To się czyta

Książka, kino, teatr, muzyka, telewizja...
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13884
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: To się czyta

Post: # 185298Post Hebius »

Miniaturka literacka Anny Brzezińskiej. Przedruk z FB.
Anna Brzezińska pisze:Żyjesz więc sobie bogobojnie w średniowieczu. Zapewne na jakimś zadupiu, bo metropolii nie ma. W życiu nie słyszałeś o nimfie Salmacis ani jej ukochanym Hermafrodycie, a jakbyś słyszał, to byś ją kazał z chałupy wyegzorcyzmować. Nie czytałeś Owidiusza, bo w ogóle nie umiesz czytać. Owszem, mogło ci się zdarzyć posłuchać, kiedy jakiś wędrowny mnich albo powsinoga innego rodzaju opowiedział w karczmie o dziwacznych plemionach ze skraju świata, o ludziach z głową psa, o wojowniczych babach, które odcinają sobie jedną pierś, by naciągnąć łuk, czy ludziach, co mają piersi i brody i narządy obojga rodzaju, jak chłop i niewiasta. Aż żeście się z sąsiadami przeżegnali ze zdziwienia, rozchlapując wino.

Ale nie spędza ci to snu z powiek, bo skraj świata daleki, a tutaj są sprawy bliższe i bardziej palące. Ot, choćby pan i pleban, którzy wyciskają z człowieka ostatni grosz i nie pozwalają wypasać owiec na wspólnych pastwiskach. Ale od niedawna masz żonę, młodą, urodziwą i na dodatek robotną, co jednak pocieszające we wszelkich nieszczęściach. Po powrocie z karczmy pocieszasz się więc i pocieszasz, a potem śpisz jak suseł.

W dziewięć miesięcy później na świat przychodzi twoje pierworodne dziecię, drąc się pod niebiosa, znać, że zdrowe i krzepkie. Ale potem w izbie z położnicą zapada niemiła cisza. Teściowa pomagająca przy porodzie zaczyna dziwnie posapywać, a twoja żona raptem zanosi się takim płaczem, że nawet jak się przez nią przepychało dziecko, to się tak nie darła. No więc włazisz tam, choć teść z braćmi usiłują cię zatrzymywać i widzisz na własne oczy: żona wyje, teściowa mocno trzyma noworodka nad miską z krwawą wodą, a dzieciak wierzga i krzyczy, jakby go zarzynali. Widzisz maluśkiego penisa, więc się z początku cieszysz, że chłopak, ale potem zerkasz dokładniej – strasznie tam wszystko umorusane i we krwi – i dopatrujesz się, że ma coś jeszcze między nożynami, zdaje się, otwór do rodzenia, jakiś zbędny i niemiły babski naddatek.

Takie nieszczęście. Kurwa mać. Już wolałbyś tę wojowniczą babę, choćby i bez cycka.
Potem podejrzewasz – choć nigdy nie powiesz tego głośno – że teściowa ze wstydu usiłowała dzieciaka przydusić i gdybyś się nieobyczajnie nie wdarł do tej izby, mielibyście pogrzeb zamiast chrzcin. Ale wtedy patrzysz na dziecko, na krwawe prześcieradła, i taki jesteś wstrząśnięty, tak oszołomiony, że wyrywasz go i każesz wołać księdza.

Teściową wyświecasz z chałupy. Prędzej się grzeszna stara torba wyczołga z czyśćca niż znowu wejdzie za twój próg! – odgrażasz się. Zdrowo jest tak czasami upuścić złość, nim się zamieni w czarną żółć i zadusi człowieka we śnie, więc nawet ksiądz cię nie próbuje powściągać.
Ksiądz cmoka nad kołyską i orzeka, że dziecko należy co prędzej ochrzcić, bo przecież przed żadnym człowiekiem nie godzi się zamknąć ścieżki do zbawienia. A że jest z tych bardziej uczonych, powołuje na prawo kanoniczne, zgodnie z którym sakrament jest ważny nawet wówczas, jeśli nie zna się płci ochrzczonego. Na rodziców chrzestnych prosisz – za radą księdza – dwóch najbardziej bogobojnych i szanowanych gospodarzy oraz notariusza z żoną. Zgadzają się o dziwo, i pani z dworu też. Może ze zdumienia, bo to spokojna okolica, tu się za ludzkiej pamięci nic dziwnego nie działo, żadne komety nie sypały krwawym pyłem ani urodziło się cielę o dwóch głowach.

