Przeczytałem to, co kupiłem. Rzeczywiście było krótkie pod względem objętości tekstu. Nie jest to poradnik, a raczej esej stylizowany na poradnik, podzielony na fragmenty rozmieszczone na długości całej książki.
uzytkownik_konta pisze: ↑21-01-2025 21:17:24
Zofia Stryjeńska, "Savoir-vivre", Bosz 2019, ss. 64.
Zamówiłem przypadkiem - chciałem coś jeszcze dorzucić do paczki. Pięknie wydane. Ktoś słusznie napisał, że to nie żaden poradnik, tylko album malarstwa poprzetykany poradami.
Potomkowie autorki piszą w posłowiu, że przede wszystkim zdziwiło i zaskoczyło ich, że Stryjeńska napisała taką książeczkę. Ł. Stryjeński twierdzi, że "Trudno nie wpaść w osłupienie (...). W mojej pamięci funkcjonuje ona jako osoba wycofana i niezwykle daleka od tematyki przywoływanej w jej eseju. Zastanawiające, skąd przyszło jej do głowy, aby stworzyć takie dzieło. Czy była to forma rytuału mającego prowadzić do wyegzorcyzmowania własnych trudności adaptacyjnych, do społecznej integracji, do zachowania licującego z jej rolą jako osoby, kobiety, artystki?". M. Sokolowska Jaques-Dalcroze pisze natomiast: "Nikt nie wie, skąd babci Zofii przyszedł do głowy pomysł, by udzielać porad w kwestii dobrego wychowania - czy wychowania w ogóle. (...) Mogły się tu przecież znaleźć użyteczne wskazówki, jakie autorka sama wprowadzała w życie, na przykład jak pociąć mężowski frak w cieniutkie paski, znikać bez uprzedzenia, nie mówić »dzień dobry«, skracać rękawy swetrów za pomocą nożyczek, żądać u dentysty zębów w kolorze błękitu nieba, urządzać straszliwe sceny w kawiarni lub przy kasie...".
Cytuję to, żeby podkreślić paradoks, jakim jest fakt, że... to chyba jedyny naprawdę dobry, dostosowany do realiów XXI w. (!), praktyczny tekst na ten temat. Stryjeńska pisze pod koniec, że "Wszystkiemi opisanemi wyżej zwyczajami, przyjętemi w międzynarodowym eleganckim świecie, nie trzeba się przejmować do tego stopnia, ażeby stać się ich niewolnikiem. Owszem, przeczytać i znać je trzeba, ale nie stwarzać sobie z nich treści życia - bo sensem i istotną wartością życia są nie formułki grzecznościowe i ozdobne stroje, lecz prawa etyczne i zainteresowania wyższego rzędu, wybiegające daleko poza granice savoir-vivru". Na tej zasadzie też zaprezentowała te nieliczne zasady, które opisała - np. przy sztućcach wspomniała głównie o tym, jak jeść nożem i widelcem, przyzwalając przy tym czytelnikowi na wpierw krojenie nożem, a następnie przekładanie widelca do prawej ręki "[j]eżeli nie ma kto cierpliwości [tj. do trzymania noża w prawej, a widelca w lewej dłoni] lub do tego od dziecka tresury". O tym, że "[n]a luksusowych przyjęciach bywa każdy talerz obłożony szeregiem widelców, łyżek i łyżeczek (...) i obstawiony baterią różnej wielkości i kształtu kielichów kryształowych", wspomniała nie wdając się w ogóle w to, który do czego służy - słusznie zresztą, bo prawie nikt tego nie zna na pamięć, a mało kto tego potrzebuje. Na studiach mieliśmy, z tego co pamiętam, 30 godzin z "techniki służby dyplomatycznej" - i nawet tam wspomniano jedynie, że sztućce układa się od zewnątrz do środka w kolejności podawania potraw. I tyle przeciętny człowiek cywilizowany musi na ten temat wiedzieć. Podejście Stryjeńskiej okazało się więc bardzo dzisiejszym w duchu. I tak napisana jest całość. Więc to, co miało być trochę kuriozum, trochę żartem, a trochę wymysłem, mogłoby być dzisiaj prezentowane tym, którzy - zrażeni przez podejście w stylu najpopularniejszych poradników - mówią, że cały ten savoir vivre to bzdura dla ludzi mających zbyt wiele czasu. Bo i owszem, w wydaniu poradnikowym - tak właśnie jest. Jeśli jednak zapytać co mądrzejszych specjalistów, przedstawią istotę sprawy jako takie postępowanie, które nie wywołuje dyskomfortu u otoczenia - a jako naczelną zasadę dodadzą, że przede wszystkim nie należy wytykać nikomu przypadkowych błędów w tej sztuce.
A poza tym, skończyłem wspomnianego wcześniej "Doktora Murka zredukowanego" i przesłuchałem większość
"Drugiego życia doktora Murka" (SAGA Egmont, czyt. Marcin Popczyński, 10 godz. 13 min).
Przy tym istotna adnotacja: "Drugie życie..." nie jest niezależnym sequelem, jak podejrzewałem, lecz integralną częścią - po prostu 2. tomem. Czytanie (lub słuchanie) samej 1. części nie ma sensu, bo fabuła urwie się w miejscu zupełnie niewłaściwym; stąd należy przygotować się na 21 godzin (lub analogiczną objętość tekstu - jakieś 600 stron). Całość uważam za świetną - co najmniej tak dobrą, jak "Kariera Nikodema Dyzmy", choć 1. część dość powoli się rozkręcała. Stwierdziłbym, że z tego też powinni zrobić film, ale tutaj i 180 minut by było mało - fabuła jest skomplikowana, obfituje w zdarzenia i zwroty akcji, i z perspektywy końca książki, trudno byłoby w ogóle odtworzyć to, co się działo wcześniej, w chronologicznym i logicznym porządku.
Murek na różnych etapach jest prawnikiem, urzędnikiem, włóczęgą, kochankiem, wróżbitą, intelektualistą, gangsterem, dziwkarzem, sprzedawcą żywego towaru, komunistycznym bojowcem, złodziejem, współwłaścicielem kasyna, biznesmenem, oszustem, a nawet bigamistą, zdrajcą stanu i szpiegiem.
Jednak bez trudu można ogólnie opisać, jak przebiegał rozwój (lub, w tym przypadku, w zasadzie regres...) postaci. A to jest najbardziej istotne, gdyż - ponownie - jest to połączenie powieści obyczajowej, awanturniczej, kryminału, thrillera i bóg wie czego jeszcze - ale też, a w zasadzie przede wszystkim, jest to powieść psychologiczna.
W "Siódmym wtajemniczeniu" - może niektórzy pamiętają - występowała owiana legendą książka pt. "Niezwykłe przygody Anatola Stukniętego na początku". Mniej-więcej tak sobie ją wyobrażałem. Jestem, prawdę mówiąc, zachwycony tym, jak napakowana wszystkim co się da jest ta fabuła - oraz zadziwiony tym, że to wszystko do siebie pasuje.