A teraz do NF już zdążyłeś zajrzeć? Bo Piotr Tarczyński z jackiem Dehnelem zdążyli
Trzymajcie mnie, bo już codziennie coś.
W najnowszej "Nowej Fantastyce" znajdą Państwo opowiadanie Jacka Komudy pod wiele mówiącym tytułem "Dalian, będziesz ćwiartowany!" Długie, więc pozwólcie, że Wam streszczę to wiekopomne dzieło.
W parasłowiańskiej krainie Lendii grupa dzielnych wojów - silnych, odważnych, męskich - ściga "plugawego odmieńca, mężołóżcę, gwałciciela praw boskich i ludzkich", tytułowego Daliana. Po drodze dołączają do nich kolejni wojownicy i wkrótce cała kraina ściga zbrodniarza, który "był niewiastą dla innego" mężczyzny.
Dalian, homoseksualista, jest zniewieściały, ma "plugawy wzrok" i "pogardiwe spojrzenie", bo w ogóle z całego serca nienawidzi Lendii i Lędziców (może dlatego, że chcą go poćwiartować?), marzy o ucieczce do Taurydyki, gdzie mógłby żyć w spokoju z kochankiem ("Pyszczkiem"). Chciałby ucywilizować prymitywną Lendię, "skłonić by przyjęli wielkie obyczaje Taurydyki, jej śpiewną mowę, prawa, zasady". Może takie prawa, które zakazują ćwiartowania osób homoseksualnych? O nie, znacznie gorsze, o czym dowiemy się lada moment.
Ucieka, ucieka, ale zostaje wreszcie złapany. Podstępnie wydaje go wojom kaleki Taurydykianin (?), który uciekł do Lendii przed eutanazją, bowiem cywilizowana zachodnia kraina "miłuje gładkich, miłych chłoptasiów", zaś niepełnosprawnych, starców i obłożnie chorych eliminuje. "Imperium śmierci (...) wmawiają ci wolność, a jesteś tylko zabawką", mówi.
Wojowie prowadzą Daliana na statek, którym miał z kochankiem uciec na "wyspę porubstwa" - tam jednak okazuje się, że inni wojowie już zdążyli Pyszczkowi odrąbać głowę, ponieważ próbował się do nich dobierać. W końcu wiemy, że geje nie potrafią kontrolować swoich żądz i pożądają każdego heterosekualnego mężczyzny, więc nawet kiedy usiłują się ukrywać i ujść z życiem, zaczynają "łapać za jajca" kogo popadnie.
Dalianowi udaje się wprawdzie uciec (magia, czyli podstęp), ale nasi dzielni bohaterowie odbijają statek z rąk "taurydyjskich kapłanów ziemskich rozkoszy, zbrukanych i podłych, nie znających honoru i praw boskich". Taurydyjczycy są oczywiście dużo słabsi, niż dzielni Lędzice, więc uciekają "z histerycznym wrzaskiem, z płaczem", "jak baby".
Wojowie znajdują ładunek - dzieci, porwane przez gejów dla kapłanów-pedofilów w zamian za azyl na wyspie. "Odmieńcy (...), wszystko czego pragną, to dzieci". Niedoszłe ofiary pedofilów znajdują schronienie u boju lędzickich wojów, którzy nauczą ich jak posługiwać się toporem – zapewne w celu odrąbywania głów odmieńcom.
Koniec (wreszcie).
Oddajmy głos samemu autorowi: „Opowiadanie jest pastiszem sytuacji w obecnej Polsce. Jeśli ktoś przyjmuje je jednostronnie (...) to znaczy, że sam jest ideologicznie zmanipulowany”. Bo wiecie – symetria. Dzielni wojowie może i nietolerancyjni, ale sami rozumiecie – geje porywają im dzieci dla pedofilów, więc w sumie to jasne, że chcą zboczeńców poćwiartować. A potem rytualne teksty o cenzurze, zastraszaniu, zagrożeniu wolności słowa i biadolenie, że „dawna fantastyka staje się teraźniejszością”. Orwell, po prostu.
Na grupie fejsowej redaktor naczelny czasopisma, Jerzy Rzymowski, początkowo bronił tego turbolechickiego, homofobicznego rzygu, powołując się – a jakże – na wolność słowa. Zresztą, jeszcze parę lat temu kpił z pomysłu, by „Gra o tron” mogła mówić o czymkolwiek innym, niż magia i smoki. Kryzys klimatyczny? Stosunek do uchodźców? Krytyka patriarchatu i feudalizmu? Skądże. Czterdziestoparoletniego faceta, redaktora naczelnego najważniejszego w Polsce czasopisma o fantastyce zaskakiwała koncepcja, że literaturę taką można w ogóle interpretować, odnosić do zjawisk rzeczywistych, ba, że może nawet taka jest (wyrażona czasem wprost) intencja autora czy autorki. Coś chyba jednak zaczęło do niego docierać, kiedy na opowiadanie Komudy zareagowali czytelnicy. Zapewnił, że publikując ten tekst „w żadnym wypadku” nie chciał wpisywać się w „obecną nagonkę na środowiska LGBT” i zaczął zadawać pytania o „granicę między światem przedstawionym i naszą rzeczywistością”. Lepiej późno, niż wcale.
Nie wiem jaką „dawną fantastykę” czytał Komuda, ale ja kiedyś bardzo lubiłem sci-fi i fantasy (prenumerowałem też „NF”, nawiasem mówiąc), ale jakoś nie przypominam sobie pogromowych fantazji u Dicka, Herberta, Lema, Bradbury'ego, LeGuin, Asimova czy Sapkowskiego. Wręcz przeciwnie, „dawna fantastyka” potrafiła służyć mądrej krytyce istniejących struktur, zadawać pytania o naturę religii, społeczeństwa, relacje władzy, istotę człowieczeństwa itd. Nowa fantastyka (np. China Mieville) też to potrafi, choć nie wiem czy potrafi „Nowa Fantastyka”.