Dopiero teraz twój syn. Bo skoro ma fiuta, to chyba jednak syn. Kurwa mać.
Imię podsuwa ci ksiądz: Jan, ukochany uczeń Jezusa. Przemyka ci przez myśl, że w razie czego łatwo się go przechrzci na Joannę.

Słabo to potem pamiętasz. Kamraci przez parę dni nieustannie poją cię winem.
Z początku obwiniasz żonę, bo to takie czasy, że za wszystko się wini żonę – i za niepłodność, i za płodność nadmierną, za dziecko słabowite i zdeformowane, za oziębłość i za nadmierną czułość, i za własne łajdaczenie się i pokątnie płodzenie bękartów też. Ale właściwie kochasz tę swoją żonę, a ona i tak na przemian płacze, i patrzy na ciebie i tuli tego dzieciaka, jakbyś chciał go rzucić psom, więc ani się obejrzysz, jak ją zaczynasz pocieszać. Zresztą może to wszystko twoja wina, boś zanadto ochoczo słuchał o dziwadłach z końca świata i z tego zasłuchania sam spłodził podobne?

Kurwa mać.

Nie martw się, najwyżej dasz go za księdza albo mnicha, doradzają ci kamraci, a sam sobie spłodzisz kolejnego chłopaka, krzepkiego i zupełnie zwyczajnego, z jednym wielkim drągalem i bez żadnych naddatków. Nie, na księdza to akurat nie, karci ich pleban, chyba że płeć męska będzie w nim zdecydowanie przeważać nad niewieścią. Choć może i wtedy nie, zważywszy że kobiet nie można wyświęcać, więc dopiero w późnym średniowieczu zaczynają się teologowie i prawnicy zająkiwać na ten temat wyświęcania hermafrodytów. Niezbyt chętnie, bo wtedy trzeba by się zająć i wyświęcaniem kobiet, a umówmy się, powód, że kobieta nie została stworzona na boże podobieństwo – mulier non est facta ad Dei imaginem – nawet im wydaje się dość płytki. Ale w kwestii tej przeważności, tłumaczy ksiądz, zawsze można się wystarać o dyspensę. Za pieniądze.

Kościół jednak z każdego nieszczęścia wyciśnie grosz. Kurwa mać.

Właśnie, pieniądze, syczy teściowa, jak się z nią nieopatrznie spotkasz na ścieżce przez pola. Trzeba było nie oszukiwać na dziesięcinie, wina ojca idzie w syna, więc cierpi dziecko za twój grzech. Jakby dobry Pan Bóg tak karał grzeszników, krzyczysz do niej, miałabyś fiuta zamiast nosa, stara nielitościwa torbo!

Tymczasem mały Jan rośnie i zaczyna się uśmiechać. W pieluchach wygląda całkiem zwyczajnie. Oczy ma po tobie.

Aż któregoś dnia słyszysz na targu, że gospodarze z sąsiedniej wioski, tej pod cysterskim opactwem, kpią za twoimi plecami, żeś spłodziłeś potworka. Nie po chrześcijańsku obijasz im mordy, ale to słowo – potworek – dziwnie ci się zakorzenia w pamięci. Co tu kryć, chodzisz jak struty, wszyscy to widzą.

Parę dni potem notariusz podchodzi do ciebie w karczmie i powiada, że wedle artes notoriae wszyscy ludzie są mężczyznami, kobietami albo hermafrodytami. Ale wszyscy są ludźmi. I że sprawdził w Summa artis notariae Rolandusa Passagerii, bo go nade wszystkich ceni, że „Hermaphroditi sunt illi, qui habent utrunque [sic] sexum, scilicet masculinum et foemininum. Et in istis talibus talis datur regula: Quia aut magis incalescunt in foemininuo sexu, et tunc censentur foeminae, aut magis incalescunt in masculino, et tunc censentur masculi. Et sic ita divisio tri membris potest reduci ad bimembrem, quia si magis incalescunt in masculino sexu, sunt in primo membro, si magis incalescunt in foeminino sunt in secondo.”
Łeb ci pęka od całej tej łaciny.

