Właśnie byłem w teatrze
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
- Walpurg
- Posty: 9539
- Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
- Lokalizacja: Śląsk
Re: Właśnie byłem w teatrze
Tak, chyba doktorat z tego Frankensteina napiszę
- gaynau
- Posty: 11240
- Rejestracja: 10-07-2019 20:49:00
- Lokalizacja: Berlin
Re: Właśnie byłem w teatrze
Pytanie natury technicznej.
Czy do teatru należy się ubierać na galowo?
Czy można jak do kina, prawilnie w dresiku?
Czy do teatru należy się ubierać na galowo?
Czy można jak do kina, prawilnie w dresiku?
- Hermes
- Posty: 4986
- Rejestracja: 20-07-2018 00:17:30
- Lokalizacja: Kielce
Re: Właśnie byłem w teatrze
Do opery na pewno wypada przyjść w garniturze, z białą koszulą i krawatem, myślę, że do teatru podobnie.
Polska potrzebuje Europy, ale także Europa potrzebuje Polski - Elżbieta II
Revertatur Rex Poloniae
Revertatur Rex Poloniae
- Achim
- Posty: 1363
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
- Walpurg
- Posty: 9539
- Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
- Lokalizacja: Śląsk
Re: Właśnie byłem w teatrze
W czwartek widziałem Starym, czyli jednym z najlepszych teatrów polskich, chłopaka w dresie (ale były chyba z dwie klasy z liceum) oraz starszego gościa koło 60-70 lat... w krótkich spodniach. Czyli można, ale chyba jednak nie powinno się. Nie trzeba w garniturze, ale na pewno nie w dresie.
- Dorian_Gray
- Posty: 2029
- Rejestracja: 18-07-2018 20:38:15
- Lokalizacja: Mazowsze
Re: Właśnie byłem w teatrze
no ja to mam fajną marynarkę* do wypadów do teatru,
do tego niebieskawa koszula
i granatowe dżinsy plus czarne buciki ...
*dla mnie to granat z elementami szarości i różu
do tego niebieskawa koszula
i granatowe dżinsy plus czarne buciki ...
*dla mnie to granat z elementami szarości i różu
- gaynau
- Posty: 11240
- Rejestracja: 10-07-2019 20:49:00
- Lokalizacja: Berlin
Re: Właśnie byłem w teatrze
Nie mam takiego sprzętu
Natomiast też nie chodziło mi o dresik w komplecie, tylko o same spodnie.
Natomiast też nie chodziło mi o dresik w komplecie, tylko o same spodnie.
- jazzik
- Posty: 9388
- Rejestracja: 18-07-2018 22:26:03
Re: Właśnie byłem w teatrze
I bardzo dobrze!Walpurg pisze: ↑06-11-2022 10:40:02 W czwartek widziałem Starym, czyli jednym z najlepszych teatrów polskich, chłopaka w dresie (ale były chyba z dwie klasy z liceum) oraz starszego gościa koło 60-70 lat... w krótkich spodniach. Czyli można, ale chyba jednak nie powinno się. Nie trzeba w garniturze, ale na pewno nie w dresie.
Nieraz widziałam ludzi w dresie w teatrze, w krótkich spodenkach, w skórze... 100x bardziej wolę naturalnych ludzi, ubranych na luzie, po swojemu, niż tą panią w futrze i pana w garniturze z lat 80-tych obok których siedziałam na "Dziadach". Myślałam, że nie wytrzymam w tej chmurze zapachu naftaliny.
"Nie bój się doskonałości. – Nigdy jej nie osiągniesz." Salvador Dali
- Achim
- Posty: 1363
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
- Walpurg
- Posty: 9539
- Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
- Lokalizacja: Śląsk
Re: Właśnie byłem w teatrze
Kwadrat
Reż. Ewa Kaim
Narodowy Stary Teatr, Kraków
Spektakl powstał zupełnie poza instytucjonalnym teatrem pod koniec 2019 roku. Pandemia zamroziła jednak możliwość wystawienia go. Premiera odbyła się dopiero w 2021 roku podczas 41. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, gdzie przedstawienie zdobyło Tukana Publiczności. Gdzieś tam "Kwadrat" pokazywano i w końcu trafił pod właściwy adres, na jedną z najlepszych polskich scen.
Stanisław Linowski i Łukasz Szczepanowski - młodzi aktorzy Starego, wielokrotnie już nagradzani, występują z siedmioosobowym zespołem muzycznym. Zarówno część dramatyczna, jak i interpretacje znanych piosenek zachwycają. Od groteskowych i pełnych humoru scen do strun bardzo wzruszających. Widownia bardzo żywiołowo reagowała a na koniec nagrodziła artystów owacją na stojąco - chyba najdłuższą, w jakiej kiedykolwiek w teatrze brałem udział. I cudowny widok chłopaków szczerze wzruszonych tak gorącym przyjęciem.
Bardzo polecam, dotąd były tylko 3 pokazy, ale sądzę, że tytuł zostanie w repertuarze.
