Pięć minut z Magdą
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
- jordi
- Posty: 5759
- Rejestracja: 20-07-2018 18:39:20
- Lokalizacja: nie ma mnie tu
Re: Pięć minut z Magdą
No właśnie. Inne czasy.
Moje credo dyskusyjne:
1. Należy dyskutować poprzez merytoryczne argumenty, a nie odniesienia do osoby rozmówcy.
2. Ten powinien szukać argumentów na poparcie swych racji, kto coś twierdzi, a nie ten kto temu zaprzecza.
3. Należy domniemywać dobrą wolę.
1. Należy dyskutować poprzez merytoryczne argumenty, a nie odniesienia do osoby rozmówcy.
2. Ten powinien szukać argumentów na poparcie swych racji, kto coś twierdzi, a nie ten kto temu zaprzecza.
3. Należy domniemywać dobrą wolę.
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: Pięć minut z Magdą
W latach 80. mogłeś Marcinie trafić w najlepszym razie na kącik Z notatnika Grażyny. Chociaż on był dość krótko, w 1981 roku chyba tylko.
Pięć minut z Magdą było drukowane do 1976 i zostało zastąpione we wrześniu (z początkiem nowego roku szkolnego) przez bardzo podobne (pewnie tego samego autorstwa) Pięć minut z Anką. Magda skończyła w 1976 szesnaście lat i pewnie w redakcji uznali, że potrzebują młodszej bohaterki, która będzie miała problemy młodszych czytelników.
Barbara Tylicka, tak jak Magda, nie pojechała do Kalisza na w/w festyn, co by było kolejną przesłanką (wątłą, bo wątłą, ale jednak), że to kierownik literacka "Świata Młodych" mogła być autorką tych tekstów.
Pięć minut z Magdą było drukowane do 1976 i zostało zastąpione we wrześniu (z początkiem nowego roku szkolnego) przez bardzo podobne (pewnie tego samego autorstwa) Pięć minut z Anką. Magda skończyła w 1976 szesnaście lat i pewnie w redakcji uznali, że potrzebują młodszej bohaterki, która będzie miała problemy młodszych czytelników.
Barbara Tylicka, tak jak Magda, nie pojechała do Kalisza na w/w festyn, co by było kolejną przesłanką (wątłą, bo wątłą, ale jednak), że to kierownik literacka "Świata Młodych" mogła być autorką tych tekstów.
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: Pięć minut z Magdą
Świat Młodych 1981-01-03 nr 001 - Anka się żegna z czytelnikami i zapowiada pojawienie Grażyny.
Rozpoznawalna kreska Szarloty Pawel
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- jordi
- Posty: 5759
- Rejestracja: 20-07-2018 18:39:20
- Lokalizacja: nie ma mnie tu
Re: Pięć minut z Magdą
Myślę że Marcin bardziej że ŚM może pamiętać TTT, komiksy ew. westernowe powieści Wiesława Wernica.
Moje credo dyskusyjne:
1. Należy dyskutować poprzez merytoryczne argumenty, a nie odniesienia do osoby rozmówcy.
2. Ten powinien szukać argumentów na poparcie swych racji, kto coś twierdzi, a nie ten kto temu zaprzecza.
3. Należy domniemywać dobrą wolę.
1. Należy dyskutować poprzez merytoryczne argumenty, a nie odniesienia do osoby rozmówcy.
2. Ten powinien szukać argumentów na poparcie swych racji, kto coś twierdzi, a nie ten kto temu zaprzecza.
3. Należy domniemywać dobrą wolę.
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
(09) Pięć minut z Magdą
Świat Młodych
nr 53 (2387) wtorek, 2 lipca 1974 r.
Pięć minut z Magdą
Cześć! Nudzę się! Wyobraźcie sobie, że jestem na koloniach. Po raz drugi w życiu. Pierwszy raz to było bardzo dawno, miałam wtedy chyba 10 lat i nie bardzo pamiętam, a potem jeździłam na obozy harcerskie, W tym roku „staruszkowie” postanowili, żebym pojechała i tu, i tu. Obóz jest w sierpniu, więc lipiec spędzam… Nie spędzam, tworzę nowe słowo — „ZNUDZAM”.
Kolonie są bardzo dobre. Z zakładu pracy mojej mamy. Córka mamy koleżanki jeździ na nie od lat i ta koleżanka namówiła właśnie mamę. Najważniejszym argumentem było to, że tu jest… bardzo dobre jedzenie!
Fakt! Przez te 10 dni, które tu jestem, przybyło mi chyba ze 3 kilogramy (straszne!). Na obozie nigdy nie było tylu rogalików, ciastek, pierniczków.. Ja jednak wolę, naprawdę, przypaloną własnoręcznie zupę.
Koleżanki są tu bardzo miłe, chłopców nie ma, będą w II turnusie — oczywiście wtedy nie będzie dziewcząt. Ale co z tego, że są miłe, kiedy nic nie możemy zrobić. Słuchajcie, bez przerwy albo jemy, albo… odpoczywamy. Kiedy nasza grupa zaproponowała urządzenie ogniska, kierownik pochwalił nas na apelu za inicjatywę i… wysłał jakichś pracowników do lasu po chrust. My do lasu chodzimy parami, zabiera się koce, tam w lesie na nich się kładziemy i… odpoczywamy po przejściu tego kilometra.
Boją się tutaj okropnie o nas wszyscy (lekarz, kierownik, wychowawczynie), że się zmęczymy, przeziębimy, zgubimy, schudniemy.
Najgorsze jest to, że wszyscy chcą dobrze, nikt na nikogo nie krzyczy, nie ma mu niczego za złe, a w sumie — jest to impreza bardzo przygnębiająca. I wszystkim się udziela ta apatia i senność. Wczoraj Jolka (z mojej sypialni) zaproponowała grę w siatkówkę. Wyobraźcie sobie, że spośród 30-osobowej grupy były… tylko 4 chętne. Oczywiście nie grałyśmy, a ja — muszę się do tego przyznać — wcale nie byłam z tego powodu zmartwiona. Położyłyśmy się z Jolką na kocu i… i nic, nawet gadać się nam nie chciało. Coś tu nie gra!
MAGDA
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
(10) Pięć minut z Magdą
Świat Młodych
nr 57 (2391) wtorek, 16 lipca 1974 r.
Pięć minut z Magdą
Znowu się dzisiaj poprztykałam z Hanką. (To w sumie niegroźne, zdarza się to nam od czasu do czasu, ale szybko mija). Nie rozumiem jej. Niby dziewczyna nowoczesna i niegłupia, a tutaj zachowuje się jak własna ciotka.
