Ewentualnie brałem udział w czymś lekko satanistycznym, co miało upamiętniać lokalne czarownice, o których nie wiadomo nic oprócz tego, ze spłonęły gdzieś na położone na zachód od miasta szubienicznej górce (obecnie Górka Poznańska).
Pani poetka czytała....
Dobra, muszę jednak sięgnąć po materiały informacyjne (każdy z widzów dostał egzemplarz programu z drukowanym tekstem poematu - dzięki bogactwu przypisów broszurka osiągnęła rozmiar 16 stron) i odpalić stronę wydarzenia.
https://www.facebook.com/profile.php?id=61579361668939STOSY – komemoratywne widowisko performatywne
25.09.2025 | Kętrzyn
„Stosy” to wyjątkowe wydarzenie artystyczne oparte na poemacie Darii Klimek. Słowo poetyckie spotyka się tu z muzyką Magdy Kuraś, Ziemowita Klimka, Macieja Świniarskiego, Jakuba Krzanowskiego i Mikołaja Kostki, tworząc wielowymiarowe widowisko pamięci.
To hołd dla osób niesprawiedliwie osądzonych w procesach o czary – wykluczonych, piętnowanych za inność, posądzanych o konszachty z diabłem. Ich głosy powracają w miejscu, gdzie historia została przemilczana, a ślady skazańców zatarto.
To nie tylko spektakl. To symboliczny powrót do zapomnianej przeszłości, do głosów, które domagają się wysłuchania.
Projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury w ramach programu „Muzyka”, realizowanego przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca.
Czyli pani poetka czytała swój poemat Ein Hexengedicht, panowie muzycy plumkali na instrumentach, Magdy Kuraś wokalizowała, pomiędzy częściami poematów towarzystwo uskuteczniało starożytne śpiewy (w tym Żegnam cię mój świecie wesoły - pełen dwanaście zwrotek). Widzowie (30-50 osób) po części tłoczyli się pod ścianami Loży Masońskiej, w pomieszczeniu po dawnej kawiarni, częściowo przed Lożą, stojąc w otwartych drzwiach, bo miejsca w środku niezbyt wiele. Klimatu dodawały zapalone znicze czy może świece i dymiący jałowiec (i coś więcej?) w rozpalonym garze.
W sumie sztuka nowoczesna, prawie jak performens z obieraniem ziemniaków w galerii, tyle że tekst miał sens i nawet mi się to podobało.
Od Ziemowita widziałem ledwo kontrabas, bo się nie chciałem pchać i wypadło mi miejsce za drzwiami. Ale teraz mam fazę na akordeonistów (na jednego konkretnego zwłaszcza), więc w sumie nawet nie bardzo mi zależało na widoku. Muzycznie było OK, chociaż trochę mało i pamiętam głownie ćwierkające ptaszki.
Temperatura po zmroku spadła do jakichś 13-10 stopni i trochę zmarzłem w dłonie, bo nie byłem przygotowany na koncert na świeżym powietrzu. Ale w domu centralne już działa, to się teraz rozgrzeję.

Burmistrz był, ale wyszedł gdzieś tak w połowie. Chamsko tak trochę. To już lepiej, jakby w ogóle nie przychodził, tylko wysłał zastępcę, który - choć starszy - ma więcej zrozumienia dla sztuki, nawet nowoczesnej i niezrozumiałej.