Reż. Ewa Kaim
Narodowy Stary Teatr, Kraków
Spektakl powstał zupełnie poza instytucjonalnym teatrem pod koniec 2019 roku. Pandemia zamroziła jednak możliwość wystawienia go. Premiera odbyła się dopiero w 2021 roku podczas 41. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, gdzie przedstawienie zdobyło Tukana Publiczności. Gdzieś tam "Kwadrat" pokazywano i w końcu trafił pod właściwy adres, na jedną z najlepszych polskich scen.
Stanisław Linowski i Łukasz Szczepanowski - młodzi aktorzy Starego, wielokrotnie już nagradzani, występują z siedmioosobowym zespołem muzycznym. Zarówno część dramatyczna, jak i interpretacje znanych piosenek zachwycają. Od groteskowych i pełnych humoru scen do strun bardzo wzruszających. Widownia bardzo żywiołowo reagowała a na koniec nagrodziła artystów owacją na stojąco - chyba najdłuższą, w jakiej kiedykolwiek w teatrze brałem udział. I cudowny widok chłopaków szczerze wzruszonych tak gorącym przyjęciem.
Bardzo polecam, dotąd były tylko 3 pokazy, ale sądzę, że tytuł zostanie w repertuarze.
- Walpurg
- Posty: 9539
- Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
- Lokalizacja: Śląsk
Re: Właśnie byłem w teatrze
Stanisław Wyspiański, Wesele
Reż. Jan Klata
Narodowy Stary Teatr, Kraków
Po pięciu latach od premiery w końcu udało mi się kupić bilet. Bardzo prosta, ale fajna scenografia, udane układy taneczne i znakomita obsada. Największy plus to oczywiście muzyka - na żywo, w wykonaniu Furii, zespołu black metalowego z Katowic. W czterech rogach sceny, na podwyższeniach rozebrani do pasa muzycy, z pomalowanymi twarzami i ich mocne metalowe uderzenie. I do tej muzyki ułożone są weselne układy taneczne. Jeśli dodam, że część obsady to aktorzy wiekowi (np. Anna Dymna), to musi wzbudzać zachwyt.
Niestety, mam zastrzeżenia do Jana Klaty. Nie rozumiem jego doboru tekstów. Pominął sporo fajnych, "niosących" tekstów z Wesela a jednocześnie wykorzystał (po co?) fragmenty mętne i niejasne. Wyspiański napisał tekst błyskotliwie dowcipny i przejmująco aktualny po 120 latach, tymczasem druga i trzecia część grzęzną w jakimś marazmie. Ktoś, kto nie miał nigdy do czynienia z dramatem Wyspiańskiego, chyba nie zrozumie niczego: ani na co oni czekają, ani po co, ani po co ten Jasiek gdzieś pojechał i po cholerę mu jakiś złoty róg, ani nawet chyba tego, że wcześniej wszyscy byli pijani i że nawiedzeni zostali przez widma polskiej historii.
To świetne przedstawienie, ale dla kogoś, kto wie, o czym jest Wesele. W roku premiery tego spektaklu, krakowska AST urządziła obchody 70-lecia uczelni. Absolwenci, od najmłodszych do najstarszych, wstawali z krzesełek i wypowiadali kolejne fragmenty Wesela. I ta zgrzebna impreza (do zobaczenia na YT) pozwalała zakochać się w dramacie Wyspiańskiego. Klata tej szansy nie dał.
Reż. Jan Klata
Narodowy Stary Teatr, Kraków
Po pięciu latach od premiery w końcu udało mi się kupić bilet. Bardzo prosta, ale fajna scenografia, udane układy taneczne i znakomita obsada. Największy plus to oczywiście muzyka - na żywo, w wykonaniu Furii, zespołu black metalowego z Katowic. W czterech rogach sceny, na podwyższeniach rozebrani do pasa muzycy, z pomalowanymi twarzami i ich mocne metalowe uderzenie. I do tej muzyki ułożone są weselne układy taneczne. Jeśli dodam, że część obsady to aktorzy wiekowi (np. Anna Dymna), to musi wzbudzać zachwyt.
Niestety, mam zastrzeżenia do Jana Klaty. Nie rozumiem jego doboru tekstów. Pominął sporo fajnych, "niosących" tekstów z Wesela a jednocześnie wykorzystał (po co?) fragmenty mętne i niejasne. Wyspiański napisał tekst błyskotliwie dowcipny i przejmująco aktualny po 120 latach, tymczasem druga i trzecia część grzęzną w jakimś marazmie. Ktoś, kto nie miał nigdy do czynienia z dramatem Wyspiańskiego, chyba nie zrozumie niczego: ani na co oni czekają, ani po co, ani po co ten Jasiek gdzieś pojechał i po cholerę mu jakiś złoty róg, ani nawet chyba tego, że wcześniej wszyscy byli pijani i że nawiedzeni zostali przez widma polskiej historii.