Ale notariusz zapewnia, że jeśli w naszym Jasiu – zauważasz, że mówi o naszym Jasiu, więc nie jesteś ze swoim strapieniem tak zupełnie osamotniony – płeć męska przeważy, to będzie żyć jak mężczyzna, pomimo kobiecego naddatku. Tak się czasami zdarza, tłumaczy. Zasięgnął języka wśród notariatu i powziął wiedzę, że w sądzie kościelnym w Konstancji całkiem niedawno była taka sprawa. Jakiś czas wcześniej urodziła się pewnemu dobremu obywatelowi w Rottweil córka, której na chrzcie nadano imię Katarzyny. A kiedy podrosła, nałożyła męskie odzienie, ogłosiła, że jest mężczyzną i kazała się wołać Hans. Później ten Hans wziął żonę, śliczną młodą dzieweczkę: oboje mieli po jakieś 12 lat. Ale Hansowi urosły piersi, zupełnie jak jego żonie, więc obywatele Rottweil wysłali oboje do sądu kościelnego w Konstancji, żeby tam rozstrzygnięto, czy aby są małżeństwem. Obejrzano więc Hansa i okazało się, że ma i penis i pochwę. Odesłano go następnie z żoną z powrotem do domu.

A jak poznać, która płeć przeważa? – frasujesz się. Notariusz zamawia kolejny dzban wina. Otóż wedle Hugoccio w Summa decretorum, tłumaczy, rozstrzygające jest badania ciała oraz zwyczaje. Jeśli ktoś posiada brodę i zawsze chce wykonywać męskie czynności, nie zaś kobiece, woli rozmawiać z mężczyznami, nie zaś kobietami, to oznacza, że płeć męska w nim przeważa, a zatem może być świadkiem w tych sprawach, gdzie świadectwo kobiety nie jest dopuszczane, w testamentach i ostatnich wolach i może być wyświęcony. Poza tym użyteczne jest obejrzenie genitaliów przez doświadczone położne lub chirurgów.

No więc żyjesz w swojej epoce, a poza tym kręci ci się w głowie od wypitego wina i całego tego ambarasu z Jasiem, więc nie pojmujesz wagi faktu, że jeden z najbardziej wpływowych kanonistów średniowiecza twierdzi, że przy określaniu płci znaczenie ma nie tylko anatomia, nie tylko wygląd genitaliów, ale zachowanie i preferencje też.

Ale jesteś porządnym człowiekiem, więc bez względu na wszelkich kanonistów, pies im mordę lizał, zamierzasz zadbać o swoją krew. Tylko w głowie kręci ci się coraz bardziej.
A co jeśli płci dominującej nie ma? – docieka jakiś wesołek. A to jest kwestia sporna, notariusz z zafrasowaniem drapie się pod biretem. Niektórzy wierzą, że istnieją doskonali hermafrodyci, tacy, którzy mogą uprawiać seks zarówno z kobietami, jak i mężczyznami, wykorzystując na przemian różne ze swych organów. Pisze o takim przypadku Hostiensis (XIII w.), twierdząc, że żył taki w diecezji turyńskiej i z rozkazu miejscowego biskupa musiał przysiąc, że będzie odtąd używał tylko jednego zestawu genitaliów, wedle własnego wyboru, ale pojedynczego. To wydaje się uczciwe, kiwają głowami pijący, bo co by to było, gdyby każdy miał dwa zestawy genitaliów i wedle widzimisię zażywał rozkoszy a to z mężczyzną, a to z kobietą?

Ale z Jasiem tak nie będzie, widać, że rośnie nam tęgi chłopak. I wypijmy za to.
Potem notariusz mówi, że Arystoteles twierdzi, że każde dziecko, które nie przypomina swoich rodziców, jest w pewnym sensie potworem. O, to jest tych potworów na tuziny, śmieje się ktoś. A w sąsiedniej wiosce to wszyscy z mordy podobni do wędrownych kotlarzy i cysterskich mnichów.

Prawdę powiedziawszy, w dupie masz Arystotelesa, ale śmiejesz się z resztą. I robi ci się trochę lżej na duchu. Notariuszowi nazajutrz posyłasz bukłak swojego najlepszego wina. Dobry z niego kum.

