego wnętrza samochodu z lat 30. - a dużo bardziej prawdopodobne jest, że dokonano sabotażu polegającego na zablokowaniu okna w pozycji otwartej, a następnie postrzelono Pattona ze specjalnego karabinu, który "wyrzucał z potężną siłą kawał żelastwa czy twardej gumy". Piramidalny absurd. A Zychowicz to łyka, bo najwyraźniej jest w stanie uwierzyć kompletnie we wszystko, co mu opowiadają, byle było niezgodne z oficjalną wersją i świadczyło o perfidii polityków oraz wojskowych i dwulicowości aliantów.
A "Czerwonego głodu" A. Applebaum nie trzeba przedstawiać. Wspomnę tylko o tym, że autorka nie pozostawia żadnych wątpliwości co do tego, kto jest odpowiedzialny za rozmiary tej tragedii. W moim przypadku to przekonywanie przekonanego, ale podtrzymywanie nienawiści do totalitaryzmu, czy też w ogóle autokracji, to też jakaś wartość dodana.
Czytam teraz "Bralczyka o sobie" - wywiad P. Goźlińskiego i K. Oponowicz z prof. Bralczykiem. Muszę przyznać, że jakkolwiek cenię Bralczyka za wiedzę, o tyle od pewnego czasu wywoływał u mnie wrażenie, że ma o sobie trochę przesadne mniemanie. Ta książka bynajmniej mnie z tego nie uleczyła, a wręcz przeciwnie - nie tylko jego mniemanie o sobie jest wybujałe, ale i ma pewne problemy z rozliczaniem swojego własnego postępowania; a nawet kiedy się do tego zbliża, ma problemy z mówieniem o tym. Jest to natomiast książka o tyle ciekawa, że pokazuje środowisko i specyfikę czasów, w których Bralczyk przez większość swojego życia funkcjonował - interesujące jest to, w jakim stopniu środowiska dziennikarzy, badaczy, polityków, opozycjonistów się przenikały. A tak przy okazji, Bralczyk na pewno trochę zmienił moje podejście do "Pana Tadeusza". Wspominałem tutaj kiedyś, że moim zdaniem Mickiewicz w znaczącej części uprawiał tam grafomanię. Bralczyk przynajmniej w odniesieniu do niektórych z tych fragmentów twierdzi, że to zabieg satyryczny, a przynajmniej ironiczny. Może nawet powinno było to stanowić oczywistość, ale fakt, że nasz system edukacji zrobił z Mickiewicza postać spiżową, w przypadku której puszczanie do czytelnika oka byłoby nie do pomyślenia - mi tę ewentualność przysłonił. Nie zmienia to jednak tego, że nie jestem wielkim fanem "Pana Tadeusza", bo - nawet jeśli to satyra - to mnie nie bawi. Tym niemniej, to zupełnie co innego, jeśli Mickiewicz miał inne poczucie humoru niż ja, niż jeżeli by po prostu nie umiał pisać.
I na koniec, próbowałem czytać "Biegunów" O. Tokarczuk, ale - jakkolwiek doceniam i podziwiam styl; nie wiem ile bym musiał myśleć nad każdym słowem, aby się przynajmniej zbliżyć do tego poziomu - strasznie mnie to znudziło i w końcu dałem sobie spokój. Jest taki film Kieślowskiego, "Gadające głowy". Kieślowski zadawał pytania niezwiązanym ze sobą (jeśli dobrze pamiętam) osobom - i było to interesujące właśnie ze względu na ten niemal losowy przekrój, układający się w - jak to nazywa Wikipedia - "portret zbiorowy". Rzeczywiście, trudno o lepsze określenie. Problem polega na tym, że o ile "Gadające głowy" trwały kilkanaście minut, o tyle "Biegunów" czyta się godzinami. Jak dużo można wytrzymać niezwiązanych ze sobą wyrywków, które się nie układają ani w żadną koherentną historię, ani w żaden spójny wywód? Może w tym też ma tkwić jakaś prawda; zapewne nawet tkwi - ale ten brak związku pomiędzy kolejnymi fragmentami na tyle mnie zmęczył i znudził, że postanowiłem sobie tego nie robić. Podobnie miałem z "Ja, Piotr Rivière, skorom już zaszlachtował moją matkę, moją siostrę i brata mojego..." Foucaulta - bardzo dobry temat, z głębią i potencjałem, ale na broszurkę, a nie na knigę kilkusetstronicową.
