Michał Witkowski na FB pisze:
Mięso.
Żylaste mięso.
Mięso wystane w kolejce.
Na kartki.
Za dolary.
Dziecko. Jedz. To jest białko. Rośniesz. Jeszcze za ciocię Jadzię. Za wujka Wojtka. Za mamusię. Otwórz buzię. Powiedz „A”. Nie wstaniesz od stołu, aż nie zjesz. Ziemniaczki możesz zostawić. No, żryj! Jeszcze szpinak. To jest żelazo! Ten mdły, straszny, przedszkolny szpinak. Maź bez czosnku, bez przypraw, wyglądająca, jakby ktoś wyrzygał coś ze śmietaną i szpinakiem. Tran łyżką siłą do gęby. Bez popity.
Jedz. Wszyscy to słyszeliśmy. Dzieci nienawidziły tego tłustego i przerośniętego mięsa. Kiełbasa z okami tłuszczu. Niedoprawione, rozgotowane szare mięso w przedszkolu. Mięso. Rosło w ustach. Niejadek. Byliśmy niejadkami. Wypluwaliśmy w garść. Chomikowaliśmy w policzkach. Grzebaliśmy widelcem w szarej brei z kotletem przerośniętym tłuszczem. Niedoprawione. Nie pikantne. Szare. Do tego w przedszkolu znienawidzona maź szpinakowa. Gówno mdłe. Żryj!
Nie wiedzieliśmy, że to my mieliśmy rację. To dobrze być niejadkiem. Ale mamy stały nad nami jak z siekierą ze swoim poświęceniem, bo Zdobyły. No jedz. Niejadek. Przecież Wystałam. Załatwiłam. Nogi mi opuchły. Spod spódnicy. Spod lady. Od Dubieleckiej. Za dolary. Za pończochy. A ty nie jesz. Kanapki do szkoły z kiełbasą z wielkimi okami tłuszczu, w celofanie. Po kilku godzinach w tornistrze już śmierdzące. Wyrzucane przez nas do przez płot na działki w drodze powrotnej ze szkoły. Z wyrzutami sumienia. Bo to jest mięso. Wystane. A my wyrzucamy. Nasz stosunek do mięsa został wykrzywiony. Teraz jestem absolutnym weganinem. Ale nigdy nie zapomnę wielkiej sprawy mięsa. Wieprzowina jak złoto. Leżała na słońcu, ale co tam. Wołowina. Karczek. Pokolenie Niejadków. Jedz. No jedz. No czemu nie jesz? Przecież to jest Białko. Musisz mieć Białko. Rośniesz!
Przecież wystałam.
Sobie od ust oderwałam.
Żryj, kurwa te ścierwo, gnoju! Jak ojciec wróci z pracy i zobaczy, że niezjedzone, to dostaniesz lanie. Na religii też: będziemy spożywać ciało Chrystusa. Ciało. Mięso. Na surowo. Karczek. Wątróbka. Serce.
Jedz! Jedz!
Sklepowa w mięsnym to był najbardziej poszukiwany zawód. To były Królowe Życia i Królowe Śmierci Zwłok wiszących na hakach. W wersji PRL. To nie było dzisiejsze fikuśne mięsko, które chce się podobać i sprzedać, pięknie opakowane, pikantnie przyprawione, w pięknym kolorze, hiszpańskie chorizo, włoska salami, tatar ze Stekhause’u. Nie. To mięso było tym, czym było, brudnym, zakrwawionych ochłapem. Lubiłem jednak stać „u rzeźnika” bo pachniało tam bardzo apetycznie tatarem. Po wielu latach ten sam zapach poczułem na sali sekcyjnej. Okazało się, że ludzkie mięso pachnie tak samo apetycznie i wygląda tak samo, jak to, co leżało za ladą, biało – czerwone żeberka, przerośnięte tłuszczem ochłapy. Mniej więcej po piętnastu minutach od rozcięcia byliśmy wszyscy głodni. Pani prokurator już miała na tę okazję kanapki. „Zawsze jestem głodna na sekcji, tak pachnie tym tatarem i sklepem mięsnym…”
W mięsie jest zaklęty strach. Strach zwierzęcia, kiedy już wie, że zostanie zabite. I w chwili konania. Jesz strach i strach zagnieżdża się w tobie. Kiedy gotujesz kurę, na powierzchni wody pojawiają się takie czarne kłaczki. Usuwasz je. Bo to jest właśnie ten strach. Zjadasz strach.
Musieliśmy latami uczyć się nie jeść, kiedy nie byliśmy głodni, zostawiać na talerzu, niedojadać, nie jeść śniadania tylko pić kawę na czczo…
Ten fragment pochodzi z pierwszego tomu Autobiografii WIARA. Jest w audiobooku, ale nie w książce papierowej, bo napisał się już po pójściu książki do druku. Aby czytać pierwszy tom AUTOBIOGRAFII kup ją sobie w księgarni online. Aby czytać dalsze tomy, zapraszam na messengera!
https://www.facebook.com/witkowski.mich ... %2CO%2CP-R
Tak przy okazji sobie przypomniałem, że u mnie na wsi w przedszkolu nigdy nie było szpinaku. Pierwszy raz ze szpinakiem spotkałem się chyba po szóstej klasie podstawówki na koloniach w Poznaniu i nie wiedziałem, o co wszyscy robią takie halo, że to ohydztwo. Może bez smaku, ale żeby się od razu bronić przed jedzeniem?