To się czyta
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
- Ballordo
- Posty: 792
- Rejestracja: 15-02-2021 17:45:20
- Lokalizacja: kraina lodu
Re: To się czyta
Joanna Kuciel-Frydryszak, Chłopki. Opowieść o naszych babkach.
Jestem w trakcie lektury, ale o dziwo, nie szokują mnie te wszystkie opisy życia codziennego na polskiej wsi sprzed lat. Może dlatego, że moja rodzina ma pochodzenie chłopskie, dziadkowie do końca życia mieszkali w gospodarstwach rodzinnych na wsi, a podobne opowieści o bardzo ciężkiej pracy na roli i w obejściu słyszałem na co dzień, gdy byłem młodszy. Z drugiej strony, powinienem czuć jakąś empatię do tych biednych kobiet, a jednak jestem chyba za bardzo znieczulony tymi rodzinnymi historiami.
- Czartogromski
- Posty: 6177
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
Re: To się czyta
Marvin / tekst: Marta Guśniowska ; ilustracje: Robert Romanowicz. Tashka, 2019.
- Hebius
- Posty: 15051
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: To się czyta
Powoli Pożegnanie jesieni Stanisława Ignacego Witkiewicza, czytane (ładnie) przez Marcina Hycnara.
Kiedyś będę to sobie musiał powtórzyć i sam przeczytam.
Oczywiście nie rozumiem nic oprócz samej warstwy fabularnej.
I od początku kibicowałem Łohoyskiemu w jego plugawych zamiarach
A swoją drogą - czy Łohoyski ma jakiś swój rzeczywisty odpowiednik wśród znajomych autora?
Kiedyś będę to sobie musiał powtórzyć i sam przeczytam.
Oczywiście nie rozumiem nic oprócz samej warstwy fabularnej.
I od początku kibicowałem Łohoyskiemu w jego plugawych zamiarach
A swoją drogą - czy Łohoyski ma jakiś swój rzeczywisty odpowiednik wśród znajomych autora?
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
-
- Forumowe Ciacho
- Posty: 2492
- Rejestracja: 21-07-2018 19:54:52
Re: To się czyta
Wreszcie zacząłem wywiad Kaczorowskiego z Kwaśniewskim. Dobrze się czyta. Na początku sporo o Ukrainie, bardzo ciekawie.
"Uczucie pożądania to ogromna siła, która ma nad tobą całkowitą władzę"
Adam Georgiev, "Planeta samych chłopców"
Adam Georgiev, "Planeta samych chłopców"
- jazzik
- Posty: 9388
- Rejestracja: 18-07-2018 22:26:03
Re: To się czyta
Tak - Szymanowskiego.
"Nie bój się doskonałości. – Nigdy jej nie osiągniesz." Salvador Dali
- Czartogromski
- Posty: 6177
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
Re: To się czyta
Jonathan Dimbleby: Barbarossa. Jak Hitler przegrał wojnę.
Miałem tylko przekartkować, bo to jednak prawie 688 stron (bez przypisów 620). Okazało się, że pierwsza część, 1/3 książki, to polityczno-dyplomatyczna historia Europy od Locarno do Paktu Ribbentrop-Mołotow. No i okazało się to tak ciekawe, że przeczytałem tę 1/3 szybko. Potem zaczyna się batalistyka wymieszana z kontynuacją wątku polityczno-dyplomatycznego i robi się, jak dla mnie, trochę bałagan.
I, oczywiście, znajduję niedoróbki redakcyjne. Na wyklejkach są ładne mapy, ale zapomniano, że od 1939 r. Słowacja była osobnym państwem.
Miałem tylko przekartkować, bo to jednak prawie 688 stron (bez przypisów 620). Okazało się, że pierwsza część, 1/3 książki, to polityczno-dyplomatyczna historia Europy od Locarno do Paktu Ribbentrop-Mołotow. No i okazało się to tak ciekawe, że przeczytałem tę 1/3 szybko. Potem zaczyna się batalistyka wymieszana z kontynuacją wątku polityczno-dyplomatycznego i robi się, jak dla mnie, trochę bałagan.
I, oczywiście, znajduję niedoróbki redakcyjne. Na wyklejkach są ładne mapy, ale zapomniano, że od 1939 r. Słowacja była osobnym państwem.
