To się czyta
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
- uzytkownik_konta
- Posty: 5374
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
Otóż próbowałem. Proporcjonalnie, tzn. jeśli chodzi o długość części obejrzanej w stosunku do całości, wytrzymałem więcej niż w przypadku książki. Tym niemniej, nie widziałem chyba nawet połowy. Z pewnością nie miałem aż tak negatywnych odczuć; jestem pod wrażeniem kostiumów i części scenografii. Co powiedziawszy, myślałem że przy tym zasnę. Zapewne nie pomaga też fakt, że ten film to jakieś posklejane strzępki, zresztą nie do końca z winy twórców.
- marcin
- Posty: 13408
- Rejestracja: 25-07-2018 22:48:12
- Lokalizacja: PL
Re: To się czyta
A mnie się Król bardzo podobał.
Gdy ludzie spotykają się z górami, dzieją się wielkie rzeczy.
(William Blake)
(William Blake)
- Ballordo
- Posty: 791
- Rejestracja: 15-02-2021 17:45:20
- Lokalizacja: kraina lodu
Re: To się czyta
Teorię tego amerykańskiego psychologa można traktować jako szaloną, ale na pewno daje do myślenia.
https://gameplay.pl/news.asp?ID=101672
O Julianie Jaynesie i jego teorii wspominam w tym miejscu dlatego, że czytam właśnie jego życiowe dzieło:
J. Jaynes, The Origin of Consciousness in the Breakdown of the Bicameral Mind.
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/271268/ ... meral-mind
Niestety, mimo ukazania się książki prawie 50 lat temu, idee propagowane przez autora nie znalazły większego zainteresowania w Polsce, książki nie wydano na naszym krajowym rynku wydawniczym. Pozostaje lektura angielskiego oryginału.
Tu trochę więcej na ten temat:Bicameralism (the philosophy of two chamberedness)
Amerykański profesor psychologii, Julian Jaynes, jest autorem teorii, według której doświadczenia odbierane przez prawą półkulę mózgową przekazywane są do lewej poprzez halucynacje słuchowe. Opierając się na starożytnej literaturze (m.in. Iliadzie) Jaynes wysunął wniosek, że ludzie w dawnych czasach żyli w mentalnym stanie tzw. bicameral mind czyli umysłu podzielonego, w którym jedna półkula mózgowa nastawiona była na mowę, a druga na słuchanie i wykonywanie poleceń; wyjaśniałoby to intrygujący dla Jaynesa fakt, że ośrodek mowy znajduje się tylko w jednej (lewej) półkuli mózgowej. Przypadki halucynacji słuchowych zdarzają się i w dzisiejszych czasach. Typowym przykładem są schizofrenicy, ale nie tylko. Jaynes uważa, że z prawą półkulą mózgową łączą się wszelkie nadprzyrodzone, genialne umiejętności i „boskie” kontakty ze światem niematerialnym.
https://gameplay.pl/news.asp?ID=101672
O Julianie Jaynesie i jego teorii wspominam w tym miejscu dlatego, że czytam właśnie jego życiowe dzieło:
J. Jaynes, The Origin of Consciousness in the Breakdown of the Bicameral Mind.
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/271268/ ... meral-mind
Niestety, mimo ukazania się książki prawie 50 lat temu, idee propagowane przez autora nie znalazły większego zainteresowania w Polsce, książki nie wydano na naszym krajowym rynku wydawniczym. Pozostaje lektura angielskiego oryginału.
- Walpurg
- Posty: 9539
- Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
- Lokalizacja: Śląsk
Re: To się czyta
To bardzo ciekawe.
Witkacy, m.in. w Wariacie i zakonnicy, też prezentował taką wizję, oczywiście jako artysta, że to właśnie - cytuję ten niepoprawny politycznie dzisiaj język - to wariaci są najzdrowszą i najwrażliwszą częścią społeczeństwa, ale "dobre" społeczeństwo "ratuje ich" zamykając w szpitalach dla wariatów. U Czechowa zdaje się też coś takiego było w opowiadaniu Sala nr 6.
Zresztą to pytanie też wciąż nam towarzyszy, na jakiej podstawie zakładamy, że to my jesteśmy tymi zdrowymi i normalnymi?
A i jeszcze można przypomnieć "Romantyczność" Mickiewicza
Witkacy, m.in. w Wariacie i zakonnicy, też prezentował taką wizję, oczywiście jako artysta, że to właśnie - cytuję ten niepoprawny politycznie dzisiaj język - to wariaci są najzdrowszą i najwrażliwszą częścią społeczeństwa, ale "dobre" społeczeństwo "ratuje ich" zamykając w szpitalach dla wariatów. U Czechowa zdaje się też coś takiego było w opowiadaniu Sala nr 6.
Zresztą to pytanie też wciąż nam towarzyszy, na jakiej podstawie zakładamy, że to my jesteśmy tymi zdrowymi i normalnymi?
A i jeszcze można przypomnieć "Romantyczność" Mickiewicza
To jest jakby ten sam nurt.Słuchaj dzieweczko!
— Ona nie słucha. —
To dzień biały! to miasteczko!
Przy tobie nie ma żywego ducha,
Co tam wkoło siebie chwytasz?
Kogo wołasz, z kim się witasz?
— Ona nie słucha. —
(...)
Dziewczyna czuje, — odpowiadam skromnie —
A gawiedź wierzy głęboko:
Czucie i wiara silniej mówi do mnie,
Niż mędrca szkiełko i oko.
Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce;
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!
- bolevitch
- Posty: 5437
- Rejestracja: 22-07-2018 14:45:00
Re: To się czyta
nie można ogólniać... pewna grupa osób klasyfikowanych jako psychicznie chore na pewno jest bardzo wrażliwa, jest ofiarą społeczeństwa, norm, schematów, opresji. Ale są też nadwrażliwi na swoim punkcie, z przerostem ego. Tak chorych na schizofrenię opisał Bruno Schulz, taki jest bohater Wyboru Zofii - Nathan, tak przedstawiono Johna Nasha w Pięknym umyśle...
Są też koncepcje psychologii czy psychiatrii mówiące, że neurozy są związane z egocentryzmem. Więc znów, nie tyle wrażliwość, co chorobliwa nadwrażliwość na swoim punkcie...