Poszło o… długie spódnice. Oczywiście dobrze wiem, że ubiór nie jest wcale oznaką nowoczesności lub jej braku, że ważne jest to, co w głowie, ale w końcu i ciuchy też się liczą w życiu dziewczyny.
No więc, uszyłam sobie długą spódnicę. Sama. Kupiłam trzy i pół metra kretonu w kolorowe kwiatki, zapłaciłam za to 64 złote 40 groszy, posiedziałam dwa wieczory po jakieś 3 godziny za każdym razem (tak długo, bo szyłam w ręku — nie mamy maszyny) i mam nową kreację. Fajna – marszczona w pasie, a na dole dwie sute falbany. „Taka cygańska!” — powiedziała moja mama. Mamie się bardzo spodobała, do tego stopnia, że wyraziła chęć pokrycia połowy jej kosztów (hura!). Ubrałam się więc w ten nowy strój i pobiegłam do Hanki. Chyba zrozumiałe, że chciałam się pochwalić przed przyjaciółką.
A Hanka… No wiecie! Hanka spojrzała na mnie krytycznie i powiedziała, że takie spódnice to są tylko dla dorosłych pań, a nam to w tym nie wypada chodzić. Wcale nie powiedziała tego przez zazdrość (doskonale wiem, kiedy Hanka jest zazdrosna), ona tak po prostu myśli. Ostatecznie niech sobie i myśli, ale ona dodała, że nie pokaże się ze mną na ulicy, jak będę w tej długiej spódnicy, że będzie się wstydziła, bo ludzie będą się śmiali.
No i co? Czy nie zachowuje się jak swoja własna ciotka?! Ja też mam taką jedną ciotkę, która gdy zapanowała moda na mini, to mówiła, że mini jest nieskromne, a teraz mówi, że długie spódnice są nieskromne i że powinnyśmy chodzić w króciutkich sukienkach. Zawsze na odwrót. Przypuszczam, że dla niej ważna jest w gruncie rzeczy nie długość spódnicy lecz fakt, że jest to długość modna — wtedy ona jest przeciw.
Ale ciotka ma dużo lat i chyba sama nigdy nie była młoda, za to Hanka ma lat tyle co ja. Mam prawo jej nie rozumieć.
Jestem zdania, że i długie spódnice są dla wszystkich dziewcząt, i trykotowe koszulki, i dżinsy… Jeślibyśmy już chcieli uściślić kto kogo „małpuje” (bo Hanka powiedziała, że ja „małpuję” dorosłe panie), to ja bym zaryzykowała twierdzenie, że w ciuchach dorośli „małpują” nas, nastolatki. Nie?!
MAGDA
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
(11) Pięć minut z Magdą
Pięćdziesiąt lat temu 2 sierpnia również był piątek, a młodzi czytelnicy Świata Młodych, czytając nowy odcinek wynurzeń Magdy, mogli się zastanowić nad weightismen, czyli dyskryminacją z powodu otyłości.
Albowiem Magda okazała się niestety zwykłą fatfobką.
Świat Młodych
nr 62 (2396) piątek, 2 sierpnia 1974 r.
Pięć minut z Magdą
Przyjechała do nas koleżanka mamy ze swoją córką. Fajna ta Iśka. Jest trochę starsza ode mnie, ale też zdała do ósmej klasy. Wybiera się w przyszłości na filologię rosyjską. Ja nie mam jeszcze tak sprecyzowanych planów, ale kto wie… Tematów do gadania (pogoda nie najlepsza) mamy więc sporo i czas nam upływa wartko i radośnie jak by powiedziała ciocia Ela.
Wczoraj wieczorem oglądałyśmy różne zagraniczne żurnale, które Hanka wypożyczyła mi ze swych zbiorów na czas wakacji. Wybierałyśmy różne ciuchy dla siebie. Znacie to? To taka cudowna zabawa. Oczywiście wszystko na niby, ale przy odrobinie wyobraźni można mieć masę przyjemności. Bawiłyśmy się więc świetnie, gdy w którymś momencie Iśka odsunęła od siebie kolejny żurnal i powiedziała, że to jest niesprawiedliwe, bo te wszystkie piękne rzeczy to są tylko dla szczupłych, a dla tych tłuściejszych nic się nie projektuje, one muszą chodzić ubrane brzydko i niemodnie. I prawie łzy w oczach miała.
Iśka rzeczywiście jest taka sobie, owszem, owszem, ale nigdy przedtem nie myślałam o jej tuszy, tylko o tym jaka ona w ogóle jest, że jest miła, że dobrze, że przyjechała. Sama tym wybuchem zmusiła mnie do popatrzenia na nią pod kątem sylwetki.
Jest podobna do paru moich koleżanek z klasy, które podobnie jak ona mają pretensje do całego świata o to, że małe rozmiary sukienek są szyte tak, że dziewczyna wygląda w niej zgrabnie, a duże – tak, że wygląda w niej… grubo. Dziwne to pretensje, nie widzę fizycznej możliwości uszycia takich np. spodni aby grubas wyglądał w nich nimfowato.
Może i nie powinnam zabierać głosu w tej sprawie, jako że sama jestem szczupła (grube tylko nogi), ale naprawdę złość mnie ciska na takie „modnisie”, które najpierw obżerają się ciachami, a potem płaczą, że nikt im nie wymyślił wyszczuplającego modelu sukienki. Iśka jest zupełnie taka sama. W ogóle równa i mądra dziewczyna, ale jak zobaczy ptysie, to automatycznie głupieje i może ich zjeść siedem. Gdy byłyśmy przedwczoraj na spacerze po mieście, wydała w ciągu trzech godzin 42 złote na różne słodycze. Myślicie, że nie miałam może na nie ochoty?! Iśka jednak namawiała mnie bezskutecznie i.. stosunkowo szybko uwinęła się ze wszystkim sama. Przy tym apetycie lubi długo spać, nie ma mowy, aby poświęciła się i wstała 10 minut wcześniej w celu gimnastyki, nigdy w życiu nie pływała, nie lubi grać w piłkę, jeździć na rowerze.
Jestem jak najdalsza od tego, żeby ją, i inne, pouczać czy krytykować, każdy żyje tak, jak chce. Ale naprawdę nie ścierpię, jeśli będzie potem mowa o niesprawiedliwości. Przecież to tylko sprawa wyboru — albo ptysie w nieograniczonej ilości i „leżenie martwym bykiem”, albo modna sukienka, która zgrabnie na człowieku wygląda. Czyż nie tak?
MAGDA
Albowiem Magda okazała się niestety zwykłą fatfobką.
Świat Młodych
nr 62 (2396) piątek, 2 sierpnia 1974 r.
