Kupiłem na czytnik (chętnie się podzielę) i nie żałuję. Książce brakuje akcji, ale jest to bardzo ciekawa i wciągająca wizja przyszłości. Może to przygotowanie, nakreślenie tła dla następnej książki, gdzie opowiedziana będzie jakaś historia?
Pod konarami kasztana,
Pan zablokował mnie,
a ja Pana.
A na spotkaniu popraradowym gadaliśmy o "Geju w wielkim mieście"
No więc w pociągu doczytałem do końca. Muszę powiedzieć, że z tym Mariuszem to autor już nieco pojechał (jak doszedł zakon i orgie... )
Jutro będzie nowy, długi dzień. Twój własny, od początku do końca. To przecież bardzo przyjemna myśl.
(Tove Jansson, "Tatuś Muminka i morze")
czy na początku bohater nie czyta "Kodu Leonarda da Vinci" Dana Browna? 20 lat temu była to książka skandaliczna, Kościół protestował (przy czym jej nie czytałem - więc może to nadinterpretacja)
Też niedawno sobie odświeżyłem. I z każdą lekturą zadziwia mnie powszechna opinia o tej książce jako miłej lekturze o życiu. Przecież to zakończenie rozdziera duszę na kawałki!
Zakończenie zdecydowanie tak. Generalnie w opowieść o jowialnym Tatusiu wplecione są smutne prawdy, bliskie chyba każdemu człowiekowi.
Kiedy przyjechałem na jego pogrzeb i na brzegu orkiestra wygrywała pieśń o wiernym przewoźniku, a wujka w wielkiej czarnej trumnie kładli na jego najstarszą łódź, na której przewiózł na drugą stronę rzeki dziesiątki nieżyjących już przyjaciół, zrozumiałem wszystko i ryczałem jak nigdy w życiu. Leżał w tej trumnie, z pięknym wąsikiem pod nosem, blady jak sama kuma Śmierć. Wieźli go na drugi brzeg i rzeka płynęła pod nami, jak płynie od milionów lat, a mnie nie można było uciszyć. Miałem już tyle lat, że wiedziałem, iż grzebię nie tylko wuja Proszka, ale całe swoje dzieciństwo i wszystko, co się z nim wiązało. W tej trumnie spoczywała też prawdziwa angielska piłka, chłodna maślanka, marynowane ryby i dziczyzna, pies Holan, praskie parówki i płyta gramofonowa "Tysiąc mil".
Grzebanie wspomnień-totemów dzieciństwa, zakończonego związku, przedmiotów po zmarłej bliskiej osobie.
Czas na drugie podejście do Rzeczy, których nie wyrzuciłem Marcina Wichy. Ciota jestem i tyle.
A ja ciąg dalszy lektur mających przybliżyć prowincje Meksyku.
Juan Villoro: Podróż na Jukatan. Muszę poszukać w necie, bo to wygląda na reportaż w odcinkach, publikowany w swoim czasie w jakiejś gazecie. Czyta się bardzo dobrze, książka napisana lekkim i ironicznym stylem.
Na samym początku autor pisze o swojej babci: Miała znakomitą pamięć wspomaganą nieprzeciętną wyobraźnią Zupełnie jak jedna moja kochana ciocia.
Pod konarami kasztana,
Pan zablokował mnie,
a ja Pana.
Nastawiony byłem na trochę więcej szczegółów z pierwszych doświadczeń seksualnych Stefana K. Zdaję sobie sprawę, że historię opowiadał starszy już wówczas pan, no ale mimo wszystko.
Początek trochę nudny, ale od pierwszego trójkąta jest już całkiem nieźle.
Donald Tusk: To są biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca na ziemi. Nie trzeba robić takiej obrzydliwej, ponurej propagandy wymierzonej w migrantów, bo to są ludzie, którzy potrzebują pomocy.