Właśnie doczytałem:
Marcin Szczygielski: Weronika i zombie
Czyli "Kłamczucha" 40 lat później. Książka Musierowicz jest zbyt znana, by podobieństwo było przypadkowe, zwłaszcza że tu
i ówdzie można znaleźć odniesienia (nie nazwę tego aluzjami, bo chyba nie o to autorowi chodziło). W każdym razie książka o kilka długości lepsza do tego, co dzisiaj pisze Szacowna Klasyczka.
I, co ważne, dziejąca się w realnym świecie, a nie w odgrodzonej od prawdziwego świata Dolinie Borejków. Miłe, że Szczygielski sam zaprojektował okładkę
i wyklejki, szkoda, że nie poważył się na jakieś ilustracje.
