Byłeś najszybszy.
Dopiero teraz przeczytałem informację, że mu się udało zdobyć przynajmniej ten laur. Swoją drogą byłem przekonany, że ta informacja pojawi się dopiero w trakcie gali 6 października.
Byłeś najszybszy.
Jeden Witkowski ma tu spore grono wiernych czytelników gotowych głosować w internetowym plebiscycie. 20 tys. obserwujących na FB mogło się przełożyć na ten wynik.Tegoroczni finaliści:.
- Marzanna B. Kielar, „Wilki”, poezja, Znak,
- Urszula Kozioł, „Raptularz”, poezja, PIW,
- Małgorzata Lebda, „Łakome”, powieść, Znak,
- Cezary Łazarewicz, „Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa”, reportaż, Czytelnik,
- Piotr Paziński, „Przebierańcy w nicości”, esej, Nisza,
- Andrzej Sosnowski, „Elementaże (1&2)”, proza, Fundacja na rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza,
- Michał Witkowski, „Wiara. Autobiografia”, autobiografia, Znak
Odcinek można obejrzeć na stronie:W nowym odcinku programu „Dobry Tytuł” Agata Passent oraz Maciej Makselon spotkają się z Michałem Witkowskim, nominowanym do tegorocznej Nagrody Literackiej Nike za książkę „Wiara. Autobiografia” oraz z Justyną Sobolewską, krytyczką literacką, która napisała biografię swojej babki, poetki, Jadwigi Stańczakowej.
i zagłosowałem tylko z jednego maila, z tego, z którego mam konto na Wyborczej.Michał Witkowski pisze:Pamiętajcie, że możecie zagłosować z każdego elektronicznego urządzenia raz: z komórki, z komputera i np. z tableta. Z góry dziękuję!
Kiedyś już o tym pisaliśmy, czytnik jest przede wszystkim dla osób które dużo podróżują. Nie muszą to być dalekie podróże, pod te kategorię podchodzi nawet podróżowanie komunikacją miejską do pracy.
Tekst skopiowany ze strony https://rynek-ksiazki.pl/aktualnosci/po ... ankructwa/ | Rynek książki„Polski Słownik Biograficzny” na skraju bankructwa
O zagrożeniach dla kontynuacji „Polskiego Słownika Biograficznego” alarmuje Andrzej Nowakowski, dyrektor krakowskiego wydawnictwa Universitas, były dyrektor Instytutu Książki, w artykule zatytułowanym „Zagrożony pomnik” opublikowanym w dziale „Ale Historia” w „Gazecie Wyborczej” z 5-6 października.
Autor podkreśla, że „’Polski Słownik Biograficzny’ jest perłą w koronie europejskiej biografistyki i wraz z ‘Oxford Ditcionary of National Biography’ uważa się go za najlepszy na naszym kontynencie i na świecie” i dodaje, że „takie słowniki jak m. in. ‘Neue Dutsche Biographie’, ‘Dizionario Biografico degli Italiani’ czy ‘Svenskt biografiskt lexicon’, mimo że tak ważne dla kultury narodów, które je wydają, już tej rangi naukowej nie mają”. Zaznacza przy tym, że „w Europie postsowieckiej nie znajdziemy też ani jednej (!) publikacji o porównywanym znaczeniu naukowym i społecznym”.
Czytamy dalej, że „niewielu Polaków zdaje sobie sprawę z tego, o jakim skarbie mowa”!
Pierwszy zeszyt „Polskiego Słownika Biograficznego” ukazał się 10 stycznia 1935 roku, a pod koniec maja tego roku ukazał się zeszyt 225 (tom LV, zeszyt 2), który obejmuje hasła od „Trofimowicz-Kozłowski Izajasz” do „Trypolski Antoni”.
Dotychczas opublikowano 28 562 biogramy w 55 tomach, na ponad 35 tys. stron i jest to „największe w dziejach polskiego piśmiennictwa przedsięwzięcie”.