Następnej niedzieli ksiądz tłumaczy zza pulpitu, że słowo ‘monstrum’ pochodzi od ‘manstruca’, co znaczy włochate odzienie, co w uczonych księgach zapisano. Znaczy to, że potworami czynią nas dzikie obyczaje, nie niecodzienne ciała.

Jak na przykład tych skurwysynów od braci cystersów, co z nieuctwa i szatańskiego podszeptu czepili się naszego dzieciaka!

Kurtyna.
Elfin
Posty: 297
Rejestracja: 27-02-2024 00:43:29
Lokalizacja: Polska

Re: To się czyta

Post: # 185674Post Elfin »

Po tym jak obejrzałem
https://www.wroclaw.pl/cdn-cgi/image/,f ... 57594.jpeg
sięgnąłem po:
Obrazek
I jestem w szoku, bo Obcy Yamady mieli być (ponoć) luźną inspiracją dla scenariusza, a to wręcz kalka. Żeby tak nawet dialogi...
A zaraz, może jeszcze dziś, sięgnę po Gdynię obiecaną Piątka.
Obrazek
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13884
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: To się czyta

Post: # 185678Post Hebius »

A ja się zabrałem za nadrabianie klasyki.

Obrazek
Patricia Highsmith, Utalentowany pan Ripley
przełożył Robert Sudół
(The Talented Mr. Ripley, 1955)
Noir sur Blanc, Warszawa 2022
Elfin
Posty: 297
Rejestracja: 27-02-2024 00:43:29
Lokalizacja: Polska

Re: To się czyta

Post: # 185684Post Elfin »

Czytasz całą serię, czy tylko główną, bez posukcesowych narośli?
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13884
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: To się czyta

Post: # 185685Post Hebius »

Jeszcze nie sprawdziłem, co jest w bibliotece. Ale w planach miałbym całość, wszystkie 5 tomów. I Znajomych z pociągu.
Elfin
Posty: 297
Rejestracja: 27-02-2024 00:43:29
Lokalizacja: Polska

Re: To się czyta

Post: # 185699Post Elfin »

Ambitnie!
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13884
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: To się czyta

Post: # 185703Post Hebius »

To nie "Finneganów tren ", myślę, że podołam.
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13884
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: To się czyta

Post: # 186245Post Hebius »

Anna Brzezińska recenzuje na FB bardzo zachęcająco „Chłopstwo. Historia bez krawata” Mateusz Wyżga. Aż nabrałem chęci na lekturę, choć do tej pory unikałem książek z półki ludowego zwrotu.
Obrazek
„Przeszłość to dziwna obca kraina. Wchodzimy jak do siebie, jak do dawno opuszczonego pokoju, jak na własne podwórko, tyle że w nocy, w świetle księżyca, ostrożnie. Otoczenie niby znajome, a jednak inne. Jest ciemno i tylko z pozoru wszystko się zgadza.” – pisze Mateusz Wyżga w „Chłopstwo. Historia bez krawata”, Kraków: Znak Horyzont, 2022.
To książka niezwykła z wielu powodów. Autor, historyk specjalizujący się demografii historycznej i historii chłopstwa czasów nowożytnych, a jednocześnie potomek wielu pokoleń chłopów i były sołtys rodzinnej podkrakowskiej wsi świadomie czerpie z własnego doświadczenia i pamięci rodzinnej, by na potrzeby szerokiego czytelnika z początków XXI w. dokonać nie tyle opisania, co translacji dawnej kultury. Ponadto Wyżga ma potrzebę namysłu nad formą, nad metodami konstruowania narracji, nad powodami sprawiającymi, że opowiadamy historie – nie tylko o przeszłości – w taki, nie zaś inny sposób, nad rozlicznymi zależnościami i nitkami łączącymi tekst z rzeczywistością, a fikcję z prawdą. „By być czułym narratorem, jak pisze Olga Tokarczuk, stawałem się jednocześnie twórcą i tworzywem tej opowieści.” – deklaruje.

Wyżga stworzył więc książkę będącą ewidentną próbą odejścia od historii pojmowanej jako „Eee, same liczby i tabele.”, jak się wzdrygnął w jego książce pewien sołtys. Jest naukowcem świadomym, że historia to opowieść, a na dodatek ewidentnie kuszonym przez fikcję. Heretyckie podejście.