- Hebius
- Posty: 15047
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: To się czyta
Czemu w takim bloku, a nie każdą książkę w osobnym wpisie? Przemęczyłem się i przeczytałem całość, ale więcej tak nie rób.
A co jest nie tak z filmem Janusza Majewskiego?Przy tym sama sprawa Gorgonowej - podobnie jak Pyjasa - byłaby idealnym materiałem na naprawdę porządny film.
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- uzytkownik_konta
- Posty: 5387
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
Przecież jest elegancko podzielone na akapity; każdy ma tytuł i autora w paru pierwszych słowach. Mogłeś sobie wybrać
A co do filmu - był świetny; tym niemniej, miałem na myśli coś... bardziej komercyjnego, ładnie skrojonego pod streaming, co by się dzisiaj dobrze sprzedawało. Pewnie stwierdziłbym, że wersja z 1977 lepsza - bo zwykle tak jest - ale zawsze i ludzie by się czegoś dowiedzieli, i polska kultura i historia by się trochę sprzedała za granicą... W sumie niepotrzebnie użyłem określenia "porządny", bo tamten rzeczywiście był porządny, a w jakimś sensie chodzi mi właśnie o to, aby był mniej porządny, ale jednocześnie bardziej atrakcyjny.
A co do filmu - był świetny; tym niemniej, miałem na myśli coś... bardziej komercyjnego, ładnie skrojonego pod streaming, co by się dzisiaj dobrze sprzedawało. Pewnie stwierdziłbym, że wersja z 1977 lepsza - bo zwykle tak jest - ale zawsze i ludzie by się czegoś dowiedzieli, i polska kultura i historia by się trochę sprzedała za granicą... W sumie niepotrzebnie użyłem określenia "porządny", bo tamten rzeczywiście był porządny, a w jakimś sensie chodzi mi właśnie o to, aby był mniej porządny, ale jednocześnie bardziej atrakcyjny.
- Hebius
- Posty: 15047
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: To się czyta
Nie mogłem wybrać, bo ja tutaj czytam nawet o książkach, których czytać nie zamierzam
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- uzytkownik_konta
- Posty: 5387
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
A miałem zapytać, czy masz tak, jak złota rybka - która sobie nie selekcjonuje, tylko zje tyle, ile jej się wsypie, i później to odchorowuje. Widzę że miałbym rację
- Ballordo
- Posty: 791
- Rejestracja: 15-02-2021 17:45:20
- Lokalizacja: kraina lodu
Re: To się czyta
Z tych wszystkich recenzji najbardziej interesuje mnie sprawa Gorgonowej, ale nie na tyle, by kupować całą książkę na ten temat, no i Bralczyk, ale po tym co napisałeś u_keju, chyba nie zdecyduję się na zakup.
Ostatnio mam problem z doborem lektur. Zazwyczaj kupuję książki popularnonaukowe/naukowe, do tego wpadnie jakaś biografia/autobiografia, czy inny inna historyczna pozycja. Ile jednak można czytać o nauce (nie myślałem, że kiedykolwiek to napiszę), ludzkość nudzi mnie coraz bardziej, a historia jest pisana w sposób stronniczy, co zamazuje obraz ówczesnej rzeczywistości... albo po prostu mam jakiś gorszy okres i dlatego wybrzydzam.
Ostatnio mam problem z doborem lektur. Zazwyczaj kupuję książki popularnonaukowe/naukowe, do tego wpadnie jakaś biografia/autobiografia, czy inny inna historyczna pozycja. Ile jednak można czytać o nauce (nie myślałem, że kiedykolwiek to napiszę), ludzkość nudzi mnie coraz bardziej, a historia jest pisana w sposób stronniczy, co zamazuje obraz ówczesnej rzeczywistości... albo po prostu mam jakiś gorszy okres i dlatego wybrzydzam.
- uzytkownik_konta
- Posty: 5387
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
W sumie tego Bralczyka nie odradzam. Po pierwsze, widzę że większości ludzi ani w komentarzach pod jego wypowiedziami, ani w opiniach dotyczących tej książki, ta jego zarozumiałość nie przeszkadza, a wręcz jej nie dostrzegają. Po drugie, wywiad siłą rzeczy ma to do siebie, że ma na celu przedstawienie postaci i jej opinii - nawet jeżeli Bralczyk wychodzi na zakochanego w sobie, to dlatego, że taki właśnie jest. Przy tym nie czyni to z niego postaci, której nie da się ścierpieć albo nie da się lubić, więc nie przekreśla to też samego wywiadu. Z kolei w opiniach odnośnie do tej książki krytykuje się raczej - co do samego sposobu prowadzenia rozmowy - niedostatki u Goźlińskiego i Oponowicz, których nie dostrzegam z kolei ja. Jedyne, co teoretycznie mogłoby się nie podobać, to że nie ciągną Bralczyka za język w sprawach, o których nie chce mówić - ale moim zdaniem trudno byłoby tego wymagać. To nie przesłuchanie.