To świetne przedstawienie, ale dla kogoś, kto wie, o czym jest Wesele. W roku premiery tego spektaklu, krakowska AST urządziła obchody 70-lecia uczelni. Absolwenci, od najmłodszych do najstarszych, wstawali z krzesełek i wypowiadali kolejne fragmenty Wesela. I ta zgrzebna impreza (do zobaczenia na YT) pozwalała zakochać się w dramacie Wyspiańskiego. Klata tej szansy nie dał.
- jazzik
- Posty: 9388
- Rejestracja: 18-07-2018 22:26:03
Re: Właśnie byłem w teatrze
Generalnie, wybierając się na nowoczesne interpretacje, trzeba już wiedzieć o co chodzi. Inaczej lepiej wybrać wystawienia klasyczne.
"Nie bój się doskonałości. – Nigdy jej nie osiągniesz." Salvador Dali
- Achim
- Posty: 1363
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Właśnie byłem w teatrze
„ Antonówki „
Teatr Kochanowskiego w Opolu
Inspirując się książką Sylwii Frołow i korzystając z dramatów i opowiadań Czechowa Janusz Opryński tworzy piękne, sceniczne widowisko. Przestrzeń sceniczna: z jednej strony stół i krzesła, niczym na letnisku, a z drugiej instalacje video tworzą spójną całość, która sama w sobie zachwyca wizualnie. Scenografka Katarzyna Stochalska wykreowała pewien sceniczny świat, współgrający z muzyką Wojtka Mazolewskiego. Można skojarzyć to z Grzegorzewskim, można dzięki choreografii Mateusza Wojtasińskiego, odnieść do „ Salta” Konwickiego.
Najważniejsze jednakże w spektaklu Opryńskiego są emocje bohaterek , tytułowych Antonówek i tutaj są to postaci z utworów Czechowa. Targane uczuciami, inteligentne, zaślepione uczuciami lub pragnieniami wszystkie na wysokim diapazonie emocji, walczące o siebie, choć ta walka z góry skazana jest na przegraną. Nawet jeśli dla świata zewnętrznego odnoszą sukcesy jak aktorka Arkadina/ Judyta Paradzińska/ to przegrywają w życiu osobistym. Trigorin / Kacper Sasin/ odchodzi z zakochaną z nim Niną / Magdalena Maścianica/, a syn Kostia/ Konrad Wosik/ to nieudany literat z próbami samobójczymi. Judyta Paradzińska świetnie wygrywa tę dychotomię swojej bohaterki : silna, niezależna na zewnątrz krytycznie ocenia próby aktorskie Niny i dramatopisarskie syna. W środku słaba, porzucona, także w życiu jest aktorką i musi grać. Krytyka Arkadiny nie zraża Niny. Porzuci swoją egzystencję, by podążyć za marzeniem zostania aktorką i miłością do Trigorina. Magdalena Maścianica, także asystentka reżysera, pokazuje determinację swojej bohaterki, jej dojrzałość w słynnym monologu” teraz wiem/…/ rozumiem, ze w naszej pracy/…/najważniejsze to nie sława, nie blask, nie to, o czym marzyłam, lecz po prostu wytrwałość w cierpieniu”. Nina mówi to jako umęczona kobieta, niespełniona aktorka, porzucona kochanka, wciąż beznadziejnie zakochana. W peruce i ciemnych okularach wygląda niczym współczesne celebrytki, ukrywające się przed światem. „ Antonówki” fatalnie lokują swoje uczucia, czego najpełniejszą ilustracją są bohaterki „ Płatonowa”, beznadziejnie zakochane w tytułowym wiejskim nauczycielu/ Rafał Kronenberger/. Mężatka Sonia/ Karolina Kuklińska/ zdecydowana porzucić męża Sergiusza/ Jakub Klimaszewski/ i w imię namiętności i uczucia wywrócić całe swoje życie. Sonia w matni uczucia i zagubienia to portret kobiety za skraju załamania. Miłość do Płatonowa nie przyniesie jej ukojenia, staje się udręką. W Płatonowie zakochana jest także Anna Wojnicewa/ gościnnie Eliza Borowska/ . To inteligentna i bardzo świadoma kobieta, która zdaje sobie sprawę, że właśnie przegrywa swoje życie. Jest mądrzejsza niż otoczenie, lecz dostrzega także swój upadek i nałóg. W mocnym monologu o inteligentnych i przegranych kobietach, których świat nie potrzebuje, wyraża swoje rozgoryczenie. Anna zdaje sobie sprawę z niedorzeczności swojego uczucia do wiejskiego nauczyciela, jest świadoma, że to nie jest partner jej formatu. I wreszcie tkwiąca przy Płatonowie żona Sasza/ gościnnie Anna Kuc/. Jej pozycja jest z pozoru najmocniejsza, lecz z pozoru wycofana i spokojna niczym Penelopa zdaje sobie sprawę z romansów męża.
Januszowi Opryńskiemu udało się tym spektaklem uderzyć w taki czysty, szlachetny ton. Piękne widowisko w dobrym znaczeniu tego słowa.