Jak pewnie zdążyliście zauważyć, taka postawa jest mi bliska, ale mam wrażenie, że dość rzadka wśród polskich badaczy, którzy wprawdzie skrupulatnie wpisują Haydena White do bibliografii, ale sami ukrywają się wyniosłym pluralis maiestatis i własne narracje niekiedy konstruują tak, jakby to były Mojżeszowe kamienne tablice, a oni po prostu znaleźli je w krzakach i tak potem niezobowiązująco podetkali nam pod nos. Tymczasem Wyżga konsekwentnie wynurza się zza zasłony (pozornie) zobiektywizowanego naukowego tekstu i czyni ze swojego osobistego doświadczenia i zaangażowania atut oraz narzędzie poznawcze. Równoległe z refleksją nad minionym światem snuje refleksje nad własną ścieżką zawodową, dociekając, co sprawia, że zostajemy historykami – przy jednoczesnym, moim zdaniem kluczowym, założeniu, że jest to istotne. Udzielenie odpowiedzi wymaga odwagi, uczciwości i odsłonięcia się. Dlatego poznajemy autora nie tylko jako autora cenionych prac naukowych i posiadacza tytułów naukowych, ale też jako chłopca tłukącego się na wiejskiej drodze, rozprostowującego po pracy obolałe palce i wożącego płody rolne na targ, maratończyka, miłośnika Metalliki i zapalonego czytelnika tekstów najprzeróżniejszych. To nietypowe i budzi mój głęboki szacunek.

„Chłopstwo. Historia bez krawata” mają więc narratora, który na różne sposoby podkreśla swoje związki z opisywaną rzeczywistością, miewał w ręku widły i konstruuje siebie jako spadkobiercę licznych pokoleń chłopów. Przydaje to książce autentyzmu i osadza chłopskie doświadczenie w długim trwaniu, w powtarzalnym czasie agrarnym, w migotaniu pokoleń. Możliwe, że Wyżga niekiedy nadmiernie uniwersalizuje swoje doświadczenie, choć jest to konsekwencja przyjętej roli narratora-tłumacza, który z założenia nie jest przezroczysty. Niemniej dla mnie te „translatorskie” fragmenty pisane z perspektywy autora – chociażby o kojącej stałości i przewidywalności kościelnych rytuałów czy znojnym rytmie prac rolniczych – mają bardzo dużą wartość, gdyż „Chłopstwo. Historia bez krawata” przenosi nas w świat znacznej części czytelników po prostu obcy i choć z pozoru swojski, w swych głębokich sensach nie zawsze zrozumiały.

Wszystko to sprawia, że „Chłopstwo. Historia bez krawata” ma charakter gawędy, na dodatek gawędy totalnej, pełnej kolejnych przybliżeń i analogii do współczesności, niektórych dość brawurowych, jak na przykład wówczas, gdy autor ironicznie zerka na dzisiejszych właścicieli sutych, kolumniastych pseudo-dworków przypisanych do swoich działek wieloletnimi kredytami niczym dawni chłopi do ziemi. Albo wówczas gdy przytacza fraszkę własnego autorstwa: „Tuje rosną powoli między sąsiadami / Czy pachną im lasem czy też cmentarzami?” Na szczęście, zdaje się, mamy dość podobne poczucie humoru, acz moim zdaniem tuje rosną dość szybko (choć wszystko zależy od punktu odniesienia i w sumie rzeczywiście wolniej niż metasekwoje).
Wracając do „Chłopstwa”: forma gawędy wymaga uważności. Książka jest zorganizowana tematycznie, ale obejmuje ogromną mnogość zagadnień, a autor z wielką swobodą hula po stuleciach i terytoriach. Co więcej, pisze dla szerokiego czytelnika bez wielu wiadomości wstępnych, co wymusza niehermetyczny język, przystępny sposób prowadzenia argumentacji i pewne uogólnienia. Popularyzacja tego typu jest niezmiernie trudna, więc pomimo całej swady i sprawności narracyjnej autora są momenty, głównie przy opisach przestrzeni duchowej i intelektualnej chłopów, gdzie chronologia się zaciera. Moja rada: autor jest specjalistą od epoki nowożytnej, więc jeśli okazjonalnie zgubicie się w czasie, to zakładajcie, że jesteście w jego (badawczych) czasach. Dacie radę.

