Napaliłem się, po usłyszeniu wywiadu z autorką w TVN, na książkę, która miała przybliżać laikowi
statystykę. Pani zachwalała swoją drugą książkę, ja jednak najpierw zakupiłem pierwszą. Drugiej - na szczęście - nie kupiłem.
Oto więc to dzieło:
Janina Bąk, Statystycznie rzecz biorąc. Czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla
Spis treści:
Jestem w połowie i mam jeden wniosek: przez 50 lat życia nie czytałem podobnego - przepraszam, ale to słowo jest tu konieczne - pierdolenia.

Niewyobrażalne! Rozumiem, że to ma być dla laików, że ma to w wesoły i lekki sposób wprowadzać czytelników w temat, że ma być zabawnie, z dygresjami, żarcikami itd. Ale nie w takiej ilości!
Poniżej, żeby nie być gołosłownym, wklejam dużą część jednego z rozdziałów. Zobaczcie, bite 7 stron pierdolenia, żartowania, rzucania sucharami, żeby na koniec wymienić 4 pojęcia statystyczne.
Owszem, kilka stron dalej autorka omawia w końcu wspomniane pojęcia:

Ale co z tego? Te jej wyjaśnienia w całej książce albo są na takim stopniu oczywistości, że niczego nie wnoszą do wiedzy laika, takiego jak ja, albo niczego nie wyjaśniają w jakimś szerszym kontekście. Kompletnie bez sensu.
Widać, że to jakaś straszna marketingowa wydmuszka. Na Empiku zalew komentarzy pełnych zachwytu, ale pierwsza, starsza część, ma już nowsze komentarze, zdecydowanie miażdżące jej "poziom".
Najbardziej dziwi mnie, że to to gówno wydało W.A.B., niegdyś bardzo dobre wydawnictwo.
Jak wspomniałem, jest jeszcze druga część:
Statystycznie rzecz biorąc 2. Czyli jak zmierzyć siłę tornada za pomocą gofra