Są też koncepcje psychologii czy psychiatrii mówiące, że neurozy są związane z egocentryzmem. Więc znów, nie tyle wrażliwość, co chorobliwa nadwrażliwość na swoim punkcie...
- uzytkownik_konta
- Posty: 5374
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
Przesłuchałem "Na Szewskiej. Sprawę Stanisława Pyjasa" C. Łazarewicza oraz "Tragedię na Przełęczy Diatłowa" A. Lugen. Czystym przypadkiem znowu mi się zgrało tematycznie, bo obie są o ginących tragicznie studentach i o komunistycznych organach ścigania, które później wokół tej sprawy chodzą, bo to jest chyba najwłaściwszy termin. "Tragedia..." - to wszyscy wiedzą: niewyjaśniona historia do straszenia dzieci, z której w pewnym momencie zrobiono popkulturową pulpę. Tymczasem najciekawszym, co się tam przewija - podobnie jak w "Na Szewskiej..." - jest społeczno-kulturowe tło, związane ze środowiskami studenckimi tamtych czasów. Oczywiście dostrzegalne są pomiędzy nimi różnice, wynikające z miejsca (Polska vs. ZSRR) i czasu (między 1959 i 1977 rokiem bardzo dużo się zmieniło; zwłaszcza biorąc też pod uwagę różnicę realiów polskich i sowieckich). Tym niemniej, w obu przypadkach to właśnie to tło pozwala rozumieć te sprawy jako historie rzeczywiście tragiczne. A właśnie z tego aspektu je odarto - w przypadku grupy Diatłowa ze względu na ww. robienie z tej sytuacji taniego horroru; natomiast w przypadku Pyjasa - ze względu na całą tę hagiografię, którą bardzo szybko dopisano, a która sprawiła, że konotacje zaczęły znaczyć po tysiąckroć więcej, niż sam zmarły.
Przy czym, tak na marginesie, być może w jakimś sensie sprawa Pyjasa mogłaby skorzystać na odrobinie "upopkulturowienia". Mam nadzieję, że to nikogo nie urazi - ale mam wrażenie, że wiele osób nie zna tej historii w szczegółach, bo szufladkują to jako martyrologię ("No komuniści znowu kogoś zabili, wiem, wiem"*). Tymczasem, poza wszystkim innym, to jest fascynujący przypadek kryminalny. Tło studencko-hipisowsko-wolnościowo-alkoholowo-agenturalno-awanturnicze, jakiego najlepsze thrillery by się nie powstydziły. Więc gdyby to ode mnie zależało, to bym nadał Pyjasowi 10% tego popkulturowego hajpu, który ma grupa Diatłowa.
Oraz przeczytałem "Kalinę Jędrusik", tzn. głośny tutaj wywiad M. Milckego z A. Wierzbicką. I im dłużej czytałem, tym bardziej się dziwiłem, skąd wam się wzięło...
A sam Milcke... Nie zauważyłem większej niezręczności. Muszę przyznać, że spodziewałem się po nim więcej osobowości. Nie wyrażałem się specjalnie pochlebnie o jego książkach, chociaż - kiedy je czytałem - w sumie mi się podobały (miałem kilkanaście lat). Tym niemniej, czuję do niego sympatię i postrzegam raczej jako twórcę, który jednakowoż jakąś osobowość posiada. Tymczasem w tym wywiadzie go po prostu nie ma. Nie jest to jednak przytyk - po prostu obserwacja, że inaczej sobie to wyobrażałem; ale lepiej tak, niż gdybym to odebrał tak, jak Czartogromski, tj. że się potyka o własne nogi, a jednocześnie depcze partnerkę.
_______
* - to przykład; ja osobiście nie wiem, czy to oni zabili, zwłaszcza po zapoznaniu się z tą pracą. Pewnie tak, ale złotówki bym na to nie postawił.
** - z wyjątkiem jednego: Jędrusik miała kiedyś uśpić całkiem dobre koty. W jakimś sensie nie chciałem tego wiedzieć. Oczywiście jest tam też opisane, że bynajmniej nie była z tego dumna, a jej relacje ze zwierzętami były, tak w ogóle, świetne. Być może, ale gdybym tam był, to by jej nie uchroniło przed wbiciem śrubokręta w głowę.
Przy czym, tak na marginesie, być może w jakimś sensie sprawa Pyjasa mogłaby skorzystać na odrobinie "upopkulturowienia". Mam nadzieję, że to nikogo nie urazi - ale mam wrażenie, że wiele osób nie zna tej historii w szczegółach, bo szufladkują to jako martyrologię ("No komuniści znowu kogoś zabili, wiem, wiem"*). Tymczasem, poza wszystkim innym, to jest fascynujący przypadek kryminalny. Tło studencko-hipisowsko-wolnościowo-alkoholowo-agenturalno-awanturnicze, jakiego najlepsze thrillery by się nie powstydziły. Więc gdyby to ode mnie zależało, to bym nadał Pyjasowi 10% tego popkulturowego hajpu, który ma grupa Diatłowa.
Oraz przeczytałem "Kalinę Jędrusik", tzn. głośny tutaj wywiad M. Milckego z A. Wierzbicką. I im dłużej czytałem, tym bardziej się dziwiłem, skąd wam się wzięło...