- Achim
- Posty: 1363
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: To się czyta
„ Cuda „
Autorka tego tomu prozy Elena Medel jest poetką i to się czuje. Poza ważną feministyczną tematyką, portretami kobiet na tle historii współczesnej Hiszpanii i wizerunkiem samego Madrytu, równie ważny jest język, oddający ich doświadczenie, lub niemogący tego uczynić. Dla starszej bohaterki Marii ważne jest „ odzyskać zaimki dzierżawcze”. Doświadczenie kobiecego losu, powtarzalne i nie zawsze zależne od samych bohaterek, domaga się własnego języka. Tymczasem Maria i kobiety jej pokolenia „ przychodzą na zebrania tylko jako osoby towarzyszące swoim partnerom i nigdy nie zabierają głosu”. Niezależność Marii dochodzi do głosu w jej myślach, czynach, relacji z partnerem, ale „ słowa oczywiście nie wybrzmiewają. Maria wypowiada je tylko w myślach”. To paradoksalne, że finałowa scena powieści rozgrywa się w Madrycie podczas manifestacji kobiet pod hasłem „USŁYSZMY GŁOS KOBIET”. Emancypacja Marii jako kobiety, jej droga do niezależności, przebiegająca równolegle do odzyskiwania wolności przez Hiszpanię po dyktaturze generała Franco, to ważny motyw tej powieści. Maria zdobywa niezależność intelektualną, „ jest dumna, że może sama kupować sobie książki i eksponować je tak, żeby każdy gość mógł je sobie obejrzeć”. Maria walczy też o niezależność od partnera i, co wielokrotnie jest w powieści Medel podkreślane, o niezależność ekonomiczną. Legendarny esej Virginii Woolf o własnym pokoju, zyskuje w tej prozie nowe znaczenie. Sytuacja ekonomiczna jest determinantą kobiecego/ i nie tylko – postać wuja Marii Chico/ losu. Autorka niczym mantrę powtarza zdania o sytuacji finansowej bohaterek „ to, co zawsze jest najważniejsze : kwestia pieniędzy”, „ gdybyśmy miały pieniądze, nasze życie byłoby prostsze”.
Losy kobiet z rodziny Marii to dziedziczenie nienawiści, traumy, obcość. Najmłodsze pokolenie, Alicia woli ”obserwować rzeczywistość, ale się w nią nie zanurzać”. Emancypacja Alicii przebiega na zupełnie innych polach. Jest pierwszą w rodzinie, której losu nie determinuje macierzyństwo.
Świetna książka, wpisująca się doskonale we współczesną narrację o roli, miejscu kobiet, ich tożsamości, walce, prawach.
Autorka tego tomu prozy Elena Medel jest poetką i to się czuje. Poza ważną feministyczną tematyką, portretami kobiet na tle historii współczesnej Hiszpanii i wizerunkiem samego Madrytu, równie ważny jest język, oddający ich doświadczenie, lub niemogący tego uczynić. Dla starszej bohaterki Marii ważne jest „ odzyskać zaimki dzierżawcze”. Doświadczenie kobiecego losu, powtarzalne i nie zawsze zależne od samych bohaterek, domaga się własnego języka. Tymczasem Maria i kobiety jej pokolenia „ przychodzą na zebrania tylko jako osoby towarzyszące swoim partnerom i nigdy nie zabierają głosu”. Niezależność Marii dochodzi do głosu w jej myślach, czynach, relacji z partnerem, ale „ słowa oczywiście nie wybrzmiewają. Maria wypowiada je tylko w myślach”. To paradoksalne, że finałowa scena powieści rozgrywa się w Madrycie podczas manifestacji kobiet pod hasłem „USŁYSZMY GŁOS KOBIET”. Emancypacja Marii jako kobiety, jej droga do niezależności, przebiegająca równolegle do odzyskiwania wolności przez Hiszpanię po dyktaturze generała Franco, to ważny motyw tej powieści. Maria zdobywa niezależność intelektualną, „ jest dumna, że może sama kupować sobie książki i eksponować je tak, żeby każdy gość mógł je sobie obejrzeć”. Maria walczy też o niezależność od partnera i, co wielokrotnie jest w powieści Medel podkreślane, o niezależność ekonomiczną. Legendarny esej Virginii Woolf o własnym pokoju, zyskuje w tej prozie nowe znaczenie. Sytuacja ekonomiczna jest determinantą kobiecego/ i nie tylko – postać wuja Marii Chico/ losu. Autorka niczym mantrę powtarza zdania o sytuacji finansowej bohaterek „ to, co zawsze jest najważniejsze : kwestia pieniędzy”, „ gdybyśmy miały pieniądze, nasze życie byłoby prostsze”.
Losy kobiet z rodziny Marii to dziedziczenie nienawiści, traumy, obcość. Najmłodsze pokolenie, Alicia woli ”obserwować rzeczywistość, ale się w nią nie zanurzać”. Emancypacja Alicii przebiega na zupełnie innych polach. Jest pierwszą w rodzinie, której losu nie determinuje macierzyństwo.
Świetna książka, wpisująca się doskonale we współczesną narrację o roli, miejscu kobiet, ich tożsamości, walce, prawach.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- Czartogromski
- Posty: 6177
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
Re: To się czyta
Thorgal. 1, Zdradzona czarodziejka / rysunki G. Rosiński - J. Van Hamme scenariusz ; [przekład z języka francuskiego: Wojciech Birek]. Wydanie III. - Story House Egmont, 2022.
Marian Eile : poczciwy cynik z "Przekroju" / Mariusz Urbanek. - Iskry, 2023.
Marian Eile : poczciwy cynik z "Przekroju" / Mariusz Urbanek. - Iskry, 2023.
- Dorian_Gray
- Posty: 2029
- Rejestracja: 18-07-2018 20:38:15
- Lokalizacja: Mazowsze
Re: To się czyta
Dziesięć tysięcy liści
Wiesław Kotański
antologia literatury japońskiej
Wiesław Kotański
antologia literatury japońskiej
- Czartogromski
- Posty: 6177
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
Re: To się czyta
Catherine Nixey: Ciemniejący wiek : o niszczeniu świata klasycznego przez chrześcijan.