Narracja Was poniesie. Bo obraz wsi „Chłopstwie” jest zniuansowany, pełen szczegółów, migawek z życia chłopów sprzed wieków, a przy tym bardzo dobrze osadzony w źródłach oraz aktualnym stanie badań. Niektóre detale są po prostu wielkiej urody, jak wówczas, gdy nasi chłopscy przodkowie dziarsko rozprawiają się z teoria skapywania i to po prostu muszę zacytować: „Pewien cudzoziemiec będący dzierżawcą jednej ze wsi na Kujawach nakładał nadmierne, zdaniem poddanych, obciążenia i mamił ich wizją przyszłości: „Kiedy maciorka tłusta, to i prosięta utyją!”. Mijały lata, a nic się nie zmieniało, chłopi złożyli więc skargę do rządu: „Świnia się spasła, a proszczaki [prosiaki – M.W.] schudły”.

Ale nie dajcie się zwieść literackości i potoczystości stylu Wyżgi. „Chłopstwo. Historia bez krawata” to wyrazisty i odrębny głos we współczesnej debacie nad ludową historią Polską i polemika z czarno-białą wizją „chłopi kontra dziedzice”.

Wyżga, owszem, podkreśla agrarność Polski, ciągłość kultury chłopskiej i jej kluczowe znaczenie dla tożsamości współczesnych Polaków. Wyraźnie zaznacza wspólnotowość życia wiejskiego i różne kręgi tej wspólnoty. Zarazem jednak pokazuje, że chłopstwo pozostawało stanem bardzo niejednorodnym i zmiennym w czasie, bo inaczej żyło się chłopom w wieku XIV, inaczej zaś w XVII. „Chłopstwo” dowodzi, jak wielkim nieporozumieniem oraz intelektualnym nadużyciem jest uogólnianie na całą historię sytuacji najuboższych chłopów podczas załamania się koniunktury i kryzysu po szwedzkiej inwazji, na dodatek rekonstruowanego głównie na podstawie źródeł sądowych. Wyżga szczegółowo opisuje rozwarstwienie wsi, ścieżki chłopskiego awansu i – także szlacheckiej – degradacji. Przypomina o licznych powiązaniach pomiędzy wsią a miastem, gromadą a folwarkiem, a także o zacieraniu się granic stanowych i paradoksach, gdy szlachta zagrodowa znajdowała się w trudniejszej sytuacji gospodarczej niż zasobni kmiecie i szukała u nich pożyczek.

Co kluczowe, Wyżga podkreśla różnicę między normą, także normą prawną, a rzeczywistością, która nie zawsze realizowała scenariusz niekorzystny dla chłopów. Nie negując istnienia panów okrutnych i łamiących prawa chłopów, Wyżga przypomina kwestie z perspektywy historyków dość oczywiste: że chłopi posiadali osobowość prawną, własność osobistą, mogli zawierać wiążące kontrakty, a pańszczyzna stanowiła rodzaj obowiązkowej renty realizowanej dla właściciela wsi z tytułu zajmowania gospodarstwa, niejednokrotnie podlegając negocjacjom. Przypomina również, że poddaństwo było zjawiskiem elastycznym, powiązanym ze zmianami koniunktury i niedoborami siły roboczej. Kontynuując swoje zainteresowania badawcze, których efekt zawarł w fascynującej monografii „Homo movens mobilność chłopów w mikroregionie krakowskim w XVI-XVIII wieku”, podkreśla mobilność chłopstwa. Co więcej zwraca chłopom sprawczość, deklarując, że bycie poddanym nie oznaczało bierności wobec kaprysów losu, że chłopi znali obowiązujące ich zobowiązania i swoje prawa, które w pisemnej formie były przechowywane przez gromadę i potrafili zarówno skarżyć się na nadużycia sądownie, jak pozasądownie stawiać im odpór poprzez zbiegostwo; notabene w 2023 r. wrócił do tej tematyki w bardzo ciekawym artykule w Kwartalniku Historycznym.