A poza tym bardzo podoba mi się sam sposób wydania, a zwłaszcza dobór kolorów i staranne przygotowanie publikacji - co do tego nie może być wątpliwości.
W sumie teraz sobie myślę, że najciekawiej by było, gdyby ten wywiad przeprowadził Zychowicz - skutek byłby albo tragiczny, albo genialny
A poza tym bardzo podoba mi się sam sposób wydania, a zwłaszcza dobór kolorów i staranne przygotowanie publikacji - co do tego nie może być wątpliwości.
W sumie teraz sobie myślę, że najciekawiej by było, gdyby ten wywiad przeprowadził Zychowicz - skutek byłby albo tragiczny, albo genialny
- Ballordo
- Posty: 791
- Rejestracja: 15-02-2021 17:45:20
- Lokalizacja: kraina lodu
Re: To się czyta
Dzięki za dodatkowe wyjaśnienia. W takim razie, być może kupię.
- Walpurg
- Posty: 9539
- Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
- Lokalizacja: Śląsk
Re: To się czyta
Jonathan Littell
Stara historia. Nowa wersja
Kupiłem, bo poprzednia książka tego autora jest uważana za arcydzieło. Chodzi o Łaskawe (jeszcze nie czytałem, leży, teraz trafi trochę dalej, teraz będzie karencja, ale widziałem świetny spektakl na jej podstawie w T. Śląskim). Niestety nowa książka to ogromne rozczarowanie. I myślałem, że tylko mnie nie wciąga, nie kręci, nie zaciekawia, ale po przeczytaniu pierwszych 60 stron zajrzałem na LubimyCzytać.pl i niestety to opinia powszechna. 4,6/10 przy 95 ocenach. I wszyscy piszą o rozczarowaniu. Najbardziej trafne opinie:
Chyba nie będę kontynuował, mogę oddać komuś.
Stara historia. Nowa wersja
Kupiłem, bo poprzednia książka tego autora jest uważana za arcydzieło. Chodzi o Łaskawe (jeszcze nie czytałem, leży, teraz trafi trochę dalej, teraz będzie karencja, ale widziałem świetny spektakl na jej podstawie w T. Śląskim). Niestety nowa książka to ogromne rozczarowanie. I myślałem, że tylko mnie nie wciąga, nie kręci, nie zaciekawia, ale po przeczytaniu pierwszych 60 stron zajrzałem na LubimyCzytać.pl i niestety to opinia powszechna. 4,6/10 przy 95 ocenach. I wszyscy piszą o rozczarowaniu. Najbardziej trafne opinie:
Littell dokonał niemożliwego. Jest autorem jednej z najlepszych książek XXI wieku ("Łaskwe) i zdecydowanie jednej z najgorszych ("Stara historia...").
Trochę ode mnie, ale to spoilerowe wynurzenia:Konkludujac w manierze jego najnowszego płodu: zwiotczaly penis wielkiej literatury. Dziękujemy. Książkę odkładamy na półkę zawierająca nasz skromny dział analny.
Spoiler
Generalnie to taki niekończący się zapis świadomości/snu/marzeń. Facet wciąż wychodzi z basenu, wbiega w ciemny korytarz bez ścian, w końcu dotyka czegoś metalowego, to klamka, którą otwiera i wchodzi do jakiejś oczywistej rzeczywistości, ale wciąż innej: a to wchodzi do domu, jest żona nazywana Kobietą, jest syn, to znowu do pokoju hotelowego gdzie... hmmm... kochanka?, a to do jakiegoś domu, w którym trwa orgia, ma obcasy i sukienkę, mówi o sobie w formach żeńskich i o innych też, ale ma penisa, którymi je posuwa, a one też mają penisy, które on im obciąga, czyli to po prostu faceci przebrani za kobiety, po czym zdanie dalej mówi już w formie męskiej:
Może to ciekawy materiał na jakiś artykuł o kreacji świata przedstawionego czy strategiach narracyjnych, może na jakiś soczysty zachwyt i sik studentek z Koła Gender, ale do normalnego czytania chyba to się nie nadaje.Stałam i snułam się po cichym domu, szukając łazienki, gdzie usiadłam na muszli, żeby się wysikać. Potem zmyłem makijaż i wziąłem prysznic.