Pięć minut z Magdą
Przyjechała do nas koleżanka mamy ze swoją córką. Fajna ta Iśka. Jest trochę starsza ode mnie, ale też zdała do ósmej klasy. Wybiera się w przyszłości na filologię rosyjską. Ja nie mam jeszcze tak sprecyzowanych planów, ale kto wie… Tematów do gadania (pogoda nie najlepsza) mamy więc sporo i czas nam upływa wartko i radośnie jak by powiedziała ciocia Ela.
Wczoraj wieczorem oglądałyśmy różne zagraniczne żurnale, które Hanka wypożyczyła mi ze swych zbiorów na czas wakacji. Wybierałyśmy różne ciuchy dla siebie. Znacie to? To taka cudowna zabawa. Oczywiście wszystko na niby, ale przy odrobinie wyobraźni można mieć masę przyjemności. Bawiłyśmy się więc świetnie, gdy w którymś momencie Iśka odsunęła od siebie kolejny żurnal i powiedziała, że to jest niesprawiedliwe, bo te wszystkie piękne rzeczy to są tylko dla szczupłych, a dla tych tłuściejszych nic się nie projektuje, one muszą chodzić ubrane brzydko i niemodnie. I prawie łzy w oczach miała.
Iśka rzeczywiście jest taka sobie, owszem, owszem, ale nigdy przedtem nie myślałam o jej tuszy, tylko o tym jaka ona w ogóle jest, że jest miła, że dobrze, że przyjechała. Sama tym wybuchem zmusiła mnie do popatrzenia na nią pod kątem sylwetki.
Jest podobna do paru moich koleżanek z klasy, które podobnie jak ona mają pretensje do całego świata o to, że małe rozmiary sukienek są szyte tak, że dziewczyna wygląda w niej zgrabnie, a duże – tak, że wygląda w niej… grubo. Dziwne to pretensje, nie widzę fizycznej możliwości uszycia takich np. spodni aby grubas wyglądał w nich nimfowato.
Może i nie powinnam zabierać głosu w tej sprawie, jako że sama jestem szczupła (grube tylko nogi), ale naprawdę złość mnie ciska na takie „modnisie”, które najpierw obżerają się ciachami, a potem płaczą, że nikt im nie wymyślił wyszczuplającego modelu sukienki. Iśka jest zupełnie taka sama. W ogóle równa i mądra dziewczyna, ale jak zobaczy ptysie, to automatycznie głupieje i może ich zjeść siedem. Gdy byłyśmy przedwczoraj na spacerze po mieście, wydała w ciągu trzech godzin 42 złote na różne słodycze. Myślicie, że nie miałam może na nie ochoty?! Iśka jednak namawiała mnie bezskutecznie i.. stosunkowo szybko uwinęła się ze wszystkim sama. Przy tym apetycie lubi długo spać, nie ma mowy, aby poświęciła się i wstała 10 minut wcześniej w celu gimnastyki, nigdy w życiu nie pływała, nie lubi grać w piłkę, jeździć na rowerze.
Jestem jak najdalsza od tego, żeby ją, i inne, pouczać czy krytykować, każdy żyje tak, jak chce. Ale naprawdę nie ścierpię, jeśli będzie potem mowa o niesprawiedliwości. Przecież to tylko sprawa wyboru — albo ptysie w nieograniczonej ilości i „leżenie martwym bykiem”, albo modna sukienka, która zgrabnie na człowieku wygląda. Czyż nie tak?
MAGDA
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- marcin
- Posty: 13213
- Rejestracja: 25-07-2018 22:48:12
- Lokalizacja: PL
Re: Pięć minut z Magdą
Widzę że dbano o odpowiedni przekaz ideologiczny.
Koleżanka Magdy dziwnym trafem wybiera się akurat na filologię rosyjską.
Koleżanka Magdy dziwnym trafem wybiera się akurat na filologię rosyjską.
Gdy ludzie spotykają się z górami, dzieją się wielkie rzeczy.
(William Blake)
(William Blake)
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: Pięć minut z Magdą
No ba. W 1974 nastolatki mogły się kochać nie tylko w Stasiu Tarkowskim, ale też w o wiele atrakcyjniejszym Wołodii Konkinie, czyli Pawle Korczaginie z nowej ekranizacji powieści "Jak hartowała się stal"
1975 — Как закалялась сталь — Павел Корчагин (Влади́мир Алексе́евич Ко́нкин)
Dla niezorientowanych (uczą tego jeszcze na historii?) - numer na 7 listopada jest numerem z okazji rewolucji październikowej.
1975 — Как закалялась сталь — Павел Корчагин (Влади́мир Алексе́евич Ко́нкин)
Dla niezorientowanych (uczą tego jeszcze na historii?) - numer na 7 listopada jest numerem z okazji rewolucji październikowej.
Rewolucja październikowa to wydarzenia, jakie rozegrały się w Rosji w dniach 6-8 listopada (24-26 października według kalendarza juliańskiego) 1917 roku.
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
(12) Pięć minut z Magdą
Na Forum MPS była kiedyś ciekawa dyskusja (nie pamiętam, może tutaj też to przeniosłem) o słomiance - słomianej macie wieszanej na ścianach PRL-owskich mieszkań.
W dzisiejszym odcinku Magda pisze właśnie o takim jej zastosowaniu.
Świat Młodych
nr 71 (2405) wtorek, 3 września 1974 r.
Pięć minut z Magdą
Radość była nieprzytomna. Po dwóch miesiącach niewidzenia spotkałyśmy się znowu z Hanką. Rzuciła mi się przedwczoraj na szyję z okrzykiem: “Byczo, że przyjechałaś! Siedzę sama od tygodnia i skręcam się z nudów. Telewizor zepsuty, mama zajęta, a tata z Ryśkiem wyjechali”.
W tym momencie sumienie mną targnęło, że ja tak świetnie spędzałam czas na obozie, a Hanka tu taka biedna. Moje wyrzuty sumienia spowodowały jednak później mały kataklizm domowy. Wróciłam bowiem dopiero przed dziesiątą i mama nie mogła za nic zrozumieć, że moim podstawowym koleżeńskim obowiązkiem było dotrzymanie czasu Hance. Tłumaczyłam jak mogłam, że ona tam sama, że bez telewizora nawet, a mama swoje. Że nie może zrozumieć czternastoletniej dziewczyny, która nie potrafi sobie zaplanować żadnych godziwych zajęć, aby nie zwijać się z nudów.