...że ona (Wierzbicka) jest taka niesympatyczna. Przynajmniej w samej książce niczego takiego nie widzę. Jedyny element, który tam znalazłem, a który pozwala mieć do niej zastrzeżenia, to ten, że... na litość boską, jak się musiała czuć jej matka - jakaś baba ukradła jej córkę, a córce się to podobało! Ale to nie jest coś, na podstawie czegoś można osądzać sam wywiad. Ewentualnie można się przyczepić, że Jędrusik w świetle jej wypowiedzi była ideałem. Niby mówi też o wadach, ale trudno nie odnieść wrażenia, że to tak dla niepoznaki, że ją wybiela - takie wady, które i tak każdy musi uznać za pocieszne, względnie nieszkodliwe dziwactwa**. W stylu słynnej odpowiedzi na rozmowie kwalifikacyjnej, na pytanie "Jakie są pana największe wady?", że "Za bardzo się angażuję i jestem pracoholikiem". Ale to z kolei jest zrozumiałe - gdyby mnie pytano o moją matkę, i bym wiedział że to pójdzie do druku, to też bym nie powiedział całej prawdy Podobnie, wybaczam jej te wspomniane przez Czartogromskiego zarzuty pod adresem różnych utworów/komentarzy dotyczących Jędrusik. Ostatecznie idea prowadzenia z nią wywiadu nie polega tylko na tym, że jest to rozmowa z osobą bliską - toteż dobrze poinformowaną - ale też z osobą bliską Jędrusik emocjonalnie - a nie np. z jej lekarzem. Przed tym nie da się chyba uciec; jest to dobrodziejstwo inwentarza, z którym musimy przyjąć samą wiedzę na temat Jędrusik.Czartogromski pisze: ↑26-11-2023 11:03:14 Moim zdaniem niedobra książka. Po pierwsze, to wywiad-rzeka, a tego Milcke nie potrafi robić; czyta się źle, rzeka stale napotyka na przeszkody, pytania wystają z tekstu jak źle wbite gwoździe. Kilkaset stron rozmowy z osobą niesympatyczną (Wierzbicka) to nie jest przyjemność, a autor wywiadu nic z tym nie potrafił zrobić. Sama Wierzbicka bywa irytująca, np. kiedy domaga się dokumentalnej ścisłości od twórców filmu fabularnego inspirowanego (mocno, fakt) biografią Kaliny.
A sam Milcke... Nie zauważyłem większej niezręczności. Muszę przyznać, że spodziewałem się po nim więcej osobowości. Nie wyrażałem się specjalnie pochlebnie o jego książkach, chociaż - kiedy je czytałem - w sumie mi się podobały (miałem kilkanaście lat). Tym niemniej, czuję do niego sympatię i postrzegam raczej jako twórcę, który jednakowoż jakąś osobowość posiada. Tymczasem w tym wywiadzie go po prostu nie ma. Nie jest to jednak przytyk - po prostu obserwacja, że inaczej sobie to wyobrażałem; ale lepiej tak, niż gdybym to odebrał tak, jak Czartogromski, tj. że się potyka o własne nogi, a jednocześnie depcze partnerkę.
_______
* - to przykład; ja osobiście nie wiem, czy to oni zabili, zwłaszcza po zapoznaniu się z tą pracą. Pewnie tak, ale złotówki bym na to nie postawił.
** - z wyjątkiem jednego: Jędrusik miała kiedyś uśpić całkiem dobre koty. W jakimś sensie nie chciałem tego wiedzieć. Oczywiście jest tam też opisane, że bynajmniej nie była z tego dumna, a jej relacje ze zwierzętami były, tak w ogóle, świetne. Być może, ale gdybym tam był, to by jej nie uchroniło przed wbiciem śrubokręta w głowę.
- Achim
- Posty: 1360
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: To się czyta
„ Mój rok relaksu i odpoczynku „
Zachwycił mnie już sam tytuł, bo świetnie oddaje moje aspiracje życiowe.
Akcja powieści Ottessy Moshfegh osadzona jest w bardzo konkretnej rzeczywistości : to Nowy Jork, początek nowego tysiąclecia. Bohaterka, młoda, samotna i straumatyzowana historyczka sztuki robi to o czym wielu marzy: na rok wypisuje się z życia, chce odciąć się, przespać, narodzić się na nowo, nabrać dystansu. Za pomocą farmakologii i pieniędzy ze spadku podejmuje ryzykowną grę z własnym organizmem, psychiką. Ta świetna proza to bezkompromisowy opis śmiałego eksperymentu psychologicznego. To opis walki o siebie, nowa forma niemieckiego „ Bildungsromanu”, bohaterka wierzy, że „ hibernacja wynikała z instynktu samozachowawczego i uratuje jej życie”. W licznych reminiscencjach poznajemy życie bohaterki i jej przyjaciółki Revy: sytuację zawodową, relacje z rodzicami i mężczyznami. Rozumiemy motywy jej postępowania, budzi ona sympatię.
To mocna wiwisekcja psychologiczna, studium wyobcowania, ale też duży materiał do autorefleksji.
Zachwycił mnie już sam tytuł, bo świetnie oddaje moje aspiracje życiowe.
Akcja powieści Ottessy Moshfegh osadzona jest w bardzo konkretnej rzeczywistości : to Nowy Jork, początek nowego tysiąclecia. Bohaterka, młoda, samotna i straumatyzowana historyczka sztuki robi to o czym wielu marzy: na rok wypisuje się z życia, chce odciąć się, przespać, narodzić się na nowo, nabrać dystansu. Za pomocą farmakologii i pieniędzy ze spadku podejmuje ryzykowną grę z własnym organizmem, psychiką. Ta świetna proza to bezkompromisowy opis śmiałego eksperymentu psychologicznego. To opis walki o siebie, nowa forma niemieckiego „ Bildungsromanu”, bohaterka wierzy, że „ hibernacja wynikała z instynktu samozachowawczego i uratuje jej życie”. W licznych reminiscencjach poznajemy życie bohaterki i jej przyjaciółki Revy: sytuację zawodową, relacje z rodzicami i mężczyznami. Rozumiemy motywy jej postępowania, budzi ona sympatię.
To mocna wiwisekcja psychologiczna, studium wyobcowania, ale też duży materiał do autorefleksji.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- Dorian_Gray
- Posty: 2018
- Rejestracja: 18-07-2018 20:38:15
- Lokalizacja: Mazowsze
Re: To się czyta
Władcę Pierścieni w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej,
pierwszy tom, jestem na początku podróży, w momencie kiedy Frodo, Sam i Pippin spotykają się z Gildorem Inglorionem
pierwszy tom, jestem na początku podróży, w momencie kiedy Frodo, Sam i Pippin spotykają się z Gildorem Inglorionem
- Czartogromski
- Posty: 6160
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
Re: To się czyta
Wrzuciłbym do tematu z zakupami, ale wolę nie ryzykować, albowiem....
Anna Cetera-Włodarczyk, Alicja Kosim: Polskie przekłady Shakespeare'a w XIX wieku. Część 1-2: Wybór tekstów (PDF)
nabyłem drogą pobrania z księgarni WUW. Rzecz stanowi fragment przedsięwzięcia "Repozytorium polskich przekładów Williama Shakespeare’a w XIX wieku: zasoby, strategie tłumaczenia i recepcja" (https://polskiszekspir.uw.edu.pl/)
... no i teraz to sobie przeglądam.