Obrona chłopa aktywnego, przedsiębiorczego, szukającego poprawy swojego losu, jest ogromną wartością książki Wyżgi. Warstwy nieuprzywilejowane nie były w przeszłości z definicji bierne i nie jestem przekonana, że przedstawiając je w ten sposób, czynimy im przysługę. „Chłopstwo. Historia bez krawata” kreśli obraz przeszłości zbliżony do wspomnień moich galicyjskich sąsiadów, którzy, jak Wyżga, są potomkami chłopów, twardych, przedsiębiorczych, upartych – i uważają tę spuściznę za istotną. Zamierzam ich seryjnie tą książką obdarowywać, zwłaszcza że zawiera wiele bardzo praktycznych wskazówek dla amatorów poszukujących własnej przeszłości w zasobach archiwalnych, także zdygitalizowanych.

W „Chłopstwie” nie ma bowiem czułostkowości, moralnego oburzenia i wysoko latających kwantyfikatorów. „Jakkolwiek chcielibyśmy dziś widzieć ślady niewolnictwa wśród chłopów pańszczyźnianych, ujęcie rozmaitych źródeł pokazuje o wiele bogatszą i skomplikowaną naturę społeczeństwa Rzeczypospolitej Obojga Narodów.” – pisze autor. Przypomina o specyfice źródeł sądowych, które odnotowują jedynie skrajne przypadki, by zaraz dodać: „W tysiącach metryk pogrzebów nie natrafiłem ani razu na zapis o śmierci z rąk dziedzica. Takie przypadki, nieliczne zresztą, znam z ksiąg sądowych i innych źródeł narracyjnych.” – ze względu na szerokość kwerendy Wyżgi nie jest to takie sobie niewinne zdanie, tylko dźgnięcie bagnetem w balonik co bardziej publicystycznych opowieści o mordującej poddanych szlachcie. Po tym już tylko drobnym uszczypnięciem jest obrona Oskara Kolberga, na którego jednego z wiodących autorów zwrotu ludowego utyskiwał, że ponad 85 % zapisów z Mazowsza poświęcił zabawie i czynnościom radosnym.

Naturalnie pewne fragmenty warto literacko poskromić, a metafory przetrzebić. Skrótowość – nieuchronna przy tak ogromnym zakresie tematycznym – sprawia, że niektóre passusy tracą na precyzyjności Przykładowo zgłaszam zastrzeżenia do obrazu czarownic jako leczących czy wiedzących kobiet – ale pisałam o tym już tyle razy, że nie po raz kolejny nie będę – a ustalenia Małgorzaty Pilaszek co do liczby oskarżonych o czary trzeba opatrzeć adnotacją o stanie zachowanych źródeł, bo czytelnik spoza branży nie wychwyci, że są fragmentaryczne i mówimy tu nie o konkretnej liczbie, tylko o „nie mniej niż”. Wątpię też, że – ze względu na bardzo dużą śmiertelność – niegdyś nie darzono małych dzieci uczuciem, bo źródła hagiograficzne pokazują nam ogromną wręcz rozpacz rodziców w obliczu choroby czy śmieci dziecka i gotowość do niebagatelnych wyrzeczeń, byle latorośl uratować; hipoteza Philippe Arièsa została skutecznie, zresztą z różnych perspektyw, zakwestionowana. Nie jestem przekonana, czy nakreślony obraz śmierci dobrej i złej jest jakąś osobliwością stanu chłopskiego, bo to samo widzę w ogóle w ars moriendi. Są też fragmenty, które wymagają przeformułowania. Na przykład cofnęłabym się przed zdaniem „Kult zwłok funkcjonuje w Kościele katolickim od wieków i rożni się od praktyk starożytnych, kiedy Rzymianie lokowali cmentarze przy drogach, z dala od siedzib ludzkich.” - i choć zakładam, że chodzi o narodziny cmentarza jako poświęconego gruntu i kult relikwii, warto to chyba jakoś przeformułować i opatrzeć chronologią (uwzględniając cezurę VII w.) w kolejnej edycji „Chłopstwa”, której autorowi szczerze życzę.

Nie odnotowuję tych drobiazgów, by je z satysfakcją autorowi wytknąć, tylko pokazać, z jak ogromną i różnorodną materią się zmierzył. Wyżga ma zacięcie epickie: usiłuje opisać i ożywić cały chłopski świat w jego ogromnej złożoności. Na dodatek robi to z pasją, w nietypowej, hybrydowej formie, rozsadzając popularnonaukową narrację i czytelnicze przyzwyczajenia. Napisał książkę w duchu „Pochwały historii” Marca Blocha, przesyconą satysfakcją z pracy historyka i zachwytem nad wiedzą ukrytą w archiwach.

„Chłopstwo. Historia bez krawata” Mateusza Wyżgi to nie wyklepany Ursus C-330, który gdzieś się tam po kartach jego książki kolebie, tylko – a całym szacunkiem dla niezniszczalnych starych maszyn – Fendt 1050 Profi +. Zresztą sami sprawdźcie.
Ja zaś – jeśli doczytaliście do tego miejsca – solennie obiecuję, że nieprędko znów coś o zwrocie ludowym napiszę.
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 13884
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: To się czyta

Post: # 186654Post Hebius »

Obrazek
Patricia Highsmith, Siedemnaście miłych pań
przełożył Krzysztof Obłucki
(Little Tales of Misogyny, 1977)

Doczytałem tomik opowiadań Higsmith. Na szczęście to egzemplarz z biblioteki, a nie własny zakup. Już zdanie otwierające pierwszy tekst¹ powinno mnie zastanowić i powstrzymać przed zabieraniem książki z półki. Opowiadania są przede wszystkim absurdalne. Stwierdzenie zawarte na ostatniej stronie okładki, że autorka w gorzki, acz niepozbawiony humoru ocenia w nich obie płcie, jest, delikatnie mówiąc, średnio prawdziwe. Z równym powodzeniem można by na książeczce z „Kaczką dziwaczką” napisać, że Brzechwa dał w niej wyraz swoim ornitologicznym zainteresowaniom i znakomitej znajomości domowego ptactwa.
Tytuł oryginału „Little Tales of Misogyny” pasuje bardzo dobrze do zawartości zbioru. O żadnej z siedemnastu bohaterek bym nie powiedział, że jest miła. Większości człowiek wręcz by wolał nie spotkać na swojej drodze, bo to persony z koszmaru mizogina.
„Siedemnaście miłych pań” to pewnie niezła pozycja, warta przeczytania³. Niestety szukałem akurat czegoś innego, bliższego przygodom Agathy Raisin².

__________
¹ Młody mężczyzna poprosił ojca dziewczyny o jej rękę i otrzymał ją w pudełku – lewą rękę.
² Synonim literatury kryminalnej niskich lotów, słabo napisanej, czy przetłumaczonej, ale z ukrytym potencjałem.
³ Achimowi by się chyba spodobała.
Awatar użytkownika
uzytkownik_konta
Posty: 4800
Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11

Re: To się czyta

Post: # 186663Post uzytkownik_konta »

Hebius pisze: 11-06-2024 14:50:32choć do tej pory unikałem książek z półki ludowego zwrotu.
Dlaczego właściwie? Nie jesteś pierwszą osobą, która - niektórzy wręcz z dumą - tak stwierdza. Tylko dlatego, że to popularne? Bo przecież sam fakt, że jakaś książka wpisuje się w trend, nie oznacza, że musi z założenia być np. pozycją propagandową. Też nie jestem zwolennikiem tezy, na której ten "ludowy zwrot" jest oparty - jakoby jakieś makiaweliczne klasy panujące zawłaszczyły sobie historiografię i opowiadały tylko o królach i generałach (bo tak po prostu nie było; tylko jeśli ktoś wcześniej w ogóle literatury historycznej nie czytał albo czytał bardzo mało, mógłby odnieść takie wrażenie...). Tym niemniej, sam fakt, że się z tą ogólną, wyznawaną przez jakichś hunwejbinów tezą nie zgadzam, nie dyskwalifikuje przecież konkretnych publikacji konkretnych autorów.
Awatar użytkownika
Czartogromski
Posty: 5945
Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
Lokalizacja: Kufszynek
Kontakt:

Re: To się czyta

Post: # 186668Post Czartogromski »

Wężyk recenzencki (intertekstualny)
Hebius pisze: 19-06-2024 01:33:30 Stwierdzenie[...] że autorka w gorzki, acz niepozbawiony humoru ocenia [...] obie płcie, jest, delikatnie mówiąc, średnio prawdziwe. Z równym powodzeniem można by na książeczce z „Kaczką dziwaczką” napisać, że Brzechwa dał w niej wyraz swoim ornitologicznym zainteresowaniom i znakomitej znajomości domowego ptactwa.
ODPOWIEDZ