Letnia scena zamkowa - koncerty na zamku w Kętrzynie (sezon 2024)
Marek Gałązka
„Autorsong - Śpiewanie Stachury”
miejsce: dziedziniec zamku w Kętrzynie
piątek 30 sierpnia 2024 roku, godz. 18:00-20:05 (mniej więcej)
Koncert z piosenkami Stachury zamykał tegoroczny sezon (drugi w sumie) Letniej ceny zamkowej.
Poszedłem.
Wytrwałem do końca¹, może bez zachwytu, ale i bez bólu.
A teraz piszę o tym bardziej z obowiązku niż z chęci², bo chęci do pisania nie mam żadnej. Myślę, że chyba cała się zużyła przy robieniu notatek w trakcie koncertu. Bo tym razem - wyjątkowo - miałem z sobą notesik i notowałem pracowicie, co jest śpiewane. I moje wrażenia.
Ale do rzeczy.
O 17:55 dziedziniec zamkowy był już szczelnie wypełniony siedzącymi widzami. Na szczęście moje ulubione miejsce nie było zajęte nawet przez osobę stojącą, więc podszedłem do bibliotekarek³ tłoczących się w drzwiach do biblioteki.
- Nie macie już więcej krzeseł? - spytałem..
- Nie ma już wolnych? - zdziwiła się jedna z pań (opiekunka czytelni dla dzieci i młodzieży?) i zaczęła rozglądać po widowni. Nie było. - Wie pan co... Można sobie wziąć...
Tu kiwnęła głową w stronę schodów, gdzie na półpiętrze stały wygodne krzesła biblioteczne (na dziedzińcu są rozstawiane specjalne drewniane, składane).
Wziąłem krzesło, wróciłem na swój upatrzony kawałek bruku, usadowiłem się stabilnie... i odkryłem z zadowoleniem, że tym razem po lewej mam za sąsiada Duńczyka, który stał pod ścianą w szortach z podwiniętymi nogawkami (a może to były mankiety?) prezentując ładnie opalone, owłosione nogi. Sandały na żylastych stopach pozwalały dostrzec, że stopy ma zadbane i całkiem kształtne, w typie grecki⁴. „Będzie czym nacieszyć oko, jeśli koncert nie dostarczy lepszych wrażeń” - pomyślałem z zadowoleniem.
O osiemnastej przyszedł Pucułowaty. W tej samej koszulce, co na poprzednim koncercie (ładna, to zapamiętałem). Tym razem skinąłem mu głową pierwszy. Odkłonił się grzecznie i ruszył ku pierwszym rzędom, rozglądać za wolnym krzesłem.
Kobiety siedzące na ławce⁵ pod oknem Galerii „Konik Mazurski” ścieśniły się i zrobiły miejsce Duńczykowi.
Wysokiej Rdzawej⁷ tym razem nie towarzyszyła matka-staruszka. Zgaduję, że to matka, bo widziałem je kilka razy razem. Rdzawa się zawsze czule opiekowała staruszką, pilnując, by jej nie przewiał jakiś chłodniejszy podmuch.
O osiemnastej pięć przyszły trzy osoby⁶ i zajęły wolny kawałek ściany między mną a Duńczykiem, zasłaniają mi widok na blondyna. „No i koniec frajdy” - pomyślałem ponuro i przelotnie, bo na scenę już wchodziła dyrektorka biblioteki i nie miałem więcej czasu na rozmyślanie o pierdołach.
Spytałam przed koncertem wykonawcy, jak mam go przedstawić – zaczęła pani Małgorzata. - jako poetę? Kompozytora? Popularyzator twórczości Stachury? Powiedział, że jako twórcę i wykonawcę.
Później mówiła coś tam jeszcze, ale krótko i szybko ustąpiła miejsca Markowi Gałązce., któremu nie spieszyło się do śpiewania. Minął chyba kwadrans zanim facet dostroił gitarę i się wygadał na temat Stachury, którego nadal wykonuje ku zdziwieniu wielu, bo nikt przed nim, ani po nim nie pisał takich tekstów piosenek, jakie pisał Stachura. A później zagrał pierwszy kawałek.
