To się czyta

Książka, kino, teatr, muzyka, telewizja...
Regulamin forum
Info: tematy możliwe do przeglądania przez gości forum, dostępne indeksowanie dla bootów typu Google.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Czartogromski
Posty: 6829
Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
Lokalizacja: Kufszynek
Kontakt:

Re: To się czyta

Post: # 216207Post Czartogromski »

PF 125p bardzo trudny do narysowania/namalowania jest. Tutaj poległ na tym temacie Wróblewski
Obrazek,
ale o ile pamiętam nawet Rosińskiemu zdarzyło się sknocić.
Awatar użytkownika
uzytkownik_konta
Posty: 6314
Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11

Re: To się czyta

Post: # 216212Post uzytkownik_konta »

Jak byłem mały, bardzo często próbowałem rysować i 125p, i 126p, i stąd wiem, że one mają w sobie coś takiego, że wystarczy drobne odstępstwo od proporcji, aby wyglądał jakoś nie tak :lol:

Co powiedziawszy, to jest abominacyjne i dziwię się, że i twórca, i wydawca, uznali to za satysfakcjonujący rysunek na okładkę. Z kształtu już bardziej mu 132 wyszedł, ale i tak źle.

Obrazek
Awatar użytkownika
Achim
Posty: 1459
Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
Lokalizacja: Wrocław

Re: To się czyta

Post: # 216227Post Achim »

Fiat 125 p był moim pierwszym samochodem, jeździłem nim dwa lata : trzecią i czwartą klasę liceum. Mam ogromny sentyment i potem też miałem 4 inne marki Fiata.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
Awatar użytkownika
Czartogromski
Posty: 6829
Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
Lokalizacja: Kufszynek
Kontakt:

Re: To się czyta

Post: # 216239Post Czartogromski »

PF 125p pojawia się też kilkakrotnie w zeszycie "Na zakręcie". Bogusław Polch szczęśliwie uniknął pokazania samochodu w całości, ale po tym przykładach widać, że też nie byłoby dobrze:

Obrazek
Tu mamy odrzuconą wersję okładki, chyba nawet widać, dlaczego odrzuconą:
Obrazek

:mrgreen:
Awatar użytkownika
uzytkownik_konta
Posty: 6314
Rejestracja: 18-07-2018 15:54:11

Re: To się czyta

Post: # 216248Post uzytkownik_konta »

A ja przesłuchałem "Solaris" Lema (wyd. BiT Lem - Audioteka, czyta zespół lektorów, m.in. Więckiewicz, Woronowicz i Cielecka; 7 godz. 56 min) oraz "Cylinder van Troffa" Zajdla (wyd. Aleksandria, czyta zespół lektorów - m.in. Bauman, Zadura i Filipowicz; 7 godz. 8 min), a teraz słucham tegoż "Relacji z pierwszej ręki" (zbiór opowiadań - wyd. Aleksandria, czyta Leszek Filipowicz, 17 godz. 29 min).

Obrazek Obrazek Obrazek

"Solaris" już kiedyś czytałem. Nie będę się na ten temat szczególnie produkował, bo mój stosunek do Lema jest jasny. Może tylko wspomnę, że nigdy nie patrzyłem na "Solaris" jako na komentarz do kwestii sztucznej inteligencji (konkretnie: gdzie zaczyna się żywa istota i co odgranicza ten stan od prostej reprodukcji wzorców i słabości naszych prymitywnych mózgów; jakie konsekwencje dla człowieka przyniesie wytworzenie mechanizmu takiej łudząco wiernej reprodukcji) - a taki zamysł autora jest bardzo prawdopodobny, biorąc pod uwagę twórczość Lema w ogóle.

Co do Zajdla - wstyd się przyznać, ale wcześniej nie czytałem nic jego autorstwa. Teraz, po zapoznaniu się z "Cylindrem...", nie dziwię się jego randze wśród polskich pisarzy fantastyczno-naukowych. Moim zdaniem jakość tej prozy jest porównywalna z Lemem (dotyczy to też części opowiadań w "Relacji..."). Sam "Cylinder..." jest doskonałą bazą na porządny film z gatunku space horror / horror psychologiczny. Piszę "jest doskonałą bazą", gdyż ten filmowy potencjał bardzo rzuca się w oczy - ale Zajdel nie napisał powieści grozy, lecz utrzymał dość neutralny ton i nie silił się na szokowanie czytelnika, ani na podnoszenie mu tętna. Ponadto widzę w tej książce komentarz społeczno-polityczny, co prawda o nieco centrystycznej wymowie, która współczesnego czytelnika nie do końca musi zadowalać (powiedzmy sobie wprost: komentarz ten jest nieco prostacki).




Z papieru, czytam - a w zasadzie męczę; jestem już przy końcu - "Charlesa de Gaulle'a. Ostatniego wielkiego Francuza" Charlesa Williamsa (wyd. Amber, 1997, ss. 424)
. Ta książka jest naprawdę trudna w odbiorze i czytam ją na raty, od miesięcy, przeplatając innymi pozycjami. Po pierwsze, problem polega na tym, że jest to bardzo dokładna biografia, zawierająca spis setek spotkań, rozmów, konferencji, wystąpień, z których większość jest do siebie podobnych, miesza się i myli, i do niczego nie prowadzi, albo sygnalizuje delikatnie tylko zaznaczające się tendencje w polityce de Gaulle'a. Po drugie - na domiar złego - to tak naprawdę nie są 424 s., tylko o wiele więcej, bo książka wydrukowana została pismem o dość drobnym stopniu. Nie rzuciłem jej jeszcze - a dokładnie rzuciłem, ale wróciłem - bo jednak chcę znać tę historię w całości. Jest to, w każdym razie, dość problematyczny typ biografii (również: wspomnień, pamiętników, dzienników), który określić można jako "akta sprawy", lub coś w tym stylu - "O godzinie 15:22 denat skończył jeść szarlotkę, wyszedł z ciastkarni i oglądał przez chwilę wystawy sklepowe. O godzinie 15:27 udał się taksówką koloru zielonego na Powązki. O 15:37..." itd. Zamiast zaprezentować nam pewną interpretację, wyciągnąć clou danych sekwencji zdarzeń i uargumentować to stanowisko - autor opisuje nam wszystko ciurkiem, szczegółowo, chronologicznie, zdarzenie po zdarzeniu, de facto swój komentarz ograniczając do minimum. Nota bene, tę samą krytykę widziałem też pod adresem "Ludzi Stalina" Roja Miedwiediewa (wyd. IWZZ, 1989, ss. 232), którymi pozwoliłem sobie się odtruć pomiędzy partiami "Ostatniego wielkiego...". Na Lubimy Czytać ktoś np. napisał:
Suche fakty, mieszanina uczestnictwa w zjazdach, plenach, stanowisk obejmowanych, traconych. Gdzieś spomiędzy wyzierają nieśmiało opisywane postaci, które tak naprawdę, jako tako opisane są już jako osoby w podeszłym wieku.
Zgadzam się (również co do tego, że najciekawsze były fragmenty dotyczące losów po 1953 r.), ale w przypadku "Ludzi..." ta sama maniera, co u Williamsa, nie była tak bardzo odczuwalna, bo tutaj na 232 s. mamy aż 6 życiorysów - zatem przy żadnym autor nie zdąży nas porządnie zanudzić. Miedwiediewowi zresztą można zarzucić dużo mniej, bo w przedmowie jasno dał do zrozumienia, że praca ta ma przede wszystkim cele akademickie. Williams tymczasem skierował swoją książkę do szerokiej publiczności, a jednak napisał ją bez pomysłu, bawiąc się w encyklopedystę.

Obrazek Obrazek
Awatar użytkownika
Achim
Posty: 1459
Rejestracja: 13-07-2019 19:29:55
Lokalizacja: Wrocław

Re: To się czyta

Post: # 216252Post Achim »

„ Eva Luna „
Powieść Isabel Allende to pochwała i hymn na cześć opowiadania historii. Tytułowa bohaterka, poczęta w niezwykłych okolicznościach, ma dar narracji opowieści i potrafi „ wymieniać słowa na inne dobra" .Uboga Eva, niejasnego pochodzenia społecznego i etnicznego, przeżywa przedziwne przygody na tle skomplikowanej historii współczesnej nienazwanego kraju Ameryki Łacińskiej chodzi prawdopodobnie o Wenezuelę. Eva obdarzona jest odwagą, fantazją, niezależnością, nie daje spychać się do tradycyjnej roli podporządkowanej kobiety. W tle jest wielka historia XX. wieku : Druga Wojna Światowa , Wojna w Wietnamie, Praska Wiosna. Wielka historia dotknie także Evy. Powieść Allende to także pochwała kobiecości, solidarności kobiecej. Tu bohaterki tworzą przyjaźnie, sojusze, są dla siebie wsparciem. Mężczyźni zajęci są walką, rewolucją, ale „ trzeba zmienić duszę świata", czego dokonać mogą kobiety. Podobnie jest z wielokulturowością . Do Ameryki Łacińskiej przybywają uchodźcy z Europy i Azji i tworzą barwny tolerancyjny konglomerat.
W powieści Allende wszystko się precyzyjnie łączy : historia, polityka, miłość, namiętność, a nawet nieodłączny element kultury Ameryki Łacińskiej czyli telenowele, bo tutaj „ seriale mają o wiele wyższą oglądalność niż wiadomości”.
Es gibt ein Leben und ich lebe es . Romy Schneider.
Awatar użytkownika
Czartogromski
Posty: 6829
Rejestracja: 22-07-2018 10:10:25
Lokalizacja: Kufszynek
Kontakt:

Re: To się czyta

Post: # 216265Post Czartogromski »

uzytkownik_konta pisze: 26-07-2025 03:34:57 [...]
Nota bene, tę samą krytykę widziałem też pod adresem "Ludzi Stalina" Roja Miedwiediewa (wyd. IWZZ, 1989, ss. 232), którymi pozwoliłem sobie się odtruć pomiędzy partiami "Ostatniego wielkiego...". Na Lubimy Czytać ktoś np. napisał:
Suche fakty, mieszanina uczestnictwa w zjazdach, plenach, stanowisk obejmowanych, traconych. Gdzieś spomiędzy wyzierają nieśmiało opisywane postaci, które tak naprawdę, jako tako opisane są już jako osoby w podeszłym wieku.
Zgadzam się (również co do tego, że najciekawsze były fragmenty dotyczące losów po 1953 r.), ale w przypadku "Ludzi..." ta sama maniera, co u Williamsa, nie była tak bardzo odczuwalna, bo tutaj na 232 s. mamy aż 6 życiorysów - zatem przy żadnym autor nie zdąży nas porządnie zanudzić. Miedwiediewowi zresztą można zarzucić dużo mniej, bo w przedmowie jasno dał do zrozumienia, że praca ta ma przede wszystkim cele akademickie. Williams tymczasem skierował swoją książkę do szerokiej publiczności, a jednak napisał ją bez pomysłu, bawiąc się w encyklopedystę.
[...]
W swoim czasie [1989] czytało się książkę Miedwiediewa z wypiekami na twarzy (o ile ktoś nie był oczytany w publikacjach 2. obiegu), teraz ma pewnie raczej wartość dokumentalną, nie wracałem do niej nigdy.
ODPOWIEDZ