- Achim
- Posty: 1362
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: To się czyta
„Ciałko. Hiszpania kradnie swoje dzieci”
Katarzyna Kobylarczyk przypomina w swoim świetnym reportażu jeden z najbardziej wstydliwych epizodów współczesnej Hiszpanii : kradzież przez państwo i kościół dzieci, zmuszanie do adopcji i oszukiwanie rodziców, że ich nowonarodzone dzieci zmarły. Proceder trwał latami, od wojny domowej i współczesna Hiszpania do dziś nie potrafi go jednoznacznie potępić. Autorka przypomina tło historyczne i obyczajowe : od 1941 w Hiszpanii antykoncepcja jest nielegalna/ i pozostanie taka aż do 1978/, aborcja natomiast traktowana jest jako poważne przestępstwo i zostanie zalegalizowana dopiero w 1985 roku. Zjawisko „ bebes robados” było więc powszechne : więźniarki/ także polityczne/, małoletnie, samotne zmuszano do oddania dzieci do adopcji, a wielu parom wmawiano, że ich noworodek zmarł. Motywem przewodnim jest w reportażu wstrząsające „ ciałko”, gdyż to szpital rzekomo dokonywał pochówku i zrozpaczonym młodym rodzicom nigdy okazywano tytułowego ciałka. Zjawisko handlu dziećmi przez lekarzy i kościół katolicki było nagminne i odbywało się pod płaszczykiem ochronnym państwa” do zamówienia/ na dziecko/ trzeba było dołączyć zaświadczenia od proboszcza, że jest się dobrym katolikiem, i od alkalda, że jest się prawomyślnym obywatelem”.
Autorka pokazuje zjawisko poprzez szereg opowieści, które niczym w kalejdoskopie, tworzą całość i pokazują różne aspekty problemu. Dorosłe dzieci dowiadują się, że zostały adoptowane i być może zabrane biologicznym rodzicom, a biologiczni rodzice szukają śladów dziecka czy jego grobu. Poszukiwania te zderzone są z biurokratyczną bezduszną maszyną. W Hiszpanii panuje bowiem : frankizm socjologiczny” to znaczy „ przetrwanie cech społecznych typowych dla frankizmu w społeczeństwie hiszpańskim po śmierci Franco /1975/ i trwających do dziś”. Hiszpańska transformacja polityczna i ustrojowa charakteryzuje się bowiem ciągłością i wielu polityków/ związanych z kościołem/ trwało przy władzy mimo zmiany systemu. Hiszpania do dziś wzbrania się przed badaniem wszystkich zbrodni frankizmu, zasłaniając się prawem o amnestii z roku 1977.
„ Ciałko” to także opowieść o narracji wykluczającej kobiety. Frankistowska Hiszpania to model społeczeństwa patriarchalnego i maczystowskiego, gdzie „ świadectwo kobiety nie ma takiej samej wartości co świadectwo mężczyzny. Jego prawdziwość jest automatycznie kwestionowana i etykietowana negatywnymi określeniami, jak „ histeria”, „obsesja” ,” nadmiar bólu związanego ze stratą”. Katarzyna Kobylarczyk podkreśla też, że „ frankizm był nie tylko ultrakatolickim i ultranacjonalistycznym reżimem, był także ultrapatriarchalny. Przyznawał kobietom podrzędne miejsce w społeczeństwie. Kobieta i jej dziecko należeli do mężczyzny i państwa, a kradzieże dzieci były prostą manifestacją tego przekonania.”
Reporterka nie ucieka również od kwestii odpowiedzialności za ten okrutny i trwający latami proceder: „ wszyscy w Hiszpanii byli wspólnikami tych kradzieży dzieci. Wszyscy, którzy stworzyli, współtworzyli lub chociaż znosili trwanie tego systemu”. To mocna teza, podobnie jak cały reportaż.