Redakcja „Polskiego Słownika Biograficznego” znajduje się w Krakowie przy ul. Sławkowskiej 17, jego redaktorem naczelnym, a zarazem kierownikiem Zakładu Polskiego Słownika Biograficznego, jest prof. Andrzej Romanowski.
Autor artykułu w „Gazecie Wyborczej” ostrzega, że „Instytut Historii PAN utrzymuje redaktorów ‘PSB’”, ale za wydawanie kolejnych tomów i zeszytów – nie płaci”, a „’PSB’ doprowadzono na skraj bankructwa”.
W konkluzji artykułu czytamy, że „wystarczy, że ‘PSB’ stanie się w sensie formalnym instytucją narodową, podobnie jak ma to miejsce w samym Krakowie w przypadku Zamku Królewskiego na Wawelu, Starego Teatru czy Instytutu Książki. Wystarczy, że ‘PSB’ zostanie przeniesiony do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i rozporządzeniem ministra uzyska status instytutu… Dla Ministerstwa Kultury byłby to najtańszy instytut, o największym potencjale i tradycji spośród wszystkich pozostałych, nad którymi resort sprawuje pieczę… Dla samego ‘PSB’ byłaby to najbezpieczniejsza przystań i gwarancja spokojnej przyszłości, która oby trwała wiecznie”.
jacek Dehnel na FB cztery godziny temu pisze:Muszę powiedzieć, że rozbawiło mnie to ugrzecznione „czemu mówicie teraz o słowach Michnika, a nie o nagrodzie dla Urszuli Kozioł?” Bo wszystko to, niestety, splata się w jeden straszny polski węzeł.
Scenka przyniesiona z gali przez znajomego: kiedy Adam Michnik wygłosił słynny już haniebny tekst, że mobberka z przeMOCAKu, Masza Potocka jest jak Janion i Błoński, zapadła konsternacja, w której wybuchły frenetyczne oklaski Magdaleny Czyż. Potocką i Czyż niejedno łączy (sapienti sat). Potocka broniła Czyż, Czyż broni Potockiej, Czyż broniła też obrońcy pedofilów Wojtyły. Co istotne, bo w tym samym Grajdołku Obrony Koleżeństwa siedzi też przecież zacna laureatka, Urszula Kozioł.
Kiedy Watykan ogłosił, że Gulbinowicz jednak molestował i tuszował molestowanie przez innych (oraz srodze go ukarał zakazem pochówku w katedrze), Urszula Kozioł wysmażyła do Wyborczej list publiczny w obronie skrzywdzonego kardynała. Że Watykan Gulbinowicza „strącił za życia do piekła, odarł z szat, z godności” (chodzi o mieszkanie w luksusowych warunkach), a tu źli ludzie chcą go „pod pręgierzem” – ekhem, ekhem – „ukamienować”. W tym samym czasie ofiara, Karol Chum, była celem kampanii nienawiści, odsądzano go od czci i wiary, działała PiSowska machina mediów publicznych i mediów prywatnych. Nawiasem mówiąc, Kozioł napisała swój list niejako „rzutem na szarfę”, bo niecały tydzień później stary molestator kopnął w kalendarz i tyle go widzieli.
Ważne jest jedno: to nie przypadek, nie zbieg okoliczności; to system.
*
Dlaczego nie możemy mieć w Polsce ładnych rzeczy, odc. 2137.
Zawsze tak samo. Dopóki molestuje, mobbuje, bierze łapówki – „wszyscy wiedzą”, ale „nikt się nie będzie wychylał”, zresztą „to przecież nic pewnego”, choć oczywiście „tajemnica poliszynela” i „on/ona/ksiądz biskup taki już jest”. Oraz żarciki, wiadomo.
Potem pojawiają się sygnaliści, którzy – z ogromnym wysiłkiem, bo są przecież niżej na drabinie społecznej, w dodatku są ofiarami (a nawet „pachną ofiarą”), są par excellence „nikim”, wychodząc z absolutnej podstawy człowieczeństwa tak, jak je rozumiemy, to znaczy z przyrodzonych praw człowieka i godności ludzkiej, ryzykują wszystko i ogłaszają.
I wtedy jest „przesadzają, nie znają się na żartach”, „słowo przeciwko słowu”, a także „koniec świata, żeby takie nic atakowało tak zasłużoną postać!” i „to niemożliwe, żeby ona/on/ ksiądz biskup to zrobił, to kryształowa postać, znakomity artysta, wybitny duszpasterz, serce na dłoni” oraz koronne „bzdura, gdyby to była prawda, to poszliby z tym do prokuratury i sądu”.
Więc idą do prokuratury i sądu – i, o ile mają mocne dowody (o co często w takich przypadkach trudno) oraz przetrzymają to wszystko – proces trwa latami. I słyszą: „wyrok nie zapadł, to jest tylko osoba oskarżona, gdzie domniemanie niewinności?”.
A potem, jeśli mają szczęście, wyrok zapada. W końcu prawomocny. I wtedy zaczyna się najlepsza jazda. Kwestionowanie wyroku („młoda sędzia”), kwestionowanie oczywistej winy („pozwana była przecież instytucja, mobberka była tylko świadkiem”), porównywanie biskupa do prześladowanego Chrystusa albo księdza Popiełuszki (autentyki, a pierwszy do tego był Wojtyła, porównujący do Jezusa słynnego gwałciciela, kardynała Groera), a Potockiej do Janion i Błońskiego. I lamentowanie na wysokim c: że to „prześladowanie”, że „hejt”, że „kamienowanie”. Że „nie może tak być”. Nie może tak być, że prawomocny wyrok sądu RP coś znaczy.
Więc: wol-ne są-dy, kon-sty-tuc-ja. Ale, synku, sprawiedliwość musi być po naszej stronie, po stonie Maszy, Ziuty, Heńka, Zdziśka, z którymi morze zmrożonej wódeczki i spaliśmy na jednym powielaczu.
*
Czytam list poparcia dla Potockiej i oczy przecieram, są tam podpisani ludzie, których znam (w tym osobiście) i cenię, ludzie, których lubię. Abstrahuję tu od oceny jej dorobku – nie kwestionuję go (zresztą nie mam narzędzi, żeby go rzetelnie ocenić), podobnie jak nie kwestionuję jakości poezji Urszuli Kozioł – choć zaskakuje mnie tekst, że zwolnienie Maszy Potockiej (lat 74, a zatem czternaście lat po osiągnięciu wieku emerytalnego w RP) jest to „rozrzutność kulturowa”; przecież wybitna kuratorka nie musi być dyrektorką żadnej instytucji, żeby aktywnie działać w swoim zawodzie.
Ale tu chodzi o coś zupełnie innego: o zachowanie, które po prostu się kulturowo skończyło. Rozumiem, że tak ludzie robili 50 lat temu, kiedy mnie jeszcze na świecie nie było, że robiliście tak 40, 30, 25 lat temu, kiedy nie było na świecie wielu młodych pracowników sektora kultury. Not anymore. Skończyło się babci ęsi. Nie ma znaczenia, że pan majster zawsze miał w kantorku rozkraczoną gołą babę z kalendarza 1985, że ksiądz biskup zawsze miał lepkie ręce do chórzystów, że każdy pan dyrektor lubi czasem klepnąć sekretarkę w dupcię, a pani dyrektorka jest zapracowana, ma wielkie plany i nie ma czasu, żeby dbać o dobre samopoczucie pracowników, więc demonstracyjnie wylewa kawę do kosza.
*
Ten spektakl gali był zatem w całości spójny; laureatce nie dzieje się krzywda, że jej nagroda została nieco przykryta przez skandal, bo sama była działającym dzielnie trybikiem tego samego systemu.
Jak pisał klasyk: „Citoyens! Uciekać! Krew pachnie w tej sali!!!”