Anna Cetera-Włodarczyk, Alicja Kosim: Polskie przekłady Shakespeare'a w XIX wieku. Część 1-2: Wybór tekstów (PDF)
nabyłem drogą pobrania z księgarni WUW. Rzecz stanowi fragment przedsięwzięcia "Repozytorium polskich przekładów Williama Shakespeare’a w XIX wieku: zasoby, strategie tłumaczenia i recepcja" (https://polskiszekspir.uw.edu.pl/)
... no i teraz to sobie przeglądam.
Ostatnio zmieniony 14-02-2024 15:57:33 przez Czartogromski, łącznie zmieniany 1 raz.
- Hebius
- Posty: 15030
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: To się czyta
Nabyłeś po prostu publikację w bardzo korzystnej cenie. Mike by zazdrościł
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- Czartogromski
- Posty: 6160
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
- Achim
- Posty: 1360
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: To się czyta
„ Róża Luksemburg „
Monografia autorstwa wrocławskiej naukowczyni Katarzyny Gelles przywraca pamięć i przypomina chyba najbardziej na świecie, poza Marią Skłodowską- Curie, znaną Polkę. Roża Luksemburg była outsiderką na wielu płaszczyznach : jako kobieta, cudzoziemka/ większość życia spędziła w Niemczech/, Żydówka i osoba niepełnosprawna. Przywracając pamięć o swojej bohaterce autorka przypomina mowę noblowską Olgi Tokarczuk: „ coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i umiera” . O ile w Niemczech postać tej działaczki społecznej jest trwale obecna w przestrzeni publicznej, to w Polsce, po transformacji ustrojowej, pozostaje wyrugowana ze zbiorowej pamięci. A szkoda, bo jest to postać niezwykła: urodzona w Zamościu, jedna z pierwszych w historii Polek z doktoratem, wyprzedziła znacznie swój czas jako naukowczyni, działaczka i kobieta. Już za życia budziła kontrowersje, bo „ jako cudzoziemka, Żydówka, do tego socjaldemokratka oraz kobieta w pełni ucieleśniała zagrożenie dla tradycyjnego porządku” . Temat emancypacji kobiet nie był dla Luksemburg dziedziną jej zainteresowań naukowych, ona po prostu „ życie prywatne, jak i zawodowe kształtowała według własnych potrzeb i zasad, niekoniecznie w sposób, jakiego oczekiwano od kobiety w tamtej epoce”. Luksemburg wyprzedzała swoją epokę i nawet przeciwnicy polityczni doceniali jej walory intelektualne.
Katarzyna Gelles ukazuje szerokie tło historyczne, polityczne i społeczne czasów, w których żyła jej bohaterka, lecz przybliża Ją nie tylko jako działaczkę, polityczkę, lecz także wrażliwą kobietę, pełną empatii do świata fauny i flory/ zachowane są Jej zielniki/. Jej niestandardowe związki z mężczyznami, niezależność sadów i opinii, pacyfizm, a także tragiczne okoliczności śmierci. Autorka przypomina także spuściznę Luksemburg, Jej trwałą obecność w dyskursie publicznym w Niemczech/ łącznie z kontrowersjami, jakie to budzi/ i ludzi polityki, nauki, sztuki, których inspirowała : Paula Celana, Bertolda Brechta, Miesa von der Rohe, Willego Brandta, Rainera Wernera Fassbindera, który zamierzał nakręcić biografię Luksemburg. Ten film powstał później w 1986, wyreżyserowała go Margarethe von Trotta, a rolę tytułową zagrała fantastycznie nagrodzona za tę rolę Złotą Palmą Barbara Sukowa.
W społecznej pamięci do dziś funkcjonuje jeden cytat niemieckiej naukowczyni : „ Freiheit ist immer Freiheit der Andersdenkenden „ czyli „ wolność jest zawsze wolnością dla myślących inaczej”. Profesor Magdalena Środa w upamiętniającym Różę Luksemburg artykule w 100 – lecie tragicznej śmierci, pisze : „ Na Róży odciskało się wiele piętn, które wykluczają z „normalnej” społeczności i „normalnej” historii: Żydówka, lewaczka, feministka, kaleka, antyklerykałka, pacyfistka, bezdzietna, wykształcona (była drugą Polką w historii, która zdobyła doktorat), do tego pisarka, niezależna publicystka, ekonomiczka, działaczka, bojowniczka. Śledząc jej życie, chciałoby się powiedzieć „święta”, bo bez reszty oddana sprawie : sprawiedliwości, równości i naprawie krzywd”.
Katarzyna Gelles przywraca, w swojej świetnie i ze swadą napisanej biografii, pamięć o Niej. A może to Róża powinna zostać w Polsce symbolem walki kobiet o swoje prawa, przeciw patriarchatowi i dziaderstwu ?
Monografia autorstwa wrocławskiej naukowczyni Katarzyny Gelles przywraca pamięć i przypomina chyba najbardziej na świecie, poza Marią Skłodowską- Curie, znaną Polkę. Roża Luksemburg była outsiderką na wielu płaszczyznach : jako kobieta, cudzoziemka/ większość życia spędziła w Niemczech/, Żydówka i osoba niepełnosprawna. Przywracając pamięć o swojej bohaterce autorka przypomina mowę noblowską Olgi Tokarczuk: „ coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i umiera” . O ile w Niemczech postać tej działaczki społecznej jest trwale obecna w przestrzeni publicznej, to w Polsce, po transformacji ustrojowej, pozostaje wyrugowana ze zbiorowej pamięci. A szkoda, bo jest to postać niezwykła: urodzona w Zamościu, jedna z pierwszych w historii Polek z doktoratem, wyprzedziła znacznie swój czas jako naukowczyni, działaczka i kobieta. Już za życia budziła kontrowersje, bo „ jako cudzoziemka, Żydówka, do tego socjaldemokratka oraz kobieta w pełni ucieleśniała zagrożenie dla tradycyjnego porządku” . Temat emancypacji kobiet nie był dla Luksemburg dziedziną jej zainteresowań naukowych, ona po prostu „ życie prywatne, jak i zawodowe kształtowała według własnych potrzeb i zasad, niekoniecznie w sposób, jakiego oczekiwano od kobiety w tamtej epoce”. Luksemburg wyprzedzała swoją epokę i nawet przeciwnicy polityczni doceniali jej walory intelektualne.