Wydawnictwo Filtry, 2023.
Fragment w wypisach z lektur >>>>
Wydawnictwo Filtry, 2023.
Fragment w wypisach z lektur >>>>
- uzytkownik_konta
- Posty: 5389
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
Bernard Newman, "Rowerem przez II RP". Z tym, że przesłuchałem, a nie przeczytałem.
To bardzo ciekawe pod dwoma względami. Po pierwsze, uświadamia nie tylko skalę biedy i zapóźnienia w II RP - skądinąd znaną; choć zaskakiwać może, jak miejscami głęboka była to bieda - ale też tego, w jak małym stopniu ludzie na prowincji byli zokcydentalizowani. Tzn. w jak małym stopniu ich wzorce myślenia, obyczaje i sposób życia przypominały zarówno doświadczenia człowieka z Europy Zachodniej - jakim był autor - jak i nasze obecne. W tym sensie to dobrze, że autor to Anglik; a co więcej, że nie jest to Anglik, który by zjadł zęby na Europie Środkowo-Wschodniej i żył wśród Polaków, ale jedynie taki, który przyjeżdża ze stosunkowo krótką wizytą - i nie może się różnym rzeczom nadziwić. Chwilami miałem wrażenie, że współczesny Polak byłby - gdyby go przenieść w czasie do lat 30. - w swoim zagubieniu i zaskoczeniu, bliższy Newmanowi, niż swoim przodkom. Oczywiście zakładając, że mówimy o chłopach, a nie o wielkomiejskiej inteligencji. To trochę zadaje kłam instynktownemu postrzeganiu pewnej ciągłości - może wręcz postrzeganiu ahistorycznemu - w ramach którego wydaje się nam, że 100 lat temu ludzie żyjący w Polsce mieli tyle samo wspólnego np. z Francuzami czy Brytyjczykami, ile my z Francuzami i Brytyjczykami wspólnego obecnie.
Po drugie jednak, uderza też to, że pewne elementy pozostają problemem stale. Newman zwraca uwagę na elementy takie jak lekceważenie prawa i procedur, złą organizację pracy, ignorowanie problemów społecznych, mimo że przynoszą niewspółmiernie wielkie straty, stratyfikację geograficzną; nie mówiąc o takich zjawiskach, jak policjanci do których się mówi jak do ściany i którzy sami łamią prawo (albo skandaliczny stan dróg, który jednak obecnie jest już raczej tylko stereotypem). Wskazuje to zapewne na to, że ich geneza wiąże się z uwarunkowaniami kulturowymi - i to akurat tymi, które pozostały stosunkowo stałymi pomimo upływu czasu.
To bardzo ciekawe pod dwoma względami. Po pierwsze, uświadamia nie tylko skalę biedy i zapóźnienia w II RP - skądinąd znaną; choć zaskakiwać może, jak miejscami głęboka była to bieda - ale też tego, w jak małym stopniu ludzie na prowincji byli zokcydentalizowani. Tzn. w jak małym stopniu ich wzorce myślenia, obyczaje i sposób życia przypominały zarówno doświadczenia człowieka z Europy Zachodniej - jakim był autor - jak i nasze obecne. W tym sensie to dobrze, że autor to Anglik; a co więcej, że nie jest to Anglik, który by zjadł zęby na Europie Środkowo-Wschodniej i żył wśród Polaków, ale jedynie taki, który przyjeżdża ze stosunkowo krótką wizytą - i nie może się różnym rzeczom nadziwić. Chwilami miałem wrażenie, że współczesny Polak byłby - gdyby go przenieść w czasie do lat 30. - w swoim zagubieniu i zaskoczeniu, bliższy Newmanowi, niż swoim przodkom. Oczywiście zakładając, że mówimy o chłopach, a nie o wielkomiejskiej inteligencji. To trochę zadaje kłam instynktownemu postrzeganiu pewnej ciągłości - może wręcz postrzeganiu ahistorycznemu - w ramach którego wydaje się nam, że 100 lat temu ludzie żyjący w Polsce mieli tyle samo wspólnego np. z Francuzami czy Brytyjczykami, ile my z Francuzami i Brytyjczykami wspólnego obecnie.
Po drugie jednak, uderza też to, że pewne elementy pozostają problemem stale. Newman zwraca uwagę na elementy takie jak lekceważenie prawa i procedur, złą organizację pracy, ignorowanie problemów społecznych, mimo że przynoszą niewspółmiernie wielkie straty, stratyfikację geograficzną; nie mówiąc o takich zjawiskach, jak policjanci do których się mówi jak do ściany i którzy sami łamią prawo (albo skandaliczny stan dróg, który jednak obecnie jest już raczej tylko stereotypem). Wskazuje to zapewne na to, że ich geneza wiąże się z uwarunkowaniami kulturowymi - i to akurat tymi, które pozostały stosunkowo stałymi pomimo upływu czasu.