Teatr Kochanowskiego w Opolu
Inspirując się książką Sylwii Frołow i korzystając z dramatów i opowiadań Czechowa Janusz Opryński tworzy piękne, sceniczne widowisko. Przestrzeń sceniczna: z jednej strony stół i krzesła, niczym na letnisku, a z drugiej instalacje video tworzą spójną całość, która sama w sobie zachwyca wizualnie. Scenografka Katarzyna Stochalska wykreowała pewien sceniczny świat, współgrający z muzyką Wojtka Mazolewskiego. Można skojarzyć to z Grzegorzewskim, można dzięki choreografii Mateusza Wojtasińskiego, odnieść do „ Salta” Konwickiego.
Najważniejsze jednakże w spektaklu Opryńskiego są emocje bohaterek , tytułowych Antonówek i tutaj są to postaci z utworów Czechowa. Targane uczuciami, inteligentne, zaślepione uczuciami lub pragnieniami wszystkie na wysokim diapazonie emocji, walczące o siebie, choć ta walka z góry skazana jest na przegraną. Nawet jeśli dla świata zewnętrznego odnoszą sukcesy jak aktorka Arkadina/ Judyta Paradzińska/ to przegrywają w życiu osobistym. Trigorin / Kacper Sasin/ odchodzi z zakochaną z nim Niną / Magdalena Maścianica/, a syn Kostia/ Konrad Wosik/ to nieudany literat z próbami samobójczymi. Judyta Paradzińska świetnie wygrywa tę dychotomię swojej bohaterki : silna, niezależna na zewnątrz krytycznie ocenia próby aktorskie Niny i dramatopisarskie syna. W środku słaba, porzucona, także w życiu jest aktorką i musi grać. Krytyka Arkadiny nie zraża Niny. Porzuci swoją egzystencję, by podążyć za marzeniem zostania aktorką i miłością do Trigorina. Magdalena Maścianica, także asystentka reżysera, pokazuje determinację swojej bohaterki, jej dojrzałość w słynnym monologu” teraz wiem/…/ rozumiem, ze w naszej pracy/…/najważniejsze to nie sława, nie blask, nie to, o czym marzyłam, lecz po prostu wytrwałość w cierpieniu”. Nina mówi to jako umęczona kobieta, niespełniona aktorka, porzucona kochanka, wciąż beznadziejnie zakochana. W peruce i ciemnych okularach wygląda niczym współczesne celebrytki, ukrywające się przed światem. „ Antonówki” fatalnie lokują swoje uczucia, czego najpełniejszą ilustracją są bohaterki „ Płatonowa”, beznadziejnie zakochane w tytułowym wiejskim nauczycielu/ Rafał Kronenberger/. Mężatka Sonia/ Karolina Kuklińska/ zdecydowana porzucić męża Sergiusza/ Jakub Klimaszewski/ i w imię namiętności i uczucia wywrócić całe swoje życie. Sonia w matni uczucia i zagubienia to portret kobiety za skraju załamania. Miłość do Płatonowa nie przyniesie jej ukojenia, staje się udręką. W Płatonowie zakochana jest także Anna Wojnicewa/ gościnnie Eliza Borowska/ . To inteligentna i bardzo świadoma kobieta, która zdaje sobie sprawę, że właśnie przegrywa swoje życie. Jest mądrzejsza niż otoczenie, lecz dostrzega także swój upadek i nałóg. W mocnym monologu o inteligentnych i przegranych kobietach, których świat nie potrzebuje, wyraża swoje rozgoryczenie. Anna zdaje sobie sprawę z niedorzeczności swojego uczucia do wiejskiego nauczyciela, jest świadoma, że to nie jest partner jej formatu. I wreszcie tkwiąca przy Płatonowie żona Sasza/ gościnnie Anna Kuc/. Jej pozycja jest z pozoru najmocniejsza, lecz z pozoru wycofana i spokojna niczym Penelopa zdaje sobie sprawę z romansów męża.
Januszowi Opryńskiemu udało się tym spektaklem uderzyć w taki czysty, szlachetny ton. Piękne widowisko w dobrym znaczeniu tego słowa.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- Hebius
- Posty: 15051
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: Właśnie byłem w teatrze
Też dzisiaj byłem prawie w teatrze, ale po wpisach Achima to nie mam śmiałości zamieszczać swoich refleksji
Teatr prawie, bo Teatr przy stoliku/ Teatr Stolikowy, czyli dwójka aktorów w olsztyńskiego Teatru Jaracza czytająca na scenie Miejskiej Biblioteki Publicznej sztukę Jerzego Szczudlika "Król carycy".
Sala czytelni dla dzieci i młodzieży (tam mamy scenę) była nabita po brzegi. Ze sto osób przyszło pewnie. Nie myślałem, że aż takie zainteresowanie teatrem jest wśród miejscowych emerytek. Bo gros widowni stanowiły osoby starsze, chociaż kilku czterdziestolatków (a może nawet trzydziestolatków) też zauważyłem.