1. Tobie, albo Zawieja w Michigan.
„No nie wiem... - pomyślałem. - Facet taki sobie, ani oka na czym zawiesić, ani głos jakiś porywający. Melodia.... Czy tu jest w ogóle jakaś melodia? Teksty...”.
Bo ja w sumie nie jestem jakimś fanem poezji Edwarda Stachury. Ani nawet prozy. Raz mnie gość uwiódł, „Siekiereadą”. Ale i to w ekranizacji (1985) i chyba głównie dzięki obecności Edwarda Żentary na ekranie i Vivaldiego na ścieżce dźwiękowej.
2. Co warto.⁸
3. Nie brookliński most.⁹
4. Ballada dla Potęgowej.
Zauważyłem teraz, że Wysoka Rdzawa przysiadła samotnie na schodkach w kącie dziedzińca, z widokiem na scenę z boku.
5. Walc nad Missisipi.
6. Piosenka dla Rafała Urbana.
Na widowni tym razem dominuje publiczność w wieku 40-60 lat. Może nawet dolna granice byłaby niższa. Starsze emerytki trafiają się sporadycznie. Chyba męczący w dzień upał zatrzymał je w domu.
7. Jest już za późno, nie jest za późno.
Minęła osiemnasta czterdzieści (wyjątkowo zegarek też z sobą wziąłem). Mam już zabazgraną jedną czwartą notesika. „Czy ja w ogóle odczytam, co tak teraz notuję?” zastanawiam się z lekkim niepokojem¹⁰.
Po wybrzmieniu siódmej piosenki Marek Gałązka przeszedł z gitary akustycznej na elektryczną. W trakcie dostrajania instrumentu zabawiał publiczność opowieścią o grze na gitarze – że Bobowi Dylanowi fani długo nie mogli wybaczyć, gdy się przesiadł z gitary akustycznej na elektryczną i obrzucali go zgniłymi pomidorami... a ktoś tam coś tam... a on zamówił tę swoją gitarę, co to teraz na niej zagra u lutnika w Chicago... i gdyby teraz było za głośno...
Trochę to trwało zanim się uporał z robotą.
8. Biała lokomotywa.
„Przy gitarze elektrycznej lepiej to wszystko zaczyna brzmieć” - pomyślałem.
A tymczasem Wysoka Rdzawa wstała i wyszła.¹¹
9. Zobaczysz.
Duńczyk poszedł do biblioteki, zgaduję, że skorzystać z WC. „Taki słaby pęcherz?”.
Minęła dziewiętnasta i w zamkowej bramie pojawił się Tytus. „Prosto z pracy”.
10. Smutno.
Duńczyk wrócił na swoją ławkę pogryzając jabłko.
Zagryzmoliłem połowę notesika.
11. Zabraknie ci psa.
Jot¹² stojąc w bramie ma dobry widok na to, że coś sobie pilnie notuję. „No i pies go trącał”.
Jot sam pisze, tak ogólnie, nie w tej chwili. Pisze i publikuje. Nawet mam kupioną jedną jego książkę, którą miałem przy jakieś okazji zabrać z sobą do zamku i poprosić o autograf, ale się jeszcze nie zebrałem do lektury, więc za okazją też nie bardzo się rozglądam.
Zaczyna się powolny odpływ widzów. Wyszedł młody brodacz. I jakaś laska. Cztery panie z rzędów przy samej bramie. I za chwilę piąta. A Marek Gałązka przeszedł do w pełni autorskiej części koncertu. Na początek zapowiedział dwa utwory o niespełnionych ludziach (artystach) z anonsujące program-performance (muzyka i pokaz wideo?) „Epitaph 45 Sted i Bruno”, z którym chciałby przyjechać do Kętrzyna jesienią.
„Oj, już za dużo tego szczęścia!”
12. Zakryć oczy.
Nienumerowany miał już dość i opuścił dziedziniec. W tygodniu musiał być u fryzjera, bo wyglądał na świeżo ostrzyżonego. Na rozpoczęcie roku szkolnego?
13. Pełnie księżyca.
Wychodzi małżeństwo emerytów i trzydziestolatka.
Wrócił młody brodacz. Był tylko odlać się za zamkiem?
Tylny rząd opuszczają dyskretnie dwie czterdziestolatki.
A później następuje tak masowe wyjście, że nie nadążam z liczeniem. Z widowni ubyło najmniej piętnaście osób, w tym Pucułowaty, który znalazł sobie wolne krzesło gdzieś w pierwszych rzędach. Minęła 19:30. Może wszyscy się spieszyli na jakiś autobus?
14. Znikający punkt.
15. Znikający punkt (II).
Ubyło kolejnych pięć osób, choć Gałązka zapowiada, że już powoli kończymy.
Duńczyk zrobił kilka zdjęć¹³ i przeniósł się w okolicę bramy. W przedsionku już nikt nie stoi. Miejsca siedzące pod ścianą zamku też wszystkie opustoszały.
16. Życie to nie teatr.
Duńczyk jednak też odpadł.
Marek Gałązka opowiada przez chwilę o Ryszardzie Milczewskim (Bruno).
17. Nie rozdziobią nas kruki.
Pani dyrektor weszła na scenę podziękować za występ i pożegnać artystę, ale nie tak szybko. Marek Gałązka nawet bez zachęt w postaci gromkich, niemilknących braw był gotów na bis i prezentację czegoś nowego ze swojego repertuaru.
18. [?]
Publiczność miała razem z artystą śpiewać refren, frazę brzmiącą mniej więcej jak „Sted, tak przy piwie cię mieć”¹⁴.
I to już był definitywny koniec śpiewania. Bo gadania jeszcze trochę było.
Pani Małgorzata przypomniała, że artysta przywiózł ze sobą płyty CD, a artysta zachęcił do ich kupowania¹⁵.
Ufff!!!
Koncert zamknięcia sezonu był jak dla mnie najsłabszym koncertem tegorocznej „Letniej sceny zamkowej”.
________
¹ A było tym razem wielu takich, którzy nie wytrwali. Chociaż w sumie ta osiemdziesiątka (lekko licząc), która została do końca, też całkiem ładnie wypełniała zamkowy dziedziniec.
² Tylko gdzie ten obowiązek? Kto mnie zmusza?
³ Koncertowi zamknięcia sezonu patronowała biblioteka.
⁴ Drugi palec dłuższy od palucha.
⁵ Wyjątkowo niewygodny grat. Raz na niej siedziałem w zeszłym roku na którymś koncercie. Nigdy więcej podobnego błędu. Oparcie nie zapewnia oparcia, bo jest zbyt niskie i źle wyprofilowane. A deski, na których się siedzi wyginają się mocno i sprawiają wrażenie, jakby zaraz miały trzasnąć pod ciężarem siedzących.
⁶ Robert-fotograf z żoną i jakaś kobieta pachnąca dezodorantem Nivea. Lubię ten zapach, bo mi się mile kojarzy z łazienką Pinokia i baterią jego kosmetyków.
⁷ Ona była za pierwszym razem ruda, bo ufarbowana – sądząc z obecnego koloru włosów - ale już nie będę zmieniał kryptonimu.
⁸ Straciłem przynajmniej kwadrans zanim odkryłem, że moje zanotowane „zbawić by można” to „zwalić by można się z nóg” i zidentyfikowałem tytuł. Artysta tytułów nie podawał i musiałem notować na szybkiego pierwsze wersy piosenek.
⁹ „Rozdzierający jak tygrysa pazur antylopy plecy jest smutek człowieczy”.
¹⁰ Nie powiem, miejscami ciężko jest, ale na razie daję radę.
¹¹ Ale wychodząc po koncercie zauważyłem ją przed zamkiem, więc może tylko wybrała słuchanie z pewnego oddalenia.
¹² Z Jotem znamy się z ogólniaka i jednego wspólnego biwaku.
¹³ Zwróciłem uwagę na prawą dłoń. Nie nosi obrączki.
¹⁴ Zanotowałem „Sted, tak przy piwie się mieć” ale z „cię” ma to większy sens.
¹⁵ Dwa albumy, 30 zł sztuka, za dwa 50. Cały zysk ze sprzedaży na Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce.