Hebius pisze: ↑10-02-2023 20:01:16
jazzik pisze: ↑10-02-2023 19:36:25
Hahaha, to brzmi tak kiczowato, w tym pozytywnym sensie (podobna kategoria to np. film "Uwierz w ducha"), że aż miałabym to ochotę przeczytać, ale dopiero na wyprzedaży, bo 45 zł. to spora przesada.
Jest serial z początków tego wieku
- nawet zabawny -
Trup jak ja (ang. Dead Like Me, 2003-2004) opowiadający o żniwiarzach (może w popkulturze/folklorze USA to popularny motyw?), ale tam bohaterka lesbijką nie jest. Żniwiarze zabierają dusze z ciała tuż przed zgonem człowieka i wysyłają w dalszą podróż.
Hmm, gdzieś czytałam, że personifikacja śmierci jako żniwiarza pochodzi z Europy, ale przecież jedno drugiemu nie przeczy.
-----
Będzie książka o Marii Rodziewiczównie*, którą zamierzam nabyć - "Rodziewicz-ówna. Gorąca dusza".
Tymczasem na Gazecie.pl (dostęp otwarty) jest ciekawy
wywiad z autorką, choć nie ze wszystkim się zgadzam i niektóre fragmenty zaczynają u mnie budzić wątpliwości co do gotowej książki.
Ciekawsze fragmenty:
Dla konserwatystów Rodziewiczówna była przede wszystkim ziemianką, gorliwą katoliczką i patriotką, a to, że się niestandardowo nosiła czy żyła inaczej od większości kobiet, było drugorzędne. Poza tym jej noszenie się „po męsku" można było łatwo przerobić na swoją modłę. Nosi się tak, bo zarządza wielkim majątkiem, ciężko pracuje, aktywnie działa. Mówiąc krótko – „nosi spodnie", bo musi.
Lol, zarządzanie wielkim majątkiem zdecydowanie wymaga noszenia krawata, bez tego ani rusz.
Czyżby to był ten sam mechanizm, który działa dzisiaj wśród krypto na prawicy - jest "nasz" a więc nie drążymy?
Dzisiaj intuicja mi podpowiada, że może ona byłaby skłonna identyfikować się jako osoba niebinarna, niezwiązana z żadną płcią, bo w sposób widoczny obie w sobie łączyła. Nakładała spódnicę, ale powyżej pasa nosiła się „po męsku" – to jest ślad, którym wędruję. Może fałszywy, a może prawdziwy. Niczego tu nie wiemy na pewno.
Modliłaś się podczas pracy nad książką, żeby znaleźć jakiś dowód, zapisek, choć pół zdania potwierdzającego ostatecznie twoje przypuszczenia?
Oczywiście! Setki godzin siedziałam nad jej listami, czytałam i przepisywałam je skrupulatnie. Zresztą dzięki temu odkryłam, że ona nie podpisywała się Rodziewiczówna, jak jest powszechnie znana, tylko Rodziewicz.
A nawet MarRodz.
Co znów, jak się temu bliżej przyjrzeć i zastanowić, jest bardzo niebinarne. Podobnie jak Maro – jej pierwsza literacka tożsamość. Niestety, nie mamy wielu osobistych zapisków Rodziewiczówny, nie mamy dziennika, który mógłby nam dużo powiedzieć. Nie mamy listów do najważniejszych kobiet jej życia – Heleny Weychert i Jadwigi Skirmuntt. Z pewnością byłyby one bardzo dyskretne, ale nawet ze zdań spowitych woalami jesteśmy w stanie niejedno wyczytać.
Drugi lol, 3/4 mojej klasy podpisywało się w SMSach, na listach itp. skrótowcem stworzonym z trzech pierwszych liter imienia oraz 3 pierwszych liter nazwiska.
Widocznie wykreowała trend przed czasem.
Ciekawa interpretacja, aczkolwiek mam poczucie, że w przypadku Rodziewiczówny metamorfoza była zbyt „radykalna", by tłumaczyć ją tylko pragmatycznym wejściem w spodnie.
Nie tłumaczę jej tylko tym, ale uczciwe wydaje mi się postawienie pytania, czy to nie miało decydującego znaczenia. Skłaniam się ku odpowiedzi, że zadziałała tu suma czynników związanych z orientacją seksualną, tożsamością płciową i rolą, w jaką Maria musiała wejść. Być może się mylę, kto wie, ale już sama dyskusja o tym jest niezwykle interesująca, co po raz kolejny pokazuje, jak niezwykle skomplikowaną osobą była Rodziewicz. W niej i wokół niej działo się tyle, że bardzo trudno to dzisiaj rozwikłać, choć warto nieustannie próbować. I nie mam tu tylko na myśli kwestii queerowych, ale wiele innych, jak jej zaangażowanie w życie ziemiańskie, w kolonizację Kresów, jej polskość i katolickość, i przy tym bardzo intrygującą duchowość, jej stosunek do innych klas społecznych i grup etnicznych czy w końcu do literatury.
Zanim o antysemityzmie, chciałbym zostać jeszcze chwilę przy tych ciągle zmieniających się granicach i związanych z tym konfliktach, bo Rodziewiczówna idzie przez to wszystko niczym żelazna dama. Wydaje się niezniszczalna.
Widać tę siłę, kiedy czyta się jej reportaż z lata 1915 – na front wschodni nacierają wojska Niemiec i Austro-Węgier, Rosjanie ciągną ludność na wschód, w głąb kraju, wszędzie przemoc i pożoga, a ona siedzi w swoim dworze, na linii ognia, i nie ma zamiaru się nigdzie ruszać. W czasie wojny polsko-bolszewickiej już tyle odwagi nie ma, ale przegrywa ostatecznie dopiero z drugą wojną, która wypędzi ją z Kresów, chociaż Rodziewicz, starsza już pani, uważała irracjonalnie, że na nie jeszcze wróci. Jej hart ducha, osobowość, energia naprawdę robią wrażenie, nawet dzisiaj. Była rzeczywiście żelazną damą Polesia.
Na Polesiu mieszkali nie tylko Polacy i Żydzi.
Większość mieszkańców Polesia stanowili prawosławni Białorusini, a przede wszystkim autochtoniczni Poleszucy, mówiący o sobie po prostu „tutejsi". I może to będzie kontrowersyjne, co teraz powiem, ale antysemityzm Rodziewicz, choć bez cienia wątpliwości bulwersujący, wydał mi się mniej szokujący niż jej klasowa zajadłość i zacięcie kolonialne, mające na celu polonizację wschodnich Słowian. Bycie polską i katolicką ziemianką na Kresach wydaje się wręcz najważniejszym elementem jej tożsamości, choć pamiętajmy, że w dwudziestoleciu, o którym teraz mówię, ta polonizacja ludności miała miejsce też w ramach struktur nowego państwa. Niemniej Marię z jej kresowego posterunku wygnał na dobre dopiero Stalin.
O Marię, która wydaje się dzisiaj postacią niewygodną i dla queerowej społeczności, i dla chrześcijańskiej prawicy. Jednym przeszkadza jej nacjonalizm, antysemityzm i ultrakatolicyzm, drugim – jej feminizm i nieheteronormatywność. Queerowa endeczka – można oszaleć.
Ale to jest właśnie to, co przyciągnęło mnie do niej najbardziej i dało paliwo do pracy nad książką. Mam nadzieję, że to także zachęci wiele osób do przeczytania jej biografii, bo można się z Marią Rodziewicz nie zgadzać, można ją krytykować, można mieć jej wiele za złe, można nie traktować serio jej pisarstwa, ale jednego nie można jej odmówić – że była arcyciekawą postacią. Nawet przedwojenne przewodniki turystyczne podawały adres jej majątku i zalecały wybierającym się na Polesie odwiedziny Marii Rodziewiczówny. To dużo o niej mówi.
"Nie bój się doskonałości. – Nigdy jej nie osiągniesz." Salvador Dali