- bolevitch
- Posty: 5451
- Rejestracja: 22-07-2018 14:45:00
Re: To się czyta
inteligencja była nie tylko wielkomiejska. Zamieszkiwała jeszcze dwory i pałace ziemian. Ci ludzie często podróżowali po Europie i znali języki
- uzytkownik_konta
- Posty: 5389
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
To prawda, ale oni występowali tam w mniejszym zakresie. Zresztą opisy spotkań z tą wielkomiejską też stanowią niewielką część - bo taki był zamysł autora - ale jednak większą.
- uzytkownik_konta
- Posty: 5389
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
A, zapomniałbym. A teraz czytam "Siostrzyczkę" Chandlera. To o tyle istotne, że w marcu 2021 pisałem tak:
Co ciekawe, podobnie miałem z Karolem Mayem - tzn. też inaczej sobie go wyobrażałem. Ale tym razem na pewno się nie przekonam. Dostałem na 12. urodziny "Old Surehanda", ale wtedy w ogóle nie lubiłem klimatu westernów. Później się do tego przekonałem. Więc jakiś miesiąc temu, znalazłszy tę książkę na półce, stwierdziłem że jednak ją wreszcie przeczytam. Doszedłem do ok. 1/3, po czym stwierdziłem, że nie ma sensu dalej brnąć w te dłużące się bzdury. Rozumiem że to książka dla młodzieży, ale to nie oznacza ani że musi być nudna, ani że idiotyczna (chociaż czy na pewno dla młodzieży? Czy nie jest tak, że to pierwotnie miało być po prostu przygodowe, ale było na tyle prostackie, że zostało zaszufladkowane jako "dla młodzieży"?). Przecież to jest o jakichś harcerzykach, do tego wyjątkowo oschłe stylistycznie. Właśnie oschłe, a nie "oszczędne". Natomiast rzuciło to trochę światła na Sienkiewicza - w końcu to o nim mówią, że pisał "westerny sarmackie". W rzeczy samej, problem z jego twórczością jest dokładnie ten sam - zawsze paru gości jeździ od jednego zadupia do drugiego i się do kogoś podkrada, ucieka albo się z kimś napierdala. Jest to zajmujące przez pierwsze 20 stron, a potem robi się straszliwie nudne i powtarzalne, z bohaterami nie da się utożsamiać, a relacje pomiędzy nimi są skrajnie naiwne i, prawdę mówiąc, głupkowate. Zupełnie jak "Old Surehand".
W każdym razie, powracając do pierwotnych uwag co do Chandlera, tzn. "Chandler miał swój duży wkład w definiowanie całego gatunku i sam padł tego ofiarą; bo z dzisiejszej perspektywy to, co wtedy było nowością, dzisiaj może się wydawać sztampą" - to akurat podtrzymuję i, co więcej, to samo chyba można powiedzieć o Mayu. Taki chyba po prostu jest los pionierów gatunku. O telefonie A.G. Bella też byśmy powiedzieli, że jest strasznie gówniany, gdybyśmy go zestawiali z konstrukcjami późniejszymi - a jednak one bez niego by nie powstały (tak, wiem że nie był jedynym wynalazcą telefonu - to tylko przykład!).
Na marginesie, obie okładki są obrzydliwe do granic możliwości. Ale z dwojga złego gorsza jest chyba pierwsza - druga jest po prostu w złym guście i kiepska warsztatowo. Natomiast pierwsza wychodzi z założenia, że skoro pozycja jest adresowana do młodzieży, to okładka musi być oparta o najprostsze skojarzenia, krzykliwa oraz do bólu dosłowna. Jeszcze nagle ten debilny gradient na górze, jak pięść do nosa... To nie można było zrobić żółtej ramki?!
Zmieniłem zdanie. Przeczytałem od tego czasu jeszcze "Długie pożegnanie", a "Siostrzyczkę" też już kończę. I jestem bardzo zadowolony, z pewnością przeczytam coś jeszcze. I teraz istnieją dwie możliwości:uzytkownik_konta pisze: ↑22-03-2021 19:07:06 Raymond Chandler, "Tajemnica Jeziora" (w tłumaczeniu Zbigniewa Gniewskiego).
Kupiłem to przy okazji, zamawiając książki w antykwariacie, bo chciałem wreszcie przeczytać coś Chandlera. I jestem zawiedziony, przede wszystkim stylem. I wydaje mi się, że to nie wina tłumaczenia. To jest w zasadzie pozbawiony fajerwerków opis, do tego są miejsca z mocnymi zgrzytami, kiedy niektóre sformułowania pasują jak pięść co nosa. Zupełnie to nie licuje z tym, jak kultowym autorem jest Chandler.
Na temat samej intrygi się nie wypowiadam, bo to jest trudno ocenić w 2021. Chandler miał swój duży wkład w definiowanie całego gatunku i sam padł tego ofiarą; bo z dzisiejszej perspektywy to, co wtedy było nowością, dzisiaj może się wydawać sztampą - właśnie dlatego, że wyznaczyło kierunek rozwoju gatunku.
Ostatni raz byłem tak zawiedziony klasykiem literatury, kiedy się okazało że Lovecraft kompletnie nie umiał ani w dialogi, ani w ekspozycje.
- "Tajemnica jeziora" jest słaba albo to konkretne tłumaczenie jest koślawe (w rzeczy samej wydaje mi się, że styl "Długiego pożegnania", a zwłaszcza "Siostrzyczki", jest o wiele lepszy).