Najpierw jakaś pani (doczytałem na FB, że Elżbieta Lenkiewicz) przedstawiła przybyłych aktorów, wspominając, że Irena Telesz-Burczyk zrobiła furorę w Dulskiej Hanuszkiewicza niemą rolą wścibskiej kucharki (sama aktorka dodała skromnie że to za wielką chochlę, z którą paradowała po scenie) i że Artur Steranko chadzał po czerwonym dywanie w Cannes i wg Jacka Nicholsona zasłużył na Oskara za rolę w "Czterech nocach z Anną" (sam aktor dodał skromnie, że to pewnie za to, że grał w spodniach Nicholsona).
Sztuka, jak sam tytuł wskazuje, odwoływała się do historii Polski i opowiadała o spotkaniu po latach pary byłych kochanków - carycy Katarzyny II Wielkiej i polskiego ekskróla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Trochę pod rozwagę, lekko do śmiechu, z seksualnymi podtekstami - publiczność była zachwycona i długo biła brawa aktorom na zakończenie czytania.
Teatr prawie, bo Teatr przy stoliku/ Teatr Stolikowy, czyli dwójka aktorów w olsztyńskiego Teatru Jaracza czytająca na scenie Miejskiej Biblioteki Publicznej sztukę Jerzego Szczudlika "Król carycy".
Sala czytelni dla dzieci i młodzieży (tam mamy scenę) była nabita po brzegi. Ze sto osób przyszło pewnie. Nie myślałem, że aż takie zainteresowanie teatrem jest wśród miejscowych emerytek. Bo gros widowni stanowiły osoby starsze, chociaż kilku czterdziestolatków (a może nawet trzydziestolatków) też zauważyłem.
Najpierw jakaś pani (doczytałem na FB, że Elżbieta Lenkiewicz) przedstawiła przybyłych aktorów, wspominając, że Irena Telesz-Burczyk zrobiła furorę w Dulskiej Hanuszkiewicza niemą rolą wścibskiej kucharki (sama aktorka dodała skromnie że to za wielką chochlę, z którą paradowała po scenie) i że Artur Steranko chadzał po czerwonym dywanie w Cannes i wg Jacka Nicholsona zasłużył na Oskara za rolę w "Czterech nocach z Anną" (sam aktor dodał skromnie, że to pewnie za to, że grał w spodniach Nicholsona).
Sztuka, jak sam tytuł wskazuje, odwoływała się do historii Polski i opowiadała o spotkaniu po latach pary byłych kochanków - carycy Katarzyny II Wielkiej i polskiego ekskróla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Trochę pod rozwagę, lekko do śmiechu, z seksualnymi podtekstami - publiczność była zachwycona i długo biła brawa aktorom na zakończenie czytania.
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- Achim
- Posty: 1363
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Właśnie byłem w teatrze
Artur Steranko w duecie z Kingą Preis był absolutnie genialny w " Czterech nocach z Anną " Skolimowskiego.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- Dorian_Gray
- Posty: 2029
- Rejestracja: 18-07-2018 20:38:15
- Lokalizacja: Mazowsze
Re: Właśnie byłem w teatrze
Witold Gombrowicz, Trans-Atlantyk
Reżyseria i adaptacja: Artur Tyszkiewicz
Ateneum, Warszawa
17/11
Kilka dni przed spektaklem udało mi się zdobyć dobre miejsce (środek siódmego rzędu).
Spektakl bardzo dobry. Pomysłowa scenografia, perfekcyjny ruch sceniczny.
Jeśli chodzi o aktorstwo to najbardziej podobał mi się Krzysztof Dracz
w roli bogatego, drapieżnego homoseksualisty.
A Ignaca zagrał Jan Wieteska. Piękny chłopak.
Reżyseria i adaptacja: Artur Tyszkiewicz
Ateneum, Warszawa
17/11
Kilka dni przed spektaklem udało mi się zdobyć dobre miejsce (środek siódmego rzędu).
Spektakl bardzo dobry. Pomysłowa scenografia, perfekcyjny ruch sceniczny.
Jeśli chodzi o aktorstwo to najbardziej podobał mi się Krzysztof Dracz
w roli bogatego, drapieżnego homoseksualisty.
A Ignaca zagrał Jan Wieteska. Piękny chłopak.
- Walpurg
- Posty: 9539
- Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
- Lokalizacja: Śląsk
Re: Właśnie byłem w teatrze
No świetnie. Gonzalo to najbardziej wywrotowa postać w polskiej literaturze.
A ja w tym tygodniu:
Tonąca dziewczyna
Reż. K. Klugowski
Narodowy Stary Teatr, Kraków
Noooooo, trudno o tym napisać coś racjonalnego, bo spektakl to kolaż kilku tekstów (Różewicz, Eliot, Borowski, Müller) a całość jest raczej pozbawiona klasycznie rozumianego sensu; to coś w rodzaju kompozycji scen, świetnie zagranych, do indywidualnej interpretacji. Jak mówił reżyser w trailerze, zależy mu na tym, by obcokrajowiec zrozumiał to nawet lepiej niż Polak, bo ważniejsze od tekstu jest odbieranie obrazów i aktorskiej gry.
Cantata Negra
Tekst, piosenki i reżyseria Paweł Szarek
Teatr 38, Kraków
Spektakl na jednego aktora i pianistkę (Łukasz Szczepanowski, aktor Starego Teatru, i Weronika Krówka, pianistka i performerka) w duchu przedwojennych berlińskich kabaretów, opowiadający w groteskowej i ekspresjonistycznej formie historię Innego, skazanego na odrzucenie i niezrozumienie.
Wybrałem się na to, bo pozostaję pod wielkim wrażeniem ról Łukasza Szczepanowskiego (to już trzeci spektakl z jego udziałem w ostatnim miesiącu). I było warto, zwłaszcza że maleńkie wnętrze wskrzeszonego legendarnego Teatru 38 świetnie pasuje do takich "berlińskich" klimatów.
A ja w tym tygodniu:
Tonąca dziewczyna
Reż. K. Klugowski
Narodowy Stary Teatr, Kraków
Noooooo, trudno o tym napisać coś racjonalnego, bo spektakl to kolaż kilku tekstów (Różewicz, Eliot, Borowski, Müller) a całość jest raczej pozbawiona klasycznie rozumianego sensu; to coś w rodzaju kompozycji scen, świetnie zagranych, do indywidualnej interpretacji. Jak mówił reżyser w trailerze, zależy mu na tym, by obcokrajowiec zrozumiał to nawet lepiej niż Polak, bo ważniejsze od tekstu jest odbieranie obrazów i aktorskiej gry.
Cantata Negra
Tekst, piosenki i reżyseria Paweł Szarek
Teatr 38, Kraków
Spektakl na jednego aktora i pianistkę (Łukasz Szczepanowski, aktor Starego Teatru, i Weronika Krówka, pianistka i performerka) w duchu przedwojennych berlińskich kabaretów, opowiadający w groteskowej i ekspresjonistycznej formie historię Innego, skazanego na odrzucenie i niezrozumienie.
Wybrałem się na to, bo pozostaję pod wielkim wrażeniem ról Łukasza Szczepanowskiego (to już trzeci spektakl z jego udziałem w ostatnim miesiącu). I było warto, zwłaszcza że maleńkie wnętrze wskrzeszonego legendarnego Teatru 38 świetnie pasuje do takich "berlińskich" klimatów.
- Achim
- Posty: 1363
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Właśnie byłem w teatrze
Krzysztof Dracz to aktor wybitny, kiedyś świetny w Teatrze Polskim we Wrocławiu.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- Achim
- Posty: 1363
- Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Właśnie byłem w teatrze
Marat/Sade
Wrocławski Teatr Współczesny
Chwała Marcinowi Liberowi, że przypomniał trochę zapomnianą sztukę Petera Weissa „ Męczeństwo i śmierć Jean Paul Marata przedstawione przez zespół aktorski przytułku w Charenton pod kierownictwem Pana de Sade „ i uczynił z niej barwne, sceniczne widowisko, gdzie dwunastu aktorów/ i sam reżyser/ tańczy, śpiewa, odgrywa wszystkie role/ także kobiece/ , buduje scenografię i nawiązuje żywiołowy kontakt z publicznością . Jest w tym punkowa energia, łącznie z piosenką „Ewo, rewo i ja" Klausa Mitffocha , zabawa, ale i gorzka refleksja społeczno – polityczna.
Liber pokazuje za Weissem rewolucję, która pożera własne dzieci i wciąż domaga się nowych ofiar. Ponieważ w spektaklu występują szaleńcy pod wodzą demonicznego Pana de Sade/ Jerzy Senator/ wszystko ujęte jest w ironiczny nawias. Markiza z przyczyn politycznych i obyczajowych umieszczono w przytułku w Charenton, gdzie pisał i reżyserował spektakle teatralne. W jego przedstawieniach grali umysłowo chory pacjenci, a oglądała je ówczesna elita paryskich salonów. Dziś to my, widzowie Współczesnego jesteśmy tą elitą, ale w tym szaleństwie na scenie jest metoda, aby powiedzieć ze sceny coś ważnego i uniwersalnego.
To teatr w teatrze, zabawa, ale i bunt przeciw dyrektorowi przytułku. Postać figury wolności, wiodącej lud na barykady z obrazu Delacroix rozpoczyna spektakl, potem towarzyszy postaciom dramatu w formie rzeźby, by zostać przez nich zbiorowo zgwałcona. Ten spektakl to świat bez kobiet z wszystkimi tego konsekwencjami/Karolinę Corday gra Mariusz Bąkowski/ i pytanie „ Czy są tu jakieś kobiety ?” , a także symboliczna obecność na scenie asystentki reżysera i inspicjentki Elżbiety Kozak są mocnym akcentem przedstawienia . Przez tę szaleńczą zabawę/ także w foyer teatru/ przebija bowiem gorzka ironia o straconych ideałach, rozczarowaniu, poczuciu pokrzywdzenia z symbolicznym pytaniem „ Maracie, co się stało z naszą rewolucją ” . To świat po rewolucji i nie przyniosła ona nic dobrego, to lament rozczarowanych ofiar. Spokojnemu, wyważonemu Panu de Sade przeciwstawiony jest Marat/ Rafał Celuch/, który na naszych oczach przebiera się niczym ikona popkultury.
Cały fantastyczny zespół wrocławskich aktorów : Jerzy Senator, Rafał Cieluch, Tomasz Taranta, Mariusz Bąkowski, Dominik Smaruj, Przemysław Kozłowski, Maciej Kowalczyk, Krzysztof Boczkowski, Krzysztof Zych, Miłosz Pietruski, Tadeusz Ratuszniak, Piotr Łukaszczyk (gościnnie) i sam reżyser tworzą barwne zespołowe, bardzo uniwersalne widowisko.
Wrocławski Teatr Współczesny
Chwała Marcinowi Liberowi, że przypomniał trochę zapomnianą sztukę Petera Weissa „ Męczeństwo i śmierć Jean Paul Marata przedstawione przez zespół aktorski przytułku w Charenton pod kierownictwem Pana de Sade „ i uczynił z niej barwne, sceniczne widowisko, gdzie dwunastu aktorów/ i sam reżyser/ tańczy, śpiewa, odgrywa wszystkie role/ także kobiece/ , buduje scenografię i nawiązuje żywiołowy kontakt z publicznością . Jest w tym punkowa energia, łącznie z piosenką „Ewo, rewo i ja" Klausa Mitffocha , zabawa, ale i gorzka refleksja społeczno – polityczna.
Liber pokazuje za Weissem rewolucję, która pożera własne dzieci i wciąż domaga się nowych ofiar. Ponieważ w spektaklu występują szaleńcy pod wodzą demonicznego Pana de Sade/ Jerzy Senator/ wszystko ujęte jest w ironiczny nawias. Markiza z przyczyn politycznych i obyczajowych umieszczono w przytułku w Charenton, gdzie pisał i reżyserował spektakle teatralne. W jego przedstawieniach grali umysłowo chory pacjenci, a oglądała je ówczesna elita paryskich salonów. Dziś to my, widzowie Współczesnego jesteśmy tą elitą, ale w tym szaleństwie na scenie jest metoda, aby powiedzieć ze sceny coś ważnego i uniwersalnego.
To teatr w teatrze, zabawa, ale i bunt przeciw dyrektorowi przytułku. Postać figury wolności, wiodącej lud na barykady z obrazu Delacroix rozpoczyna spektakl, potem towarzyszy postaciom dramatu w formie rzeźby, by zostać przez nich zbiorowo zgwałcona. Ten spektakl to świat bez kobiet z wszystkimi tego konsekwencjami/Karolinę Corday gra Mariusz Bąkowski/ i pytanie „ Czy są tu jakieś kobiety ?” , a także symboliczna obecność na scenie asystentki reżysera i inspicjentki Elżbiety Kozak są mocnym akcentem przedstawienia . Przez tę szaleńczą zabawę/ także w foyer teatru/ przebija bowiem gorzka ironia o straconych ideałach, rozczarowaniu, poczuciu pokrzywdzenia z symbolicznym pytaniem „ Maracie, co się stało z naszą rewolucją ” . To świat po rewolucji i nie przyniosła ona nic dobrego, to lament rozczarowanych ofiar. Spokojnemu, wyważonemu Panu de Sade przeciwstawiony jest Marat/ Rafał Celuch/, który na naszych oczach przebiera się niczym ikona popkultury.
Cały fantastyczny zespół wrocławskich aktorów : Jerzy Senator, Rafał Cieluch, Tomasz Taranta, Mariusz Bąkowski, Dominik Smaruj, Przemysław Kozłowski, Maciej Kowalczyk, Krzysztof Boczkowski, Krzysztof Zych, Miłosz Pietruski, Tadeusz Ratuszniak, Piotr Łukaszczyk (gościnnie) i sam reżyser tworzą barwne zespołowe, bardzo uniwersalne widowisko.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
- Walpurg
- Posty: 9539
- Rejestracja: 22-07-2018 17:59:15
- Lokalizacja: Śląsk
Re: Właśnie byłem w teatrze
Lubię takie sytuacje, gdy trochę przypadkiem i niespodziewanie trafiam na dzieło tej klasy.
Kilka lat temu Jonathan Littell opublikował głośną powieść Łaskawe (i bardzo obszerną, 1044 strony! - https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4878820/laskawe ) książkę, będącą wspomnieniami Maximiliana Aue, fikcyjnego nazisty, biorącego udział w eksterminacji Żydów podczas II wojny światowej. W Teatrze Śląskim powieść zaadaptowała i wyreżyserowała Maja Kleczewska. I to jak!
Jonathan Littell, Łaskawe
reż. M. Kleczewska
Teatr Śląski
Spektakl jest długi, trwa 3 godziny, 40 minut, a mimo tego nie ma w nim nawet krótkiej chwili marazmu czy jakiejś dłużyzny. Precyzyjnie skomponowane przedstawienie, w którym główny bohater jest zdublowany (jednocześnie na scenie Aue gra stary aktor Roman Michalski mający 84 lata! i 36-letni fenomenalny Mateusz Znaniecki - ten starszy przygląda się sobie z młodości zaś młody wypełnia sobą całą akcję; obaj nie schodzą ze sceny przez cały spektakl 3,40 gry non stop!). W spektaklu biorą udział także tancerze i muzycy, więc na scenie ciągle coś się dzieje.
Zupełnie nie spodziewałem się "branżowych" wątków - Maximilian Aue jest bowiem homoseksualistą, który żeni się z obawy przed odpowiedzialnością z paragrafu 175 (choć nie tylko z tego powodu). Nie brakuje scen męsko-męskich (przytulanie się, pocałunki, masaże), ale i ostrych scen z kobietą. Nawiasem mówiąc to wielki i bardzo odważny debiut aktorki, którą Teatr przyjął z Ukrainy.
Maja Kleczewska to wybitna reżyserka (to ta od wyklętych przez kuratorkę Nowak "Dziadów" z Teatru Im. J. Słowackiego w Krakowie). Stworzyła piękne plastycznie, zwarte pod względem akcji i trzymające w napięciu przedstawienie. To nie przypadek, że już jeden z portali uznał Łaskawe za jeden z 10 najlepszych spektakli tego roku a dotąd zagrano zaledwie 4 spektakle. Bardzo polecam!
P.S. Co do stroju obowiązującego w teatrze... Na spektaklu był Maciej N. - znany i popularny krytyk kulinarny, teatralny, dyrektor teatrów. Miał na sobie: pomarańczową koszulę w jakieś kwiatki czy coś, wiśniowe spodnie, białe buty sportowe, czarną marynarkę i fikuśny szal zawiązany pod szyją. Mimo tej kolorowej pstrokacizny i sportowego obuwia wyglądał naprawdę szalenie elegancko! Swoją drogą, myślałem zawsze, że jest małym niskim grubym misiem, tymczasem to kawał chłopa - nie wiem, czy nie jest wyższy ode mnie!
Kilka lat temu Jonathan Littell opublikował głośną powieść Łaskawe (i bardzo obszerną, 1044 strony! - https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4878820/laskawe ) książkę, będącą wspomnieniami Maximiliana Aue, fikcyjnego nazisty, biorącego udział w eksterminacji Żydów podczas II wojny światowej. W Teatrze Śląskim powieść zaadaptowała i wyreżyserowała Maja Kleczewska. I to jak!
Jonathan Littell, Łaskawe
reż. M. Kleczewska
Teatr Śląski
Spektakl jest długi, trwa 3 godziny, 40 minut, a mimo tego nie ma w nim nawet krótkiej chwili marazmu czy jakiejś dłużyzny. Precyzyjnie skomponowane przedstawienie, w którym główny bohater jest zdublowany (jednocześnie na scenie Aue gra stary aktor Roman Michalski mający 84 lata! i 36-letni fenomenalny Mateusz Znaniecki - ten starszy przygląda się sobie z młodości zaś młody wypełnia sobą całą akcję; obaj nie schodzą ze sceny przez cały spektakl 3,40 gry non stop!). W spektaklu biorą udział także tancerze i muzycy, więc na scenie ciągle coś się dzieje.
Zupełnie nie spodziewałem się "branżowych" wątków - Maximilian Aue jest bowiem homoseksualistą, który żeni się z obawy przed odpowiedzialnością z paragrafu 175 (choć nie tylko z tego powodu). Nie brakuje scen męsko-męskich (przytulanie się, pocałunki, masaże), ale i ostrych scen z kobietą. Nawiasem mówiąc to wielki i bardzo odważny debiut aktorki, którą Teatr przyjął z Ukrainy.
Maja Kleczewska to wybitna reżyserka (to ta od wyklętych przez kuratorkę Nowak "Dziadów" z Teatru Im. J. Słowackiego w Krakowie). Stworzyła piękne plastycznie, zwarte pod względem akcji i trzymające w napięciu przedstawienie. To nie przypadek, że już jeden z portali uznał Łaskawe za jeden z 10 najlepszych spektakli tego roku a dotąd zagrano zaledwie 4 spektakle. Bardzo polecam!
P.S. Co do stroju obowiązującego w teatrze... Na spektaklu był Maciej N. - znany i popularny krytyk kulinarny, teatralny, dyrektor teatrów. Miał na sobie: pomarańczową koszulę w jakieś kwiatki czy coś, wiśniowe spodnie, białe buty sportowe, czarną marynarkę i fikuśny szal zawiązany pod szyją. Mimo tej kolorowej pstrokacizny i sportowego obuwia wyglądał naprawdę szalenie elegancko! Swoją drogą, myślałem zawsze, że jest małym niskim grubym misiem, tymczasem to kawał chłopa - nie wiem, czy nie jest wyższy ode mnie!