Zacząłem dziś czytać
"... będzie gorzej" Jana Pelca, książkę, którą kupiłem kilka lat temu, wydana została w 2014 i prawdopodobnie wtedy ją kupiłem (ewentualnie w 2015) i przez ten czas jej w ogóle nie ruszyłem. Teraz odkopałem te ponad 600 stron. Przeczytałem zaledwie 50 i szczerze chyba daruję sobie resztę. Początek był dobry i pomyślałem, że szybko pochłonę całość, ale zaraz czat minął i szybko zacząłem się zastanawiać PO CO ta książka ma aż tyle stron. Ponad 600 stron głównie o chlaniu? A do tego powieść jest podzielona jedynie na 3 części. Żadnych rozdziałów, żadnego podziału na mniejsze części. Dość typowa dla Czechów, nazwijmy umownie, "przegadana", "ciągła" narracja, no ale jednak taki Hrabal jednak chyba
nic nie napisał na 600 stron. Chyba szkoda mi czasu i sobie daruję.
Wcześniej przeczytałem najnowszy zakup, czyli
"Powrót rosyjskiego Lewiatana" dziennikarza i profesora historii
Siergieja Miedwiediewa. Książka, zbiór niedługich esejów (być może ukazywały się wcześniej w prasie), dotyczy 3 kadencji Putina jako prezydenta Rosji i rosyjskiego zwrotu religijno-nacjonalistycznego, w tym również porusza problem homofobii. Całość uporządkowana jest w 4 części: "Wojna o przestrzeń", "Wojna o symbole", "Wojna o ciało", "Wojna o pamięć". Nie są to jakieś super dogłębne analizy, a autor czasem może nieco odpływa w swoich skojarzeniach czy interpretacjach, nie każdy tekst jest równie ciekawy, ale ogólnie zdecydowanie warto przeczytać. Już w temacie zakupowym przewidywałem, że znajdziemy tutaj analogie do tego, co dzieje się w Polsce (choć skala oczywiście inna) i nie myliłem się. Kilka cytatów:
Znamienne, że rosyjskie społeczeństwo w ciągu ostatnich kilku lat stoczyło się w najprymitywniejszy rasizm. Przypomnijmy patetyczne plakaty Marszu Rosyjskiego nacjonalistów (...) z hasłem "W imię przyszłości białych dzieci" i tlenioną blondynką z płowowłosym brzdącem wśród łanów pszenicy, albo ultraliberalną dziennikarkę Juliję Ładyninę, która pisała (...) o "subkulturze niewolników z silną tradycją despotyzmu, zacofania i islamu".
Jak Marsz Niepodległości.
Ze wszystkich stron niosą się krzyki: Ojczyzna w niebezpieczeństwie! Zagrażają nam, jednocześnie, pedofile, homoseksualiści, zagraniczni rodzice adopcyjni, "zagraniczni agenci", (...) zachodni ekolodzy (...)
Każde zagrożenie ma własny cykl życiowy, okres przydatności do spożycia. Jeszcze kilka lat temu żadnego z nich nie byłoby na horyzoncie. Zagrożenie pojawia się niespodziewanie (...). Rusza zmasowana kampania w mediach, wzmaga się społeczna histeria. Na fali ludowego gniewu wpływa do Dumy Państwowej projekt ustawy, który zostaje błyskawicznie przyjęty w trzech czytaniach (czasem nawet bez opinii odnośnej komisji parlamentarnej i rządu) i bezzwłocznie podpisany przez prezydenta.
Nasza władza też szuka wrogów: gender, uchodźcy, sędziowie, UE, Niemcy, LGBT.
Nasza władza znalazła sobie nowego wroga: język angielski. Wystąpienie posła Dmitrija Gudkowa w Senacie Stanów Zjednoczonych w marcu 2013 roku wywołało wzburzenie w Dumie Państwowej. Kiedy polityk wrócił do kraju, parlamentarna komisja etyki próbowała pozbawić go mandatu za to, że jego przemówienie "zostało napisane i wygłoszone po angielsku".
Nie będą nam w obcych językach...
Nawet główny symbol zwycięstwa, Wstęga Świętego Jerzego, stał się uniwersalnym znakiem towarowym nalepianym wszędzie, gdzie tylko można, na klapki i na majtki, na butelki wódki i na niemieckie piwo.
Jak polskie godło, flaga i symbol Polski Walczącej.