Katarzyna Kobylarczyk przypomina w swoim świetnym reportażu jeden z najbardziej wstydliwych epizodów współczesnej Hiszpanii : kradzież przez państwo i kościół dzieci, zmuszanie do adopcji i oszukiwanie rodziców, że ich nowonarodzone dzieci zmarły. Proceder trwał latami, od wojny domowej i współczesna Hiszpania do dziś nie potrafi go jednoznacznie potępić. Autorka przypomina tło historyczne i obyczajowe : od 1941 w Hiszpanii antykoncepcja jest nielegalna/ i pozostanie taka aż do 1978/, aborcja natomiast traktowana jest jako poważne przestępstwo i zostanie zalegalizowana dopiero w 1985 roku. Zjawisko „ bebes robados” było więc powszechne : więźniarki/ także polityczne/, małoletnie, samotne zmuszano do oddania dzieci do adopcji, a wielu parom wmawiano, że ich noworodek zmarł. Motywem przewodnim jest w reportażu wstrząsające „ ciałko”, gdyż to szpital rzekomo dokonywał pochówku i zrozpaczonym młodym rodzicom nigdy okazywano tytułowego ciałka. Zjawisko handlu dziećmi przez lekarzy i kościół katolicki było nagminne i odbywało się pod płaszczykiem ochronnym państwa” do zamówienia/ na dziecko/ trzeba było dołączyć zaświadczenia od proboszcza, że jest się dobrym katolikiem, i od alkalda, że jest się prawomyślnym obywatelem”.
Autorka pokazuje zjawisko poprzez szereg opowieści, które niczym w kalejdoskopie, tworzą całość i pokazują różne aspekty problemu. Dorosłe dzieci dowiadują się, że zostały adoptowane i być może zabrane biologicznym rodzicom, a biologiczni rodzice szukają śladów dziecka czy jego grobu. Poszukiwania te zderzone są z biurokratyczną bezduszną maszyną. W Hiszpanii panuje bowiem : frankizm socjologiczny” to znaczy „ przetrwanie cech społecznych typowych dla frankizmu w społeczeństwie hiszpańskim po śmierci Franco /1975/ i trwających do dziś”. Hiszpańska transformacja polityczna i ustrojowa charakteryzuje się bowiem ciągłością i wielu polityków/ związanych z kościołem/ trwało przy władzy mimo zmiany systemu. Hiszpania do dziś wzbrania się przed badaniem wszystkich zbrodni frankizmu, zasłaniając się prawem o amnestii z roku 1977.
„ Ciałko” to także opowieść o narracji wykluczającej kobiety. Frankistowska Hiszpania to model społeczeństwa patriarchalnego i maczystowskiego, gdzie „ świadectwo kobiety nie ma takiej samej wartości co świadectwo mężczyzny. Jego prawdziwość jest automatycznie kwestionowana i etykietowana negatywnymi określeniami, jak „ histeria”, „obsesja” ,” nadmiar bólu związanego ze stratą”. Katarzyna Kobylarczyk podkreśla też, że „ frankizm był nie tylko ultrakatolickim i ultranacjonalistycznym reżimem, był także ultrapatriarchalny. Przyznawał kobietom podrzędne miejsce w społeczeństwie. Kobieta i jej dziecko należeli do mężczyzny i państwa, a kradzieże dzieci były prostą manifestacją tego przekonania.”
Reporterka nie ucieka również od kwestii odpowiedzialności za ten okrutny i trwający latami proceder: „ wszyscy w Hiszpanii byli wspólnikami tych kradzieży dzieci. Wszyscy, którzy stworzyli, współtworzyli lub chociaż znosili trwanie tego systemu”. To mocna teza, podobnie jak cały reportaż.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- Hebius
- Posty: 15047
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: To się czyta
Hiszpania nie jest w tym handlu jakimś odosobnionym przypadkiem. Niedawno był na Onecie tekst o podobnych praktykach w Gruzji. Tyle, że tam opierano się głównie na fikcyjnych zgonach niemowląt w szpitalach. Od lat 50. do adopcji pozyskano w ten sposób około 100 tys. dzieci.
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- uzytkownik_konta
- Posty: 5387
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
J. Strojny, "Nie zostawaj influencerem" oraz J. Jędrusik, "50 twarzy Tindera". Obawiałem się, że:
- "Nie zostawaj influencerem" napisana jest tak, jak książki influencerów, tzn. potwornie (co w przypadku audiobooka oznaczałoby długość 10 min, bo reszta to obrazki - w rzeczywistości audiobook trwa niecałe 5 godzin, a więc jest króciutki, ale to optymalna długość pod względem tego, co autor miał do powiedzenia);
- "50 twarzy Tindera" to jakaś pornografia napisana przez wariatkę.