Zasadniczo to… zgadzam się z mamą, Mnie zawsze brakuje czasu na różne rzeczy o których wiem, że nie tylko powinnam, ale i chciałabym je zrobić. Gdybym wróciła z obozu tydzień przed końcem wakacji to zmieniłabym dekoracje na macie. W moim pokoju wisi duża słomiana mata, do której przyczepiam różne ładne zdjęcia. Czasami jest to coś z mody, czasami aktorzy, ostatnio wiszą tam od maja… kolarze. Nie miałam czasu, aby o czymś nowym pomyśleć. Jedno popołudnie poświęciłabym na uporządkowaniu płyt, które od moich imienin leżą w nie swoich kopertach. Mogłabym też zrobić generalny porządek w bibliotece. Ogromnie to lubię, ale rzadko mogę sobie na tę zabawę pozwolić, bo “zjada” ona co najmniej jeden calutki dzień. Leży w szafie biała bluzka, którą zaczęłam w czerwcu haftować, bardzo by mi się teraz przydała… Mogłabym w ogóle zrobić tysiące różnych rzeczy, gdybym przyjechała z wakacji tydzień temu. No tak, ale to nie ja miałam ten wspaniały tydzień wolnego czasu. Zazdroszczę Hance, że ona mogla wszystko sobie zrobić i bez żadnych zaległości dotyczących co prawda drobiazgów, ale drobiazgów ważnych, wystartować do nowego roku szkolnego. Nade mną to wszystko wisi. I biała bluzka, i płyty, i mata, i biblioteka, i..
Chociaż właściwie… wcale nie wiem, czy nad Hanką nic nie wisi, w końcu ten tydzień czasu najnormalniej w świecie zmarnowała. Myślę, że to głupio i źle, bo na dodatek autentycznie się wymęczyła. Więc czy powinnam jej zazdrościć? Czy to ma sens zazdroszczenie komuś, że miał szansę, której nawet nie próbował wykorzystać? A czy powinnam jej żałować? Czy to ma sens żałowanie kogoś dlatego, że nudził się śmiertelnie, bo był sam i miał zepsuty telewizor?
Zastanawiam się więc, co o tym wszystkim myśleć. Istnieje co prawda niebezpieczeństwo, że nie będę miała nigdy białej haftowanej bluzki — mogłabym ją właśnie dziś dokończyć, jestem sama w domu — ale ja się teraz nie nudzę. I znalezienie odpowiedzi na te dwa pytania jest — tak sądzę — jest bardzo ważne.
MAGDA
P. S. Ale mama i tak nie miała racji. To znaczy wyraziłam się nieprecyzyjnie — miała rację o tyle, że szczytem jest nudzenie się z powodu… chwilowej samotności. Człowiek na poziomie po prostu nie potrafi się nudzić.
Natomiast nie zgadzam się z mamą w drugiej sprawie. Jednak dotrzymanie Hance towarzystwa było moim koleżeńskim obowiązkiem. Jak by była chora, to mama sama by mnie do tego namawiała, myślę, że to było właśnie coś w tym rodzaju.
Magda
W dzisiejszym odcinku Magda pisze właśnie o takim jej zastosowaniu.
Świat Młodych
nr 71 (2405) wtorek, 3 września 1974 r.
Pięć minut z Magdą
Radość była nieprzytomna. Po dwóch miesiącach niewidzenia spotkałyśmy się znowu z Hanką. Rzuciła mi się przedwczoraj na szyję z okrzykiem: “Byczo, że przyjechałaś! Siedzę sama od tygodnia i skręcam się z nudów. Telewizor zepsuty, mama zajęta, a tata z Ryśkiem wyjechali”.
W tym momencie sumienie mną targnęło, że ja tak świetnie spędzałam czas na obozie, a Hanka tu taka biedna. Moje wyrzuty sumienia spowodowały jednak później mały kataklizm domowy. Wróciłam bowiem dopiero przed dziesiątą i mama nie mogła za nic zrozumieć, że moim podstawowym koleżeńskim obowiązkiem było dotrzymanie czasu Hance. Tłumaczyłam jak mogłam, że ona tam sama, że bez telewizora nawet, a mama swoje. Że nie może zrozumieć czternastoletniej dziewczyny, która nie potrafi sobie zaplanować żadnych godziwych zajęć, aby nie zwijać się z nudów.
Zasadniczo to… zgadzam się z mamą, Mnie zawsze brakuje czasu na różne rzeczy o których wiem, że nie tylko powinnam, ale i chciałabym je zrobić. Gdybym wróciła z obozu tydzień przed końcem wakacji to zmieniłabym dekoracje na macie. W moim pokoju wisi duża słomiana mata, do której przyczepiam różne ładne zdjęcia. Czasami jest to coś z mody, czasami aktorzy, ostatnio wiszą tam od maja… kolarze. Nie miałam czasu, aby o czymś nowym pomyśleć. Jedno popołudnie poświęciłabym na uporządkowaniu płyt, które od moich imienin leżą w nie swoich kopertach. Mogłabym też zrobić generalny porządek w bibliotece. Ogromnie to lubię, ale rzadko mogę sobie na tę zabawę pozwolić, bo “zjada” ona co najmniej jeden calutki dzień. Leży w szafie biała bluzka, którą zaczęłam w czerwcu haftować, bardzo by mi się teraz przydała… Mogłabym w ogóle zrobić tysiące różnych rzeczy, gdybym przyjechała z wakacji tydzień temu. No tak, ale to nie ja miałam ten wspaniały tydzień wolnego czasu. Zazdroszczę Hance, że ona mogla wszystko sobie zrobić i bez żadnych zaległości dotyczących co prawda drobiazgów, ale drobiazgów ważnych, wystartować do nowego roku szkolnego. Nade mną to wszystko wisi. I biała bluzka, i płyty, i mata, i biblioteka, i..
Chociaż właściwie… wcale nie wiem, czy nad Hanką nic nie wisi, w końcu ten tydzień czasu najnormalniej w świecie zmarnowała. Myślę, że to głupio i źle, bo na dodatek autentycznie się wymęczyła. Więc czy powinnam jej zazdrościć? Czy to ma sens zazdroszczenie komuś, że miał szansę, której nawet nie próbował wykorzystać? A czy powinnam jej żałować? Czy to ma sens żałowanie kogoś dlatego, że nudził się śmiertelnie, bo był sam i miał zepsuty telewizor?
Zastanawiam się więc, co o tym wszystkim myśleć. Istnieje co prawda niebezpieczeństwo, że nie będę miała nigdy białej haftowanej bluzki — mogłabym ją właśnie dziś dokończyć, jestem sama w domu — ale ja się teraz nie nudzę. I znalezienie odpowiedzi na te dwa pytania jest — tak sądzę — jest bardzo ważne.
MAGDA
P. S. Ale mama i tak nie miała racji. To znaczy wyraziłam się nieprecyzyjnie — miała rację o tyle, że szczytem jest nudzenie się z powodu… chwilowej samotności. Człowiek na poziomie po prostu nie potrafi się nudzić.
Natomiast nie zgadzam się z mamą w drugiej sprawie. Jednak dotrzymanie Hance towarzystwa było moim koleżeńskim obowiązkiem. Jak by była chora, to mama sama by mnie do tego namawiała, myślę, że to było właśnie coś w tym rodzaju.
Magda
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: Pięć minut z Magdą
XXVII Wyścig Pokoju – odbył się na trasie Warszawa – Berlin – Praga w dniach 8-22 maja 1974. Nie wiem, kto był wtedy na topie wśród kolarzy.'
I to nie były raczej zdjęcia ze Świata Młodych:
I to nie były raczej zdjęcia ze Świata Młodych:
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- jordi
- Posty: 5759
- Rejestracja: 20-07-2018 18:39:20
- Lokalizacja: nie ma mnie tu
Re: Pięć minut z Magdą
O latach 70. mało wiem ale w latach 80. topowym kolarzem był Zenon Jaskuła.
Moje credo dyskusyjne:
1. Należy dyskutować poprzez merytoryczne argumenty, a nie odniesienia do osoby rozmówcy.
2. Ten powinien szukać argumentów na poparcie swych racji, kto coś twierdzi, a nie ten kto temu zaprzecza.
3. Należy domniemywać dobrą wolę.
1. Należy dyskutować poprzez merytoryczne argumenty, a nie odniesienia do osoby rozmówcy.
2. Ten powinien szukać argumentów na poparcie swych racji, kto coś twierdzi, a nie ten kto temu zaprzecza.
3. Należy domniemywać dobrą wolę.
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
(13) Pięć minut z Magdą
I lecimy dalej.
Trochę przyspieszyłem, bo chciałbym już skończyć 1974 rok i przejść do następnego.
Poniższy odcinek jest całkiem zabawny.
Niestety skan (a może zeskanowany egzemplarz gazety?) był marnej jakości i w kilku miejscach miałem problemy z odczytaniem tekstu. Wątpliwości w transkrypcji zaznaczyłem (?). Zwłaszcza trzecia jest mocno wątpliwa.
Świat Młodych
nr 73 (2407) wtorek, 10 września 1974 r.
Pięć minut z Magdą
Alina była na wakacjach w Anglii. Zupełnie sama. Zaprosiła ją do siebie jakaś ciotka, która mieszka pod Londynem. Już przed wakacjami wyjazd Aliny stanowił sensację w klasie, bo nie było chyba takiej osoby, która by jej choć trochę nie zazdrościła. Teraz już (?) jednak część osób zupełnie zgłupiała. Jakby zapomnieli, że Alina jest zawsze nadęta (?), zarozumiała i złośliwa, tylko na wyścigi biegli do tej ławki co ona, bo każdy chciał z nią siedzieć. Nawet Urszula, która zawsze mówiła, że obrzydzenie ją bierze jak Alina obgryza paznokcie, gotowa była pohamować ten swój naturalny fizjologiczny odruch byle tylko móc być bliżej “osoby z wielkiego świata”. Było takich chyba siedmioro. Alina z miną księżniczki wybrała spośród nich Joannę. Nieważne, (?) jaka Alina jest taka jest, ale na pewno nie jest głupia. Joanna jest prymuską, więc towarzystwo to bardzo pożyteczne, tym bardziej, gdy samemu jest się na bakier z prawie wszystkimi przedmiotami. Co poniektórzy odbili sobie potem ten życiowy zawód urządzając na cześć Aliny prywatki. Najśmieszniejsze, że wszystko to są ludzie, którzy przedtem wcale się z Aliną nie przyjaźnili.
Na jednej z takich prywatek byłam również. U Urszuli, która (wiem to od jej młodszej siostry) zrezygnowała na to konto z nowego sweterka. Podziwiam jej poświęcenie! Zamienić sweterek na możliwość goszczenia Aliny, to trzeba być człowiekiem bardzo wielkodusznym, albo… po prostu upaść na głowę. Jednak dzięki temu miałam możliwość wysłuchania monologu Aliny o jej angielskich wakacjach czyli głownie o dwóch jamnikach ciotczynej sąsiadki, która była… tak dobra, że zaangażowała Alinę do wyprowadzania ich na spacery. Oczywiście płaciła jej i Alina kupiła sobie za to spore ilości różnych ciuchów. Faktycznie, fajne ciuchy. Dziewczyny z podziwem macały kolorowe krempliny i dżerseje, a Joanna powiedziała do mnie z wyrzutem (wiedziała co myślę o jej siedzeniu razem z Aliną), że niesprawiedliwie Alinę oceniałam, bo ona całe wakacje pracowała, podczas gdy my odpoczywałyśmy.
Biedna Joanna! Zaćmiły ją te szmatki kompletnie. I te dwa nieszczęsne angielskie psy. Alina nigdy nic nie robi, nawet śmieci w domu nie wynosi. Joanna była przez cały sierpień u swych dziadków na wsi I pomagała im w żniwach, teraz mówi, że odpoczywała i z autentycznym szacunkiem patrzy na Alke, która gdzieś w Anglii, za jakieś funty, jakieś rozpieszczone psy… Tfu!
Nie zrozumcie mnie źle. Nie mam nic przeciwko wyjazdem za granicę, ale złości mnie gdy robi się z tego powodu zupełnie niepotrzebny szum. To nie Alka jest zresztą temu winna, ale Urszula, Joanna… A ta jej praca! Mogłaby się tym nie chwalić. Sama powiedziała, że nie musiała być psią niańką Jeśli ktoś za cenę jeszcze jednego swetra czy bluzki rezygnuje ze zwiedzenia kraju, do którego — kto wie — czy jeszcze kiedyś w życiu pojedzie…
MAGDA
Siódmy wers, ostatni wyraz. Nieważne?
Trochę przyspieszyłem, bo chciałbym już skończyć 1974 rok i przejść do następnego.
Poniższy odcinek jest całkiem zabawny.
Niestety skan (a może zeskanowany egzemplarz gazety?) był marnej jakości i w kilku miejscach miałem problemy z odczytaniem tekstu. Wątpliwości w transkrypcji zaznaczyłem (?). Zwłaszcza trzecia jest mocno wątpliwa.
Świat Młodych
nr 73 (2407) wtorek, 10 września 1974 r.
Pięć minut z Magdą
Alina była na wakacjach w Anglii. Zupełnie sama. Zaprosiła ją do siebie jakaś ciotka, która mieszka pod Londynem. Już przed wakacjami wyjazd Aliny stanowił sensację w klasie, bo nie było chyba takiej osoby, która by jej choć trochę nie zazdrościła. Teraz już (?) jednak część osób zupełnie zgłupiała. Jakby zapomnieli, że Alina jest zawsze nadęta (?), zarozumiała i złośliwa, tylko na wyścigi biegli do tej ławki co ona, bo każdy chciał z nią siedzieć. Nawet Urszula, która zawsze mówiła, że obrzydzenie ją bierze jak Alina obgryza paznokcie, gotowa była pohamować ten swój naturalny fizjologiczny odruch byle tylko móc być bliżej “osoby z wielkiego świata”. Było takich chyba siedmioro. Alina z miną księżniczki wybrała spośród nich Joannę. Nieważne, (?) jaka Alina jest taka jest, ale na pewno nie jest głupia. Joanna jest prymuską, więc towarzystwo to bardzo pożyteczne, tym bardziej, gdy samemu jest się na bakier z prawie wszystkimi przedmiotami. Co poniektórzy odbili sobie potem ten życiowy zawód urządzając na cześć Aliny prywatki. Najśmieszniejsze, że wszystko to są ludzie, którzy przedtem wcale się z Aliną nie przyjaźnili.
Na jednej z takich prywatek byłam również. U Urszuli, która (wiem to od jej młodszej siostry) zrezygnowała na to konto z nowego sweterka. Podziwiam jej poświęcenie! Zamienić sweterek na możliwość goszczenia Aliny, to trzeba być człowiekiem bardzo wielkodusznym, albo… po prostu upaść na głowę. Jednak dzięki temu miałam możliwość wysłuchania monologu Aliny o jej angielskich wakacjach czyli głownie o dwóch jamnikach ciotczynej sąsiadki, która była… tak dobra, że zaangażowała Alinę do wyprowadzania ich na spacery. Oczywiście płaciła jej i Alina kupiła sobie za to spore ilości różnych ciuchów. Faktycznie, fajne ciuchy. Dziewczyny z podziwem macały kolorowe krempliny i dżerseje, a Joanna powiedziała do mnie z wyrzutem (wiedziała co myślę o jej siedzeniu razem z Aliną), że niesprawiedliwie Alinę oceniałam, bo ona całe wakacje pracowała, podczas gdy my odpoczywałyśmy.
Biedna Joanna! Zaćmiły ją te szmatki kompletnie. I te dwa nieszczęsne angielskie psy. Alina nigdy nic nie robi, nawet śmieci w domu nie wynosi. Joanna była przez cały sierpień u swych dziadków na wsi I pomagała im w żniwach, teraz mówi, że odpoczywała i z autentycznym szacunkiem patrzy na Alke, która gdzieś w Anglii, za jakieś funty, jakieś rozpieszczone psy… Tfu!
Nie zrozumcie mnie źle. Nie mam nic przeciwko wyjazdem za granicę, ale złości mnie gdy robi się z tego powodu zupełnie niepotrzebny szum. To nie Alka jest zresztą temu winna, ale Urszula, Joanna… A ta jej praca! Mogłaby się tym nie chwalić. Sama powiedziała, że nie musiała być psią niańką Jeśli ktoś za cenę jeszcze jednego swetra czy bluzki rezygnuje ze zwiedzenia kraju, do którego — kto wie — czy jeszcze kiedyś w życiu pojedzie…
MAGDA
Siódmy wers, ostatni wyraz. Nieważne?
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
(14) Pięć minut z Magdą
I wreszcie nadszedł ten moment, o którym redakcja przypominała z kilkudniowym wyprzedzeniem
Świat Młodych nr 77 (2411) wtorek, 24 września 1974 r.
Z nastaniem koloru i trzech numerów gazety w tygodniu kącik Magdy zaczął się ukazywać systematycznie, co wtorek nowy odcinek.
Świat Młodych
nr 82 wtorek, 8 października 1974 r.
Pięć minut z Magdą
KIEDYŚ bardzo lubiłam kasztany. Gdy byłyśmy małe, to razem z Hanką urządzałyśmy takie wyścigi — która więcej zbierze. Nie było to do niczego specjalnie potrzebne, ot tak, sztuka dla sztuki. Potem przestałyśmy się tym bawić — człowiek dorośleje, nie?!
Wielka „dorosłość” trwała do ubiegłego poniedziałku. Drużynowa powiedziała na zbiórce, że dobrze by było, gdybyśmy podjęły jakąś pracę zarobkową i zaproponowała właśnie zbiórkę kasztanów. Podobno są jakimś cennym surowcem, poszukiwanym. Fajnie! Zaraz na drugi dzień rozpoczęłyśmy „kasztanową bitwę”. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie było to przyjemne. Pogoda niczego, a ponieważ ze względu na to, że właśnie nasza edukacja dobiła do VIII klasy i rodzice mają z tego powodu mniej lub bardziej lekkiego „pietra” (cały czas powtarzają: ucz się! ucz się! nie łaź nigdzie! nie trać czasu!..) to i powód był przez nich nie do odrzucenia, że godzinkę lub półtorej łazimy po parku.
Po dwóch dniach doszłyśmy jednak do wniosku, że popołudniami zbyt wiele kasztanów nie da nam się uzbierać, bo… ubiegają nas w tym przedszkolaki wtedy, gdy my jesteśmy w szkole. Postanowiłyśmy… ubiec przedszkolaków i przerzuciłyśmy akcję na godziny ranne. Przed rozpoczęciem lekcji, przed śniadaniem jeszcze. Niektóre dziewczyny miały lekkie opory, ale jak Joanna zaczęła opowiadać (to nasza zastępowa i bardzo jej zależało, abyśmy dobrze wypadły), że taki poranny spacer robi świetnie na cerę, na linię, na włosy… to już dalej poszło bez protestów. Joanna jest największym klasowym autorytetem w sprawach dotyczących ciuchów, figury, fryzury. Ale to nieważne.
W okolicach ubiegłego czwartku zaczęłyśmy odnosić coraz większe sukcesy. Już nie wystarczały plecaki. Jolka i Beata skombinowały głęboki wózek dziecinny, którym odstawiałyśmy nasze „plony” do starej szkolnej szatni. W piątek przyszła drużynowa i… niemal ją zatkało. Widok był bowiem rzeczywiście efektowny — cała góra lśniących kasztanów. Sobotę przeznaczyłyśmy na ich sprzedaż. Niestety, okazało się, że żaden punkt skupu nie jest naszą ofertą zainteresowany. Butelki, makulatura… owszem, ale kasztany — nie!
Wczoraj zawiozłyśmy cały wózek do sąsiedniego przedszkola. Dzieciaki się cieszyły. Miło, ale było nam trochę głupio. W końcu to tak jak gdybyśmy „podebrały” im te kasztany i nie wiadomo po co. Trochę każda z nas wzięła do domu. Ja też. Rozsypałam je na tapczan, ale nie podobają mi się. Jestem zła. Na kasztany. Powinnam być zła na siebie, może na Joannę, bo zastępowa, może na drużynową… Chociaż, niby dlaczego? W końcu przecież każdej z nas wydaje się, że ma swój rozum, a jak przyszło co do czego, to żadnej nie przyszło do głowy, aby sprawdzić, czy te nieszczęsne kasztany są rzeczywiście komuś potrzebne. Całą batalię zorganizowałyśmy i… tak byłyśmy tym zajęte, że zapomniałyśmy o tym, aby pomyśleć. Taki niby drobiazg!
MAGDA
Tu wypada dodać, że kasztany faktycznie się wtedy skupowało i nadal skupuje. Nie wiem. może nie każdego roku i nie wszędzie, ale można było na nich całkiem dobrze zarobić.
Zakup swojego pierwszego roweru sfinansowałem w dużej mierze ze zbiórki kasztanów.
A któregoś roku miałem podobnie jak Magda. Uzbierałem worek kasztanów, czy dwa, a ojciec nie zawiózł tego na czas do skupu. Zwlekał, zwlekał... aż przestali kasztany skupować. I dupa.
Świat Młodych nr 77 (2411) wtorek, 24 września 1974 r.
Z nastaniem koloru i trzech numerów gazety w tygodniu kącik Magdy zaczął się ukazywać systematycznie, co wtorek nowy odcinek.
Świat Młodych
nr 82 wtorek, 8 października 1974 r.
Pięć minut z Magdą
KIEDYŚ bardzo lubiłam kasztany. Gdy byłyśmy małe, to razem z Hanką urządzałyśmy takie wyścigi — która więcej zbierze. Nie było to do niczego specjalnie potrzebne, ot tak, sztuka dla sztuki. Potem przestałyśmy się tym bawić — człowiek dorośleje, nie?!
Wielka „dorosłość” trwała do ubiegłego poniedziałku. Drużynowa powiedziała na zbiórce, że dobrze by było, gdybyśmy podjęły jakąś pracę zarobkową i zaproponowała właśnie zbiórkę kasztanów. Podobno są jakimś cennym surowcem, poszukiwanym. Fajnie! Zaraz na drugi dzień rozpoczęłyśmy „kasztanową bitwę”. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie było to przyjemne. Pogoda niczego, a ponieważ ze względu na to, że właśnie nasza edukacja dobiła do VIII klasy i rodzice mają z tego powodu mniej lub bardziej lekkiego „pietra” (cały czas powtarzają: ucz się! ucz się! nie łaź nigdzie! nie trać czasu!..) to i powód był przez nich nie do odrzucenia, że godzinkę lub półtorej łazimy po parku.
Po dwóch dniach doszłyśmy jednak do wniosku, że popołudniami zbyt wiele kasztanów nie da nam się uzbierać, bo… ubiegają nas w tym przedszkolaki wtedy, gdy my jesteśmy w szkole. Postanowiłyśmy… ubiec przedszkolaków i przerzuciłyśmy akcję na godziny ranne. Przed rozpoczęciem lekcji, przed śniadaniem jeszcze. Niektóre dziewczyny miały lekkie opory, ale jak Joanna zaczęła opowiadać (to nasza zastępowa i bardzo jej zależało, abyśmy dobrze wypadły), że taki poranny spacer robi świetnie na cerę, na linię, na włosy… to już dalej poszło bez protestów. Joanna jest największym klasowym autorytetem w sprawach dotyczących ciuchów, figury, fryzury. Ale to nieważne.
W okolicach ubiegłego czwartku zaczęłyśmy odnosić coraz większe sukcesy. Już nie wystarczały plecaki. Jolka i Beata skombinowały głęboki wózek dziecinny, którym odstawiałyśmy nasze „plony” do starej szkolnej szatni. W piątek przyszła drużynowa i… niemal ją zatkało. Widok był bowiem rzeczywiście efektowny — cała góra lśniących kasztanów. Sobotę przeznaczyłyśmy na ich sprzedaż. Niestety, okazało się, że żaden punkt skupu nie jest naszą ofertą zainteresowany. Butelki, makulatura… owszem, ale kasztany — nie!
Wczoraj zawiozłyśmy cały wózek do sąsiedniego przedszkola. Dzieciaki się cieszyły. Miło, ale było nam trochę głupio. W końcu to tak jak gdybyśmy „podebrały” im te kasztany i nie wiadomo po co. Trochę każda z nas wzięła do domu. Ja też. Rozsypałam je na tapczan, ale nie podobają mi się. Jestem zła. Na kasztany. Powinnam być zła na siebie, może na Joannę, bo zastępowa, może na drużynową… Chociaż, niby dlaczego? W końcu przecież każdej z nas wydaje się, że ma swój rozum, a jak przyszło co do czego, to żadnej nie przyszło do głowy, aby sprawdzić, czy te nieszczęsne kasztany są rzeczywiście komuś potrzebne. Całą batalię zorganizowałyśmy i… tak byłyśmy tym zajęte, że zapomniałyśmy o tym, aby pomyśleć. Taki niby drobiazg!
MAGDA
Tu wypada dodać, że kasztany faktycznie się wtedy skupowało i nadal skupuje. Nie wiem. może nie każdego roku i nie wszędzie, ale można było na nich całkiem dobrze zarobić.
Zakup swojego pierwszego roweru sfinansowałem w dużej mierze ze zbiórki kasztanów.
A któregoś roku miałem podobnie jak Magda. Uzbierałem worek kasztanów, czy dwa, a ojciec nie zawiózł tego na czas do skupu. Zwlekał, zwlekał... aż przestali kasztany skupować. I dupa.
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- Czartogromski
- Posty: 6105
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
Re: Pięć minut z Magdą
W charakterze dygresji dodam, że do dziś mam egzemplarz powieści, którą pochłonąłem pacholęciem będąc:Hebius pisze: ↑02-08-2024 15:07:04 No ba. W 1974 nastolatki mogły się kochać nie tylko w Stasiu Tarkowskim, ale też w o wiele atrakcyjniejszym Wołodii Konkinie, czyli Pawle Korczaginie z nowej ekranizacji powieści "Jak hartowała się stal"
1975 — Как закалялась сталь — Павел Корчагин (Влади́мир Алексе́евич Ко́нкин)
[...]
*Prasa Wojskowa, 1950. Okładkę proj. Leonia Janecka z wykorzystaniem ilustracji z wydania radzieckiego.
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: Pięć minut z Magdą
Ja niestety tego nie czytałem. Chociaż mam gdzieś w domu egzemplarz wydania po rosyjsku, uratowany ze szkolnego pudła z papierami na rozpałkę (chodziłem do podstawówki ogrzewanej kaflowymi piecami).
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- Czartogromski
- Posty: 6105
- Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
- Lokalizacja: Kufszynek
- Kontakt:
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
Re: Pięć minut z Magdą
No ba!
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
(15) Pięć minut z Magdą
Świat Młodych
nr 88 wtorek, 22 października 1974 r.
Pięć minut z Magdą
HANKA ma szalenie wygórowane ambicje w stosunku… do mojej osoby. Powiedziała, że uważa mnie za osobnika mądrego (?!), zrównoważonego (?!), poważnego (?!). Te wszystkie wykrzykniki i znaki zapytania mają wyrażać mój stosunek co do zgodności z rzeczywistością wymienionych przymiotników, chociaż w ogóle było miło, Kto nie lubi gdy go chwalą?
Zaczęło się od tego, że gdy rozmawiałam z dziewczynami na temat modnych spódnic, Hanka odciągnęła mnie na bok, a dalszy ciąg jej wywodów dotyczył tego, że według niej człowiek mądry itd. nie może zajmować się poważnie taką błahostką jak ciuchy. Stwierdziła, że kompromituję się dyskusją na temat fasonów modnych spódnic, że tylko głuptasy tym się interesują, zajmują, że… wręcz wstydem jest, gdy człowiek z ambicjami zna się na czymś takim jak moda.
Zaskoczyło mnie to wszystko. Po pierwsze przesadzona opinia Hanki o mnie w ogóle, a po drugie jej zdanie na temat mody. O tym, że Hance jest zupełnie „wsio rawno” jak chodzi ubrana, wiedziałam od wieków. Ona już taka jest. Niech będzie, ale dlaczego ma to za złe innym?!
Ja nie jestem, jak tylko chciałabym być mądrą (tutaj ambicje moje pokrywają się z Hanczynymi), może kiedyś będę, ale już teraz jestem przeciwna poglądowi, że człowiek poważny kompromituje się tym, że chce być ładnie ubrany. Może to i nie jest najważniejsza rzecz w życiu, bo „Nie suknia zdobi człowieka”, ale nie rozumiem dlaczego chcąc być w przyszłości np. naukowcem cybernetykiem muszę jednocześnie zrezygnować z modnego ubierania się. Hanka uważa, że gdy ktoś chce być nowoczesny to musi wystrzegać się takich „głupich drobiazgów” — ja twierdzę coś wręcz przeciwnego. Bo czy jest to naprawdę dowodem nowoczesności, że jakaś pani profesor jest notorycznie rozczochrana i ma fatalną, burą suknię?! Jestem za modelem tej samej pani profesor w modnej fryzurze i modnej sukience. Dlaczego by nie? Przecież w niczym nie przeszkadza to jej odkryciom naukowym, a na pewno ludziom przyjemniej jest patrzeć na zadbana babkę. Zresztą po co sięgać tak daleko – są tacy, co uważają, że jak dziewczyna się fajnie i gustownie ubiera, to musi być kiepską uczennicą. Hanka też tak myśli, a ponieważ jest moją przyjaciółką, to zalezy jej na opinii, jaką ja będę miała wśród innych i boi się, że może mi zaszkodzić modny sweter. Myślę, że dopiero ktoś kto tak właśnie myśli jest nienowoczesny. Muszę przekonać Hankę, że się myli. Mnie też zależy na tym, co ludzie będą o mojej przyjaciółce myśleli…
MAGDA
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?
- Hebius
- Posty: 14886
- Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
- Lokalizacja: Kętrzyn
(16) Pięć minut z Magdą
Świat Młodych
nr 94 wtorek, 5 listopada 1974 r.
Pięć minut z Magdą
JESTEM zła na… samą siebie! Wiem, że to była zupełnie durnowata afera, ale co z tego, wzięłam w niej czynny udział.
Hanka zakochała się w Romku z VIIIa. Była z nim na wakacjach. To znaczy nie pojechała tam z nim sama. Przypadkiem mieszkali w jednym domu wczasowym, a ponieważ nie było innego ciekawego towarzystwa, więc trzymali się razem. Kajaki, wycieczki, wspólne oglądanie telewizji… Nic wielkiego, ale Hanka wyobraziła sobie nie wiadomo co. Po powrocie do domu okazało się jednak, że Romek wcale się Hanką nie interesuje. W szkole, owszem, jak się spotkają to rozmawia, ale po lekcjach to już nic. No i Hanka wpadła w czarną rozpacz.
„la go kocham! On musi do mnie wrócić Magda, pomóż!”. Kto by się oparł takim błaganiom?! Urządziłyśmy naradę wojenną zaprosiwszy do udziału w niej Bożenę, która zna się jak nikt na podrywaniu chłopaków. Bożena poradziła hance napisanie listu, ja miałam mu ten list oddać. Oddałam. Wziął i powiedział „dziękuję”.
Kiedy minęło 6 dni i Hanka nie dostała ani słowa odpowiedzi, pomyślałam, że może źle ten list napisała i Romek nic nie zrozumiał. Postanowiłam więc naprawić jej błąd… i napisałam do niego sama. Że Hanka go naprawdę kocha, że to fajna dziewczyna – wyliczyłam kolejno wszystkie jej zalety, a na końcu dodałam, że byłby z kamienia, gdyby się do niej nie odezwał. Coś mnie wtedy jakby tknęło, że może nie powinnam się wtrącać, że niech to sobie hanka dalej sama rozgrywa… Na wszelki jednak wypadek pokazałam swoje dzieło Bożenie. Wpadła w zachwyt. Poradziła mi jednak, żebym podpisała się pseudonimem, bo „to nigdy nic nie wiadomo”. Podbudowana w ten sposób na duchu zdecydowałam się, machnęłam wielkimi literami „Marlena” i wrzuciłam list do skrzynki.
Mojego listu Romek już nie zlekceważył (oj, jakbym tego chciała!). Przeczytał go na głos w swojej klasie i chwalił się, jakie to on ma powodzenie. Wszyscy śmiali się. Myślą, że napisała to Hanka sama o sobie; zaczęli jej docinać, dokuczać. Hanka najpierw długo ryczała, a potem się na mnie obraziła. Uważa, że Romek rzucił ją przeze mnie, z powodu tego listu. Powiedziała, że nie daruje mi nigdy w życiu, że specjalnie ją ośmieszyłam w oczach ukochanego.
Tak wcale nie było i Hanka to w końcu zrozumie, przejdzie jej, daruje mi. Złość mną jednak ciska i nie wiem, czy ja sama sobie daruję, że dałam się w to wszystko wciągnąć, że postąpiłam jak ostatnia wariatka. Coś chyba z moimi szarymi komórkami nie w porządku.
MAGDA
– Jakże mogę wymagać, żeby on, będąc o tyle wyższym ode mnie, znajdował jakąkolwiek w moim towarzystwie przyjemność? Nie byłażby to szalona z mej strony pretensja?