Katarzyna Gelles ukazuje szerokie tło historyczne, polityczne i społeczne czasów, w których żyła jej bohaterka, lecz przybliża Ją nie tylko jako działaczkę, polityczkę, lecz także wrażliwą kobietę, pełną empatii do świata fauny i flory/ zachowane są Jej zielniki/. Jej niestandardowe związki z mężczyznami, niezależność sadów i opinii, pacyfizm, a także tragiczne okoliczności śmierci. Autorka przypomina także spuściznę Luksemburg, Jej trwałą obecność w dyskursie publicznym w Niemczech/ łącznie z kontrowersjami, jakie to budzi/ i ludzi polityki, nauki, sztuki, których inspirowała : Paula Celana, Bertolda Brechta, Miesa von der Rohe, Willego Brandta, Rainera Wernera Fassbindera, który zamierzał nakręcić biografię Luksemburg. Ten film powstał później w 1986, wyreżyserowała go Margarethe von Trotta, a rolę tytułową zagrała fantastycznie nagrodzona za tę rolę Złotą Palmą Barbara Sukowa.
W społecznej pamięci do dziś funkcjonuje jeden cytat niemieckiej naukowczyni : „ Freiheit ist immer Freiheit der Andersdenkenden „ czyli „ wolność jest zawsze wolnością dla myślących inaczej”. Profesor Magdalena Środa w upamiętniającym Różę Luksemburg artykule w 100 – lecie tragicznej śmierci, pisze : „ Na Róży odciskało się wiele piętn, które wykluczają z „normalnej” społeczności i „normalnej” historii: Żydówka, lewaczka, feministka, kaleka, antyklerykałka, pacyfistka, bezdzietna, wykształcona (była drugą Polką w historii, która zdobyła doktorat), do tego pisarka, niezależna publicystka, ekonomiczka, działaczka, bojowniczka. Śledząc jej życie, chciałoby się powiedzieć „święta”, bo bez reszty oddana sprawie : sprawiedliwości, równości i naprawie krzywd”.
Katarzyna Gelles przywraca, w swojej świetnie i ze swadą napisanej biografii, pamięć o Niej. A może to Róża powinna zostać w Polsce symbolem walki kobiet o swoje prawa, przeciw patriarchatowi i dziaderstwu ?
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- Hebius
- Posty: 15030
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: To się czyta
Długie, ale ciekawe.
Lektura obowiązkowa zwłaszcza dla forumowiczów starszych wiekiem.
Czyli chyba jeden Hermes może to sobie darować, zwłaszcza że ma młodszych braci, więc się jeszcze może orientować w tym świecie.
Lektura obowiązkowa zwłaszcza dla forumowiczów starszych wiekiem.
Czyli chyba jeden Hermes może to sobie darować, zwłaszcza że ma młodszych braci, więc się jeszcze może orientować w tym świecie.
Wojciech Szot pisze:Young adult czytają only the best novels.
Czy o książkach będziemy mówić w polingliszu?
Wyborcza/YOUNG ADULTS 20.02.2024, 04:34
"Dark academia", "hate to love" czy "romantasy". To tylko niektóre z dziesiątek kategorii, którymi młodzi ludzie opisują książki. Czy kryminały i książki fantastyczne zostaną zastąpione przez dark romance?
Tytuł jest najważniejszy. Prosty, rzucający się w oczy na okładce i - niemal obowiązkowo - po angielsku. Wybrana w plebiscycie klientów sieci Empik Pisarką Roku Aleksandra Negrońska zadebiutowała w sierpniu 2022 roku powieścią "Bad Friends", która stała się zaczątkiem cyklu "Friends". W ciągu kilkunastu miesięcy wydała później 11 powieści, a do cyklu "Friends" dołożyła serię "Students". Jej angielskie tytuły to nie wyjątek.
Young adult. Nawet Francuzi tak mówią
"Extinguish the Heat", "My Beloved Monster" i "Foxglove". To tylko niektóre z tytułów książek młodzieżowych. A raczej young adult, bo tak określa się najczęściej powieści pisane dla czytelników, a zwłaszcza czytelniczek do 18 roku życia. Sam termin nie jest nowy. Pojawił się w Stanach Zjednoczonych już w końcówce lat 50. XX wieku. Wraz z nim powstał również termin "new adult" określający literaturę, której bohaterowie mają już skończone 18 lat. Nawet wyczuleni na anglicyzmy Francuzi korzystają z tego terminu. W największej francuskiej księgarni Fnac znajdziemy romans young adults.
Anglicyzacja obejmuje nie tylko tytuły książek, ale też nazwy wydawnictw. To już nie Nasza Księgarnia czy Zielona Sowa dostarczają młodzieży literaturę, ale We need Ya, YaNa, YA!, Feeria Young, MustRead, SeeYA czy Books4YA. Spokojnie, słynne wydawnictwa, których książki towarzyszyły nam w dzieciństwie, nie upadły. Kierując się trendem, wydawcy zakładają imprinty, czyli nowe marki, pod których szyldami sprzedają literaturę.
"Najlepsza feel-good novel tego roku" – zapowiada wydawnictwo Agora.
"Mała księżniczka" na sterydach
- Młodzi ludzie oglądają amerykańskie seriale, żyją wizją, że tam jest lepszy świat, w którym są superszkoły z szatniami, gdzie nie ma plecaków - mówiła "Wyborczej" Weronika Anna Marczak, autorka hitowej serii "Rodzina Monet", która również dostała nagrodę na empikowej gali. Przypominała, że "nie ma przecież popularnych seriali młodzieżowych, których akcja dzieje się w polskiej szkole", i dodała: "Może być tak, że młodzieży nie podoba się rzeczywistość, w jakiej żyją, marzą o życiu gdzie indziej".
Doskonale wiedzą o tym twórcy serialowi. "#BringBackAlice", serial opowiadający o bogatej młodzieży z Trójmiasta, był fantazją na temat amerykańskiej szkoły średniej połączonej z bombastyczną wizją codzienności bananowej młodzieży. Nie inaczej jest w powieściach skierowanych do młodych czytelników i czytelniczek. "Rodzina Monet" łączy gangsterską opowieść o niezwykle bogatych braciach z opowieścią o rozterkach młodej uczennicy.