Co do "50 twarzy Tindera" - wręcz polubiłem Jędrusik za to, że jest szczera, również co do negatywnych stron tego stylu życia, o którym opowiada - choć sama jest przekonana, że ma on więcej zalet, niż wad; i w rzeczy samej, w jej przypadku zapewne tak jest - i że widać po tym, co i jak pisze, że chce dobrze dla ludzi, którzy ją otaczają. Nie jest przy tym żadną Matką Teresą, ale i nie powinna być - przeciwnie, ma się wrażenie, że jej podejście do relacji tego typu, który opisuje, jest dość zdrowe, wyważone wręcz; że poukładała sobie to w głowie. To chyba największe zaskoczenie, bo kiedy wspomniałem, że obawiałem się, że tę książkę napisała jakaś wariatka, miałem na myśli to, że jest to produkt dorabiania ideologii do leczenia własnych kompleksów - i innych deficytów emocjonalnych - poprzez seks. Otóż nie dostrzegłem tam niczego takiego - autorka co najwyżej seksem leczy nudę, często traktując go jako rozrywkę - w czym nie widzę niczego niewłaściwego ("Uprawiam seks bo mi się nudzi" to w końcu zupełnie co innego, niż "Uprawiam seks, bo potrzebuję emocjonalnej protezy, bez której moje wewnętrzne demony rozerwą mnie na strzępy, pozrywam obrazy ze ścian i podpalę dom"). I, tak nawiasem mówiąc, autorka oczywiście nie stosuje rozbudowanych peryfraz tylko po to, żeby np. nie użyć słowa "sperma" - byłoby to co najmniej trudne w książce o takiej tematyce - ale też nie epatuje naturalistycznymi opisami seksu. Objętość i szczegółowość opisów odpowiadają mniej-więcej temu, co można usłyszeć w typowej rozmowie z dobrym znajomym - innymi słowy, mieści się w normie. Toteż ludzie, którzy piszą w internecie, że to jakiś ściek i pornografia, zostali chyba wychowani przez zakonnice.
Ostatnio zmieniony 02-04-2024 20:28:19 przez uzytkownik_konta, łącznie zmieniany 2 razy.
- Nathi
- Posty: 15616
- Rejestracja: 14-04-2019 19:03:47
- Lokalizacja: PL/FR
Re: To się czyta
"Nie zostawaj inflencerem" Szok, że ruszyłeś taką książkę
Ja bym tego nie przeczytał nawet jakby to była ostania książka na świecie.
Ja bym tego nie przeczytał nawet jakby to była ostania książka na świecie.
- uzytkownik_konta
- Posty: 5387
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
No więc, jak wspomniałem, spodziewałem się już wcześniej, że to książka o okropnych ludziach, robiących okropne rzeczy sobie i swoim odbiorcom. Po moim ogólnym doborze lektur, nietrudno zauważyć, że w ogóle mam skłonność do książek, w których ludzie robią innym ludziom okropne rzeczy (najczęściej ich mordują, niewolą, oszukują itd., najczęściej na wielką skalę). Pod tym względem tematyka mieściła się w graniach moich zainteresowań Idąc dalej, spodziewałem się, że może być napisana okropnie (nie jest). Ale - znowu - mój pęd do czytania o okropnych ludziach robiących okropne rzeczy jest tak wielki, że przestudiowałem już zbiór dokumentów programowych polskiego "ruchu robotniczego". Czy (były) influencer jest w stanie napisać coś gorszego? Nie sądzę. I nie pomyliłem się!
- Czartogromski
- Posty: 6169
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
Re: To się czyta
43% Polaków przeczytało w 2023 roku co najmniej jedną książkę. To wzrost o 9 punktów procentowych, najwięcej od 10 lat. Wzrosło także zainteresowanie bibliotekami, szczególnie u młodych mężczyzn w wieku 25–39 lat. Stopniowo zmienia się też sposób pozyskiwania informacji o książkach. Coraz większą rolę odgrywa Internet, a szczególnie serwisy społecznościowe.
- marcin
- Posty: 13426
- Rejestracja: 25-07-2018 22:48:12
- Lokalizacja: PL
Re: To się czyta
A w jaki sposób to jest badane? Ci najpoczytniejsi autorzy znaczy? Jaka tu jest metodologia?
Gdy ludzie spotykają się z górami, dzieją się wielkie rzeczy.
(William Blake)
(William Blake)
- Czartogromski
- Posty: 6169
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt: