5 minut z Anką

Książka, kino, teatr, muzyka, telewizja...
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
Awatar użytkownika
uzytkownik_konta
Posty: 6540
Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11

Re: 5 minut z Anką

Post: # 219634Post uzytkownik_konta »

Golf z mundurem kojarzy mi się z Kriegsmarine.
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

(14/1977) 5 minut z Anką

Post: # 219718Post Hebius »

Obrazek
Świat Młodych
nr 40 – sobota 2 kwietnia 1977 r

Obrazek

5 minut z Anką

Ufff! To jest oddech ulgi. Po wczorajszym dniu. Bo był to dzień bezwzględnie męczący. Ile razy można zachwyconą gębą reagować na radosny okrzyk: „Ojej, Anka, ale masz plamę na spódnicy!” Trzy razy, cztery razy, pięć…?! O tym, że mam taką właśnie plamę, powiadomiono mnie wczoraj siedemnaście razy; dziewięć razy dowiedziałam się, że ubrudziłam się na czole długopisem; sześć razy wyleciały mi ponoć klucze z kieszeni… „Ponoć”, bo oczywiście wszystko było nieprawdą, ot, takie primaaprilisowe żarciki.

Przyznać się muszę, że… ani ciut mnie one nie rozbawiły. Ba, więcej – za którymś kolejnym razem byłam wręcz wściekła. Tym najgorszym rodzajem wściekłości, tłumionej w sobie – moja ciocia, która jest psychologiem twierdzi, że takie złe uczucia trzeba sobie szybko na zewnątrz rozładowywać, bo inaczej człowiekowi grozi zawał serca. No więc, mnie chyba grozi i tzw. cud boski się zdarzył, że jeszcze go nie dostałam. Dobry to byłby napis na nagrobku: „Zgasła w 15 wiośnie życia z powodu zawału będącego wynikiem żartów primaaprilisowych”, nie?!

Ale jak na razie, to chyba nic z tego. Nagrobka z takim ślicznym napisem na żadnym cmentarzu nie będzie, bo ja – ciągle żyję. Nie dość tego, cieszę się wyśmienitym zdrowiem (ponoć apetyt jest jego świadectwem?!), a co gorsza… również i szampańskim humorem. Bo dzisiaj, to zaczyna mnie to wszystko śmieszyć. Fakt, nie bujam!

Bo jest to rzeczywiście i autentycznie śmieszne. Nie te kawałki o plamach i o kluczach, ale to, że wcale nie tak jeszcze dawno temu, ja sama identycznymi niemal „odkryciami” raczyłam na prawo i na lewo swoje otoczenie. I dziwiłam się bardzo, że… mało kto się z nich śmieje. A przecież – niby powinni. Więc obrażona byłam też co nieco, że los mnie obdarzył takimi nieciekawymi znajomymi, co nie grzeszą odrobiną nawet humoru. Kiedy to było – trzy lata temu, dwa lata temu?… W zeszłym roku, gdy tata wrócił wieczorem do domu powiedziałam mu, że guzik mu się od marynarki oberwał (miał wszystkie guziki w najlepszym porządku), a on, zamiast się przestraszyć, to mówi: „Wiem, wiem, już mnie o tym sto tysięcy razy dzisiaj poinformowano”. I jeszcze dodał zjadliwie: „Gratuluję, Aniu, spostrzegawczości!” Miałam prawo być obrażona?! Miałam!

Dzisiaj tatę świetnie rozumiem. Popsuł mi wtedy zabawę, ale tym większą mam ją teraz. Z siebie przede wszystkim. Z tego, że jeszcze tak niedawno byłam tak oceanicznie głupia i z tego, że przez ten rok tak się bardzo zestarzałam. Całe szczęście, że włosy mi jeszcze nie osiwiały. Ale podobno siwieniu zapobiega właśnie śmiech – no, to się śmieję…

ANKA

42/13006
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

(15/1977) 5 minut z Anką

Post: # 219799Post Hebius »

Obrazek

Świat Młodych
nr 43 – sobota 9 kwietnia 1977 r

Obrazek

5 minut z Anką

No i mamy ferie. Najdziwaczniejsze z dziwacznych. Bo tak – niby mamy odetchnąć, wypocząć, nabrać sił do dalszej nauki, a naprawdę, to nie jest to jak na razie żaden odpoczynek tylko zwyczajna… orka. Ja mam jeszcze nie najgorzej, ale np. Ulka i Marzena oznajmiły wczoraj wieczorem, że ledwo nogi i ręce czują i marzą o… powrocie do szkoły – wtedy sobie po przedświątecznych szaleństwach odpoczną. Szorujemy, froterujemy, trzepiemy, ucieramy (ser z żółtkami i rodzynkami), targamy ze sklepów pękate siatki…

Ulka miała w stosunku do tych ferii bardzo nieracjonalne zamiary – chciała sobie matmę dogłębnie powtórzyć, a może i fizykę. Nieracjonalne, bo dobrze wiemy, że ferie są nie na naukę, ale na odprężenie od niej – cóż, w życiu jednak różnie bywa i co poniektórzy do tej nieracjonalności są obiektywnymi warunkami zmuszeni. Widocznie jednak anioł stróż czuwa nad Ulką, bo w tej chwili nie ma ona do matmy ani głowy, ani siły, ani czasu. Powinna mu być wdzięczna za opiekę, a ona jest zła – kapryśna jakaś osoba…

Jeśli chodzi o mnie, to lekkim dreszczem obrzydzenia napawa mnie dzień pojutrzejszy – lany poniedziałek. W zeszłym roku chłopcy na naszym osiedlu dosłownie nie dali nam przejść, żeby nie polać woda. Wstrętną, brudną, kałużastą i w ogromnych ilościach. Czym która dziewczyna bardziej piszczała, tym bardziej ja oblewali – koszmar! Tata poradził mi, żeby… nie piszczeć, bo ten sprzeciw to tylko ich dopinguje do dalszego lania. Wyszłam więc z wyniosłą miną, że niby nic mnie to nie obchodzi, że gwiżdżę na nich sobie. Ale widać kiepski z mojego taty psycholog – zostałam oblana tak, że z końskiego ogona (bo w zeszłym roku miałam jeszcze koński ogon) ściekała woda zupełnie żwawym strumyczkiem.

Więc się boję, że i w tym roku będzie podobnie. Mogę oczywiście nie wyściubiać nosa z domu, ale czy to jest ta najlepsza metoda?!

Ja nie wiem… Owszem, tradycje rzecz fajna i miła tylko czy naprawdę musimy się tak utradycyjniać aż do przesady?! Bo ja myślę, że to przesada. l te kosmiczne porządkowanie wszystkiego, i to „wielkie żarcie”, no i przede wszystkim ten lany poniedziałek.

Tata to by pewnie zaraz mi odpowiedział, że tradycje i zwyczaje są bogactwem każdego narodu. l pewnie tak powie, bo tata lubi być pompatyczny. Ja bym jednak wolała być… ciut biedniejsza.

ANKA

----

I w zasadzie dożyliśmy już czasów, gdy jest tak, jak chciała Anka. Tradycja lanego poniedziałku umarła, a te dwie pozostałe - obżarstwo i przedświąteczne porządki - za chwilę też już umrą na amen razem z ostatnimi przedstawicielkami pokoleń urodzonych w latach 40. i 50.
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

(16/1977) 5 minut z Anką

Post: # 219844Post Hebius »

Obrazek

Świat Młodych
nr 46 – sobota 16 kwietnia 1977 r

Obrazek

5 minut z Anką

Wszystkie kochamy się w… Pst, to tajemnica – w jednym Aktorze. Już dawno, niedługo będzie rok. Zbieramy Jego zdjęcia, wycinamy z gazet i czasopism artykuły o Nim… Największy album ma Marzena, bo jej rodzice prenumerują chyba wszystkie kolorowe tygodniki. Ale zaraz po Marzenie jestem ja. Bo ja Go więcej niż kocham. On jest moim ideałem. Raz widziałam Go w ciągu tego roku w teatrze, raz – na ulicy, pod domami „Centrum” w Warszawie.

Ulka mówi, że jestem frajerką, bo trzeba było podbiec i o autograf poprosić, a ja – zaniemówiłam, nogi mi wrosły w chodnik, oczy wytrzeszczyłam w jeden punkt. Dziewczyny miały potem do mnie przez dobrych parę tygodni pretensje, że nie wykorzystałam okazji. To było jeszcze przed feriami zimowymi.

Potem… jakoś o Nim zapomniałam. Owszem, album prowadziłam nadal, ale już bez… bicia serca. Dopiero teraz, niedawno. Właściwie to Marzena zaczęła. Przyszła któregoś dnia i mówi, że trzeba do Niego list napisać. Papeterię nawet ze sobą przyniosła, taką superextra – seledynową w białe serduszka, co to jej tata w zeszłym roku z Finlandii przywiózł. Marzena bardzo ją oszczędza i tylko Najważniejsze Listy Miłosne na niej pisze. Czyli ten list jest dla niej, dla Marzeny, ważny – aż coś we mnie w tym momencie z zazdrości podskoczyło. Ale nic, na razie nie mówiłam. Dopiero potem, jak przyszło do zdjęć – Basia zaproponowała, żebyśmy do listu dołączyły swoje zdjęcia, niech wie, kto pisze – pomyślałam sobie, że wcale nie chcę, aby moje zdjęcie było w tłumie innych. I powiedziałam, że nie, że ja swojego nie dam.

Ale na mnie naskoczyły! Że egoistka jestem, że jak razem, to razem, że ja się ze spółki wyłamuję… Też mi spółka – do miłości! Zacięłam się jednak w sobie i – nie. One na mnie huzia, a ja – ani słowa. W końcu dały mi spokój, ale – to było przedwczoraj – od dwóch dni się do mnie nie odzywają, jestem dla nich powietrzem.

Nie wiem, czy wysłały do Niego ten list na seledynowym papierze w białe serduszka. Pewnie… tak, bo takie zadowolone są z siebie. A ja – listu nie wysłałam. Próbowałam, ale… nawet zacząć nie potrafię, nie wiem jak. I myślę, że pewnie już nigdy go nie wyślę. Bo niby o czym mam w nim napisać – że album od roku kleję?! Bezsens! W ogóle – po co mi ten album?! – po co mi ten Aktor?!

Nie mam pojęcia, ale… chyba po nic!

ANKA

44/15776
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

(17/1977) 5 minut z Anką

Post: # 219978Post Hebius »

Obrazek

Świat Młodych
nr 49 – sobota 23 kwietnia 1977 r

Obrazek

5 minut z Anką

Osłupiałam! Autentycznie i dokumentnie! Bo rzecz jest niebanalna – ni mniej ni więcej tylko… oświadczono mi się. Albo, prawie że. Fakt!

W ogóle – głupia sprawa. Cała głupota zresztą po mojej jest stronie. Chociaż… troszkę winna jest Marzena. Było to zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego, przeglądałyśmy jakieś czasopismo, gdzie były adresy takich, co chcą korespondować. Marzenie bardzo przypadły do gustu zdjęcia dwóch chłopaków, bo i zdjęcia przy tych adresach były. „Do tego napisz, ja, a do tego – ty!” stwierdziła. No i napisałyśmy. Ponieważ zaś kandydatami na korespondentów byli studentami, doszłyśmy do wniosku, że nie honor przyznawać się do naszego mikro-wieku, postanowiłyśmy więc, że wystąpimy w charakterze uczennic szkół średnich, najlepiej – klas maturalnych. I tak się też stało. Z tym, że Marzena na swój list żadnej odpowiedzi nie dostała, a „mój” Andrzej odpisał mi zaraz. Zupełnie sympatyczny to był list i nawet żal mi się zrobiło, że takiego miłego chłopaka nabieram, ale Marzena szybciutko wybiła mi skrupuły z głowy.

„Coś ty — mówi — chcesz zepsuć taką bombową zabawę?! Ja ci pomogę pisać listy do niego!” Najpierw pomagała, potem znudziło jej się i zabawę kontynuowałam dalej sama. Starałam się jak mogłam, żeby wydać się Andrzejowi prawdziwą maturzystką o głębokich zainteresowaniach. On studiuje polonistykę więc napisałam mu, że i też bym chciała podjąć te same studia po maturze. Bardzo się ucieszył. Przysłał mi mnóstwo różnych informacji i wskazówek jak przygotowywać się do egzaminów wstępnych. Ja z kolei zdawałam mu sprawozdania z tych moich niby przygotowań. Dyskutowaliśmy w listach o książkach, o filmach i tak w ogóle, o życiu. Okazuje się, że moje wysiłki nie poszły na marne i gra udała mi się na medal, bo Andrzej uwierzył, że ma do czynienia z zupełnie poważną osobą.

Ten ostatni list przyszedł we czwartek. Andrzej zaprasza mnie w nim, zaraz po mojej maturze do swoich rodziców. Chce żebym ich poznała, żeby oni poznali mnie, bo… jestem rozsądną dziewczyną. Tak napisał — „rozsądną dziewczyną”. Rety, żeby on wiedział, jaka ja naprawdę jestem!

Za Chiny nie wiem po jakiego diabła to zrobiłam?! Muszę mu odpisać. Że moja matura, to w najlepszym wypadku za pięć lat będzie. Muszę go przeprosić. Za ten kosmiczny wygłup. Muszę…

No nie! Zupełnie nie warto udawać kogoś innego!

ANKA

45/15989
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

(18/1977) 5 minut z Anką

Post: # 220014Post Hebius »

Obrazek

Świat Młodych
nr 52 – sobota 30 kwietnia 1977 r

Obrazek

5 minut z Anką

Jak fajnie! Bardzo lubię jutrzejszy dzień – 1 Maja. Jak byłam zupełnie mała, to data ta kojarzyła mi się z… pierwszymi w danym sezonie lodami. Bo przedtem, to zawsze było za zimno i jeszcze nie lato, a 1 Maja, to już był rytuał – chociaż nie wiem jaki ziąb, lody były obowiązkowe. Pamiętam jak dziś: tata niesie mnie na barana, a ja liżę taakiego wielgachnego loda. A dookoła flagi i wszyscy jacyś bardziej mili niż zazwyczaj. Zdarzało się, że 1 Maja śnił mi się niekiedy w środku głębokiej zimy, gdy się po przebudzeniu pytałam, kiedy będzie naprawdę, rodzice śmieli się – że niby taki łakomczuch lody ze mnie!

Jak dorosłam – no bo przecież na barana nikt mnie już nie nosi – wcale nie przestałam 1 Maja lubić, chociaż lody żadną sensacją już nie są. Niby dlaczego miałyby być – „Hortex” całą zimę działa!

Do ubiegłego roku chodziłam na pochód z rodzicami, albo z mamą, albo z tatą. Jutro po raz pierwszy idę w sposób indywidualny – ze szczepem. To zresztą wcale nie było takie proste, osiągnięcie tej indywidualności. Zupełnie nie wiem dlaczego, w naszym hufcu na pochód idą tylko drużyny HSPS, a z podstawówek tylko kadra i w najlepszym wypadku ósma klasa. Co to, oni są lepsi?! Zaparliśmy się więc, przypaliliśmy szczepowego do muru i przekonaliśmy go – my też idziemy! Już przedwczoraj odprasowałam sobie na tę okoliczność mundur.

Mama podśmiewa się ze mnie z tego powodu. Może rzeczywiście wydaje się jej śmieszna, ale mogłaby przecież zrozumieć, że jak ona idzie ze swoim zakładem pracy, a tata ze swoim, to ja nie chcę być do kogoś na przyczepkę. Dlaczego ona nie idzie razem z tatą, chociaż tata ma zbiórkę później?! Otóż i ja mam takie same powody i prawo do indywidualności w tej dziedzinie jak i ona! I kropka.

Podejrzewam, że wieczorem nie zasnę z wrażenia. Będę sobie wyobrażała ten jutrzejszy pochód, wszystkie flagi, wszystkie kwiaty… Myśmy też robili wczoraj na zbiórce kolorowe kwiaty z bibuły. Bardzo ładnie wyszły – żeby tylko deszcz jutro nie padał…

Z tym deszczem, to ja się zawsze denerwuję. Chociaż jak na razie, nigdy go 1 Maja nie było – widać to denerwowanie się pomaga. Ulka mówi, że jestem głupia, bo i co z tego, że byłyby deszcz – z cukru przecież nie jesteśmy, żebyśmy się rozpuścić mieli! Fakt, my nie! Ale połowa całej świąteczności, to na pewno.