Nie ma w tym niczego nowego. Pewnie niektórzy pamiętają "Małą księżniczkę" Frances Hodgson Burnett. Książka wydana w 1905 roku opowiada o losach Sary Crewe, która po bankructwie i śmieci ojca z zamożnej wychowanki na pensji dla dziewcząt prowadzonej przez Marię Minchin staje się jej służącą. Finał jest oczywisty - Sara odzyskuje swój status.
120 lat po Frances Hodgson Burnett motywy w powieściach dla młodzieży niespecjalnie się zmieniły, choć to, co dzisiaj oferuje się młodzieży, można nazwać "Małą księżniczką" na sterydach. Jeszcze mroczniej, jeszcze tragiczniej i jeszcze więcej luksusu. Trend ten wyznaczyła na początku lat 90. Donna Tartt, autorka "Tajemnej historii", która rozpoczęła erę stylistyki dark academia. Tartt obficie korzystała z inspiracji Edgarem Allanem Poe czy Oscarem Wildem, a najobficiej - z "Bachantek" Eurypidesa. Michiko Kakutani, krytyczka "New York Timesa", przyznawała, że "Tartt udaje się sprawić, że… melodramatyczne i dziwaczne wydarzenia z obrzędami dionizyjskimi i pokazem szatańskich sił wydają się całkowicie prawdopodobne".
Romantasy, comfort booki i kochający się wrogowie
W naszym dziesięcioleciu na rynku książki pojawił się nowy gatunek literacki. Romantasy to powieść łącząca w sobie cechy romansu i powieści fantastycznej. Kategorię wymyślili oczywiście marketingowcy, ale powoli zaczyna się ona przyjmować do opisywania dzieł takich jak bijący rekordy popularności wśród młodych czytelników cykl Sarah J. Maas "Dwór cierni i róż".
Czy jednak "Władca Pierścieni" był romantasy? W końcu wątki miłosne są dla powieści Tolkiena niezwykle istotne. Spokojnie, romantasy to jednak raczej lżejsze powieści, których bohaterami są nie elfy i hobbity, ale młodzi ludzie często zagubieni w fantastycznym świecie. Żeby było jeszcze trudniej, na rynku funkcjonuje również określenie "fantasy romance".
Czy romantasy mogą być comfort bookami? To kolejna kategoria oznaczająca książki, które sprawią, że poczujemy się dobrze - zarówno w trakcie lektury, jak i po jej skończeniu. Tym samym w kategorii tej raczej znajdziemy lekkie powieści obyczajowe niż - jakkolwiek dającą wiele przyjemności podczas lektury - "Dżumę" Camusa.
Kogo pokocha księżniczka w dark romansie?
Wydawnictwo Niezwykłe, które przoduje w masowej produkcji książek skierowanych do młodych dorosłych, podaje takie kategorie jak: "enemies to lovers", "emotional scars", "he tell first", "friends to lover". Mamy też "romans mafijny", "romans hate-love" i "dark romance".
Enemies to lover – czyli od wrogów do kochanków. Jak wyjaśnia Hanna Yang, amerykańska pisarka i nauczycielka kreatywnego pisania, w takich powieściach etap wrogości może przybierać różne formy, od nieszkodliwej rywalizacji po śmiertelną waśń. W powieści fantasy może być to księżniczka zakochana w złodzieju, w westernie banita zakochany w łowcy nagród albo piłkarz zakochujący się w zawodniku swojej rywalizującej drużyny.
Trudniej zrozumieć, czym mają być powieści z kategorii "emotional scars". Sądząc po książkach, które w tej kategorii zostały zebrane na stronie wydawniczej, mowa o powieściach, których bohaterowie lub bohaterki cierpią emocjonalnie, ale finalnie wszystko dobrze się kończy. Kategorie podawane przez wydawnictwo niekiedy są wytworem inwencji marketingowej jej pracowników i pracowniczek, ale nie dotyczy to dark romance.
Wydawnictwo Random House wyjaśnia na swojej stronie, że są to książki, w których "jedynymi zasadami są pasja i siła. Gdzie romans jest tematem tabu, a jedynymi granicami są granice twoich najgłębszych fantazji". "Dark romance" to "pokręcone" i "mroczne" romanse, takie jak książki z cyklu "Rozpalona" japońsko-amerykańskiej pisarki Sylvii Day, która - zgodnie z deklaracją wydawcy - "ukazuje nam zmysłowe i niebezpieczne oblicze pożądania". Co ciekawe - wychodzące z polskimi tytułami przekłady książek Day, w 2024 roku zaczęły się ukazywać z angielskimi tytułami. I tak cykl "Czarna lilia" rozpoczyna powieść "So close".
Macie już swoje listy TBR? Czyli słownik bookstagramera
Obecność książek jako popularnego tematu na Instagramie czy TikToku sprawia, że młodzi czytelnicy coraz częściej używają angielskich określeń, które mogą budzić irytację u starszych. Czy są granice? Gdy wydawnictwo Powergraph ujawniło swoją listę TBR, pierwszy komentator prosił o wyjaśnienie tego terminu. Audiobookara (osoba kochająca audiobooki) czy booktoker (chłopiec prowadzący poświęcony książkom profil na TikToku) na pewno znają odpowiedź na to pytanie. Skrót, oczywiście pochodzący z języka angielskiego, oznacza książki, które zamierzamy przeczytać (to be read). "TBR idealny na 2023 rok" – zapowiadało wydawnictwo We need YA.
Bookstagramerzy tworzą book tagi, czyli teksty, filmy czy nagrania poświęcone książkom, które łączy jedno hasło, czyli właśnie tag. I tak gdy ktoś zaprasza was na swój tea book tag, to znaczy, że opowie o lekturach, których wspólnym tematem będzie herbata.
Gdy wpadniecie na book haul, zobaczycie film poświęcony kilku, a czasem nawet kilkudziesięciu książkom. Książki - jak zauważa Beata Malentowicz z Dolnośląskiej Biblioteki Pedagogicznej we Wrocławiu, która opracowała przewodnik po nowoczesnych sposobach promocji książek - są "pokazywane przed ich przeczytaniem, jako zdobycze z księgarni lub prezenty od wydawnictw". Malentowicz wymienia też wrap up (podsumowanie przeczytanych książek w danym okresie) oraz przypomina o najważniejszym - challenge'ach, czyli wyzwaniach.
Czytaj z Igą 12 książek w roku
Challenge czytelnicze to jedna z najczęstszych form uczestnictwa młodzieży w czytelnictwie. Challenge może być różny - a to podjęcie się przeczytania 52 książek w ciągu roku, a to opracowanie listy najciekawszych pierwszych zdań w przeczytanych książkach, czyli first sentence challenge.
Swój challenge miała również Iga Świątek, która na początku 2023 roku ogłosiła, że zamierza przeczytać w ciągu roku przynajmniej 12 książek. Pod hasłami "Czytaj z Igą" i "Iga czyta" w mediach społecznościowych ukazywały się materiały poświęcone lekturom czytanym przez naszą najlepszą tenisistkę. - Jestem czytelniczką spontaniczną, czytam opisy i jeśli tematyka mnie zachęci, to kupuję e-booka - mówiła Świątek w rozmowie z "Wyborczą". Efekty zaskoczyły zawodniczkę. Świątek: "Dostaję mnóstwo wiadomości o książkach, moi fani sami zaczęli wymieniać się opiniami o lekturach, dyskutować ze sobą. To jest dla mnie inspirujące. Okazuje się, że wiele osób czyta, tylko może boją się do tego przyznać, nie uznają, że to fajne? Oczywiście chciałabym, żeby było ich jeszcze więcej".
W Bookstagramie siła
Iga Świątek pisała o swoich lekturach, ale choć została przez wydawców zasypana książkami, nie robiła unboxingu, który często towarzyszy bookstagramowym opowieściom o literaturze. Wszystko to łączy jedno hasło - "bookstagram", czyli gigantyczna społeczność internetowa czytelników i czytelniczek, która - co pokazują listy bestsellerów - decyduje o tym, jak wygląda (nie tylko) polski rynek książki. Ile z tego prawdziwych zachwytów nad treścią, a ile marketingu, reklamy i używania książki raczej jako modnego gadżetu niż nośnika treści? Renek Mendruń z Nielsen Book Scan, omawiając listę bestsellerów 2023 roku, zauważył, że – poza niewielką grupą książek ze szczytu listy – książki z kategorii young adult nie sprzedają się wcale lepiej od innych. Jedno jest pewne – bez społecznościowego zaangażowania nie byłoby sukcesu Weroniki Anny Marczak.
Tym, co umyka w zachwytach nad tym, że "młodzi czytają", jest to, co czytają. Literatura poddana marketingowi zamienia się w produkt, który niczym się nie różni od kremu do wrażliwej cery. No ale dla literatury najważniejszym tworzywem jest język, a z tym w powieściach young adult bywa źle.
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- marcin
- Posty: 13408
- Rejestracja: 25-07-2018 22:48:12
- Lokalizacja: PL
Re: To się czyta
Dobrze, że czytają. Raczej trudno oczekiwać, że young adults wezmą się za Braci Karamazow albo Ulissesa. A że język w tych powieściach mało wykwintny? Cóż, lepiej że czytają takie powieści, niż nic.
A czy będą to nazywać romantasy czy inaczej, to rzecz drugorzędna.
A czy będą to nazywać romantasy czy inaczej, to rzecz drugorzędna.
Gdy ludzie spotykają się z górami, dzieją się wielkie rzeczy.
(William Blake)
(William Blake)
- uzytkownik_konta
- Posty: 5374
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
Wręcz nieracjonalnie irytują mnie wyzwania, czy też po prostu deklaracje, przeczytania x książek w y miesięcy - a już zwłaszcza 52, czy innej liczby liczonej w dziesiątkach. Może dlatego, że kojarzy mi się to z wymogiem, aby lektury szkolne czytać na czas. Chyba wolałbym przestać czytać w ogóle, niż bawić się w coś takiego. Oczywiście nic mi do tego, że ktoś przyjmuje sobie takie założenie. Ale to jest często - co zostało w tym tekście wymienione - promowane, a w moim odczuciu całkowicie przeczy to idei.
Już nie chodzi nawet o to, że czytanie książek ze względu na zewnętrzną presję staje się czymś, czym nie ma chyba być, tzn. obowiązkiem. Ale też mam wrażenie, że kiedy się coś takiego promuje, to deklaruje się też, że robi się to w interesie rozwoju czytelnictwa. A z kolei czytelnictwo się promuje dlatego - chociaż może ja czegoś nie rozumiem - że ma ono rozwijać czytającego, w ten czy w inny sposób. Przecież to jest właśnie ten czynnik, które ma odróżniać ten rodzaj spędzania czasu od np. oglądania filmów albo grania w gry. A tymczasem:
Już nie chodzi nawet o to, że czytanie książek ze względu na zewnętrzną presję staje się czymś, czym nie ma chyba być, tzn. obowiązkiem. Ale też mam wrażenie, że kiedy się coś takiego promuje, to deklaruje się też, że robi się to w interesie rozwoju czytelnictwa. A z kolei czytelnictwo się promuje dlatego - chociaż może ja czegoś nie rozumiem - że ma ono rozwijać czytającego, w ten czy w inny sposób. Przecież to jest właśnie ten czynnik, które ma odróżniać ten rodzaj spędzania czasu od np. oglądania filmów albo grania w gry. A tymczasem:
- jeśli ktoś czyta na czas, bez możliwości zastanowienia się, przetrawienia tego; spędzenia nad książką tyle, ile będzie konieczne - to bynajmniej niczego to nie rozwinie; to będzie tylko mechaniczna czynność;
- jeśli czyta się byle co, bez selekcji, to również niewiele to wniesie - a tutaj nie tylko nie kładzie się nacisku na jakość, ale wręcz skłania się ludzi do czytania jakiegoś gówna - bo jeśli mają czytać jw., tzn. bez zastanowienia i na czas, to naturalnym jest, że w tej sytuacji wręcz należy sięgnąć po byle co.
- jazzik
- Posty: 9382
- Rejestracja: 18-07-2018 22:26:03
Re: To się czyta
Co proszę? "Dżuma", czy w ogóle egzystencjaliści, i przyjemność z lektury?...jakkolwiek dającą wiele przyjemności podczas lektury - "Dżumę" Camusa.
Jeśli chodzi o polinglisz, to chyba oczywiste, że skoro powstała międzynarodowa "subkultura" literatury młodzieżowej, to również związany z nią slang się umiędzynarodowia i nawet Francuzi, szczególnie uczuleni na angielszczyznę, chyba się z tym pogodzili.
Obserwuję czasami na portalach te wyzwania czytelnicze i dominuje taka trójka: Bonda, Mróz, Czornyj i ta dziwna literatura z Auschwitz w tytule. Jak to nazwać? Obozowe love?
"Nie bój się doskonałości. – Nigdy jej nie osiągniesz." Salvador Dali
- Walpurg
- Posty: 9539
- Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
- Lokalizacja: Śląsk
Re: To się czyta
Masz absolutną rację, ale czy nie jest to część szerszej tendencji polegającej na zaliczaniu na pokaz, by podpromować się w soszjalach?uzytkownik_konta pisze: ↑20-02-2024 20:02:50 Wręcz nieracjonalnie irytują mnie wyzwania, czy też po prostu deklaracje, przeczytania x książek w y miesięcy -
Bo czym się różni zaliczanie 52 książek rocznie od zaliczania stolic i miejsc, o których się nic nie wie? Ostatnio natknąłem się na post kobiety, która odbyła jednodniowy wypad do Rzymu (rano samolot tam, cały Rzym oczywiście z zewnątrz, z chodnika, żarcie, powrotny samolot wieczorem). I jeszcze miała czelność POLECIĆ pizzerię, a była tylko w jednej. I była zadowolona z siebie. Zdjęć na insta wystarczy jej na miesiąc i w sumie nie zdziwiłbym się, gdyby znajomym wciskała kit o miesiącu w Rzymie.
Do tego spłycenia dochodzi jeszcze konieczność bycia na czasie. Sporo osób sięga wyłącznie po książki TERAZ modne, głośne, dyskutowane, ogląda filmy tylko TERAZ popularne a do teatru na najlepszy spektakl nie pójdzie, jeśli od premiery minęły 2-3 miesiące. No bo po co ryzykować, że się obejrzy coś, co za chwilę zejdzie z afisza i zostanie się z tym obejrzanym przedstawieniem jak pamiętny Himilsbach z angielskim.
P.S. Muszę dodać, że samo zaliczanie kolejnych cyferek nie musi wiązać się z płytkością odbioru. Nasz Marcin zaliczył przecież najpierw 16 wojewódzkich miast, teraz chyba kończy 49 byłych wojewódzkich, a nikt nie oskarży go o płytkie zaliczanie na ilość. To wręcz coś przeciwnego w jego przypadku.
Ostatecznie to chyba kwestia tego, czy robi się coś dla siebie, z pobudek poznawczych, estetycznych lub nawet rozrywkowych (i wtedy podzielenie się tym z innymi jest fajne), czy robi się to wyłącznie po to, by dorównać innym, pokazać, że też to czytałam/em, że też to widziałam/em, że też tam byłam/em.
- uzytkownik_konta
- Posty: 5374
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
Jest jeszcze jeden powód mojej instynktownej niechęci, który wiąże się z tym, co opisujesz. Siłą rzeczy wiemy tylko o tych ludziach porywających się na 52 książki, którzy sami nam o tym powiedzieli. Przez to mam wrażenie, że zwykle ¼ listy stanowią książki "popularnonaukowe" wypaczające obraz nauki do postaci fajnych obrazków albo "historyczne"/"reportaże" w stylu "Dziewczyn atomowych"; ¼ stanowią książki napisane przez / o celebrytach i influencerach; a ½ pozycje o, tfu, "rozwoju osobistym". Innymi słowy, ludzie ci, zamiast się czegoś uczyć, się dezinformują. Ale robią to w modny sposób, w przeciwieństwie do np. antyszczepionkowców czy płaskoziemców. Ich poziom zrozumienia rzeczywistości jest jednak podobnie nieznaczny - po prostu w drugą stronę.
- Ballordo
- Posty: 791
- Rejestracja: 15-02-2021 17:45:20
- Lokalizacja: kraina lodu
Re: To się czyta
Książki popularnonaukowe zazwyczaj mają mało obrazków ukeju (przynajmniej te, które zalegają u mnie na półkach - szczególnie z wydawnictwa Prószyński s-ka).
Tak, brałem dwukrotnie udział wyzwaniu, o którym piszecie. Zawsze kończąc z liczbą przeczytanych książek dużo poniżej zakładanego celu, co było mega frustrujące. Pochłaniałem książki na czas, bez dłuższego zastanowienia, więc wpisuję się jak ulał w narrację przedmówcy.
Wnioski jakie wyciągnąłem z czelendży czytelniczych są oczywiste - nigdy więcej. Wolę delektować się (tak jak to robię od pół roku) jakąś pojedynczą, interesującą lekturą, a niech ona trwa nawet i z dwa miesiące. Ważne, by przetwarzać i utrwalać treści, a nie urządzać jakieś wyścigi.
Tak, brałem dwukrotnie udział wyzwaniu, o którym piszecie. Zawsze kończąc z liczbą przeczytanych książek dużo poniżej zakładanego celu, co było mega frustrujące. Pochłaniałem książki na czas, bez dłuższego zastanowienia, więc wpisuję się jak ulał w narrację przedmówcy.
Wnioski jakie wyciągnąłem z czelendży czytelniczych są oczywiste - nigdy więcej. Wolę delektować się (tak jak to robię od pół roku) jakąś pojedynczą, interesującą lekturą, a niech ona trwa nawet i z dwa miesiące. Ważne, by przetwarzać i utrwalać treści, a nie urządzać jakieś wyścigi.
- uzytkownik_konta
- Posty: 5374
- Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11
Re: To się czyta
Źle to ująłem. Przez "do fajnych obrazków" miałem na myśli: do czegoś, co fajnie wygląda. Na zasadzie "Widziałem dziadka bawiącego się z wnukiem i był to całkiem fajny obrazek, który zapadł mi w pamięć". Choć nie jest prawdą, że istnieje taka zasada, że książki popularnonaukowe nie mają obrazków
Korzystam z okazji, aby zadać pytanie:
Korzystam z okazji, aby zadać pytanie:
Co cię skłoniło do tego, aby w ogóle spróbować?