- Inaczej sobie wyobrażałem Chandlera - teraz, z perspektywy czasu, tak myślę - i to mi tak zgrzytało przez to, że nie pasował do tej wizji. Spodziewałem się czegoś dusznego i ciężkiego, a dostałem w zasadzie styl komiksowy.
Co ciekawe, podobnie miałem z Karolem Mayem - tzn. też inaczej sobie go wyobrażałem. Ale tym razem na pewno się nie przekonam. Dostałem na 12. urodziny "Old Surehanda", ale wtedy w ogóle nie lubiłem klimatu westernów. Później się do tego przekonałem. Więc jakiś miesiąc temu, znalazłszy tę książkę na półce, stwierdziłem że jednak ją wreszcie przeczytam. Doszedłem do ok. 1/3, po czym stwierdziłem, że nie ma sensu dalej brnąć w te dłużące się bzdury. Rozumiem że to książka dla młodzieży, ale to nie oznacza ani że musi być nudna, ani że idiotyczna (chociaż czy na pewno dla młodzieży? Czy nie jest tak, że to pierwotnie miało być po prostu przygodowe, ale było na tyle prostackie, że zostało zaszufladkowane jako "dla młodzieży"?). Przecież to jest o jakichś harcerzykach, do tego wyjątkowo oschłe stylistycznie. Właśnie oschłe, a nie "oszczędne". Natomiast rzuciło to trochę światła na Sienkiewicza - w końcu to o nim mówią, że pisał "westerny sarmackie". W rzeczy samej, problem z jego twórczością jest dokładnie ten sam - zawsze paru gości jeździ od jednego zadupia do drugiego i się do kogoś podkrada, ucieka albo się z kimś napierdala. Jest to zajmujące przez pierwsze 20 stron, a potem robi się straszliwie nudne i powtarzalne, z bohaterami nie da się utożsamiać, a relacje pomiędzy nimi są skrajnie naiwne i, prawdę mówiąc, głupkowate. Zupełnie jak "Old Surehand".
W każdym razie, powracając do pierwotnych uwag co do Chandlera, tzn. "Chandler miał swój duży wkład w definiowanie całego gatunku i sam padł tego ofiarą; bo z dzisiejszej perspektywy to, co wtedy było nowością, dzisiaj może się wydawać sztampą" - to akurat podtrzymuję i, co więcej, to samo chyba można powiedzieć o Mayu. Taki chyba po prostu jest los pionierów gatunku. O telefonie A.G. Bella też byśmy powiedzieli, że jest strasznie gówniany, gdybyśmy go zestawiali z konstrukcjami późniejszymi - a jednak one bez niego by nie powstały (tak, wiem że nie był jedynym wynalazcą telefonu - to tylko przykład!).
Na marginesie, obie okładki są obrzydliwe do granic możliwości. Ale z dwojga złego gorsza jest chyba pierwsza - druga jest po prostu w złym guście i kiepska warsztatowo. Natomiast pierwsza wychodzi z założenia, że skoro pozycja jest adresowana do młodzieży, to okładka musi być oparta o najprostsze skojarzenia, krzykliwa oraz do bólu dosłowna. Jeszcze nagle ten debilny gradient na górze, jak pięść do nosa... To nie można było zrobić żółtej ramki?!
- Hebius
- Posty: 15051
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: To się czyta
A Sienkiewicza czytałeś?
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- uzytkownik_konta
- Posty: 5389
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
Niestety tak. Byłem z tych dzieci, które uważały, że wszystko trzeba robić dokładnie zgodnie z oczekiwaniami - nawet jeśli nikt się nie dowie, że się czytało tylko streszczenie - więc się tym katowałem.
- Achim
- Posty: 1363
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: To się czyta
„ Meksyk, moja miłość”
Historia Eleny Poniatowskiej
Lubię sytuacje, kiedy książki same do mnie przychodzą. Oczywiście znałem postać Eleny Poniatowskiej, ale nie wiedziałem, że Magda Melnyk napisała o Niej teraz książkę.
Nieoczekiwanie podczas pobytu w rodzinnym Opolu, w sklepie popularnej sieci dojrzałem tę pozycję i wiedziałem, że to książka dla mnie. Zacząłem ją czytać w przedurlopowym zabieganiu. W międzyczasie Poniatowska otrzymała Międzynarodową Literaturę Literacką im. Carlosa Fuentesa, a ja zabrałem książkę na wakacje, by najpierw w samolocie, a potem pod słońcem Balearów czytać w spokoju.
Już sama struktura tej opowieści jest zachwycająca. Wychodząc od spotkania z pisarką w Meksyku, Magda Melnyk opowiada Jej historię w formie krótkich fragmentów, barwnej mozaiki, która tworzy fascynującą całość. Przypomina to metodę twórczą samej Poniatowskiej przy książce o masakrze w Tlatelolco „ praca nad książką zaczęła przypominać wyplatanie tkaniny, a ona sama całość nazwała kolażem”.
Oczywiście bohaterką książki jest Elena Poniatowska i autorka pokazuję tę postać wieloaspektowo. Od genealogii Jej rodziny. Linię, z której wywodzi się pisarka zapoczątkował Stanisław, syn najstarszego brata króla- Kazimierza. Z uwagi na pochodzenie społeczne i majątek Elena była uprzywilejowana, ale rodzina nie miała pieniędzy na jej studia medyczne w Stanach, a Elena jako młoda dziewczyna padła ofiarą przemocy. Magda Melnyk kreśli rozwój kariery twórczej pisarki od początkującej reporterki po uznaną sławę, choć „ w kraju/ Meksyk/ sławą dorównywała największym pisarzom latynoamerykańskim. to za granicą nie była tak rozpoznawalna jak Marquez czy Fuentes”. Octavio Paz określa Poniatowską jako „ ptaka w literaturze meksykańskiej/…/, jest ptakiem, który obserwuje w ciszy, aby później czytelnikom o tym zaśpiewać”. Poniatowska jest w Meksyku instytucją. Po trzęsieniu ziemi w 1985 przyjaciel Carlos Monsivais powiedział do Niej : „ ty jesteś od pisania. Tak pomożesz najlepiej”. Oczywiście Poniatowska nie pomaga samym pisaniem, oddała dom na siedzibę wydawnictwa, angażuje się w akcje pomocowe, humanitarne, polityczne, jak wybory prezydenckie na rzecz Andresa Manuela Lopeza Obradora.
Swoje credo twórcze Poniatowska określa jasno : „ Zostałam dziennikarką, ponieważ zawsze miałam pytania, a nigdy nie miałam pewności. Lecz niezmiennie byłam pewna swoich intencji. Zawsze przerażały mnie niszczycielskie osądy, które dyskwalifikowały, skazywały, zapadały w gniewie, oraz obrońcy prawd absolutnych lub ci, którzy ośmielali się działać przeciwko integralności innych. Wcześnie odkryłam mniejszości i zacząłem się z nimi utożsamiać. Są moim legionem”. Pozostała mu wierna, ujmując się za prawami kobiet” w kraju dumnym z prekolumbijskich kultur, gdzie Frida Kahlo ubierała się w tradycyjne stroje, na co dzień noszone przez Indianki, te ostatnie były obywatelami drugiej kategorii, kimś gorszym, nieistotnym”, służby, więźniów politycznych, biedoty, przemilczane bohaterki Rewolucji Meksykańskiej” bo historia nie tylko nie oddaje im sprawiedliwości, ale je wręcz oczernia”. Inną zapomnianą postacią, przypomnianą przez Poniatowską była malarka Angelina Beloff/ Biełowa/ , pierwsza żona Rivery. Poniatowska angażował się także w walkę o dopuszczalność aborcji.
Podczas początków kariery dziennikarskiej Poniatowskiej „kobiety należały do rzadkości w dziennikarskim świecie”. Metoda twórczości Eleny była na początku pionierska : „ wybiegała na ulicę. To tam był świat, o którym chciała pisać. Nauczyła się wtapiać w tłum, obserwować, słuchać i wychwytywać dialogi, charakterystyczne dla danego miejsca”.
Książka Magdy Melnyk to także opowieść o Meksyku, jego gwałtownej i skomplikowanej historii, wszystkich najważniejszych wydarzeniach, które Poniatowska jako rzeczniczka wykluczonych opisywała. Meksyk jawi się tu jako „ biedny kraj z wysokim problemem marginalizacji społecznej”.
Poza barwnym portretem samej Poniatowskiej czyli „ Towarzyszki Księżniczki”, jej rodziny, bliskich i Meksyku na kartach książki mamy całą galerię postaci współczesnej kultury i polityki. Leonora Carrington, Octavio Paz, Mario Vargas Llosa, Gabriel Garcia Marquez, Susan Sontag, Oriana Fallaci, Luis Bunuel czy Diego Rivera. Mężem Eleny Poniatowskiej był wybitny astronom Guillermo Haro. Jego portret literacki przypomina mnie i chyba jeszcze nigdy w literaturze nie znalazłem wizerunku postaci, tak odpowiadającego mojemu charakterowi : „ był surowy i bezwzględny. Dla siebie i dla innych. W pracy toczył wojny podjazdowe z każdym, kto kwestionował jego punkt widzenia, w domu troskę okazywał stawianiem wysoko poprzeczki i nieustanną krytyką./…/gdy urzędnik kazał mu czekać, po pięciu minutach tracił cierpliwość i wychodził. Nie znosił marnowania czasu. Do domu wracał chory z frustracji./…/wciąż pochłaniał kolejne tytuły. Gdy wieczorem zasiadał w fotelu, a książka, którą brał do ręki, nie przypadała mu do gustu, ciskał nią o sufit”.
Lubię też kiedy książki, które czytam, wchodzą z sobą w dialog, nawiązują do siebie. Następną urlopową pozycją jest „ Trąbka do słuchania” Leonory Carrington, kupiona pod wpływem fantastycznego spektaklu Weroniki Szczawińskiej we wrocławskim Teatrze Współczesnym . Kompletnie nie wiedziałem, że Poniatowską i Carrington łączyła długoletnia przyjaźń, oparta na podobnym pochodzeniu i doświadczeniach życiowych. To Carrington zilustrowała zbiór wierszy Poniatowskiej i było to jej ostatnia praca.
Historia Eleny Poniatowskiej
Lubię sytuacje, kiedy książki same do mnie przychodzą. Oczywiście znałem postać Eleny Poniatowskiej, ale nie wiedziałem, że Magda Melnyk napisała o Niej teraz książkę.
Nieoczekiwanie podczas pobytu w rodzinnym Opolu, w sklepie popularnej sieci dojrzałem tę pozycję i wiedziałem, że to książka dla mnie. Zacząłem ją czytać w przedurlopowym zabieganiu. W międzyczasie Poniatowska otrzymała Międzynarodową Literaturę Literacką im. Carlosa Fuentesa, a ja zabrałem książkę na wakacje, by najpierw w samolocie, a potem pod słońcem Balearów czytać w spokoju.
Już sama struktura tej opowieści jest zachwycająca. Wychodząc od spotkania z pisarką w Meksyku, Magda Melnyk opowiada Jej historię w formie krótkich fragmentów, barwnej mozaiki, która tworzy fascynującą całość. Przypomina to metodę twórczą samej Poniatowskiej przy książce o masakrze w Tlatelolco „ praca nad książką zaczęła przypominać wyplatanie tkaniny, a ona sama całość nazwała kolażem”.
Oczywiście bohaterką książki jest Elena Poniatowska i autorka pokazuję tę postać wieloaspektowo. Od genealogii Jej rodziny. Linię, z której wywodzi się pisarka zapoczątkował Stanisław, syn najstarszego brata króla- Kazimierza. Z uwagi na pochodzenie społeczne i majątek Elena była uprzywilejowana, ale rodzina nie miała pieniędzy na jej studia medyczne w Stanach, a Elena jako młoda dziewczyna padła ofiarą przemocy. Magda Melnyk kreśli rozwój kariery twórczej pisarki od początkującej reporterki po uznaną sławę, choć „ w kraju/ Meksyk/ sławą dorównywała największym pisarzom latynoamerykańskim. to za granicą nie była tak rozpoznawalna jak Marquez czy Fuentes”. Octavio Paz określa Poniatowską jako „ ptaka w literaturze meksykańskiej/…/, jest ptakiem, który obserwuje w ciszy, aby później czytelnikom o tym zaśpiewać”. Poniatowska jest w Meksyku instytucją. Po trzęsieniu ziemi w 1985 przyjaciel Carlos Monsivais powiedział do Niej : „ ty jesteś od pisania. Tak pomożesz najlepiej”. Oczywiście Poniatowska nie pomaga samym pisaniem, oddała dom na siedzibę wydawnictwa, angażuje się w akcje pomocowe, humanitarne, polityczne, jak wybory prezydenckie na rzecz Andresa Manuela Lopeza Obradora.
Swoje credo twórcze Poniatowska określa jasno : „ Zostałam dziennikarką, ponieważ zawsze miałam pytania, a nigdy nie miałam pewności. Lecz niezmiennie byłam pewna swoich intencji. Zawsze przerażały mnie niszczycielskie osądy, które dyskwalifikowały, skazywały, zapadały w gniewie, oraz obrońcy prawd absolutnych lub ci, którzy ośmielali się działać przeciwko integralności innych. Wcześnie odkryłam mniejszości i zacząłem się z nimi utożsamiać. Są moim legionem”. Pozostała mu wierna, ujmując się za prawami kobiet” w kraju dumnym z prekolumbijskich kultur, gdzie Frida Kahlo ubierała się w tradycyjne stroje, na co dzień noszone przez Indianki, te ostatnie były obywatelami drugiej kategorii, kimś gorszym, nieistotnym”, służby, więźniów politycznych, biedoty, przemilczane bohaterki Rewolucji Meksykańskiej” bo historia nie tylko nie oddaje im sprawiedliwości, ale je wręcz oczernia”. Inną zapomnianą postacią, przypomnianą przez Poniatowską była malarka Angelina Beloff/ Biełowa/ , pierwsza żona Rivery. Poniatowska angażował się także w walkę o dopuszczalność aborcji.
Podczas początków kariery dziennikarskiej Poniatowskiej „kobiety należały do rzadkości w dziennikarskim świecie”. Metoda twórczości Eleny była na początku pionierska : „ wybiegała na ulicę. To tam był świat, o którym chciała pisać. Nauczyła się wtapiać w tłum, obserwować, słuchać i wychwytywać dialogi, charakterystyczne dla danego miejsca”.
Książka Magdy Melnyk to także opowieść o Meksyku, jego gwałtownej i skomplikowanej historii, wszystkich najważniejszych wydarzeniach, które Poniatowska jako rzeczniczka wykluczonych opisywała. Meksyk jawi się tu jako „ biedny kraj z wysokim problemem marginalizacji społecznej”.
