"North by Northwest" oglądałem już kiedyś - i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że najsłynniejsza scena, uwidoczniona też na plakacie, zupełnie nie ma sensu. Dużo łatwiej byłoby po prostu tam przyjechać i go zastrzelić.
Za "Zieloną granicę" i "Obywatela Kane'a" powinienem był się wziąć już dawno. Co do pierwszego, sądziłem że i tak już wiem, co tam się dzieje, więc nie będzie to miało na mnie większego oddziaływania. Jednak czym innym jest wiedzieć, a czym innym - zobaczyć. Holland jednak naprawdę wie, co robi. Pamiętam jak ówczesny rząd, w odpowiedzi na ten film, wypuścił tandetny spot. W rozmowie z kimś powiedziałem wtedy - zdaje się, że na forum też to powtórzyłem - że próba kontrowania filmu Holland spotem telewizyjnym, przygotowanym na poczekaniu przez jakąś agencję, to wyjątkowo optymistyczne przedsięwzięcie. Teraz, po obejrzeniu "Zielonej...", jestem jeszcze bardziej o tym przekonany. Natomiast za najmocniejszą scenę tego filmu, odpowiadającą za większość tego, co przynajmniej dla mnie jest w nim najważniejsze, uważam...
...nie żadne sceny śmierci, umierania czy chorób, lecz sytuację, w której główny bohater - strażnik graniczny - znalazłszy się na przejściu polsko-ukraińskim, wypiera się swojej obecności na granicy polsko-białoruskiej.
Z drugiej strony, zastanawiam się czy ten film nie wziął sobie na tapet zbyt wielu tematów. W sytuacji, w której postawa funkcjonariuszy służb mundurowych jest tak ważnym wątkiem - za ich pośrednictwem komentuje się postawę nas wszystkich; są przedłużeniem państwa i społeczeństwa - trudno uznać za wystarczającą konstrukcję psychiczną, która po stronie motywacji do robienia tego, z czym człowiek się wewnętrznie nie zgadza, składa się tylko z "To moja służba".
A co do "Obywatela..." - trochę zastanawia mnie opinia, z którą się w różnych miejscach spotkałem, jakoby był uważany za "najlepszy film wszechczasów". Po pierwsze, co to w ogóle jest "najlepszy film" - być może jest "najlepszym filmem" o magnatach prasowych, ale trudno byłoby uznać go za najlepszy horror, komedię romantyczną albo film sportowy
Tym niemniej, gdybyśmy już mieli się bawić w tę dziecinną grę, to być może byłby to najlepszy film
w momencie swojego powstania. To bardzo dobry film - wybitny nawet - ale na litość boską, znajmy proporcje. No ale ja, na szczęście, nie uważam w ogóle, aby należało wskazywać "najlepsze cokolwiek", więc nie mam tego dylematu.