Dokładnie - dlatego szczególnie mnie rozbawiły te idiotki z Razem, którym się przypomniały pałace a reszta z portalików typu Salon24 (czytam dla beki) to podchwyciła (a przecież to ideologiczni wrogowie!) i teraz nazywają pisarkę Olgą Arystczuk - od arystokracji i elity. Nie trzeba być bogatym, żeby czytać, do biblioteki może pójść każdy, to nie jest kwestia pieniędzy na bilet do kina lub na koncert; zresztą ci, którzy narzekają, że te bilety są taaakieee drogie, zazwyczaj bez problemów znajdują pieniądze na fajki i weekendową najebkę do nieprzytomności.
Bardzo dużo nożyc się odezwało po tym uderzeniu w stół, zadziwiająco dużo w grupie ludzi, którzy rzekomo mają w dupie "liberalne elity" i za szczyt honoru sobie poczytują, że nigdy niczego nie przeczytają tej autorki. Skoro tak, to co ich obchodzi jej opinia?
Hołdys to dobrze podsumował.