Przechodzę obecnie głęboki kryzys wiary w jakiekolwiek autorytety. Mój światopogląd naukowy też się ostatnio chwieje. Może podtrzymam moje przekonania, może nie, nie wiem. Na razie nie chce mi się zaglądać do książek. Interesować się opisami i interpretacjami ekspertów. Ratują mnie jeszcze jakieś podcasty, ale i tak nie wiem co się ze mną dzieje od jakiegoś czasu. Zamiast żyć abstrakcjami, jak zawsze czyniłem, bardziej zaczyna mnie interesować ten zwyczajny, realny świat, dostrzegany i przeżywany za pomocą naszych zmysłów. A do tego nie potrzeba np. nauk humanistycznych. Większość ludzi doskonale się bez tego obywa.uzytkownik_konta pisze: ↑30-07-2025 19:46:51 Nie no, to też absurdalne podejście i KATEGORYCZNIE się nie zgadzam; uważam, że takie stanowisko nie świadczy o niczym innym, jak o bardzo głębokiej ignorancji - gimnazjalista właśnie odkrył, że jest dobry z matematyki, ale nie radzi sobie z polskim, więc wymyśla dziecinną racjonalizację, nie zważając na to, że tak naprawdę gówno wie i o polskim, i o matematyce.
Nie każda wypowiedź na temat mieszczący się w sferze humanistyki jest wartościująca. Czy naprawdę sądzisz, że jedyne, co można powiedzieć na temat np. prozy Żeromskiego, architektury renesansowej albo poglądów Freuda, to że są dobre albo niedobre, wartościowe albo bezwartościowe? Jeśli mówimy o funkcjach jakiejkolwiek dyscypliny naukowej, mówimy o deskrypcji, eksplanacji i predykcji - czyli o opisie, wyjaśnianiu i przewidywaniu ("Jeśli A i B, to C"). Tymczasem "Jest dobre albo niedobre" to sfera normatywna, która w zasadzie się w tym w ogóle nie mieści (chyba że tylko z zastrzeżeniem "Jeśli chciałbyś osiągnąć efekt A, to powinieneś zrobić B").
Dlatego napisałem co napisałem. Nie chodziło mi o sferę normatywną, czy jakąkolwiek inną, tylko ogólnie - czy uprawianie pewnych nauk ma sens, skoro niewiele wnoszą do życia, poza zabijaniem czasu nerdów, którzy się tym interesują.