"Faraona" (filmu) widziałem tylko kawałek, na lekcji w szkole - aż głupio się przyznać. Pamiętałem głównie, że zdjęcia były dobrze zrobione. Czytałem natomiast książkę - i myślałem, że to jest po prostu o tym, że Kościół jest zły. Do filmu nie wracałem, gdyż ten okres historyczny w ogóle mnie nie ciekawi (starożytność - nie rok 1965). Do tego jeszcze mówiono nam (w szkole) o tym filmie, że była to PRL-owska "superprodukcja". I o ile jestem wielkim fanem filmów z tego okresu, o tyle to zwykle bardzo źle wychodzi, kiedy się udaje coś, czym się nie jest - np. się udaje, że się ma pieniądze na robienie blockbusterów, a się jest PRL-em. Więc spodziewałem się, że nie dość, że będzie o jakichś półkretynach na pustyni, to jeszcze wszystko będzie zrobione z dykty i papier mâché. Zwłaszcza że ktoś nam jeszcze wtedy wspominał, że kręcili to na Pustyni Błędowskiej, więc spodziewałem się np. słupów telefonicznych albo drzew wpadających w kadr

Podobno coś tam kręcili, ale w filmie występują głównie
prawdziwe pustynie i żadnych takich wpadek tam nie widziałem. Ale rozumiecie chyba, jakie oczekiwanie to wytworzyło: film o dla mnie nudnym okresie, opowiadający o paru facetach ubranych w poliestrowe stroje, z ryjami wysmarowanym pastą do butów, ściśniętych na skraju Pustyni Błędowskiej, prawdopodobnie na tle prześcieradeł z wymalowanymi piramidami. I do tego jeszcze po polsku, a ja w pewnym momencie dorobiłem się awersji do filmów, w których aktorzy nie mówią w języku, w którym mówiły postacie przez nich grane. I dodatkowo przekonywanie przekonanego, że Kościół jest zjawiskiem społecznie szkodliwym.
Teraz obejrzałem cały film, głównie dlatego, że nie miałem lepszego pomysłu, a pamiętałem te dobre zdjęcia i stwierdziłem, że przynajmniej sobie popatrzę.
Jezus Maria, jakie to dobre. Można to oczywiście odczytywać płytko, jako krytykę łączenia tronu i ołtarza - tak jak wtedy to rozumiałem. Ale to w ogóle jest o relacjach pomiędzy wyposażonymi we władzę polityczną grupami korzystającymi jednocześnie z wiedzy uchodzącej za "tajemną", ezoteryczną, ale i aplikowalnej; oraz z legitymacji tradycyjnej - a wyposażonymi we władzę polityczną ludźmi, którzy chcą dobrze, ale więcej robią, niż myślą. To równie dobrze może być komentarz do roli związków wyznaniowych we współczesnej polityce, jak do roli elit politycznych i społecznych; do sporu o Trybunał Konstytucyjny w Polsce; do sposobu działania chińskiej czy sowieckiej partii komunistycznej; i w ogóle do setek podobnych sytuacji. I nie jest to bynajmniej komentarz odwołujący się do manichejskiego sposobu widzenia świata, jak wydawało mi się, kiedy czytałem "Faraona" jako lekturę - i może to być wręcz frustrujące dla widza, ale jeżeli taki komentarz ma mieć jakąkolwiek wartość, to musi taki być.