Więc tak sobie myślę – może palce do atramentu włożyć, żeby go nie było?!…

ANKA

Za Wikipedią:
Harcerska Służba Polsce Socjalistycznej (HSPS) – ruch programowy wewnątrz Związku Harcerstwa Polskiego wprowadzany od 1973 roku jako program dla drużyn harcerskich działających w szkołach średnich. VII Zjazd ZHP podjął decyzję o likwidacji HSPS w marcu 1981.
46/18461
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

(19/1977) 5 minut z Anką

Post: # 220136Post Hebius »

Obrazek

Świat Młodych
nr 55 – sobota 7 maja 1977 r

Obrazek

5 minut z Anką

Afera! W całym tego słowa znaczeniu i pisana z dużej litery. Szkoła – wre! A powodem tego wrzenia jest ni mniej, ni więcej tylko Wanda, taka jedna dziewczyna z równoległej siódmej klasy. Cichutka, grzeczniutka, zawsze doczesana i domyta i zawsze w wypucowanych pantoflach. Ale poza tymi pantoflami, to nic się w niej w oczy nie rzuca. Zupełnie nie wiedziałabym, o kim jest mowa, gdyby nie to, że jest harcerką i w ubiegłym roku stałyśmy raz razem na warcie nocnej. Cały czas się wtedy bała. I gdyby wtedy ktokolwiek mi powiedział, że właśnie ona stanie się bohaterką wszechszkolnego skandalu, to kazałabym mu pukać się w czoło. Wanda!? Ta strachliwa układność?!

A jednak! To był nie z tej planety moment, kiedy na dużej przerwie mama Wandy wtargnęła do pokoju nauczycielskiego. Krzyczała tak, że na całym korytarzu było słychać. Odkryła bowiem, że Wanda… regularnie podbiera rodzicom pieniądze z kieszeni. Migiem sprowadzono tam Wandę. Myśmy – ci, co pod drzwiami, a drzwi są szklane – zmartwieli. Wanda zachowała absolutny spokój i bardzo grzecznie wyjaśniła, że… to prawda, ale ona nie widzi w tym nic złego. Skoro rodzice nie chcieli dobrowolnie podnieść jej kieszonkowego, postanowiła braki wyrównać sama. Po prostu.

Identycznie spokojna była na zebraniu samorządu szkolnego, który otrzymał polecenie rozpatrzenia tej sprawy i na zbiórce rady szczepu. Oto jej argumenty: „Czego się mnie czepiacie?! Czy przekroczyłam jakikolwiek punkt jakiegokolwiek regulaminu?!” Fakt, nie ma o podbieraniu rodzicom pieniędzy mowy ani w Kodeksie Ucznia, ani w Prawie Harcerskim. A na obydwa te dokumenty Wanda się powoływała. I udowadniała, że jest dobrą uczennicą i dobrą harcerką. Punkt po punkcie. Systematycznie i rzeczowo, pewnie tak samo systematycznie czyści do blasku swoje pantofle.

Powiedziała jeszcze, że wstydzi się za swoją mamę. I że przeprasza za całą awanturę. I… nic a nic się niczym nie przejmuje. To my się przejmujemy, dyskutujemy, przekonujemy siebie wzajemnie… Wanda zachowuje się tak, jakby to nie ona była bohaterką afery.

A może… może rzeczywiście ma w tym miejscu rację?! Może to my – koledzy, szkoła, szczep – jesteśmy winni, że stało się tak, jak się stało?! Nie wiem… tak trochę, to czuję coś w rodzaju wyrzutów sumienia, ale jednocześnie myślę, że takie podstawowe rzeczy pt. „co jest dobre, a co jest złe?” każdy powinien wiedzieć sam z siebie. Nie powinien?!…

ANKA

47/20034
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

(20/1977) 5 minut z Anką

Post: # 220329Post Hebius »

Obrazek

Świat Młodych
nr 58 – sobota 14 maja 1977 r.

Obrazek

5 minut z Anką

No tak, chłopcy chodzą na jabłka, a my, dziewczyny – na bez! W każdym razie ja byłam. Zawsze chodzę, co wiosnę, to jest taka już tradycja. Niedaleko od nas jest taki dom z ogródkiem, a w ogródku masa bzu. Chodziłyśmy poderwać go co nieco, jak jeszcze obie z Ulką byłyśmy przedszkolakami. Potem, w szkole, przyłączyły się do naszych bzowych wypraw Marzena i Elka i tak sobie razem na te wyprawy chodzimy. Bo cała to wyprawa! Koniecznie wieczorem jak już jest ciemno, koniecznie w wielkiej tajemnicy i koniecznie w ciszy – bo inaczej właściciel by nas usłyszał jak wśród bzu buszujemy.

Do przedwczoraj nam się udawało, przedwczoraj – wpadłyśmy! Rozległ się nagle trzask otwieranych drzwi, jakieś krzyki, jazgot psa… Ojejku, uciekałyśmy w popłochu straszliwym, pogubiłyśmy nasze bukiety, ledwo uszłyśmy przed psimi zębami. Ulka twierdzi, że to z powodu… nadmiernej tuszy. Urosłyśmy od poprzedniego roku wszerz i nie mieściłyśmy się między krzakami, stąd szelest, no i cała reszta czyli interwencja gospodarza. Strasznie było!

Jak to sobie o tym wszystkim myślę, że właściwie, to chyba… ten gospodarz nas tylko psem postraszył, a wcale nie chciał, żeby psisko na nas swoje zęby wyostrzyło. Przecież uciekałyśmy dość długo, było ciemno, nas cztery… Ten pies, to raczej musiał być trzymany na smyczy, a nie puszczony. Fajny musi być ten gospodarz bzowego ogródka! Czuję do niego coraz to bardziej wzrastającą sympatię – lubię takich ludzi, co lubią kwiaty i dzieci (hm, dzieci, to niby my!).

A jak go tak coraz bardziej lubię, to mi wstyd. I żal też. Bo jeśli on jest taki miły, to pewnie mu było przykro przez te wszystkie lata z powodu tego bzu. Najprawdopodobniej skoro jest taki miły, to by nam i tak tego bzu dał gdybyśmy go o to poprosiły. A my tak… bezczelnie, jak do jakiegoś sinobrodego! Głupia sprawa, nie?!

A właściwie, to myśląc coraz dłużej dochodzę do wniosku, że nawet… jeszcze głupsza. Bo gdyby nawet nie był taki miły, to co?! To niemiłemu można szkodzić?!

Bo w gruncie rzeczy, to jakby nie było, robiłyśmy w tym ogródku najzwyczajniejszą szkodę. Tak sobie właśnie myślę. I jest mi… coraz bardziej żal. Bo już jasne, że nigdy więcej nie pójdziemy na bzową wyprawę, już nigdy więcej nie będzie naszej wielkiej tajemnicy, ani przygody. Chłopcy będą dalej łazili na jabłka, a my?!

No tak, Ulka ma rację, że to wszystko z powodu tuszy. Człowiek dorasta, grubieje, a z tej grubości… robi się mądry. Ciekawe, ile rozumu przyrasta przez jeden rok!

ANKA

48/21737
Awatar użytkownika
Dorian_Gray
Posty: 2528
Rejestracja: 18-07-2018 20:38:15
Lokalizacja: Mazowsze

Re: 5 minut z Anką

Post: # 220390Post Dorian_Gray »

Świat Młodych to kojarzy mi się z tym, że tak w drugiej połowie
lat osiemdziesiątych kupowałem go głównie dla komiksu,
(których był chyba na ostatniej stronie ?)
Uwielbiałem komiksy z przygodami Kleksa na przykład.
Awatar użytkownika
marcin
Posty: 16421
Rejestracja: 25-07-2018 22:48:12
Lokalizacja: PL

Re: 5 minut z Anką

Post: # 220391Post marcin »

Mi mama kupowała Świat Młodych, znaczy w kiosku miała teczkę i tam było odkładanych kilka tytułów, w tym właśnie Świat Młodych
Jutro będzie nowy, długi dzień. Twój własny, od początku do końca. To przecież bardzo przyjemna myśl.
(Tove Jansson, "Tatuś Muminka i morze")
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

(21/1977) 5 minut z Anką

Post: # 220414Post Hebius »

Tak, komiks był na ostatniej stronie "Świata Młodych".

Obrazek

Świat Młodych
nr 61 – sobota 21 maja 1977 r

Obrazek

5 minut z Anką

Obłęd, koniec świata, wszyscy kota istnego dostali z poprawianiem stopni. Ulka twierdzi, że przez cały tydzień z 10 godzin najwyżej spała, bo ryje historię. Marzena poprawia się z kilku przedmiotów, ja sama spędzam co drugi dzień w towarzystwie syna koleżanki mojej mamy, studenta chemii. Cóż, chemia mnie nie leży, o własnych siłach (i aspiracjach) wyżej czwórki nigdy w życiu bym nie dociągnęła. Mama ma aspiracje większe, a i mnie się ta kolarska atmosfera już też udzieliła. Kolarska, bo to zupełnie jak w Wyścigu Pokoju – meta tuż, tuż, a wszystko może się jeszcze zdarzyć. Np. … lider odpaść na ostatnim etapie. Podejrzewam, że grozi to Ulce. Ona tak się tej historii zaciekle uczy, że w moim przekonaniu szczyt formy osiągnęła już przed kilkoma dniami, a teraz – czym więcej kuje, tym bardziej jej się wszystko plącze. Mnie też może grozić – dawka chemii, którą w siebie teraz wtłaczam stanowczo przekracza moją wytrzymałość. Ale kto wie – może d o s t a n ę p i ą t k ę ? !

Byłoby to spełnienie marzeń mojej mamy, nie moich. Ja chemikiem nie mam w życiu zamiaru zostać, probówek z różnymi kwasami wręcz się boję, że wybuchną, zadania nie wydają mi się wstrząsające, a pani od chemii mało sympatyczna. To nie znaczy, że nie uczę się chemii lub jej nie umiem. Umiem, czwórkę dostałabym zapewne sama z siebie, ale wyścig do piątki – to katorga. Całe szczęście, że superklasówa dla poprawiających się będzie już w poniedziałek! Ulka ma gorzej – historię poprawiają dopiero w czwartek. Biedna Ulka! Ja sobie w poniedziałek pójdę na duże lody i do kina, a ona będzie jeszcze ryła jak kret. Siebie zresztą też mi żal – jutro niedziela, a ja dwie najpiękniejsze godziny dnia muszę spędzić w towarzystwie studenta. Całe szczęście, że jest przystojny! Do Marzeny przychodzi taka korepetytorka z matematyki, która ma 65 lat, wąsy jak mężczyzna i przemawia do niej per „droga dziecinko”.

Właściwie, to… nie rozumiem. Tyle się wszędzie mówi i pisze o tym, że dobry uczeń, to taki, co ma sprecyzowane zainteresowania i w wybranych przedmiotach reprezentuje wiedzę wykraczającą poza program szkolny, a z innych ma mocne tróje i czwórki. I co z tego, że się tak mówi i się pisze?! Dlaczego nikomu poza mną nie wystarcza moja mocna trója (lub nawet czwórka) z chemii?! Dlaczego wszyscy uważają, że Ulka, która jest super gwiazdą szkoły od matematyki i fizyki powinna mieć piątkę z historii?! Dlaczego musi mieć piątki ze wszystkiego Marzena i jeszcze inni?! Kto mi na to odpowie?!

ANKA
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

(22/1977) 5 minut z Anką

Post: # 220501Post Hebius »

Obrazek

Świat Młodych
nr 64 – sobota 28 maja 1977 r.

Obrazek

5 minut z Anką

Od paru lat łamie mnie pod koniec maja ten sam dylemat – Dzień Dziecka. Dotyczy mnie to święto czy nie?! Właściwie, to czym więcej świąt do obchodzenia, tym człowiekowi lepiej – okazja do porcji tortu, do prezentów… Czemu niby nie?! Z drugiej jednak strony, nijako jakoś – dzieci, to przecież raczej takie zupełne maluchy, a ja już do maluchów od wieków się nie zaliczam. I wcale bym się do nich zaliczać nie chciała!

Tata się z tych moich łamań mocno nabija i już od połowy maja zadaje w mojej obecności babci takie pytania: „No, jaką też mi mama na Dzień Dziecka niespodziankę szykuje?! Umieram z niecierpliwości! Mamusia zdradzi rąbka tajemnicy, co?!” A gdy babcia robi tzw. zdziwione oczy, dodaje: „Przecież jestem Twoim dzieckiem, no nie?!”. Babcia się wtedy śmieje, a ja – czuję się… drętwo. Wiem przecież, że ta cała mowa nie taty dotyczy tylko mnie i że to jest takie pokpiwanie sobie ze mnie.

Najgorsze ze wszystkiego to to, że dylematy, to ja mam, ale z ambicją w tej dziedzinie niestety u mnie krucho. Nie mogę się zdobyć jakoś na dorosłą decyzję, żeby powiedzieć: „Kochani, nie jestem już dzieckiem, a więc żadnego Dnia Dziecka nie obchodzę!” Po prostu i najzwyczajniej w świecie jest mi żal. I tego tortu świątecznego, i prezentu, który na pewno dostanę… I ten mój brak ambicji powoduje, że jednak Dzień Dziecka obchodzę. Cichcem, bo cichcem, ale tak.

Cichcem dlatego, że wstydziłabym się swojej klasy. W końcu już prawie w VIII jesteśmy i cała klasa chóralnie wyraża swój brak zainteresowania dla tego święta. Owszem, w ogóle, to się do niego przygotowujemy – wszystkie siódme organizują wielki festyn dla maluchów w wieku przedszkolnym i zuchowym, ale cały czas jest mowa o tym, że my jesteśmy ci dorośli organizatorzy, którzy dla tych małych szykują niespodziankę. Ale byłoby śmiechu, gdyby okazało się, że ja w swoim domu też jestem taki maluch!

Podejrzewam co prawda, że tak naprawdę, to nie jestem w tym swoim strachu całkiem odosobniona, ale… nikt się do czegoś takiego głośno nie przyzna. Ulka np. twierdzi, że u niej w domu Dzień Dziecka skończył się gdy przeszła do IV klasy, a Marzena jest tak dorosła już od urodzenia, że ponoć nigdy go nie obchodziła. Czy ja wiem…?! Zaczynam nabierać kompleksów. Ale co mi tam! Uwielbiam torty i nie jestem w stanie darować tej okazji. A kto w końcu może stwierdzić, że wcinam ten świąteczny tort jako dziecko czy jako osoba dorosła?! Nikt, prawda?!

ANKA
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

(23/1977) 5 minut z Anką

Post: # 220623Post Hebius »

Obrazek

Świat Młodych
nr 67 – sobota 4 czerwca 1977 r.

Obrazek

5 minut z Anką

No i tak! Nawet szybko poszło, ani się obejrzałam, a już… jestem ósmoklasistką. Niby to dopiero od sierpnia, ale przecież dzisiaj dostanę świadectwo w garść, a na nim jak wół napisane, że promocję do klasy ósmej niniejszym uzyskałam. Więc tak naprawdę, to już od dzisiaj.

Cieszę się! Autentycznie! To jednak dobra sytuacja, gdy człowiek jest najstarszy w szkole i gdy już nikt nie może z przekąsem powiedzieć: „Co ty tam wiesz, ty pętaku!” A bo raz nas tak dotychczasowi ósmoklasiści traktowali?! Teraz już nie będą, sami nimi będziemy. Ho-ho, to się naużywamy ósmoklasowych przywilejów! U nas w szkole, jak idziemy np. do kina, to najlepsze miejsca dostaje zawsze ósma klasa. W bibliotece szkolnej też – ósma klasa ma pierwszeństwo w wypożyczaniu najatrakcyjniejszych książek. Jak jest jakaś wycieczka – tak samo, ósma klasa na czele, przed wszystkimi. Fajnie, nie?! Dotychczas, to… złościłam się lekko na tych uprzywilejowanych i na te zwyczaje, ale teraz – bomba, któż nie lubi być sam w pozycji uprzywilejowanego?

Przypadną nam też w związku z tym w udziale najważniejsze funkcje w samorządzie szkolnym, to też zwyczaj – ale się narządzimy! Sama mam kilka pomysłów w sprawie kapci, tarcz, mleka na śniadanie itp. Pozmieniałabym tu i owo, usprawniła gdzieniegdzie. Co ja zrobię, kiedy lubię tak sobie planować?! Ulka się ze mnie naśmiała, kiedy jej o tych swoich rozmyślaniach na wyżej wspomniany temat doniosłam. Mówi, że jestem naiwna, bo bycie najstarszym, to żadna frajda tylko orka. Hm, dlaczego zaraz orka?!

Fakt, w ósmej klasie człowiek musi się uczyć znacznie solidniej, żeby mieć dobrą średnią, ale to przecież rzecz oczywista i bez przesady – trudno uczyć się 24 godziny na dobę! Nie wiem, Ulka coś tam szeptała o obowiązkach, o odpowiedzialności… Jeśli o mnie chodzi, to obowiązków się nie boję, byle były sensowne, a odpowiedzialność, to też zaszczyt a nie ciężar. No… może czasami faktycznie bywa ten zaszczyt co nieco uciążliwy, ale tak na ogół, to przecież przyjemnie wiedzieć, że jest się ważnym, że od ciebie coś tam zależy.

Stop! Coś mi się wydaje, zaczyna mi się wydawać, że strzeliłam jak ostatnia samochwała. Tak by Ulka pewnie powiedziała. Może by i miała odrobinę racji, ale tylko odrobinę. Bo to przecież chyba nie wstydliwego, jeśli człowiek jest zadowolony, że robi się dorosły. Ja tam się nie wstydzę – niech żyje ósma klasa!

ANKA
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: 5 minut z Anką

Post: # 220685Post Hebius »

Obrazek

Świat Młodych
nr 70 – sobota 11 czerwca 1977 r.

Obrazek

5 minut z Anką

To już ostatnie dni, ba – godziny niemal, rozkosznego wakacyjnego lenistwa. Pławiłam się w nim, jak królewna na grochu wśród swoich puszystych piernatów! Żaden budzik, żaden telefon – wstawałam, jak się zbudziłam. Bywało, że… bywało to zdecydowanie późno. Żadnego planu dnia, żadnych obowiązków – robiłam to, co chciałam i co mi akurat przyszło do głowy. No, z jednym wyjątkiem, kiedy mi się postawić na swoim nie udało – jak chciałam iść na „Zdjęcia próbne”, a biletów nie było.

Tak mi było przez ten ostatni tydzień milutko, a teraz… Przede mną straszna perspektywa. Kolonie! Tłumiaste, rozwrzeszczane, z obowiązkowym leżakowaniem poobiednim i z codziennym sprawdzaniem czystości pięt. Wymigać się chciałam od tego wyjazdu, ale mama była ściśle niezłomna. Powiedziała, że jestem niewdzięczna, niesprawiedliwa i w ogóle… parszywa owca, bo są takie dzieci, które szczęśliwe by były, gdyby mogły spędzić trzy tygodnie nad morzem, a ja wybrzydzam. Jedyne ustępstwo, na które poszła, to że załatwiła ten sam kolonijny turnus i Ulce – przynajmniej nie będę sama jak palec.

Mama właściwie to… ma rację. Chociaż… niezupełnie! Bo to jest tak. Ja przeciwko morzu nic nie mam, uważam, że sprawa fajna i w ogóle bomba. Jeśli chodzi o kolonijne żarcie, to również nasze obozowe ani się do niego nie umywa – my zawsze na obozie coś przypalimy, czegoś nie dogotujemy, a na koloniach zasuwamy ciacha z kremem na deser i nawet zdarza się, że lody z mleczarni też przywożą. Na koloniach są prysznice z ciepłą wodą, szafa, telewizor, wyro z materacem z gąbki… No – wszystkie takie wygodne zdobycze cywilizacji. Na obozie tego nie ma, ale… ja jednak zdecydowanie wolę obóz. Jakbym miała wytłumaczyć, bo tak w konkretach byłoby mi może trudno, ale fakt jest faktem – wyjazd na kolonie, to dla mnie ciężkie przeżycie.

Ulka z kolei ma zdanie zupełnie odmienne. Lata po mieście i wszystkim opowiada – chce ten ktoś słuchać, czy nie chce – jak to ona się cieszy, że na te kolonie jedzie. Mnie się wydaje, że na koloniach po prostu jest piekielnie nudno: śniadanie, plaża, obiad, plaża, kolacja… Jak długo można żyć takim monotonnym koktajlem?! Ulce to odpowiada, mnie – nie! Nie wolno mi?!

No i właśnie! W tym momencie zaczynam mieć wątpliwości. Różne bardzo. Zaczynając od tego, czy w ogóle powinnam na te kolonie jechać (bo po co się męczyć?!), a kończąc na tym, że przecież i na koloniach można by coś zorganizować. Jak się chce! Hm, w stosunku do wersji pierwszej, mama na pewno zgłosi weto, to wtedy co…?!

ANKA

54/31529
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: 5 minut z Anką

Post: # 220712Post Hebius »

jeśli ktoś żywy tu zagląda i czyta z zainteresowaniem te felietony:
„Zdjęcia próbne” (1977) nowelowy film trójki reżyserów (w tym Agnieszki Holland i z Andrzejem Wajdą w roli Wajdy) ale tworzący bardzo spójną całość jest, obowiązkowy do obejrzenia.
Co prawda pokazuje młodych ludzi będących bardziej rówieśników Magdy, starszej koleżanki Anki prowadzącej poprzedni cykl, ale mamy też świetny obrazek, widokówkę z PRL-u z połowy lat siedemdziesiątych (słomianka na ścianach, prywatka :D spodnie dzwony! jakie to było okropieństwo! :D).
Kapitalne polskie kino.

https://www.cda.pl/video/1662052224
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

Re: 5 minut z Anką

Post: # 220764Post Hebius »

Obrazek

Świat Młodych
nr 73 – sobota 18 czerwca 1977 r.

Obrazek

5 minut z Anką

Mam katar. Nie stwierdzam tego, żeby się chwalić, ale w ramach tzw. skarg i zażaleń na… los. Bo to przysłowiowej ironii losu przejaw, że człowiek zdrowy był jak koń nie przymierzając w czasie całego roku szkolnego, a teraz, gdy niby ma wypoczywać, relaksować się i uzupełniać nadwątlone nauką siły, to z nosa mu cieknie, oczy łzawią i… w ogóle. Wiadomo jak to jest, gdy ma się katar – i forma nie ta, i poczucie humoru jakieś takie bardziej niemrawe.

Najbardziej to mi ten brak poczucia humoru przeszkadza. A szczególnie przeszkadzał wtedy, gdy wybieraliśmy tzw. radę grupy kolonijnej. Gdyby nie ten katar, to… uśmiałabym się setnie. Ale z wyżej wymienionych przyczyn – nie jestem w stanie.

O tym, że będziemy radę wybierać wiadomo było już w pociągu. Pani wychowawczyni powiedziała w każdym przedziale, żebyśmy się… rozejrzeli. Więc się rozglądaliśmy (rozglądałyśmy raczej, bo kolonia jest żeńska) głównie… w pejzażu za oknami. Po przyjeździe rozglądanie koncentrowało się wokół topografii „dookołakolonijnej”, aż tu nagle – zbiórka, wybieramy radę. Dziewczyny rozsiadły się w największej sypialni, pani dała znak, że… możemy zaczynać. I… nic się nie zaczęło. To wtedy pani wygłosiła przemówienie – że rada rzecz ważna. I porównała ją do samorządu klasowego w szkole. I znowu nic, cisza. To wtedy pani się spytała, kogo proponujemy. Zaczęłyśmy się gwałtownie rozglądać – głowa w prawo, głowa w lewo i… znowu nic. To wtedy pani zaproponowała, że może ktoś ma doświadczenie samorządowe ze szkoły, więc żeby sam się zgłosił. I… podniosły się do góry cztery łapy. Autentycznie! Ich właścicielki ochoczo stwierdziły, że owszem, że bardzo chętnie będą w radzie. Pani powiedziała, że – świetnie! No i mamy radę.

Tak! Może rzeczywiście świetnie. Tym bardziej, że cała grupa (33 sztuki jakby nie było, nie licząc pani) też była wyraźnie ucieszona, że już po wszystkim, czyli po wyborach. Ja też byłam ucieszona. W końcu – głupia sprawa takie wybory, na dobrą sprawę to np. ja dobrze znam tylko Ulkę i jeszcze trochę z widzenia taką Grażynę, a reszta to zupełnie obce twarze. Więc niby jak wybierać? Cześć i chwała tym czterem odważnym!

Ale… to jednak śmieszne. Samemu się wybrać. Może to i tak być powinno, bo przecież mówi się, że chodzi o s a m o r z ą d n o ś ć, ale jak tak sobie o tym rozmyślam (a katar rozmyślaniom sprzyja, sprzyja), to dochodzę do wniosku, że coś jednak nie całkiem gra. Ale nie wiem co. Niby wszyscy są zadowoleni – i pani, i cała grupa, i te cztery. Nie wiem. Czepiam się, czy jak?! Czyżby przez ten katar?

ANKA
Awatar użytkownika
Hebius
Posty: 18346
Rejestracja: 18-07-2018 12:20:10
Lokalizacja: Kętrzyn

(26/1977) 5 minut z Anką

Post: # 220952Post Hebius »

Obrazek
Świat Młodych
nr 76 – sobota 26 czerwca 1977 r.

Obrazek

5 minut z Anką

Podniecenie. Wzrastające zresztą. Niby nic się nie dzieje, ale jednak uważny obserwator naszej kolonii dostrzeże, że coś… No właśnie, nasunęło mi się w tym momencie określenie „nie gra”, ale w ostatniej chwili doszłam do wniosku, że sytuacja jest… odwrotna – bo raczej „gra”. Tak jakoś szumi, brzęczy, syczy. A wszystko na jutro, bo jutro jest tzw. dzień odwiedzin rodziców. Mnie to na szczęście nie grozi, bo moi staruszkowie okazali się w tym momencie być na wysokim poziomie, ale w ogóle to będzie cały zakładowy autokar rodziców, a najprawdopodobniej trafią się i jacyś indywidualiści, którzy przytuptają indywidualnie.

Więc się na to kolonijne święto całą parą szykujemy. Dosłownie to para bucha z łaźni, bo na okoliczność odwiedzin odbywa się generalne mycie i pranie. Czyściutcy mamy być jak złoto. To jest przygotowanie numer pierwszy. Punkt drugi, to występ artystyczny, z którym nadjeżdżający autokar powitamy. Z występem jest masa kłopotów, bo każda grupa miała przygotować występ 7-minutowy, jako że grup jest sześć i w sumie powinno to dać prawie 45 minut przeżyć artystycznych. Teoretycznie. Na wczorajszej generalnej próbie tej gigant-składanki okazało się, że niektóre grupy przygotowały po 20, a nawet i więcej minut – biedni rodzice! Teraz więc odbywa się skracanie i targi, nie wszyscy chcą ze swojego produkcji zrezygnować. Nie wiem, jak sytuacja wygląda aktualnie, ale podejrzewam, że kiepsko – powitamy rodziców bardzo, bardzo hucznie! Punkt trzeci przygotowań ma charakter prywatny – po południu będzie czas wolny i każdy będzie go mógł ze swoimi jak chce spędzić.

Punkt trzeci, czyli czas wolny, jest powodem największego podniecenia – jedni planują sobie wyprawę do kawiarni, inni – wycieczkę do lasu, jeszcze inni – chcą zostać na naszym terenie. Wszystkie jednak plany łączy jedna cecha – kulinaria. Ciastka, pierożki, coca-cola, naleśniki, rolady, czekolady – to temat lwiej części rozmów ostatnich dni. Jeszcze ktoś gotów pomyśleć, że nas tutaj głodzą!

Mam wygodną pozycję obserwacyjną, moi nie przyjadą, ale mimo tego… dziwię się. No, jeszcze rozumiem, że maluchy z młodszych grup, ale my?! W gruncie rzeczy kolonia jest zupełnie interesująca, czas płynie szybko i mile, więc skąd ta tęsknota za domem rodzinnym?

Ulka mówi, że to kwestia przekory i… liczy godziny do jutrzejszego ranka. Ja zaczynam zastanawiać się: „A może by tak wysłać telegram, żeby przyjechali?” Wysłać?!

ANKA

57/34546
ODPOWIEDZ