No to jedziemy dalej. Zapraszam do dyskusji. Jesteśmy w końcu forum intelektualnym, a to zobowiązuje
Świat Książki ma bardzo ładne wydanie, ale już widzę (po pierwszym akapicie!), że przekład Cichockiego mi się nie podoba:
Zapadał upalny wiosenny zmierzch, gdy na Patriarszych Prudach pojawili się dwaj obywatele. Jeden, na oko czterdziestoletni, ubrany w letni szary garnitur, niziutki, okrąglutki i łysy, trzymał w dłoni szykowny kapelusz, a jego starannie ogoloną twarz zdobiły nienaturalnej wielkości okulary w czarnej rogowej oprawie. Drugi – barczysty młody mężczyzna, któremu cyklistówka w kratkę zjechała ze splątanych rudawych włosów na tył głowy – miał kraciastą koszulę, wymięte białe spodnie i czarne pepegi.
Garnitur był niziutki, okrąglutki i łysy?
**********
Rebis i Andrzej Drawicz
Pewnego razu wiosną, w porze niesłychanie upalnego zmierzchu, pojawiło się w Moskwie nad Patriarszymi Stawami dwóch obywateli. Pierwszy z nich, ubrany w szary letni garnitur, był maleńki, grubiutki i łysy. W ręku niósł złożony wpół elegancki kapelusz, a na starannie wygolonej twarzy miał gigantyczne okulary w czarnej, rogowej oprawie. Drugi – barczysty, rudawy, kudłaty młody człowiek w zsuniętej na tył głowy kraciastej cyklistówce – miał na sobie kraciastą koszulę, pomięte białe spodnie i czarne nocne pantofle.
Bardzo ładnie. Niezbyt podobają mi się "gigantyczne okulary" (piszę tu o swoich subiektywnych odczuciach, a nieskromnie uważam, że mam dobry tzw. słuch literacki), ale to drobiazg. Podobają mi się za to Stawy zamiast Prudy.
***********
Vis-a-vis Etiuda i Barbara Dohnalik
W porze upalnego wiosennego zmierzchu na Patriarszych Prudach pojawiło się dwóch obywateli. Pierwszy z nich, ubrany w letni poszarzały garnitur, był niskiego wzrostu, pulchny, łysy; swój całkiem przyzwoity kapelusz niósł pod pachą zwinięty na kształt pierożka, a na idealnie wygolonym obliczu ulokowały się zaskakujących rozmiarów okulary w czarnej rogowej oprawie. Drugi – barczysty, młody, rudawy ze sterczącymi włosami, zsuniętą do tyłu kraciastą cyklistówką, miał na sobie kowbojską koszulę, jakby wyjęte z gardła pomiętoszone białe spodnie i czarne pepegi.
No nie. Jaki "pierożek"? Odpada. I garnitur "poszarzały" to też zupełnie co innego niż szary.
*********
Fundacja Sąsiedzi i Krzysztof Tur
W porze upalnego wiosennego zachodu na Patriarszych Stawach pojawiło się dwóch obywateli. Pierwszy z nich – mniej więcej czterdziestoletni, odziany w popielaty letni garnitur – niskiego wzrostu, ciemnowłosy, pulchny, wyłysiały, swój elegancki kapelusz z „łezką” na główce niósł w ręku, a jego starannie wygolone oblicze ozdabiały nadnaturalnych rozmiarów okulary w czarnej rogowej oprawie. Drugi – barczysty, rudawy, rozczochrany młody człowiek w zsuniętej na kark kraciastej cyklistówce – miał na sobie kraciastą koszulę, wymięte białe spodnie i czarne tenisówki.
Ponownie nie. Jaki "kapelusz z łezką"? I jeszcze w cudzysłowu?
**********
Klasyka: Muza i Lewandowska&Dąbrowski
Kiedy zachodziło właśnie gorące wiosenne słonce, na Patriarszych Prudach zjawiło się dwóch obywateli. Pierwszy z nich, mniej więcej czterdziestoletni, ubrany w szary letni garnitur, był niski, ciemnowłosy, zażywny, łysawy, swój zupełnie przyzwoity kapelusz zgniótł wpół i niósł w ręku; jego starannie wygoloną twarz zdobiły nadnaturalnie duże okulary w czarnej rogowej oprawie. Drugi - rudawy, barczysty, kudłaty młody człowiek w zsuniętej na ciemię kraciastej cyklistówce i kraciastej koszuli - szedł w wymiętych białych spodniach i czarnych płóciennych pantoflach.
Bardzo ładnie. Choć przekład trochę przestarzały. Kto dziś używa zwrotów "na ciemię"? No i inni tłumacze twierdzą, że czapka zjechała na tył głowy.
*********
Znak i rodzina Przebindów
Pewnego razu wiosną, gdy rozżarzone słońce znikało za horyzontem, na Patriarszych Prudach w Moskwie pojawili się dwaj obywatele. Pierwszy – około czterdziestki, ubrany w szary letni garnitur – był niewielkiego wzrostu, przysadzisty, ciemnowłosy, łysawy, swój elegancki kapelusz niósł w ręku, a jego gładko wygoloną twarz zdobiły nienaturalnej wielkości okulary w czarnej rogowej oprawie. Drugi – barczysty chłopak z potarganymi rudawymi włosami, w kraciastej cyklistówce zsuniętej do tyłu – miał na sobie koszulę w kratę, wymięte białe spodnie i czarne tenisówki.
Najbardziej uwspółcześnione tłumaczenie. Niezłe, ale jednak widoczne są uproszczenia. Tutaj kapelusz po prostu niósł w ręku.
*********
Swoją drogą widać, że różnice są gigantyczne. To on miał w końcu na nogach nocne pantofle czy tenisówki? Przecież to zupełnie co innego.
Ja sądzę, że literacko wygrywa Drawicz i Lewandowska z Dąbrowskim, natomiast Przebindów będzie się chyba najlepiej czytać.
Gdy ludzie spotykają się z górami, dzieją się wielkie rzeczy.
(William Blake)