Poza barwnym portretem samej Poniatowskiej czyli „ Towarzyszki Księżniczki”, jej rodziny, bliskich i Meksyku na kartach książki mamy całą galerię postaci współczesnej kultury i polityki. Leonora Carrington, Octavio Paz, Mario Vargas Llosa, Gabriel Garcia Marquez, Susan Sontag, Oriana Fallaci, Luis Bunuel czy Diego Rivera. Mężem Eleny Poniatowskiej był wybitny astronom Guillermo Haro. Jego portret literacki przypomina mnie i chyba jeszcze nigdy w literaturze nie znalazłem wizerunku postaci, tak odpowiadającego mojemu charakterowi : „ był surowy i bezwzględny. Dla siebie i dla innych. W pracy toczył wojny podjazdowe z każdym, kto kwestionował jego punkt widzenia, w domu troskę okazywał stawianiem wysoko poprzeczki i nieustanną krytyką./…/gdy urzędnik kazał mu czekać, po pięciu minutach tracił cierpliwość i wychodził. Nie znosił marnowania czasu. Do domu wracał chory z frustracji./…/wciąż pochłaniał kolejne tytuły. Gdy wieczorem zasiadał w fotelu, a książka, którą brał do ręki, nie przypadała mu do gustu, ciskał nią o sufit”.
Lubię też kiedy książki, które czytam, wchodzą z sobą w dialog, nawiązują do siebie. Następną urlopową pozycją jest „ Trąbka do słuchania” Leonory Carrington, kupiona pod wpływem fantastycznego spektaklu Weroniki Szczawińskiej we wrocławskim Teatrze Współczesnym . Kompletnie nie wiedziałem, że Poniatowską i Carrington łączyła długoletnia przyjaźń, oparta na podobnym pochodzeniu i doświadczeniach życiowych. To Carrington zilustrowała zbiór wierszy Poniatowskiej i było to jej ostatnia praca.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- Achim
- Posty: 1363
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: To się czyta
„ Trąbka do słuchania „
Wielkie podziękowania należą się Oldze Tokarczuk i Jej serii wydawniczej „ Inne konstelacje” za przypomnienie tej książki.
Mnie doprowadził do tego tytułu fantastyczny spektakl w reżyserii Weroniki Szczawińskiej we wrocławskim Teatrze Współczesnym. Przedstawienie bardzo wierne powieści, dziś zaskakująco aktualnej.
Powieść Carrington jest manifestem surrealistycznym, feministycznym, ekologicznym. Stwarza zupełnie nową perspektywę narracji, oddaje głos osobom podwójnie wykluczonym : jako kobietom i starszym. Jest to powieść z przymrużeniem oka, co sugeruje portret przeoryszy z klasztoru.
„ Trąbka do słuchania” to także powieść szkatułkowa. Pierwsza narracja to historia Marion Leatherby, wiekowej staruszki, oddanej przez rodzinę do przytułku. Marion jest wykluczona potrójnie: jako kobieta, osoba starsza i przygłucha, ale mimo to przeżywa niesamowite przygody z niemalże końcem świata, a od jej historii niczym z grzybni pączkują inne opowieści. Te niesamowite narracje są zanurzone w religii, ekologii, okultyzmie. Ich ekscentryczność, o czym pisze w posłowiu Olga Tokarczuk, wymyka się wszelkim zaszeregowaniom. Poza nurtem głównym patriarchalnym i katolickim istnieje także wielość głosów i opowieści alternatywnych. Po końcu świata równoległa rzeczywistość dalej istnieje w formie kolektywu staruszek i zwierząt.
Ta książka to fascynująca przygoda intelektualna. Surrealizm i ekscentryczność sprawiają, że nic nie da się tu przewidzieć i wszystko trzeba traktować z lekkim dystansem.
Fantastyczna proza.
Wielkie podziękowania należą się Oldze Tokarczuk i Jej serii wydawniczej „ Inne konstelacje” za przypomnienie tej książki.
Mnie doprowadził do tego tytułu fantastyczny spektakl w reżyserii Weroniki Szczawińskiej we wrocławskim Teatrze Współczesnym. Przedstawienie bardzo wierne powieści, dziś zaskakująco aktualnej.
Powieść Carrington jest manifestem surrealistycznym, feministycznym, ekologicznym. Stwarza zupełnie nową perspektywę narracji, oddaje głos osobom podwójnie wykluczonym : jako kobietom i starszym. Jest to powieść z przymrużeniem oka, co sugeruje portret przeoryszy z klasztoru.
„ Trąbka do słuchania” to także powieść szkatułkowa. Pierwsza narracja to historia Marion Leatherby, wiekowej staruszki, oddanej przez rodzinę do przytułku. Marion jest wykluczona potrójnie: jako kobieta, osoba starsza i przygłucha, ale mimo to przeżywa niesamowite przygody z niemalże końcem świata, a od jej historii niczym z grzybni pączkują inne opowieści. Te niesamowite narracje są zanurzone w religii, ekologii, okultyzmie. Ich ekscentryczność, o czym pisze w posłowiu Olga Tokarczuk, wymyka się wszelkim zaszeregowaniom. Poza nurtem głównym patriarchalnym i katolickim istnieje także wielość głosów i opowieści alternatywnych. Po końcu świata równoległa rzeczywistość dalej istnieje w formie kolektywu staruszek i zwierząt.
Ta książka to fascynująca przygoda intelektualna. Surrealizm i ekscentryczność sprawiają, że nic nie da się tu przewidzieć i wszystko trzeba traktować z lekkim dystansem.
Fantastyczna proza.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- Czartogromski
- Posty: 6177
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
- Achim
- Posty: 1363
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław